Opowieść o chwałach Dewii.rtf

(124 KB) Pobierz

DEWII PURAANAM

 

Trzecia księga, rozdział 14.

 

Opowieść o chwałach Dewii

 

Dźanamedźaja powiedział: O Dwiidźa! [podwójnie urodzony] Słyszałem szczegółowo o Jadźni Dewii (Bogini),

dokonanej przez Śri Wisznu. Teraz opisz mi Jej Chwałę i znakomite czyny. Po usłyszeniu o nich, chlubnych czynach Dewii, ja również dokonam tej Jadźni. Przez to bez wątpienia będę czysty, dzięki Twojej przychylności.

Wjaasa rzekł: O Królu! Posłuchaj, opowiem Ci teraz o najbardziej pomyślnych, potężnych dokonaniach Dewii, na podstawie Puraan. [Świętych Pism]

W dawnych czasach, w kraju Kosala rządził król Dhruwasandhi z Dynastii Słonecznej. Był synem Puspy i otaczała go sława z powodu jego wielkiego męstwa. Był prawdomówny, religijny, zajęty czynieniem dobra poddanym, posłuszny prawom czterech kast i Aaśram. Będąc czystym, wykonywał swoje obowiązki w kwitnącym mieście Ajodhjaa.

Brahmini, kśatrijowie, wajśowie i śudrowie, oraz inni dobrzy ludzie żyli religijnie pod jego rządami, a każdy z nich trwał przy swoim zawodzie.

W królestwie tym nie wolno było pozostać żadnym złodziejom, oszustom, chytrym osobom, ludziom próżnym i butnym, zdradliwym i niepiśmiennym.

O gospodarzu Kurów! Tak oto rządząc w prawy sposób, król ten miał dwie żony, obie piękne, młode i w pełni zdolne zapewniać radość i uciechę królowi. Pierwszą, cudowną żoną była Manoramaa, drugą zaś Liilaawatii. Każda z nich niezmiernie pociągająca, inteligentna i wykształcona.

Król zaznawał z nimi wiele radości w pałacach, ogrodach, na romantycznych wzgórzach, nad jeziorami i w różnych pięknych dworach.

W pewnej pomyślnej chwili Manoramaa urodziła piękne dziecko, obdarzone wszystkimi królewskimi cechami. Dziecko to w odpowiednim czasie otrzymało imię Sudarśana.

Następnie w przeciągu jednego miesiąca jego druga żona, piekna Liilaawatii powiła znakomite dziecko, podczas pomyślnej jaśniejszej części miesiąca księżycowego i w pomyślny dzień. Król dokonał potem Dźaata-Karmy (obrzędów narodzeniowych dziecka), a będąc bardzo zadowolony, rozdał Brahminom wiele podarunków, bogactwa itd.

Król okazywał swą miłość po równi obu dzieciom, nigdy nie wyróżniał żadnego z nich.

Król, ów gnębiciel wrogów, cieszył się wielkim zadowoleniem i wykonał uroczystości ćudaa karana stosownie do swojej pozycji i majątku.

Widok tych dwóch synów bardzo radował ludzi. Widząc tych Kritaćuudów i bawiąc się z nimi, król był zatopiony w oceanie przyjemności.

Sudarśana był starszy, ale Satrudźit, drugi, piękny syn Liilaawatii odznaczał się słodką i przekonującą mową. Jego piękna postać i słodkie słowa przynosiły królowi wiele radości i z powodu tych cech, dziecko Satrudźit okazało się również ulubieńcem ludu i ministrów.

Król nie potrafił okazać nieszczęsnemu Sudarśanie tyle uczucia, ile okazywał Satrudźitowi.

Po jakimś czasie, król Dhruwasandhi wybrał się pewnego razu na polowanie do lasu. Zabił tam wiele jeleni, Rurów (rodzaj sarny), słoni, dzików, zajęcy, bawołów, nosorożców, wielbłądów i bawił się przednio tą łowiecką przygodą.

Kiedy tak oddawał się polowaniu, pewien lew wpadł we wściekłość i naraz wyskoczył z krzewu, pojawiając się przed królem. Ów król zwierząt był już ugodzony strzałami - teraz, zobaczywszy przed sobą króla, głośno zaryczał.

Gniewnie podniósł ogon wysoko w górę i strosząc grzywę skoczył wysoko w powietrze, żeby napaść na króla i odebrać mu życie. Widząc to, król natychmiast chwycił miecz w prawą dłoń, a tarczę w lewą i ustawił się przed nim, jak drugi lew.

Idący za królem ludzie zaczęli, jak jeden, gniewnie strzelali do tego lwa z łuków.

Potem zabrzmiał donośny ryk, a wszyscy zaczęli wypuszczać strzały najlepiej jak potrafili. Mimo to ów groźny lew spadł na króla.

Widząc to król uderzył go mieczem, ale lew również dostał króla i rozdarł go swymi ostrymi pazurami. Król padł na miejscu i zginął. Żołnierze krzyknęli głośno zabili lwa strzałami.

Tak oto zarówno król jak i lew legli martwi na miejscu. Żołnierze wrócili do pałacu i przekazali te wiadomości królewskim ministrom.

Kiedy muni usłyszeli o śmierci króla, udali się do lasu i dokonali pogrzebowego spalenia martwego ciała króla.

Mahariśi Wasisztha odprawił tam na miejscu wszelkie obrzędy pogrzebowe, zapewniając w ten sposób królowi bezpieczną podróż na tamten świat. Wszyscy poddani i obywatele oraz Muni Wasisztha naradzili się nawzajem, żeby osadzić na tronie, jako króla, Sudarśanę. Premier, jak też pozostali członkowie wysunęli myśl, że ponieważ Sudarśana jest synem legalnej żony, spokojny i cichy, piękny i obdarzony wszelkimi uzdolnieniami królewskimi, nadaje się do objęcia tronu. Mahariśi Wasisztha powiedział, że syn królewski, choć nie osiągnął jeszcze odpowiedniego wieku jest jednak pobożny, dlatego rzeczywiście nadaje się do tego, aby go osadzić na tronie królewskim.

Kiedy ci mądrzy, wiekowi ministrowie postanowili w ten sposób, Judhaadźit, król Udźdźain, słysząc o tym, pospieszył na miejsce.

Był on ojcem Liilaawatii. Usłyszawszy o śmierci zięcia, przybył tam po to, aby syn jego córki mógł dostać to królestwo dla siebie.

Następnie Wiirasena, król państwa Kalinga i ojciec Manoramy, również tam przybył w celu dopilnowania, aby Cesarzem został syn jego córki, Sudarśana.

Ci dwaj królowie, którym towarzyszyły ich armie, zaczęli prowadzić narady z owymi sędziwymi ministrami, a każdy dokładał starań, żeby to jego wnuk objął tron.

Judźadźit spytał: "Który z tych dwóch synów jest starszy? Czy jest zawsze tak, że to starszy dziedziczy królestwo? Czy młodszy nigdy nie będzie w stanie go otrzymać?"

Wiirasena powiedział: "Królu! Ten, kto jest synem legalnej żony, dziedziczy królestwo. Tak słyszałem od uczonych, biegłych w wiedzy Śaastr."

Słysząc Wiirasenę, Judhaadźit powtórzył: "Sudarśana nie jest tak obdarzony królewskimi uzdolnieniami i innymi rzeczami tak, jak ten oto syn nieboszczyka króla, Satrudźit. Jak więc Sudarśana może odziedziczyć tron?"

Królu! Wówczas podniosły się kłótnie pomiędzy tymi dwoma królami. Teraz, w owej rozstrzygającej chwili, któż jest w stanie wyjaśnić ich wątpliwości?

Potem Judhaadźit zwrócił się do ministrów: "Wszyscy działacie pod wpływem samolubnych pobudek. Chcecie dostać dużo pieniędzy, czyniąc królem Sudarśanę. Poznałem po waszych ruchach i pozycjach ciał, że wasze postanowienie ma właśnie to na celu. Mimo to Satrudźit ma większe prawa do tronu, posiadając o wiele więcej uzdolnień niż Sudarśana. Dlatego to on i nikt inny odpowiedni jest do jego objęcia. Co więcej, niech zobaczę - póki żyję - kto może oddalić te roszczenia uzdolnionego księcia, mającego armię, a wysunąć roszczenia księcia, który nie ma w ogóle żadnych uzdolnień.

Jestem gotów walczyć, a rozedrę ziemię swoim mieczem na dwoje. Co więcej macie do powiedzenia w tej sprawie?"

Usłyszawszy to, Wiirasena zwrócił się do Judhaadźita: "Ja widzę, że inteligencja obu chłopców jest taka sama. Jesteś inteligentny - powiedz uprzejmie, gdzie jest ta różnica?"

O królu! Ci dwaj królowie pozostali tam, kłócąc się. Poddani i Riśi, widząc to, byli bardzo niespokojni. Setki wasalnych książąt, sądząc, że ci dwaj królowie mogą wdać się w waśń, przybyło na miejsce ze swymi żołnierzami, choć musieli przejść wielkie trudy, aby tego dokonać. Pojawiło się także wielu tubylców, spośród mieszkańców Sringawerpur, słysząc o śmierci króla nieboszczyka, a ich jedynem celem była grabież. Dwaj książęta są nieletni, a słysząc, że ich stronnicy są ze sobą w wojnie, przybyło tam również wielu rozbójników z różnych krajów sąsiednich.

Tak oto, kiedy pomiędzy tymi dwoma królami wybuchła wojna, przez królestwa przeszło zamieszanie i tumult. Tymczasem zarówno Judhaadźit, jak i Wiirasena przygotowywali się do walki.

 

Tak oto kończy się rozdział XIV opowiadania o chwałach Dewii oraz śmierci króla Kosali Drhruwy Sandhi w 3 Adhajaaji (Księgi) Śrii Mad Dewii Bhaagawatam

 

Rozdział 15

 

O bitwie pomiędzy Judhaadźitem a Wiiraseną

 

Wjaasa powiedział: -- O królu! Kiedy ta wojna zostałą wypowiedziana, owi dwaj królowie, wielce poruszeni chciwością i gniewem, chwycili za broń. Zaczęło się straszne starcie.

Z jednej strony król Judhaadźit o długich ramionach, otoczony swym wojskiem z łukami i strzałami, przybył gotów do walki.

Z drugiej strony ognisty Wiirasena, istny drugi Bóg Dewów, pojawił się na polu bitwy, idąc za obyczajem kśatrijów (wojowników), w imieniu syna swej córki. Następnie ów prawdomówny król Wiirasena, widząc Judhaadźita w bitwie, bardzo się rozgniewał i obsypał go strzałami, niby chmura zalewająca deszczem wierzchołki gór.

Zasypany, można by rzec, ostrymi i szybkimi strzałami, ostrzonymi na kamieniu, a wypuszczonymi przez Wiirasenę, Judhaadźit również szybko zaczął strzelać z łuku do Wiiraseny i pociął wszystkie strzały tamtego.

O Królu! Potem nastąpiła straszna walka pomiędzy jeźdźcami z obu stron, wojownikami na słoniach; a Dewowie (Bóstwa), ludzie i Muni zaczęli w zadziwieniu być świadkami tej okropnej bitwy. Ptaki, sępy i wrony, chciwe mięsa martwych żołnierzy, latały w powietrzu.

Krew słoni, koni i wojowników, których ciała leżały martwe, popłynęła potokami okropnie przypominającymi rzeki, na tym morderczym polu bitwy. Ten strumień krwi wzbudził strach w tych, co przyszli go oglądać, tak jak rzeka Waitarani w drodze do piekła (Pana Śmierci) jest bardzo straszna dla grzeszników.

Prąd znosił na brzegi owej rzeki czaszki ludzkie, a wyglądały jak liczne puste dynie, rozrzucone tam dla chłopców do zabawy na brzegach rzeki Dźumnaa.

Kiedy jakiś wojownik padał martwy na polu bitwy, sępy zaczynały polatywać w powietrzu, chcąc pożreć jego ciało. Wydawało się wówczas, że duch tego wojownika widząc swe piękne ciało próbował ponownie w nie wstąpić, choć myślał, że stało się ono dlań bardzo niedostępne.

Niektórzy wojownicy, po zabiciu ich w tej bitwie natychmiast wznosili się w niebiańskim pojeździe do nieba i widziano, jak zwracali się do boskiej nimfy, która już weszła w ich objęcia: "O Ty o pięknych udach! Patrz, jak moje piękne ciało leży w dole na ziemi!"

Pewien zabity żołnierz wzniósł się do nieba w niebiańskim pojeździe, dostał jakąś boską nimfę, a kiedy siedział z nią w nim, jego była żona na ziemi zrobiła sobie sati i spaliła się na stosie pogrzebowym - w ten sposób otrzymała boskie ciało, wstąpiła do nieba i ta cnotliwa niewiasta odciągnęła swego męża siłą od tej boskiej nimfy.

Dwóch wojowników doskoczyło i zabiło się nawzajem. Legli martwi równocześnie. Podobnie równocześnie wznieśli się do niebios, a tam zaczęli kłócić się i walczyć, używając swej broni, o jedną i tę samą boską nimfę.

Jakiś bohater dostał w niebiosach nimfę cudniejszą i piękniejszą niż on sam, i tak stał się bardzo przywiązany i oddany jej. Zaczął opisywać swoje bohaterskie cechy, jak też w zaślepieniu naśladować cechy tej swojej kochanki, tak by mogła pozostać wiernie przywiązana do niego.

Kurz podniósł się wskutek tego strasznego starcia żołnierzy na polu bitwy i przesłonił słońce. Wydawało się, że zapadła noc. Po chwili kurz został wchłonięty przez krew na ziemi, a słońce zdało się bardzo czerwone, odbijając czerwień krwi.

Pewien Brahmaćaarii (bezżenny jeszcze człowiek) walczył w tej bitwie i zostal zabity. Poszedł do niebios - natychmiast pewna Dewakanjaa o cudownych oczach, boska nimfa, zapragnęła wybrać go sobie na pana młodego, z wielkim oddaniem. Ale ten bystry człowiek nie przyjął jej propozycji, pomyślał bowiem, że to złąmałoby jego ślub Brahmaćarji [studiowania w stanie bezżennym, po któym dopiero powinno nastepić małżeństwo, według właściwych, Wedyjskich, zasad].

O Królu! Tak oto, w wirze tej strasznej bitwy, król Judhaadźit wypuścił ostrą, straszną strzałę w Wiirasenę i odciął mu nią głowę od ciała. Wiirasena legł martwy na polu bitwy, zaś jego wojsko zostało rozgromione. Żołnierze uciekli z bitwy.

Słysząc, że jej ojciec został zabity w bitwie, Manoramaa oniemiała ze zgrozy i niepokoju. Potem pomyślała, że występny, podły król Judhaadźit z pewnością zabije jej syna, dla królestwa i wyładowania swej wrogości do jej ojca.

"Co mam teraz czynić? Ojciec jest zabity w bitwie. Męża nie ma już wśród żywych. Moje dziecko jest dziś nieletnie. Gdzie się udać?

Chciwość jest bardzo grzeszna. Gdzie znaleźć kogoś, kogo nie przekupiłoby się poprzez jego miłość do złota? i czy jest jakiś podły czyn, który nie zostałby popełniony z chciwości?"

Chciwy człowiek nie waha się przed zabiciem swego ojca, matki, przewodnika duchowego, przyjaciół i innych. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. To właśnie ta niezwykła miłość do ziemskich rzeczy sprawia, że człowiek je to, co jest uważane w społeczeństwie za nieczyste, każe mu zbliżać się do kobiety, do której nie należy się zbliżać i to właśnie ta chciwość każe człowiekowi odrzucić własną religię i stać się odstępcą.

W tym mieście nie widzę nikogo wystarczająco potężnego, żebym mogła tam pozostać, przyjąwszy u niego schronienie i móc wychować swoje dziecko.

Co mogę zrobić, jeśli król Judhaadźit zabije mojego syna? Nie ma na tym świecie nikogo, kto może mnie uratować i u kogo mogę liczyć na schronienie, w którym mogłabym przebywać bez trwogi. A druga żona-rywalka, Liilaawatii zawsze będzie żywić wrogość wobec mnie. Nigdy nie okaże zmiłowania mojemu synowi.

Kiedy Judhaadźit przybędzie tu do miasta, za żadne skarby nie będę w stanie się z niego wydostać, a on wtrąci dziś mego syna do więzienia pod pretekstem tego, że jest nieletni.

Słyszałam, że w dawnych czasach Indra wszedł do łona swojej ciężarnej macochy z małym piorunem w ręku i podzielił płód tą bronią na siedem części, a potem każdą z nich jeszcze na siedem - w ten sposób w Niebiosach urodziło się czterdziestu dziewięciu Marutów.

Słyszałam także, że w starożytnych czasach jedna królowa podała truciznę, żeby zabić płód w łonie drugiej królewskiej żon, swojej rywalki. Kiedy to dziecko wyszło z łona, było sławione na ziemi imieniem Sagara (z trucizną).

Mąż był żywy, a mimo to jego królowa Kajkeji wypędziła najstarszego syna królewskiego, Śrii Raamćandrę, do lasu, a król Daśaratha właśnie z tego powodu wyrzekł się życia.

Niewątpliwie ministrowie chcieli obwołać wcześniej królem mojego syna, ale teraz nie są niezależni. Poddali się teraz królowi Judhaadźitowi. Nie mam żadnego brata, który byłby dość potężny żeby uwolnić mnie z mojej niewoli. Widzę, ze wpadłam w wielkie tarapaty z powodu tego połączenia nieprzewidzianych okoliczności.

Chociaż powodzenie zależy od Losu, człowiek powinien jednak dokonywać szczerego wysiłku. Jeśli ktoś nie czyni żadnego wysiłku, los także pozostaje uśpiony. Stąd też obmyślę wkrótce jakiś plan, dla uratowania syna."

O Królu! Myśląc w ten sposób, tak kobieta, Manoramaa zawołała na osobności najlepszego i bardzo szanownego ministra Widallę, który był inteligentny i znawcą wszystkiego. Trzymając ręce swego syna i płacząc, powiedziała pokornie, w przygnębieniu: "O Ministrze! Mój ojciec jest zabity na polu bitwy, ten tu syn jest nieletni, a Judhaadźit to potężny król. Weź to wszystko pod uwagę i powiedz mi, co mam teraz zrobić?"

Wówczas czcigodny minister Widalla powiedział królowej Manoramie: "Żadną miarą nie jest nam wskazane pozostawanie tutaj. Wkrótce pojedziemy ku lasom Benares. Mam tam potężnego wuja, Subaahu. Dobrze mu się wiedzie i ma potężne wojsko. On nas ochroni."

"Udam, że stałem się bardzo niespokojny o króla i dlatego wyjeżdżam zobaczyć się z królem Judhaadźitem - wyjadę z miasta swoim rydwanem. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości."

Usłyszawszy te słowa Widalli, królowa Manoramaa udała się do Liilaawatii i powiedziała: "O pięknooka! Jadę dzisiaj spotkać się z Twoim ojcem Judhaadźitem". To rzekłszy wyjechała z miasta na rydwanie, w towarzystwie swego syna i Widalli.

Zasmucona utratą ojca, przestraszona, przygnębiona i zmęczona Manoramaa spotkała się z Judhaadźitem i dokonała spalenia zwłok swego ojca Wiiraseny, po czym trzęsąc się ze strachu, po dwóch dniach prędkiej podróży dotarła do brzegów Gangi [Gangesu].

Tam rozbójnicy, Niśaadowie, zrabowali wszystkie ich bogactwa, zabrali rydwan i odjechali. Manoramie pozostały tylko ubrania, które miała na sobie. Zaczęła płakać i trzymając ręce swego towarzysza, poszła do Gangi i z obawą przekroczyła tę rzekę tratwą, po czym udała się do góry Ćitrakuuta.

Tak wcześnie jak tylko możliwe, ta przerażona Dewii (królowa) poszła do pustelni Bhaaradwaadźy. Zobaczyła tam ascetów i poczuła ulgę w swym strachu.

Bhaaradwaadźa spytał: "O Ty, z oczyma jak kwiaty lotosu! Kim jesteś i czyją jesteś żoną? Po co zadałaś sobie tyle trudu, żeby tu przybyć? Odpowiedz prawdziwie na te wszystkie pytania."

"O piękna! jesteś jakąś Dewii (Boginią), czy istotą ludzką? Twój syn jest bardzo nieletni. Dlaczego przybyłaś do tego gęstego lasu? Wydaje się, że jesteś pozbawiona swego królestwa."

Spytana w ten sposób przez owego najlepszego z Munich, piękna Manorama doświadczyła ogromnego smutku i zaczęła płakać. Sama nie potrafiła nic powiedzieć i to Widalli kazała powiadomić Muniego o tym, co się wydarzyło.

Wówczas Widalla ozwał się: "Był król Kosali o imieniu Dhruwasandhi. Ona jest legalną żoną tego króla. Ma na imię Manoramaa. Ów potężny król ze Słonecznej Dynastii został zabity przez lwa w lesie. Ten chłopiec, Sudarśana, to jego syn.

Ojciec obecnej tu Manoramy był bardzo religijny. Zginął, walcząc za sprawę swego wnuka. Obecnie ta królowa bardzo się przestraszyła i przybyła do tego dzikiego lasu.

Syn tej kobiety jest jeszcze nieletni - szuka teraz schronienia u Ciebie. O najlepszy z Munich! Ochroń ich.

Zapewnić ochronę jakiejkolwiek osobie, dotkniętej nieszczęściem znaczy zdobyć zasługi większe niż płynące z dokonania jakiejś ofiary. Zatem ochronienie kogoś, dręczonego wielkim strachem i bezradnego, da jeszcze większe zasługi".

Bhaaradwaadźa powiedział: "O piękna! Pozostań w tej pustelni bez cienia strachu. Wychowuj tu swego syna. O pomyślna! Tutaj nie masz powodu lękać się swoich wrogów." Lepiej zajmij się żywieniem i utrzymywaniem swego dziecka. Twój syn na pewno będzie królem, a jeśli pozostaniesz w tej pustelni, nie dopadnie Cię żaden smutek ani zmartwienie."

              Wjaasa rzekł: "Kiedy wielki Muni Bhaaradwaadźa to powiedział, królowa Manoramaa uspokoiła się. Muni dał im chatę do mieszkania i żyli tam bez żadnego smutku."

 

Tu kończy się rozdział 15 o Dewii Maahaatmji i o bitwie pomiędzy Judhaadźitem, a Wiiraseną oraz odjechaniu Manoramy do lasu w 3 Adhjaaji (Księdze) Śrii Mad Dewii Bhaagawatam, ułożonej przez Maharisiego Weda Wjaasę.

 

 

KSIĘGA 3

 

Rozdział 16

 

O chwale Dewii

 

Wjaasa powiedział: "Odniósłszy zwycięstwo w bitwie, król Judhaadźit powrócił do miasta Ajodhjaa ze swoim potężnym wojskiem i spytał gdzie są Sudarśana i Manoramaa? Chciał zabić Sudarśanę. Krzyczał wielokrotnie: "Gdzie oni pojechali?" po czym wysłał swe sługi na ich poszukiwanie. Potem, w pomyślny dzień osadził na tronie syna swojej córki. Mahariśi Wasisztha został zaangażowany jako kapłan; on i inni ministrowie zaczęli śpiewać pomyślne pieśni pochwalne z Atharwawedy, po czym ze słojami napełnionymi wodą i poświęconymi tymi pieśniami, osadzili Śatruudźita na tronie.

O najlepszy spośród Kurów! Zabrzmiały dźwięki muszli [jak u nas rogów bojowych]; zadudniły będny, zabrzmiały bheri i turije. W mieście zapanowało wielkie święto i radość. Cała Ajodhjaa brzmiało recytacjami Mantr Wedyjskich w wykonaniu Brahminów, śpiewaniem pochwalnych hymnów przez bardów i pomyślnymi okrzykami Dźej na cześć nowego króla. Kiedy Śatruudźit, nowy władca, wstąpił na tron poddanych napełniła radość; wszędzie śpiewano pochwalne hymny; dudniły bębny. Ajodhjaa wyglądała z tym równie świeżo jak zawsze.

O Królu! Chociaż trwało tak oto wielkie święto i radość, niektórzy dobrzy ludzie wspominali Sudarśanę i dawali upust smutkowi: "Niestety! Gdzie się podział ten książę? Dokąd udała się ta cnotliwa królowa Manoramaa ze swoim synem? Och! Wrogowie zabili jego ojca z chciwości na to królestwo".

              Święci ci, o bezstronnych poglądach, doświadczając takiego niepokoju i współczucia, zaczęli tam żyć jako poddani Śatruudźita. Po należytym osadzeniu swego wnuka na tronie i przekazaniu spraw królestwa mądrym doradcom, Judhaadźit ruszył do swego własnego miasta. Następnie usłyszał, że Sudarśana żyje w pustelni z Munimi. Natychmiast wyruszył do Ćitrakuty i udał się szybko do Durdarśy, przywódcy miasta Sringawera. Towarzyszył mu Bala, wódz Niśaadów. Usłyszawszy, że Judhaadźit nadciąga tam z wojskiem, Manoramaa zaczęła myśleć, że jej syn jest nieletni i stała się bardzo zasmucona, strapiona i przerażona. Potem ze łzami w oczach zwróciła się do Munich: "Judźaadźit zbliża się tutaj - co mam robić i dokąd się udać? Zabił mojego ojca i osadził na tronie swego wnuka. Jednak wciąż nie ma dosyć i teraz nadciąga tu ze swoim wojskiem, żeby zabić moje nieletnie dziecko. O Panie! Słyszałam, że w dawnych czasach Paandawowie, po tym jak odeszli do lasu, żyli w świętej pustelni Munich z Draupadii [swoją żoną]. Pewnego dnia tych pięciu braci wyruszyło na polowanie, a piękna Draupadii przebywała bez strachu, ze służącymi kobietami w tej pustelni, gdziewało się śpiewanie Wed, dokonywane przez Dhaumję, Attriego, Gaalaję, Pailę, Dźaawaali, Gautamę, Bhrigu, Ćjawanę, Kanwę z rodu Atriego, Dźatu, Kratu, Wiitihotrę, Sumantu, Jadźnadattę, Watsalę, Raaśaasanę, Kahodę, Jawakrii, Jadźnakritę i innych świętych Riśich o wielkim duchu, jak Bhaaradwaadźa i innych.

              Kiedy pięciu wielkich bohaterów, tych niszczycieli wrogów - Ardźuna wraz z pozostałymi - przemierzało lasy, do pustelni przybył Dźajadratha, król Sindhu ze swoim wojskiem, usłyszawszy dźwięki Wedyjskich hymnów. Król szybko zeskoczył z rydwanu, aby dostąpić darśanu (zobaczenia) tych świętych mahariśich. Mając ze sobą jedynie dwóch towarzyszy zbliżył się do Munich i widząc, że oddają się zgłębianiu Wed, czekał tam ze złożonymi jak do modlitwy [na znak szacunku] dłońmi, oczekując sposobności. O Panie! Kiedy król Dźajadratha, po wejściu do tej pustelni, tak oto siedział, nadeszły żony Munich, aby zobaczyć króla i zacząły dopytywać: "Któż to taki?" Z żonami Munich przyszła również piękna Draupadii. Dźajadratha uznał Draupadii za drugą boginię Lakśmi. patrząc na tę cudowną córkę królewską, która wyglądała jak młode Bóstwa, Dźajadratha spytał Mahariśiego Dhaumję: "Kim jest ta piękna pani, z oczyma jak kwiaty lotosu? Czyją jest żoną i kto jest jej ojcem?" Jak ma na imię? Och! Sądząc z jej pięknej powierzchowności, wygląda na to, że to bogini Saćii zstąpiła na ziemię". Ta piękna kobieta jaśnieje jak boska nimfa Rambhaa, otoczona przez kobiety Rakszasów (diablice), lub jak piękne pnącze Lawangalatika, otoczone przez kolczaste drzewa. O dobrzy! Powiedzcie mi prawdę - czyją jest ona ukochaną? O Braahmini! Zdaje się, że jest żoną jakiegoś króla, a nie Muniego."

Dhaumja powiedział: "O królu Sindhu! Ona jest córką Paanćaali. Ma na imię Draupadii. Jest żoną Paandawów; mieszkają teraz w tym lesie, wyzbywszy się swoich lęków". Dźajandratha rzekł: "Gdzie teraz poszli ci potężni Paandawowie o wielkiej dzielności? Mieszkają w tym lesie, wolni od strachów?"

Dhaumja powiedział: "Tych pięciu Paandawów wyjechało rydwanem na polowanie. Wrócą w południe ze zdobyczą." Usłyszawszy słowa tego Muniego, Dźajandratha powstał i podchodząc do Draupadii, pokłonił się przed nią i rzekł: "O Piękna! Czy dobrze się miewasz pod każdym względem? Dokąd udali się Twoi mężowie? Dziś to już jedenasty rok, odkąd mieszkacie w tym lesie." Draupadii powiedziała na to: "O książę! Niech Ci się dobrze dzieje pod każdym względem; poczekaj tu trochę. Paandawowoe wkrótce nadjadą". Kiedy Draupadii powiedziała te słowa, ów potężny król, opanowany chciwością i skąpstwem, uprowadził ją złodziejsko, lekceważąc obecnych tam Munich. O Panie! Mądry człowiek nie powinien nigdy nikomu wierzyć - jeśli złoży swą nadzieję w kimkolwiek, z pewnością skończy się to na smutku. Weźmy przykład cesarza Bali. Bali, syn Wiroćany i wnuk Prahlady, był bogaty, oddany swojej religii, wierny swym obietnicom, dokonywał ofiar, był hojny, zawsze udzialał ochrony świętym i był przez nich lubiany, poza tym był wielkim wojownikiem. Umysł jego nigdy nie zwrócił się w stronę żadnej bezbożnej sprawy i wykonał on 99 Jadźń (ofiar), każda z pełną Dakśiną (wynagrodzeniem).

Jednak Bhagawaan Wisznu, który jest pełen Saattwicznej czystości i którego nigdy nie nękają namiętności, który jest zawsze niezmienny i zawsze odbiera cześć od Joginów, otóż On, w postaci karła w swym wcieleniu Wamany, jako syna Riśiego Kaśjapy, aby przysłużyć się Dewom ukradł podstępnie całą jego opasaną morzami ziemię i królestwo, używszy obłudnej wymówki. O Pani! Słyszałam, że ten syn Wiroćany był hojnym, wielkodusznym królem. Rzetelnie postanowił dać to, co chciano. Wisznu jednak podstępnie przysłużył się sprawie Indry. Skoro czysty, Saattwiczny Wisznu mógł przybrać to wcielenie karła, aby spowodować przeszkodę w Jadźni Balego, cóż dziwnego, że inni, zwykli śmiertelnicy będą robili tego rodzaju rzeczy? Dlatego nigdy nikomu nie ufaj, w żaden sposób. Panie! Jeśli w sercu człowieka panuje chciwość i skąpstwo, czy będzie się on bał popełnić jakiś zły czyn? O Muni! To właśnie przez skąpstwo ludzie dopuszczają się grzesznych czynów. Nie obchodzi ich, co dobrego czy złego przydarzy im się na tamtym świecie. Całkowicie owładnięci chciwością, zabierają rzeczy innych w umyśle, słowie i czynie - w ten sposób stają się upadli. Spójrz! Ludzie zawsze oddają cześć Bóstwom dla bogactwa. Jednak Bóstwa nie dają im bogactwa natychmiast. Daja im te rzeczy poprzez innych, sprawiają, że prowadzą handel, dają podarki, czy okazują swą siłę, bądź sprawiają, że kradną.

              Wajśowie (kupcy) oddają cześć Bóstwom po prostu dlatego, iż myślą, że będzie im się bardzo dobrze powodziło i sprzedadzą dlatego wiele rzeczy, jak zboże, tkaniny itp. O opanowany! Czy w tym handlowaniu nie ma pragnienia zabrania czyjejś własności? Z pewności jest. Poza tym kupcy, kiedy stwierdzą, że ludzie pilnie potrzebują od nich jakichś rzeczy, które mają do sprzedania, oczekują, że będzie można je w tym ukladzie sprzedać drożej. O Muni! Tak oto każdy tylko patrzy, jak by tu zabrać czyjąś własność. Jak więc możemy im ufać? Jeśli ktoś jest zasnuty chmurami chciwości i złudzenia, jego pielgrzymki religijne, jego ofiary dobroczynne, wypowiadanie Wed - wszystko to staje się bezowocne. Chociaż osoby takie udają się do świętych miejsc itd., i tak nie przynosi im to owoców; jest tak, jak gdyby tych rzeczy wcale nie uczynili. Dlatego, o Oświecony! Każ, żeby Judhaadźit odszedł do siebie z powrotem. Wówczas będę mogła to pozostać, jak Siita, z moim synem. Kiedy Manoramaa zwrócił się w ten sposób do Muniego, ów ognisty Muni poszedł do Judhaadźita i rzekł: "Królu! Lepiej wracaj do siebie albo idź gdziekolwiek Ci się podoba. Syn Manoramy jest nieletni. Królowa ta jest bardzo zmartwiona - nie może teraz do Ciebie przyjść." Judhaadźit powiedział: "O spokojni! Przestańcie łaskawie okazywać tę zuchwałość i dajcie mi Manoramę. Nigdy nie odejdę stąd, zostawiaąc ją tu. Jeśli nie dacie jej łatwo, zabiorę ją siłą". Riśi rzekli: "Królu! Jeśli jest w Tobie jakaś siła, możesz zabrać Manoramę przemocą. Ale skutek będzie podobny do tego, kiedy Król Wiśwaamitra chciał zabrac siłą niebiańską krowę z pustelni Wasiszthy".

 

Tak oto kończy się 16 rozdział o chwale Dewii i udaniu się Króla Judhaadźita do pustelni Bhaaradwaadźy w celu zabicia Sudarśany, w księdze 3 Śrii Mad Dewii Bhaagawatam, ułożonej przez Mahariśiego Weda Wjaasę.

 

Rozdział 17

 

Opowieść o Wiśwaamitrze

 

              Wjaasa powiedział: "Królu! Usłyszawszy te słowa Mahariśiego Bhaaradwaadźy i widząc, że jego postanowienie jest mocne, Król Judhaadźit przywołał szybko swego premiera i spytał: "O inteligentny! Co mam teraz zrobić? Chcę zabrać stąd siłą tego chłopca, z jego matką, słodką Manoramą. Nikt, komu droga jest własna pomyślność nie zlekceważy swego wroga, choćby był on nawet bardzo słaby. Jeśli to uczyni, wróg ten będzie rósł w siłę z każdym dniem - tak jak jest to w przypadku choroby - i ostatecznie stanie się przyczyną śmierci. Druga strona nie ma żadnego wojownika, ani żadnych żołnierzy. Nikt nie będzie w stanie mi się przeciwstawić. Mogę, jak tylko chcę, zabrać stąd wroga mojego wnuka i mogę go zabić. Spróbuję dziś zabrać go siłą, a kiedy Sudarśana zostanie zabity, syn mojej córki będzie rządził bez strachu, bez wroga - nie ma co do tego żadnych wątpliwości." Premier powiedział: "Nie trzeba tu okazywać żadnej tego rodzaju niebezpiecznej odwagi. Słyszałeś przecież słowa Mahariśiego - przytoczył przypadek Wiśwaamitry. O Królu! W zamierzchłych czasach, Wiśwaamitra, syn Króla Gaadhiego, był słynnym władcą. Pewnego dnia, dotarł przypadkiem, podczas swej wędrówki, do pustelni Wasiszthy. Ów potężny Król Wiśwaamitra pokłonił się przed tym Munim, a Muni ofiarował mu miejsce do siedzenia. Król usiadł.

              Natępnie ów Wasisztha o wielkim duchu zaprosił króla na obiad. Wiśwaamitra, król, poszedł tam z całym swoim wojskiem. Wasisztha miał krowę, o imieniu Nandinii. Muni przygotował wszelkiego rodzaju jadło z jej mleka i ugościł ich wszystkich. Król wraz z całym wojskiem byli bardzo zadowoleni, a dowiedziawszy się o tej boskiej mocy krowy, władca poprosił Wasiszthę, żeby dał mu swoją krowę Nandinii i powiedział: "Wymię Twojej krowy Nandinii jest jak wielki słój. Dam Ci tysiąc krów takich jak ta. Proszę, pozwól mi wziąć twą krowę Nandinii". Wasisztha rzekł: "O Królu! To moja krowa ofiarna; w żaden sposób nie mogę Ci jej dać, niech Twoje tysiąc krów pozostanie Twoją własnością". Wiśwaamitra powiedział: "O Święty! Dam Ci sto tysięcy krów albo dziesiątki i setki razy 100 tysięcy krów, lub ilekolwiek tylko chcesz. Proszę daj mi swoją krowę. Gdybyś zaś nie chciał dać, zabiorę Ci ją siłą". Wasisztha stwierdził: "O Królu! Jak chcesz. Lepiej weź ją siłą; ja nigdy nie będę w stanie dać Ci swej krowy Nandini z mego domu". O Królu! Słysząc słowa Wasiszthy, król Wiśwaamitra natychmiast rozkazał swym potężnym ludziom zabrać siłą krowę Nandinii, przywiązawszy jej linę do szyi. Tamci, słuchając rozkazu, od razu związali krowę linami i zaczęli siłą ją odciągać. Na to Nandinii, drżąca i ze łzami w oczach, zaczęła mówić do Muniego: "O Ty! którego bogactwo polega jedynie na ascetyzmie! Czy masz zamiar mnie zostawić? Inaczej dlaczego ci faceci wiążą mnie pętem i odciągają stąd?" Muni odparł na to: "O Nandinii! Nigdy nie zostałem się z Tobą. Twoim mlekiem dokonuję wszystkich ofiar. O pomyślna! Podjąłem tego króla, moich gości, daniami przygotowanymi z Twojego mleka i dlatego odciąga Cię teraz ode mnie, najzupełniej siłą. Co mogę zrobić? O Nandinii! Nie mam najmniejszej ochoty rozstawać się z Tobą!"

              Usłyszawszy te słowa od Muniego, krowa bardzo się rozgniewała i zaryczała głośno, straszliwie. Z jej ciała natychmiast wyszły, na miejscu, straszne diabły ubrane w zbroje i trzymające przeróżną broń. Powiedziały głośno: "Poczekajcie....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin