38. Gladden_Teresa_Ach_ta_Zuzanna.pdf

(737 KB) Pobierz
115438804 UNPDF
THERESA GLADDEN
ACH, TA ZUZANNA
PrzełoŜyła Jolanta Załuska
Rozdział 1
Czuła, Ŝe jeszcze dziś śmiertelnie boi się tej starej wiedźmy.
Zuzanna Wright pędziła autem w kierunku miejscowej szkoły podstawowej. Ogólne napięcie i
wewnętrzne rozdraŜnienie zmąciło jej radość z ciepłego wiosennego dnia. JuŜ na samą myśl o
przebywaniu w jednym pokoju ze zrzęd-ną Abby Riggs robiło się jej niedobrze. Zszarpane nerwy z
pewnej siebie kobiety sukcesu przemieniły ją w niespokojną, cierpiącą dziesięciolatkę.
Była juŜ spóźniona, a to pogarszało sprawę. Spróbowała trochę się odpręŜyć, ale jej wysiłki
spełzły na niczym. Spojrzała w lusterko i nacisnęła gaz.
„Dlaczego ta kobieta jeszcze Ŝyje?" - zastanawiała się, zerkając ponownie na zegarek. Doskonale
pamiętała panią Abigail Riggs, jej wąskie, zawsze mocno zaciśnięte usta, ko-czek na ptasiej głowie, a
przede wszyskim sposób, w jaki zwracała się do swoich uczniów. KaŜde słowo przemyślane...
zaplanowane. Zuzanna zwolniła przed znakiem stop i skręciła w najbliŜszą ulicę. Nie Ŝyczyła starszej
pani śmierci, zadowoliłaby ją zasłuŜona emerytura wiekowej nauczycielki. „Pomyśl o jakiś pozytywach
- strofowała się w myślach. -PrzecieŜ dziś, pani Riggs nie będzie traktować cię jak dziecko. No,
Zuzanno... Wejdziesz tylko do pokoju..."
Zuzanna jeszcze raz spojrzała na zegarek i zadrŜała. Poczuła ostre ukłucie w szyję, ale nie
wypuściła z rąk kierownicy. Błyskawicznie zaczęła zastanawiać się nad najlepszym
usprawiedliwieniem spóźnienia. MoŜe niewinna pogawędka z klientem, chociaŜby o pogodzie. Nie,
Abby Riggs z pewnością nie naleŜy do osób, które zaaprobowałyby taką stratę czasu. Powinna
wymyślić coś lepszego. Poddała się jednak.
„Tylko własna śmierć mogłaby mnie usprawiedliwić. Co za podła środa!" - pomyślała.
Po chwili przed oczami Zuzanny wyrósł budynek z brunatnej cegły, miejscowa szkoła
podstawowa. Z ulgą rozluźniła palce na kierownicy. Pomimo niemiłych wspomnień związanych z
osobą pani Riggs Zuzanna uśmiechnęła się, czule na widok olbrzymiego, trójkondygnacyjnego
budynku. Wyglądał jak dziewiętnastowieczna szkoła dla dziewcząt. Wybudowano go w czasach, kiedy
dzięki niskim cenom opału, moŜna było ogrzewać wysokie budowle. Zuzanna pamiętała wspaniałe
sufity i długie korytarze, w których rozbrzmiewał krzyk i śmiech dzieci. Szkoła podstawowa w Mil-lers
Creek jest nadal jedną z najlepiej działających instytucji w tym mieście. Zawsze była jak skała, mocna,
solidna, i bez wątpienia taka juŜ pozostanie.
Zuzanna zamyśliła się. Pragnęła prowadzić Ŝycie spokojne i bezpieczne, a Millers Creek dawało
jej właśnie tę moŜliwość. Miasteczko liczyło około dziesięciu tysięcy mieszkańców, wolno następowały
tu zmiany, a nieprzyjemne niespodzianki były rzadkością.
Zwolniła, podjeŜdŜając pod szkołę. Na trawniku przed budynkiem grupa dzieciaków biegała za
piłką, a obok na chodniku trzy dziewczynki grały w gumę. Zewsząd dolatywały znajome słowa
piosenek. „Dobrze, Ŝe nie wszystko się starzeje" - pomyślała Zuzanna.
Popatrzyła na zatłoczony parking. ZauwaŜyła jedno
115438804.002.png
wolne miejsce, tuŜ przy wejściu do szkoły. Natychmiast po-
stanowiła je zająć, chociaŜ przestrzeń była niewielka. Wy-
krzywiła twarz, badając wzrokiem swoje moŜliwości. Zada-
nie przerastało jej umiejętności, ale
Zaparkuję tu, nig-
dzie indziej" - zadecydowała.
Wzięła głęboki oddech, wrzuciła wsteczny bieg i powoli zaczęła wjeŜdŜać w pustą przestrzeń.
ZdąŜyła zahamować w ostatniej chwili, kiedy jej toyota prawie dotykała zaparkowanej cięŜarówki.
- Cholera - mruknęła Zuzanna, zmieniając bieg. Oby tylko nie zajęło mi to całego popołudnia.
Zresztą stara zrzęda zrobi mi taki sam wykład, bez względu na to, czy spóźnię y się dwie minuty, czy
dwa dni - pomyślała.
W tej samej chwili zerknęła w lusterko i zobaczyła nadjeŜdŜający z tyłu biały sportowy samochód.
PoniewaŜ auto zasłoniło jej widoczność, postanowiła poczekać, aŜ przejedzie.
Zuzanna nie odgadła jednak zamiarów kierowcy, który ją łagodnie ominął i bez trudu zajął jej
wolne miejsce.
- O, nie! Nie zrobisz tego! - zawołała do kierowcy, nacisnęła kilkakrotnie klakson, a potem
energicznie otworzyła drzwi i wyskoczyła z auta.
Matt Martinelli wyjął kluczyki ze stacyjki jaguara, sięgnął po aktówkę, zastanawiając się, co mogło
wyprowadzić z równowagi właścicielkę toyoty. Otworzył drzwi, wysiadł i rozprostował wysmukłe
ciało. Delikatnie zatrzasnął drzwiczki auta, nie spuszczając wzroku z kobiety, która jak anioł zemsty,
prawie go juŜ dopadała.
Nie nazwałby siebie wielkim znawcą kobiet, ale zawsze wiedział, które mu się podobają. A te
zbliŜające się, zgrabne, długie nogi, zrobiły na nim wraŜenie. SpręŜysty krok miał tyle wdzięku...
ZauwaŜył jeszcze jeden bardzo waŜny atrybut urody młodej kobiety, idealnie proporcjonalne ciało,
zakończone smukłymi ramionami, które szczelnie wypełniało czarno-biały kostium.
Jakby spłoszona, zatrzymała się kilka kroków przed nim.
- Wspaniałe nogi - mruknął do siebie, zatrzymując przez chwilę wzrok na krótkiej spódnicy.
„Twarz teŜ ma nie najgorszą - pomyślał. - Wprawdzie Ŝadna klasyczna piękność, ale dość ładna."
Odrzuciła głowę w tył i zmierzyła go nieprzyjaznym spojrzeniem. ZdąŜył zauwaŜyć jej niebiesko-szare
oczy.
·
Czy coś się stało? - zapytał Matt z uśmiechem.
Chyba się pan domyśla, o co chodzi? - odpowiedziała, mroŜąc go wzrokiem. - To moje miejsce.
Byłam tu pierwsza.
Łagodny powiew wiatru rozwiał jej półdługie, miodo-wozłote włosy. Część z nich zakryła twarz
kobiety. Gwałtownie odrzuciła je w tył.
·
Nie za często zdarzają mi się takie historie i...
Chyba jest pani kompletnie szalona. Nie zamierzam podtrzymywać tego tematu - powiedział
Matt, obdarowując ją jednym z kolekcji swych uśmiechów na róŜne okazje.
·
...nic mnie to nie obchodzi. Zaparkował pan na moim miejscu - ciągnęła zacietrzewiona Zuzanna.
Zarezerwowała je pani? - odgryzł się. „Nogi klasa, ale głosik wręcz przeciwnie" - pomyślał.
Zuzanna nie zwracała uwagi na dobry humor męŜczyzny. Cały czas mierzyła go wzrokiem. „Niech
mnie niebo chroni od czarujących, seksownych facetów" - pomyślała z niechęcią.
- Pan ukradł moje miejsce. Miałam właśnie je zająć. Zapomnę jednak o wszystkim, jeśli przestawi
pan tę zabawkę gdzie indziej.
Oczarowany wspaniałymi nogami Matt pomyślał, Ŝe miałby w tej chwili wielką ochotę pocałować
ją w usta. Natychmiast jednak wyobraził sobie reakcję kobiety. JuŜ prawie czuł jej pięść na swoim
nosie. Nie chciał dłuŜej fantazjować, ale postanowił ją nauczyć rozpoznawania marek samochodów.
- To nie jest Ŝadna zabawka - powiedział, gładząc delikatnie blachę auta. - To jaguar. Najnowszy
model. Renomowana firma.
Jego słowa nie zrobiły na niej najmniejszego wraŜenia. Spojrzała na samochód bez entuzjazmu.
-Wielka mi rzecz. Nie odróŜniłabym najnowszego jaguara od Ŝadnego innego. Wiem tylko jedno,
zajął moje miejce.
MęŜczyzna roześmiał się.
·
Przepraszam. Naprawdę myślałem, Ŝe pani wyjeŜdŜa. Znajdę coś innego - powiedział głośno, a
·
·
·
115438804.003.png
do siebie mruknął: za godzinę albo i później. Wiedział, Ŝe teraz powinien szybko odejść, ale chęć
pozostania była silniejsza. Bardzo chciał usłyszeć ją jeszcze raz, zobaczyć jej uśmiech, poznać jej imię,
a przede wszystkim chciał się dowiedzieć, czy ma wolny dzisiejszy wieczór.
·
Dlaczego pan nie odjeŜdŜa? - zapytała podniesionym głosem.
Chwileczkę. Muszę być jednak z panią szczery. Tu się pani nie zmieści, tą swoją toyotą.
Naprawdę, nie ma pani najmniejszych szans.
- Właśnie, Ŝe się zmieszczę - odparła stanowczo Zuzanna. Matt pokręcił głową.
·
Ale tylko wtedy, jeśli to miejsce rozciągnie się jak akordeon.
A to juŜ moja sprawa - odparowała Zuzanna, chociaŜ w myślach przyznawała mu rację. Od
początku miała wątpliwości, czy uda jej się tu zaparkować. Musiała jednak bronić swoich racji przed
nieznajomym. Jaguar nie ruszał z miejsca. Zuzanna spojrzała na męŜczyznę i zaczęła się mimo woli za-
stanawiać, jakiego koloru oczy osłaniają okulary przeciwsłoneczne. Pomyślała, Ŝe do oliwkowej
karnacji skóry pasowałyby piwne. Otrząsnęła się szybko z tych myśli. Dlaczego w ogóle coś takiego
przyszło jej do głowy?
·
Na co pan czeka? - zapytała z niecierpliwością. -Spóźnię się przez pana.
- Zastanawiałem się właśnie, jak mam panią przeprosić. MoŜe wypije pani ze mną filiŜankę kawy?
W ten sposób mógłbym pani udowodnić, Ŝe nie jestem zwykłym „złodziejem miejsc parkingowych" ani
Ŝadnym facetem tego typu.
Zuzanna nie potrafiła zignorować uroczego uśmiechu. Rzuciła przelotne spojrzenie na lśniące w
słońcu granatowoczarne włosy męŜczyzny. Chciała być bardziej stanowcza, ale zupełnie jej to nie
wyszło.
·
Czy próbuje mnie pan poderwać? - zapytała.
·
Tak. I jak mi to wychodzi? - Pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
·
Okropnie - odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
W porządku. A co pani na to, gdybym powiedział, Ŝe jest pani cudowna i Ŝe chciałbym panią
poznać.
Zuzanna potrząsnęła głową.
- Jeszcze gorzej. Stare jak świat, niemodne. Nawet moja ciotka nie dałaby się na to nabrać.
Była bardzo ciekawa, kim jest ten szalony męŜczyzna. Z pewnością, nie widziała go nigdy w tych
stronach. Jego dość osobliwy strój zrobił na niej wraŜenie. Niebieskie dŜinsy ściśle przylegały do
mocnych ud. Spod sportowej marynarki wystawał czarny podkoszulek. Na szyi miał zawiązany
czerwony jedwabny krawat. Kombinacja odwaŜna i niepospolita. Wielu męŜczyzn, których znała
Zuzanna, nie pozwoliłoby sobie na tak długie włosy. Droga skórzana aktówka, którą połoŜył na dachu
samochodu, nie pasowała do jego ubioru. Kobieta zerknęła na czerwono-niebieskie buty, dopełniające
całości. „Czy naprawdę przypuszczał, Ŝe potraktuję go powaŜnie?" - przemknęło jej przez myśl.
- Pani ciotka nie byłaby z pewnością zachwycona, gdyby wiedziała, gdzie pani teraz jest i czym się
zajmuje?
Błyskawicznie posłał jej następny rozbrajający uśmiech. Zuzanna uznała, Ŝe robi to po
mistrzowsku. Bez trudu mógłby rzucić na kolana kaŜdą kobietę.
·
Ma pan rację. Ale naprawdę nie mam czasu na takie rzeczy - powiedziała, bardziej
rozwścieczona na siebie niŜ na niego. Flirtowanie z nieznajomymi męŜczyznami nie było w jej stylu, a
jednak ten facet zaczął ją wyjątkowo intrygować. Złapała się na zgadywaniu, czy nie jest on
przypadkiem czyimś męŜem. Taka moŜliwość zabolała ją nawet. Za nic na świecie nie chciałaby trafić
na Ŝonatego podrywacza, który na parkingach poluje na inne kobiety.
· Czy mógłby pan odjechać tym... wspaniałym jaguarem?
Matt wzruszył ramionami i podniósł aktówkę.
- Hmm... Mam dziś wyjątkowe szczęście. Spotkałem przecieŜ najbardziej uroczą damę po tej
stronie Mason-Di-xon.
Zuzanna potrząsnęła głową. Wyglądała prześlicznie, z włosami rozsypanymi wokół twarzy.
- Nie jest pani tego samego zdania? - Otworzył drzwi samochodu i postawił aktówkę na siedzeniu
obok kierowcy. - Często tu pani przyjeŜdŜa?
·
·
·
115438804.004.png
Posłała mu rozdraŜnione spojrzenie, lecz mógłby przysiąc, Ŝe powstrzymywała się od uśmiechu.
-Tak, codziennie o drugiej piętnaście. Zabieram do domu moją dziesięcioletnią córkę -
odpowiedziała.
·
Więc, najwspanialsze nogi... zarezerwowane - mruknął do siebie.
Słucham? - zapytała, mierząc go podejrzliwym wzrokiem.
Oparł się o samochód, skrzyŜował ręce na klatce piersiowej i spojrzał na jej palec, na którym
powinna lśnić obrączka...
·
Przypuszczam, Ŝe dziecko i mąŜ zaraz tu będą.
No właśnie - skłamała. - To duŜy męŜczyzna, zbudowany jak napastnik druŜyny z Miami. Jada
surowe mięso i ludzi, którzy mnie denerwują.
Promień słońca odbił się w okularach Matta.
- Nie nosi pani obrączki.
Zuzanna zarumieniła się. Wzrok nieznajomego przeszywał ją na wylot.
- Oddałam ją do pralni - odparła. „MoŜe sobie myśleć, co chce, ale niech się pakuje z tym
kuszącym uśmiechem do auta i znika mi z oczu."
Roześmiał się, a ona natychmiast zapomniała, Ŝe jeszcze przed chwilą odsyłała go do wszystkich
diabłów.
·
Miałem rację. Jest pani cudowna, ale nie potrafi pani kłamać. Denerwuję panią?
·
Nie, dlaczego?
Ma pani duŜą, czerwoną plamę, o tu. Wyciągnął rękę, Ŝeby jej dotknąć.
Zuzanna stała, jak raŜona piorunem. Nie mogła wprost uwierzyć, w ten nagły przepływ czystej
energii między nimi. Rozszerzyła oczy ze zdziwienia. ZauwaŜyła zdumienie, rysujące się na jego
twarzy. Wiedziała, Ŝe czuł się podobnie.
Powoli wycofał dłoń.
- Niewiarygodne. śycie jest jednak pełne niespodzianek, prawda?
Zuzanna odzyskała zimną krew.
- Nie lubię niespodzianek. Proszę usunąć stąd samochód. Niech pan to zrobi natychmiast, bo
zawołam policję.
-1 co im pani powie, Ŝe ukradłem miejsce parkingowe? - Wykrzywił usta w uśmiechu.
·
Nie. Powiem, Ŝe jechał pan z duŜą prędkością w pobliŜu szkoły i stanowił niebezpieczeństwo dla
dzieci.
·
Nie zrobi pani tego.
·
Właśnie Ŝe zrobię - powiedziała z uśmiechem.
·
Więc nie wypije pani ze mną kawy.
·
Oczywiście.
W porządku. Miło było panią poznać.
Matt ukłonił się grzecznie i wsiadł do auta. Był przekonany, Ŝe wkrótce znów ją zobaczy. Millers
Creek to nie Chicago. To tylko kwestia czasu - kiedy i gdzie na siebie wpadną. Gdyby jednak w
najbliŜszym czasie los nie okazał się dla nich łaskawy, dołoŜy wszelkich starań, aby mu pomóc. Zapa-
miętał jej numer rejestracyjny, będzie więc mógł wyprosić, a nawet wyŜebrać potrzebne informacje.
Zuzanna wsiadła do samochodu.
Jaguar przejechał tuŜ obok. Matt wychylił się przez otwarte okno i zawołał:
- Jak masz na imię, aniołku?
Nieświadomie uśmiechnęła się i pomachała mu ręką, a potem zaczęła ustawiać auto do ponownej
próby wjazdu.
Uśmiech nieznajomego prześladował ją przez cały czas. Facet na dobre utkwił w jej pamięci.
Dlaczego zawsze podobali się jej męŜczyźni o niepospolitym stylu bycia? CzyŜby małŜeństwo z
Brianem, nie nauczyło jej niczego? Po przykrych doświadczeniach z męŜem muzykiem, przysięgła
sobie unikać takich facetów. Zmagania Zuzanny obserwował zza starego dębu piegowaty chłopak. Po
chwili podszedł do niej i krzykiem zaczął naprowadzać na wolne miejsce.
- Skręcić koła w lewo. Nieee... Za daleko, za daleko. O tak!
Zmieszała się, kiedy zauwaŜyła gromadkę dzieciaków pilnie asystujących koledze. Jeden z
·
·
·
·
115438804.005.png
chłopców krzyknął nawet do niej, Ŝeby zamieniła samochód na konia. Dzielnie zniosła wszystkie
zniewagi. Nie wypadało się jej wycofać, ale przeklinała w duchu to miejsce.
Kiedy po raz czwarty ponawiała próbę wjazdu, męŜczyzna z jaguara przeszedł obok. Z uśmiechem
„a nie mówiłem?" posłał jej całusa i wszedł do szkoły.
Zuzanna pospiesznie wyjechała z parkingu na ulicę. Zatrzymała się dwa domy dalej. Wyskoczyła z
auta i pobiegła w stronę szkoły.
- Stara zrzęda Abby jest moją nauczycielką. Mówi, Ŝe jeśli moja mama nie pokaŜe się wkrótce w
szkole, to skreślą mnie z listy. Dla mnie lepiej. Zamierza ją takŜe powiadomić o moich kiepskich
stopniach z matmy. Nie zapomni teŜ wspomnieć o tym, Ŝe za duŜo rozmawiam. A ty, co o tym sądzisz?
Naprawdę gadam za duŜo? Ja tak nie uwaŜam. Mandy rozmawia więcej ode mnie, ale Abby nigdy jej
na tym nie przyłapała. Myślisz, Ŝe to w porządku? Mnie się to wcale nie podoba. Powiedziałam ci juŜ,
jak mam na imię? Nikki. Barbara Nicole Wright, ale wszyscy wołają na mnie Nikki.
Zuzanna usłyszała córkę w długim korytarzu. Podchodząc do niej, zastanawiała się, kim jest
słuchacz Nikki. Dziewczynkę interesował kaŜdy, kogo spotkała, zupełnie tak samo jak ciotkę Dellie.
Właściwie Zuzannie nie przeszkadzało wcale usposobienie córki. Zdarzało się jednak, Ŝe nie podobało
się jej ani miejsce, ani czas tych pogawędek.
·
Moja mama ma na imię Zuzanna... Zuzanna skrzywiła się i przyspieszyła kroku.
...a tata Brian. Jest muzykiem i...
Imię, stopień i numer dowodu osobistego, Nik! - o mało nie zawołała Zuzanna.
- ...nie mieszka z nami. Jesteśmy z nim rozwiedzione. Mnie się to wcale nie podoba.
Zuzanna puściła się pędem wzdłuŜ korytarza, zastanawiając się jednocześnie, gdzie mogłaby kupić
odpowiedni kaganiec dla tej małej gaduły.
- Nie widziałam go juŜ od dawna - ciągnęła dalej Nikki. - DuŜo podróŜuje ze swoją orkiestrą.
Lepiej, Ŝebyś się nigdy nie rozwodził. To wcale nie jest śmieszne - dodała.
Zuzanna wyszła zza rogu i zobaczyła swoje jasnowłose dziecko, oparte o ścianę naprzeciw
gabinetu dyrektora. Zmroziło ją, a serce zaczęło łomotać. MęŜczyzna z jaguara stał obok córki i
uśmiechał się do niej.
Matt patrzył w szczere, duŜe, niebieskie oczy dziewczynki i poczuł wyjątkowy przypływ sympatii
dla tego krasnoludka. Przypominała mu siostrę Carę, kiedy była w jej wieku. „Co skłania męŜczyznę do
opuszczenia swojej rodziny?" - zastanawiał się. To pytanie zadał sobie po raz pierwszy dobre
trzydzieści lat temu. Do tej pory nie znalazł na nie odpowiedzi.
Słysząc odgłos zbliŜających się kroków, dziewczynka odwróciła się. Na widok matki zmarszczyła
brwi i powiedziała:
- Spóźniłaś się.
Matt uśmiechnął się, kiedy właścicielka cudownych nóg stanęła obok dziecka.
-Rozumiem, Ŝe jest pani matką Barbary Nicole Wright. Nazywam się Matt Martinelli - powiedział i
wyciągnął rękę.
· Zuzanna Wright - przedstawiła się, lecz na widok wyciągniętej oliwkowej dłoni skuliła ramiona.
Po raz drugi tego dnia poczuła ciepło bijące od męŜczyzny. Przytrzymał jej dłoń nieco dłuŜej.
·
Zrzęda Abby juŜ się na ciebie piekli, mamo - powiedziała Nikki.
Zuzanna odwróciła głowę w stronę córki.
·
Tak się nie mówi. Ciekawa jestem, gdzie nauczyłaś się tego słowa?
·
Jakiego słowa? - zapytała niewinnie Nikki.
·
Piekli.
Od ciebie.
Zuzanna usłyszała jakiś podejrzany odgłos, dochodzący z miejsca, gdzie stał Matt, i natychmiast
utkwiła w nim wzrok. ZauwaŜyła, Ŝe zdjął okulary, a jego oczy nie były wcale piwne tylko
ciemnobrązowe, prawie czarne. „Cygańskie ślepia" - pomyślała. ZauwaŜyła w nich mieszaninę radości i
podziwu.
Kątem oka zobaczyła Nikki, obserwującą ich z rosnącym zainteresowaniem. Wykrzesała z siebie
resztę rodzicielskiej powagi, aby upomnieć córkę.
- To słowo jest nieładne. Spróbuję nie uŜyć go nigdy więcej, ale ty nie będziesz powtarzała
wszystkiego po mnie. Dobrze dziecinko?
·
·
115438804.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin