Gogol Mikołaj - Rewizor.pdf

(440 KB) Pobierz
Mikołaj Gogol
Mikołaj Gogol - Rewizor
komedia w pięciu aktach
OSOBY:
ANTON ANTONOWICZ SKWOZNIK DMUCHANOWSKI — horodniczy
ANNA ANDRIEJEWNA — jego żona
MARIA ANTONOWNA — jego córka
ŁUKA ŁUKICZ CHŁOPOM — wizytator szkół
JEGO ŻONA
AMMOS FIEDOROWICZ LAPKIN-TIAPKIN — sędzia
ARTIEMIJ FILIPOWICZ ZJEMLANIKA — kurator instytucji filantropijnych
IWAN KUŹMICZ SZPIEKIN — naczelnik poczty
PIOTR IWANOWICZ BOBCZYNSKI }PIOTR IWANOWICZ DOBCZYNSKI } obywatele
IWAN ALEKSANDROWICZ CHLESTAKOW — urzędmlk z Petersburga
OSIP — jego służący
KRYSTIAN IWANOWICZ HIBNER — lekarz powiatowy
FIEDOR ANDRIEJEWICZ LULUKOW }IWAN ŁAZARIEWICZ RASTAKOWSKI } byli urzędnicy, wybitni
STIEPAN IWANOWICZ KOROBKIN } obywatele miasta N.N.
STIEPAN ILJICZ UCHOWIERTOW — komisarz policji
ŚWISTUNOW
PUGOWICYN policjanci
DZIERŻYMORDA ABDULIN — kupiec
FIEWRONIA PIETROWNA POSZLEPKINA — żona ślusarza
ŻONA PODOFICERA MISZKA — służący Horodniczego
KELNER ŻANDARM
Goście, kupcy, mieszczanie, petenci itd.
CHARAKTERY I KOSTIUMY
UWAGI DLA AKTORÓW
HORODNICZY, starszawy jegomość, długie lata na urzędzie; na swój sposób wcale niegłupi człowiek.
Chociaż łapownik, zachowuje się bardzo solidnie; dość poważny; do pewnego stopnia nawet rezoner;
mówi niezbyt głośno i niezbyt cicho, ani za dużo, ani za mało. Każde jego słowo ma wagęRysy twarzy
pospolite a szorstkie, jakie ma każdy, kto zaczął ciężką służbę od niższych szczebli. Dość szybko
przechodzi od strachu do radości, od upodlenia do pychy, jak to bywa u ludzi z ordynarnymi
skłonnościami duszy. Nosi mundur z galonami, wysokie buty. Włosy szpakowate, na jeża.
ANNA ANDEIEJEWNA, jego żona, prowincjonalna kokietka, jeszcze nie stara; wychowania w równej
mierze na modnych romansach i albumach, jak na kłopotach ze spiżarnią i służbą domową. Bardzo
ciekawa, a gdy się trafi sposobność, to i chełpliwa. Nieraz rządzi mężem — tylko dlatego że mąż nie wie,
co jej odpowiedzieć. Ale ta władza dotyczy wyłączane drobnostek i ogranicza się do wymówek i kpin. W
czasie trwania sztuki cztery razy zmienia stroje.
CHLESTAKOW, młodzieniec 23-letni, cieniutki, chudziutki, z lekka głupawy i, jak to się mówi, bez piątej
klapki w głowie. Typ, zwany w kancelariach „absolutną pustką” (zerem). Mówi i działa zupełnie bez
namysłu. Na niczym nie umie skupić uwagi. Mówi krótko, urywanie, słowa wylatują z jego ust całkiem
niespodzianie. Im więcej aktor, grający tę rolę, wykaże szczerości, otwartości i prostoty, tym bardziej
zyska. Ubrany według mody.
OSIP, służący, taki jak zwykle bywają niezbyt już młodzi służący. W tym, co mówi, jest powaga,. Patrzy
nieco spodełba. Rezoner, lubiący samemu sobie recytować morały dla swego pana. Mówi zazwyczaj
głosem równym; w rozmowie z Chlestakowem wpada w ton surowy, urywany i nawet z lekka grubiański.
Jest mądrzejszy od swego pana i dlatego bardziej domyślmy, nie lubi jednak dużo mówić. Jest to
spryciarz i kombinator na milcząco. Nosi szary lub granatowy surdut, dobrze podniszczony.
BOBCZYŃSKI i DOBCZYJŃSKI, obaj niziutcy, króciutcy, z brzuszkami, ciekawscy, bardzo do siebie
podobni. Obaj mówią bardzo szybko i żywo gestykulują. Dobczyński jest trochę wyższy niż Bobczyński i
trochę poważniejszy. Obaj noszą żółte nankinowe pantalony, na nogach mają buciki z chwaścikami.
Dobczyński chodzi w szerokim fraku koloru butelkowego, Boboczyński w dawnym wojskowym mundurze.
LAPKIN-TIAPKIN, sędzia, przeczytał w życiu pięć sześć książek i dlatego jest trochę wolnomyślny. W tym,
co słyszy, lubi dopatrywać się głębszego znaczenia, i dlatego nadaje wagę każdemu własnemu słowu.
Aktor grający tę rolę powinien stale zachowywać znaczącą minę. Mówi basem, rozciągając słowa, sapiąc i
rzężąc, jak stary zegar, co najpierw syczy, a dopiero potem wybija godzinę.
ZJEMLANIKA, kurator zakładów filantropijnych, bardzo graby, nieruchliwy i niezdarny (niedźwiedziowaty),
ale mimo to szczwany krętacz. Bardzo usłużny. Nosi szeroki frak; w akcie czwartym zjawia się w wąskim
gubernialnym mundurze z przykrótkimi rękawami i ogromnym kołnierzem, prawie zakrywającym. uszy.
NACZELNIK POCZTY, człowiek aż do naiwności prostoduszny.
Inne role nie wymagają specjalnych wyjaśnień. Oryginały ich możemy spotkać na każdym kroku. G o ś c i
e powinni być różnorodni: wysocy i niscy, grubi i chudzi , uczesami i rozwichrzeni, we frakach, węgierkach,
surdutach rozmaitych kolorów i kroju. Suknie pań tak samo pstrokata. Jedne ubrane są dość przyzwoicie,
nawet z pretensjami do mody, ale jakiś szczegół musi być zawsze nie w porządku: albo czepek ma bakier,
albo torebka jakaś dziwaczna. Inne — w sukniach zupełnie poza wszelką modą: z wielkimi szalami, w
czepkach przypominających głowę cukru itp.
Panowie aktorzy powinni zwrócić specjalną uwagę na ostatnią, scenę. Ostatnie wypowiedziane słowo
żandarma musi porazić wszystkich jak prąd elektryczny — wszystkich naraz, nagle. Cała grupa musi
zmienić pozycję w ciągu jednej sekundy. Głos zdumienia wszystkich pań wyrwać się musi jednocześnie,
jak z jednej piersi Przy niezastosowaniu się do tych uwag przepaść może cały efekt.
AKT I
Scena 1
Pokój w mieszkaniu Horodniczego
HORODNICZY, ARTIEMIJ FILIPOWICZ, ŁUKA ŁUKICZ, AMMOS FIEDOROWICZ, KOMISARZ POLICJI,
LEKARZ, DWAJ DZIELNICOWI
HORODNICZY
Zaprosiłem panów w celu zakomunikowania im arcyniemiłej nowiny: jedzie do nas rewizor!
AMMOS FIEDOROWICZ
Jak to — rewizor?
ARTIEMIJ FILIPOWICZ
Co za rewizor?
HORODNICZY
Rewizor z Petersburga, incognito, a na domiar złego z poufną instrukcją.
AMMOS FIEDOROWICZ
Masz tobie!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ
Masz babo kaftan!
ŁUKA ŁUKICZ
Wielki Boże! I jeszcze z poufną instrukcją!
HORODNICZY
Jakbym coś przeczuwał: całą ubiegłą noc śniły mi się jakieś dwa niezwykłe szczury. Takich, powiadam
panom, nigdy jeszcze nie widziałem: czarne, nienaturalnej wielkości! Przyszły, obwąchały i poszły. Zaraz
panom przeczytam list, jaki otrzymałem od Andrzeja Iwanowicza Czmychowa, którego pan, panie
Zjemlanika,
(do Artiemija Filipowicza)
zna... Pisze mi Czmychow tak: „Kochany przyjacielu, kumie i dobrodzieju...
(mrucząc półgłosem, szybko przebiegając oczyma list)
i zawiadomić cię...” aha... „oprócz tego chciałem cię zawiadomić, że przyjechał urzędnik z poleceniem
dokonania inspekcji całej guberni, specjalnie zaś naszego powiatu...”
(podnosi znacząco palec)
„Dowiedziałem się o tym od najwiarogodniejszych ludzi, choć on podaje się za osobę prywatną. Wiedząc,
że, jak wszyscy zresztą, masz grzeszki na sumieniu, bo jesteś człowiek mądry i nie lubisz wypuszczać
tego, co samo do rąk płynie...”
(zatrzymuje się)
No, sami swoi... „to radzę ci mieć się na baczności, bo może przyjechać lada chwila, a nie jest
wykluczone, że już przyjechał i mieszka gdzieś incognito. Wczoraj...” No, tu już idą sprawy rodzinne —
„siostra Anna Kiriłowna przyjechała do nas z mężem. — Iwan Kiriłowicz bardzo utył i ciągle gra na
skrzypcach” itd. itd. Więc tak się to przedstawia!
AMMOS FIEDOROWICZ
Tak, to sprawa nadzwyczajna, po prostu nad-zwy-czajna... Goś w tym jest.
ŁUKA ŁUKICZ
Po co, panie Horodniczy, z jakiego powodu? Dlaczego do nas rewizor?
HORODNICZY
Dlaczego?! Taki los, widać!
(westchnął)
Dotychczas, panu Bogu najwyższemu dzięki, dobierali się do innych miast, teraz i na nas kolej przyszła...
AMMOS FIEDOROWICZ
Ja myślę, że to ma jakiś cieniutki i raczej polityczny podkład... Znaczy to po prostu, że Rosja... tak jest,
chce prowadzić wojnę i ministerstwo, proszę ja panów, nasyła urzędnika, żeby się wywiedzieć, czy nie ma
gdzie zdrady.
HORODNICZY
Takżeś pan trafił? A niby rozumny człowiek! W powiatowym miasteczku zdrada! Cóż to, miasto
pograniczne, czy co?-... Przecież od nas, choć trzy lata galopem pędzić, a do żadnego państwa nie
dojedzie,
AMMOS FIEDOROWICZ
Nie, panie Antoni, niech pan tak od razu nie tego... Powtarzam, władza ma jakieś dyskretne zamiary.
Daleko, nie daleko, wszystko jedno, a ostrożność nie zawadzi...
HORODNICZY
Zawadzi, czy nie zawadzi, nie wiem, ja swoje zrobiłem i uprzedziłem panów. Co do mnie, to w swoim
resorcie wydałem już pewne zarządzenia. Radzę i panom. A zwłaszcza panu, panie Zjemlanika. Rewizor
zechce niewątpliwie, i to przede wszystkim, — obejrzeć powierzone pańskiej pieczy instytucje
filantropijne... niech pan przeto postara się, aby wszystko było jak należy: żeby szlafmyce były czyste,
żeby chorzy nie wyglądali jak kominiarze, jak to tam zwykle...
ARTIEMIJ FILIPOWICZ
No, to drobnostka! Szlafmyce można dać czyste...
HORODNICZY
Właśnie... I żeby nad każdym łóżkiem była karteczka po łacinie, czy w jakim innym języku... to już pańska
rzecz, (do Krystiana Iwanowicza)
panie Doktorze... jaka choroba, kiedy kto zachorował, dzień, data, wszystko... I to niedobrze, że pacjenci
palą taki mocny tytoń... Człowiek kicha, jak tylko wejdzie. Byłoby też wskazane, aby zmniejszyć ilość
chorych, bo będzie się zaraz nazywało, że nadzór niedostateczny, albo że lekarz do niczego...
ARTIEMIJ FILIPOWICZ
O, co do metod leczenia, to przedsięwzięliśmy z Krystianem Iwanowiczem środki bardzo skuteczne: im
bliżej natury tym lepiej... lekarstw kosztownych nie stosujemy. Człowiek prosty jeżeli ma umrzeć, to i tak
umrze... jeżeli ma wyzdrowieć, to i tak wyzdrowieje... Zresztą panu Doktorowi byłoby nawet trudno
porozumieć się. z pacjentami — nie zna on zupełnie naszego języka, ani słowa!
KRYSTIAN IWANOWICZ
(dźwięk pośredni między „e” i „i”)
HORODNICZY
I panu, panie Lapkin Tiapkin, radziłbym zwrócić uwagę na stan lokali urzędowych. W poczekalni sądu,
tam gdzie zazwyczaj schodzą się strony, stróż zaprowadził hodowlę gęsi, małe gąski plątają się pod
nogami... Nie przeczę, dbałość o gospodarstwo domowe chwali się każdemu — dlaczegoby i stróż nie
miał prawa — ale w takim miejscu jak sąd nie wypada... Już niejednokrotnie chciałem zwrócić panu na to
uwagę, ale zawsze jakoś zapominałem...
AMMOS FIEDOROWICZ
Jeszcze dziś każę gąski zabrać do kuchni... Może pan przyjdzie na obiad?
HORODNICZY
Oprócz tego, i to, panie Sędzio nieładnie, że w urzędzie pańskim ciągle się suszy i to, i owo... A nad samą
szafą z aktami wisi myśliwski harap! Wiem, że pan jest zapalonym myśliwym, ale nie zaszkodzi na pewien
czas zdjąć go ze, ściany... Kiedy rewizor wyjedzie, może pan znowu powiesić... Asesor zaś pański...
owszem, człowiek z olejem w głowie... ale tak od niego jedzie, jakby przed chwilą wyszedł z gorzelni...
Też niedobrze... Dawno już chciałem zwrócić panu na to uwagę, ale nie pamiętam, byłem czymś innym
zajęty... Są przecież środki na to, jeżeli to, w samej rzeczy, jak on sam twierdzi, zapach przyrodzony.
Należy mu poradzić, aby jadł cebulę, lub czosnek, czy co innego... W tym wypadku pan Doktór może
zastosować rozmaite medykamenty.
KRYSTIAN IWANOWICZ
(dźwięk jak wyżej)
AMMOS FIEDOROWICZ
Nie, tego się pozbyć nie można! Powiada, że mamka, kiedy był niemowlęciem, upuściła go na ziemię i od
tego czasu zalatuje trochę wódką...
HORODNICZY
Ja tylko zwracani uwagę... Co zaś dotyczy specjalnych środków ostrożności i tego, co Czmychow nazywa
w liście grzeszkami, o tym nic powiedzieć nie mogę... Bo i o czym tu mówić?... Nie ma człowieka, który by
nie miał jakichś grzechów na sumieniu... Sam Pan Bóg tak chciał — i wolterianie daremnie przeciw temu
występują...
AMMOS FIEDOROWICZ
A co pan, panie Horodniczy, nazywa grzeszkami? Grzeszek
grzeszkowi nie równy...... Ja przyznaję się otwarcie, że biorę
łapówki... Ale w jakiej postaci? W postaci szczeniąt... To zupełnie inna sprawa!
HORODNICZY
Szczenięta czy nie szczenięta, a łapówka łapówką!
AMMOS FIEDOROWICZ
No nie, panie! Co innego, kiedy ktoś na przykład ma futro za 500 rubli, a małżonka szal...
HORODNICZY
Ale cóż z tego, że pan bierze łapówki szczeniętami? Pan za to w Boga nie wierzy! Do cerkwi pan nigdy
nie chodzi. A ja w wierze przynajmniej nieugięty jestem i co niedziela: bywam w domu bożym. A pan? O,
ja pana znam! Kiedy pan. zacznie mówić o stworzeniu świata, to po prostu włosy dęba stają!
AMMOS FIEDOROWICZ
Ale sam do tego doszedłem! Własnym rozumem!
HORODNICZY
E, tam! Zdarza się czasem, że od nadmiaru rozumu gorzej jest, niż gdyby go wcale nie było... Zresztą o
sądzie powiatowym wspominałem tak tylko, przy sposobności. Wątpię, czy tam kto kiedy zajrzy: miejsce
takie, że sam Pan Bóg rozciągnął nad nim protektorat... Ale pan, panie Chłopow, jako naczelnik wydziału
szkolnego powinien specjalnie zająć się panami profesorami. Ludzie to, oczywiście, uczeni, kształceni w
rozmaitych kolegiach, ale mają Bardzo dziwne maniery, nieodłączne zapewne od uczoności... Jeden na
przykład — wie pan, taki tłusty na twarzy, nazwiska nie pamiętam — nie może się bez tego obyć, żeby nie
zrobić grymasu, gdy tylko wejdzie na katedrę... O tak jakoś...
(pokazuje)
A potem, spod krawata zaczyna sobie ręką brodę prasować... Jeżeli pan profesor stroi takie miny do
ucznia, to oczywiście drobnostka... Może to przy nauce rzecz nawet konieczna... Nie wiem i nie śmiem
sądzić! Ale niechże pan pomyśli, że odstawi taką sztukę w obecności przyjezdnego urzędnika! Mogą być
straszne skutki! Pan rewizor, lub kto inny, może to wziąć do siebie... Diabli wiedzą, co się stać może!
ŁUKA ŁUKICZ
Kiedy nie mogę sobie z nim dać rady! Mówiłem już kilkakrotnie. Nawet w tych dniach, kiedy kurator wszedł
do klasy, nauczyciel wykropił taką minę, że czegoś podobnego w życiu nie widziałem. Zrobił to oczywiście
z dobrego serca, a ja dostałem naganę: dlaczego młodzieży wpaja się w ten sposób wolnomyślne
poglądy?
HORODNICZY
To samo dotyczy pedagoga z działu historycznego. Zaraz widać, że głowa uczona... owszem, i
wiadomości nałapał co niemiara, ale wykłada z takim żarem, że o świecie zapomina. Byłem kiedyś
podczas lekcji. Póki mówił o Asyryjczykach, Babilończykach, wszystko było w porządku... Ale kiedy
doszedł do Aleksandra Macedońskiego, to nie potrafię panu powiedzieć, co się z tym człowiekiem stało!
Jak Boga kocham, myślałem, że pożar! Zeskoczył z katedry — i jak nie złapie krzesła, jak nie wyrżnie z
całej siły o podłogę!... Nie przeczę, owszem, Aleksander Macedoński był niewątpliwie bohaterem, lecz po
cóż łamać krzesła?... Uszczerbek dla skarbu państwa i tyle...
ŁUKA ŁUKICZ
Tak, to człowiek z temperamentem. Kilka razy zwracałem mu uwagę. Powiada: „Jak pan uważa, ale ja dla
nauki gotów jestem nawet życie poświęcić!”
HORODNICZY
Tak, tak! Taki jest już niezbadany wyrok losów! Że człowiek mądry, to albo pijak, albo taką małpę ze
siebie robi, że obraza boska.
ŁUKA ŁUKICZ
Nie daj Boże, to za ciężki los, taka służba w naukowym resorcie. Wszystkiego się boisz. Każdy się wtrąca,
każdy chce pokazać, że jest mądry.
HORODNICZY
To wszystko nic. Najgorsze to przeklęte incognito! Nagle się zjawi: „Aha, mam was, ptaszki!” — „A kto,
zapyta, jest tutaj sędzią? Lapkin-Tiapkin? Dawać tu Lapkina-Tiapkina! A kto zarządza instytucjami
filantropijnymi? Zjemlanika? Dawać Zjemlanikę!...” W tym sęk!
Scena 2
Wchodzi NACZELNIK POCZTY
NACZELNIK POCZTY
Wytłumaczcie mi, panowie, co się dzieje? Jaki urzędnik przyjeżdża?
HORODNICZY
Jakto? Nie słyszał pan?
NACZELNIK POCZTY
Mówił mi Piotr Iwanowicz Bobczyński... Był u mnie przed chwilą na poczcie.
HORODNICZY
No i co? Co pan o tym sądzi?
NACZELNIK POCZTY
Co sądzę?... że będzie wojna z Turkami!
AMMOS FIEDOROWICZ
Moje słowa! Ja tak samo uważam.
HORODNICZY
Tak i obaj trafiliście palcem w niebo!
NACZELNIK POCZTY
Na pewno wojna z Turkami! Wszystko sprawki Francuza!
HORODNICZY
Jaka tam wojna z Turkami! Nie na Turkach, lecz na nas się skrupi! Wszystko już wiadomo — mam list.
NACZELNIK POCZTY
Chyba że tak... W takim razie nie będzie wojny z Turkami... .
HORODNICZY
Więc co pan ostatecznie sądzi?
NACZELNIK POCZTY
Co tam ja! A pan, panie Antoni?
HORODNICZY
Ja? Cóż ja?... Bać się, nie boję, tylko tak... troszkę. Kupcy i obywatele mnie peszą... Mówią, że się im
dobrze dałem we znaki. A ja, Bóg mi świadkiem — jeżelim co wziął od którego, to bez żadnej nienawiści...
Myślę nawet...
(Merze go pod rękę i odprowadza na bok)
nawet się zastanawiam, czy mnie kto nie zadenuncjował? Bo i po cóż jechałby do nas rewizor? Otóż,
drogi panie, czy nie dałoby się, dla naszego wspólnego dobra, wszystkie listy, które przez pocztę
przechodzą, czy przysyłane, czy wysyłane... troszeczkę tak, wie pan, rozpieczętowywać i czytać — czy
nie zawierają jakiegoś donosu, albo po prostu wymiany zdań... Jeżeli nie — to znów można
zapieczętować, a ostatecznie... oddać tak, rozpieczętowany.
NACZELNIK POCZTY
Wiem, wiem... Niech mnie pan nie uczy... sam to robię, nawet nie z ostrożności, raczej przez ciekawość...
Strasznie lubię dowiedzieć się, co nowego na świecie. Mówię panu, arcyciekawa lektura... Czasem się
taki list trafi, że po prostu rozkosz, opisane są różne pasaże... i jakie nieraz budujące! Lepsze niż w
„Moskiewskich Wiadomościach”.
HORODNICZY
No i co? Nic nie było o jakimś urzędniku z Petersburga?
NACZELNIK POCZTY
Zgłoś jeśli naruszono regulamin