Mąka i czekolada.pdf

(142 KB) Pobierz
205018797 UNPDF
Mąka i czekolada
by Chochlica1
Prezent świąteczny ;-)
Dedykacja: oczywiście JaceTeam!
Jace'owych świąt ;*
205018797.001.png
W powietrzu unosił się apetyczny zapach jedzenia Maryse Lightwood. Instytut wyglądał
dosłownie jak po najedźcie armii świątecznych chochlików nieubłaganych w swej misji
ozdobienia każdego centymetra kwadratowego powierzchni. Clary nie wiedziała, czy śmiać się,
czy płakać, czy może jak najszybciej stamtąd uciec. Nie pamiętała również, jak to się stało, że
dała się namówić na spędzanie Bożego Narodzenia wspólnie z Lightwoodami i... Jacem. I chyba
tylko ten ostatni nadal ją tutaj trzymał. Przeklinała swój sentymentalizm i stanowczo odwracała
wzrok na spotkanie z jakimkolwiek czerwono-zielono-złotym elementem. Kręciło jej się od tego
w głowie.
Mówiąc szczerze, czuła się najzwyczajniej samotna. Każdy się czymś zajmował, śmiał, z
kimś się przekomarzał, biegał wte i z powrotem. A ona? Stała niczym ostatnia sierota i nie
miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Było jej zimno i niemal smutno, a niewypowiedziana tęsknota
ogarniała jej serce.
Właściwie była wdzięczna Maryse za przydzielenie jakiejś pracy. Dobrze by było, gdyby
się jeszcze do niej nadawała, ale to już inna bajka, w którą Clary nie chciała się zagłębiać. W
każdym bądź razie stała teraz w przestronnej, ciepłej kuchni. Za oknem panował już mrok
rozjaśniany jedynie wiecznie zapalonymi światłami Nowego Jorku. Blaty lśniły czystością,
sztućce, rondle i inne kuchenne narzędzia wzywały do siebie, ale nie odpowiadała. Bo kto o
zdrowych zmysłach przypisuje jej upieczenie ciasta w sytuacji, w której nie potrafiła nawet
bezpiecznie zagrzać wody? Prawdopodobnie nawet Isabelle lepiej by sobie z tym poradziła.
I jakby tego było mało, nie do końca sama miała je upiec. Jace stał obok i bojowym
wzrokiem wpatrywał się w leżącą na szafce książkę kucharską. Nie dość, że Clary nie miała
zielonego pojęcia o gotowaniu, czuła się jak przejechana guma do żucia, to musiała jeszcze
dzielić ten czas właśnie z nim. I tutaj dopiero pytanie – śmiać się, czy płakać? Wolała raczej
zwyczajnie uciec.
-Proszę, po prostu powiedz, że umiesz gotować – poprosiła cicho z wyraźną rezygnacją,
przymykając powieki, by nie widzieć tych wszystkich drwiących z niej sprzętów.
-Miałem raczej nadzieję, że ty to powiesz – odparł, ledwie naruszając ciszę i westchnął
ciężko. - Kto, na Anioła, chce, żebym gotował? Ja ? Można się żegnać z Instytutem, spali się,
podobnie jak niedoszłe ciasto.
Pewnie zaśmiałaby się na te słowa, gdyby tylko nie oznaczały one najszczerszej prawdy.
Och tak, Jace miał rację. Stłumiła w sobie nagłe pragnienie podbiegnięcia do lodówki i
uderzania w nią głową dopóty, dopóki nie straci świadomości. Było gorzej niż gorzej i
przychylała się jedynie do stwierdzenia, że święta to kompletna porażka na wszystkich
płaszczyznach.
-Zacznijmy chociaż – zaproponowała poirytowana, bo cisza w pomieszczeniu zdawała
się przytłaczać swą ciężkością. Kiwnął głową i wziął do ręki dużą miskę. Ona natomiast
otworzyła książkę na odpowiedniej stronie, próbując zrozumieć cokolwiek z przepisu.
Westchnęła raz jeszcze i wyjęła wszystkie potrzebne składniki. Jajka, mąka, mąka,
mąka, tabliczki czekolady, bla, bla bla – wyliczała w myślach, czując ogarniające znużenie.
Postawa Clary praktycznie bawiła Jace'a. Tak uroczo się denerwowała, marszcząc przy
tym zgrabny nosek. Złociste piegi na jej policzkach zdawały się iskrzyć w ciepłym świetle
żarówek, a kasztanowe włosy zyskały rdzawe refleksy biegnące wzdłuż pleców. Jej drobne
rączki przechwyciły od niego miskę i chwyciły opakowanie z mąką, postępując zgodnie z
przepisem. Odnosił wrażenie, że ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było przebywanie tutaj, w tej
kuchni, w tym domu, z nimi wszystkimi. Jakby straciła coś, co znała i nie miała pojęcia, co to
jest i jak to odzyskać. Pokręcił głową. Zdecydowanie nie wychodziło mu analizowanie jej
zachowania.
Wyłapywał jej ciągłe westchnienia i pomyślał, że gdyby mogła, uciekłaby stąd nawet
przez okno, niezależnie od tego czy się potknie, czy nie. Jej ruchy stawały się chaotyczne,
nieokiełznane i gwałtowne. Próbowała wyładować swoje napięcie na prostych czynnościach,
powstrzymując się przed ewidentnym wybuchem. Właściwie niezupełnie rozumiał, o co jej
chodziło. Jednak czy ktokolwiek rozumie kobiety?
Biały obłoczek mąki wzniósł się nad naczyniem, kiedy substancja została wysypana z
paczki. Po chwili uniósł się w górę, drażniąc narząd węchu Clary. Kichnęła cichutko na
spotkanie z pyłem i warknęła poirytowana. Jace stłumił w sobie chichot. Zacisnęła swe małe
pięści, nie zwracając uwagi na to, że prawie cała jest brudna. Spojrzała krytycznie na wnętrze
miski i ponownie wzięła do ręki częściowo wypełnione opakowanie.
Zastanawiał się, czy nie zacząć odliczać czasu do eksplozji. Z drugiej strony mogło się
to dla niego źle skończyć. Zerknął do przepisu i złapał tabliczkę czekolady, by poprzełamywać
ją na kostki. Jako że w kuchni było nadzwyczaj ciepło, kleiła mu się do palców, roznosząc przy
okazji słodki zapach. W połączeniu z bliskością Clary stawał na granicy szaleństwa.
Porzucił łamanie czekolady na rzecz obserwowania nieskoordynowanych ruchów
dziewczyny. Napięcie wirowało w powietrzu i niezmiernie go to denerwowało. Wpatrywał się
intensywnie w jej palce zaciskające się na plastiku, kompletnie wybrudzone od mąki. Jej
policzki pokryły się subtelnym różem. Na pewno wiedziała, że na nią patrzył. Przeszywał
złotem swego spojrzenia, jakby była najciekawszym elementem otoczenia. Jakby istniała tylko
ona. Zawsze tak na nią patrzył. I zawsze nie mogła uwierzyć, że to spojrzenie należy do niej.
Że nikogo innego nim nie raczył. Napawało ją to ciepłem i irracjonalnością. Wyzwalało
nieznane, skrywane głęboko uczucia. Demaskował ją i nic nie mogła poradzić na fakt, że
bardzo jej się to podobało.
Chciała cisnąć tym wszystkim jak najmocniej się dało, zrobić komuś krzywdę, coś
zniszczyć i pozbyć się dziwnego, narastającego z każdą sekundą napięcia. Nie zwracała uwagi
na to, że rozsypuje mąkę, że brudzi sama siebie, ani na to, że Jace wlepia w nią wzrok i
analizuje każdy krok. Pragnęła po prostu... po prostu przez chwilę czuć, a nie tylko być. Być,
nazywać się, mieć, zdawać sobie sprawę, wiedzieć, kochać... Co to znaczy, kiedy nie potrafiła
nawet czuć ? Jak mogła robić to wszystko, nie posiadając uczuć? Takie odnosiła wrażenie –
pustki. I chciała wołać Jace'a, by pojawił się szybko i te puste miejsca zapełnił. A przecież stał
tak blisko...
Złapał delikatnie jej nadgarstki, unieruchamiając je tymczasowo. Zaskoczona szarpnęła
nimi, w wyniku czego cała zawartość papierowej torebki wysypała się... na nich. Zamrugała,
próbując zorientować się, co się właściwie stało. I wtedy spostrzegła, że to nie jakaś magiczna,
biała powłoka ich otoczyła, a jedynie mąka. Ta sama, na której przed chwilą się wyżywała.
Zapatrzyła się na chłopaka, nie potrafiąc ukryć tego, jak bardzo jej się ten widok
podobał. Zawsze był niemożliwie przystojny. Lecz teraz, pokryty bielą, uroczo krzywiący nos, z
zakurzonymi jasnymi włosami... Niemal westchnęła. Nie da się wręcz opisać, jak na nią działał.
-I to by było na tyle, jeśli chodzi o pieczenie... - Clary nie skończyła swojej wypowiedzi,
bo zaatakowały ją wygłodniałe wargi Jace'a. Jakby długo powstrzymywał się przed wykonaniem
tego gestu, ale nie zniósł już napięcia, pragnienia. Ujął jej twarz w swe ciepłe, pachnące
czekoladą i brudne od mąki dłonie, przyciągając ją do siebie tak blisko, jak tylko się dało.
Momentalnie zapomniała o świętach, o rozterkach, napięciu, czy o tym, że znajdują się w
kuchni Lightwoodów. Istniał tylko Jace, Jace i ona. Znowu. Choćby na sekundę.
Odwrócił ją w swoim kierunku, kładąc ręce na talli. Czuła grę jego mięśni brzucha przez
koszulkę, słyszała bicie serca w piersi. Nie wiedziała, czy to było jej serce, czy może jego.
Zdawały się całkowicie zsynchronizować. Przechyliła głowę, przymykając z rozkoszy powieki.
Dała mu się porwać i pragnęła skorzystać z tego w jak największej mierze. Wkładała w
pocałunek całą siebie, nawet jeśli była to tylko niewinna pieszczota. Dodatkowo posiadała
pewność, że dla niego znaczy to to samo, co dla niej.
Smakował słońcem i ciepłem. Składał na jej rozgrzanych wargach wilgotne pocałunki, z
początku drobne, ale nadal łapczywe, jakby nie mógł się od nich oderwać. Jakby sprawiało mu
to fizyczny ból. Nie odsuwał się od nich nawet na sekundę, przedłużając słodką torturę w
nieskończoność, tworząc subtelny bezczas. Ochraniający impas mający nigdy nie zniknąć.
Ciężkie oddechy tańczyły między nimi, barwiąc powietrze na kolor czystej czułości.
Wdychany przez nos tlen miał woń subtelności. Ich wyczulone na obecność tej drugiej
osoby zmysły szalały. Clary uniosła dłonie i wplotła je w miękkie, rozwichrzone włosy Jace'a,
bardziej je czochrając i delikatnie za nie ciągnąc. Mocniej naparł na nią ustami, dotykając
gorącym językiem jej dolnej wargi. W tym momencie dziewczyna całkowicie się stopiła. Ugięły
się pod nią kolana, zwiotczały mięśnie, a w głowie i żyłach zaszumiało. Każda komórka jej
rozgrzanego ciała nastawiła się na Jace'a. I łaknęła więcej, i więcej, i więcej. Stał się jej
oddechem, pragnieniem, nierzeczywistym marzeniem. Irracjonalną sytuacją czy głęboką
fantazją. Chciała umierać pod jego dotykiem.
Westchnęła cichutko, wyginając szyję, by zrównać z jego ciałem swoją naprężoną
sylwetkę. Jego przygarbione ramiona utworzyły wokół niej barierę bezpieczeństwa. Zadrżała
gwałtownie, gdy opuszkami palców zapoznawał się z tylną partią jej żeber, masując je ledwie
zauważalnie. Jego dłonie wysyłały impulsy elektryczne przez cały jej organizm.
Uchylił lekko powieki, by podziwiać jej zarumienioną twarz. Mógł policzyć piegi na jej
nosie, czarne, długie rzęsy, subtelnie zaostrzone kości policzkowe... Była to jedna z najbardziej
romantycznych rzeczy, jakich doznał. Widok Clary, takiej rozgrzanej i oddanej tylko jemu,
połączonej z nim w pocałunku pełnym pasji... Był pewny, że zapamięta to na zawsze.
Rozchyliła usta, by mógł dotrzeć językiem do podniebienia. Rysował na nim delikatne
wzorki, doprowadzając ją do jęku. To z kolei wywołało niekontrolowany napływ krwi do dolnych
części ciała. Na Anioła, był tak podniecony, że to prawie bolało. Ale właśnie to robiła z nim
Clary, kiedy była zbyt blisko. Przeklinał to i kochał jednocześnie. Chcąc ją całować, całować i
całować w pełnym znaczeniu tego słowa. Wyprawiać z nią rzeczy, o jakich nie śnił świat, od
których dostaje się rumieńców zażenowania na policzkach. Jesteś irracjonalny, Wayland
pomyślał, ale szybko zatopił to stwierdzenie, ssąc dolną, pełną wargę dziewczyny.
Powędrował dłońmi do krawędzi jej swetra. Warstwy ubrania bardzo mu przeszkadzały.
Nic więc dziwnego, że chciał się ich pozbyć. Z początku nieśmiało wsunął palce pod materiał,
napotykając aksamitną, gorącą skórę. Znów zadrżała, tym razem intensywniej niż wcześniej.
Podniósł ją i posadził na blacie, nie zwracając uwagi na rozsypane kostki czekolady czy
miskę pełną mąki. Biały pył ponownie wzbił się w powietrze, wirując wokół nich. Jace całymi
dłońmi pogładził żebra Clary, wjeżdżając aż na granicę biustonosza. Nie umiała znaleźć słów,
które opisałyby, jak przyjemne to było. Oderwali się od siebie, by mógł zdjąć z niej górną część
garderoby. Fala miękkich, kasztanowych włosów opadła na blade, zdobione piegami plecy.
Momentalnie zanurzył w nich dłoń, gładząc przy okazji nagą skórę.
Oddalił się niechętnie od jej ust, składając pocałunki na całej linii szczęki, schodząc
niżej. Muskał całą długość jej szyi, zaczynając od podbródka, kończąc na wgłębieniu pod
gardłem. Pozostawiał za sobą wilgotne, ledwie zauważalne smugi, czyniące cuda ze zmysłami
dziewczyny. Odchyliła głowę do tyłu, by dać mu lepszy dostęp. Zagryzła wargi, powstrzymując
jęk przyjemności, kiedy ssał delikatnie najwrażliwsze miejsca. To go niesamowicie pobudzało.
Przesunął nosem po szyi, powracając do spragnionych warg Clary. Musnął je kilka razy, gładząc
dłońmi jej pokryte mąką przedramiona. Wytworzone w ten sposób tarcie okazało się wręcz
rozkoszne.
Mruknęła cicho z przyjemności i przeniosła swe usta na jego ubrudzony policzek.
Pieszczotliwie wyznaczała sobie ścieżkę od kącika ust aż do zagłębienia pod uchem.
Powstrzymywał się, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku i nie wziąć jej tutaj gwałtownie jak
zwierze, dziko i nieokiełznanie. Przeniósł ręce z jej ramion na blat, opanowując elektryzujący
dreszcz. Wyczuł pod palcami lekko roztopione kostki czekolady. Bez zastanowienia chwycił
jedną z nich i odsuwając się nieco od dziewczyny, pogładził słodką substancją jej usta. Oblizała
je mimowolnie, chcąc za pewne skosztować reszty przysmaku. Podrażnił się z nią, odsuwając
czekoladę i przysuwając z powrotem, aż w końcu wsadził ją do wnętrza jej warg,
przypieczętowując to pocałunkiem. Cudownie słodki smak zatańczył na ich splecionych
językach.
Jace powędrował palcami wzdłuż ciała Clary, rozpoczynając od obojczyków, przez
przerwę między piersiami aż do krawędzi spodni, zostawiając za sobą smugi miałkiej mąki. Po
chwili obdarzał już pocałunkami jej okryte biustonoszem piersi, ramiona, brzuch, co jakiś czas
ssąc wrażliwą skórę, znacząc ją wilgocią swego języka.
Nie mogąc znieść napięcia, złapała z tyłu zapięcie swego stanika i szybkim ruchem
odpięła go. Warknął cicho, łapiąc go i praktycznie z niej zrywając, dopóki nie wylądował daleko
za nimi. Przez chwilę pochłaniał wzrokiem jej piersi, by wziąć w usta twardego, różowego sutka
i possać go łapczywie. Palce dziewczyny wpiły się we włosy chłopaka, przyciągając go bliżej do
siebie. Na drugiej zaś piersi zataczał ręką niewielkie, pobudzające okręgi. Sapała i zamykała z
rozkoszy oczy, czując, że dłużej już nie wytrzyma.
Niespotykaną dla siebie siłą przyciągnęła go z powrotem do swojej twarzy, zaciskając
pięści na jego koszulce. Szarpała za nią w geście dezaprobaty, pokazując mu, że zbędny ciuch
musi zniknąć. Teraz. Zrozumiał aluzję i bez zbędnych ceregieli zdjął z siebie koszulkę. Chciwe
palce Clary od razu wylądowały na wyraźnych zarysach mięśni brzucha, ramion, na śladach i
bliznach po Znakach, na całej historii życia Jace'a. Badała uważnie każdy element jego klatki
piersiowej, ciesząc oczy widokiem czegoś tak pięknego, idealnego.
Odpiął guzik jej spodni, wsuwając ręce na jej pośladki. Jej gorące piersi ocierały się o
jego tors. Pomieszczenie wypełnił dźwięk ich ciężkich oddechów. Było im niebywale dobrze,
lecz wiedzieli, że mogło być lepiej. I do tego uporczywie, choć piekielnie powolnie dążyli. Ssał
zgięcie jej szyi, kiedy bezwstydnie odpięła pasek jego spodni i w miarę możliwości zsunęła je w
dół. Jego erekcja była aż nazbyt widoczna. Och, jak pragnęła, by już się w niej znalazł! Nie
umiała o niczym innym myśleć, tylko o tym, jakie to będzie niebiańskie. Owinęła uda wokół
jego bioder, wpierając się dłońmi na ramionach chłopaka, by otrzeć się o jego ciało. Miała
wrażenie, że zaraz spłonie.
Spojrzała mu w przymglone, ciemne, niemal dzikie oczy, odnajdując w nich
nieskończone pokłady miłości do niej. Jej serce zabiło dwa razy mocniej na tą wieść. Nie musiał
nic mówić. Gesty w zupełności jej starczały.
Praktycznie położył ją na blacie, szarpiąc rozpaczliwie za nogawki jej spodni, by
nareszcie się ich pozbyć. Gdy mu się to udało, zniżył się i złożył mokry pocałunek na jej kostce,
potem łydce i wewnętrznej części uda. Jej wilgotna kobiecość krzyczała z potrzeby, a jej
zapach łączył się z mąką, czekoladą i namiętnością. Clary siłą powstrzymywała się przed
wierceniem.
Trzymał mocno jej biodra, znacząc koniuszkiem języka ślad wokół obrębu pozostałego
na niej materiału. Wjechał na brzuch, na zmianę całując go i liżąc. Chciała jęczeć i błagać, żeby
skończył się z nią bawić i zrobił to, o czym obydwoje marzą. Nie mogła jednak znaleźć języka
w gębie. Zamroczył ją zbyt skutecznie. Pochyliła się, łaskocząc swymi długimi włosami jego
szyję. Po chwili wpijała paznokcie w umięśnione plecy, pragnąc rozładować chociaż niewielką
część narastającego napięcia.
I wtedy nie wytrzymał. Połączenie lekkiego bólu i palącej rozkoszy wypełniało mu żyły i
wiedział, że jeśli czegoś zaraz nie uczyni, po prostu eksploduje. Rozebrał ją całkowicie, nie
kłopocząc się delikatnością. Ich usta spotkały się w kolejnym ekstatycznym tańcu, pasując do
siebie tak idealnie, że stanowiło istną niemożliwość, by kiedykolwiek się rozdzieliły. Wygodniej
ułożył Clary na blacie, samemu pozbywając się bokserek.
Jej nogi owinęły się wokół niego, a sam ocierał się o jej gorącą, morką łechtaczkę.
Obydwoje jęknęli na to doznanie, ledwie chwytając oddech. Poruszyła się przy nim
niecierpliwie, chcąc ukrócić wspaniałe męki. Gdy się w niej znalazł, niebo zyskało zupełnie
nowy wymiar. Była taka ciasna i tylko nęciła go, by zaczął się poruszać.
Clary wygięła się w kierunku Jace'a, przywierając do niego całym ciałem, tym samym
odbierając szansę pieszczenia jej w inny sposób. Jej palce wczepiły się w jego jasne włosy, a
jego dłonie poruszały jej biodrami, nadając im z początku wolne, z czasem coraz szybsze
tempo.
Jego pchnięcia były zdecydowane i płynne. Za każdym razem wchodził coraz głębiej,
zwiększając budujące się w dolnych częściach ich ciał napięcie. Ich mięśnie kurczyły się i
napinały od elektryzujących dreszczy, a krew i przyjemność odbierały zdolność racjonalnego
myślenia.
Pocałował jej rozedrgane, czerwone usta, pieszcząc je ledwie wyczuwalnie w natłoku
wybuchających doznań. Ich języki splatały się i rozplatały niemal równo z narastającym
tempem. Zapach intensywnego, cholernie przyjemnego seksu czynił z nich niezdolnych do
życia ślepców. Ale czekali na tą chwilę. Tak długo czekali, że czyniło to sam akt jeszcze
fantastyczniejszym.
Ciągnąc go za włosy, odpływała do innego wymiaru. Prawie nie czuła już ciała,
pokrywając się potem i modląc o nieuchronne, wypełniające od środka spełnienie. Wspólnie
wychodzili naprzeciw wulkanowi rozkoszy, osiągając niewybrednie silny orgazm. Zacisnęła się
wokół niego i wygięła w łuk, wydając z siebie rozpaczliwe sapnięcia tonące w jego ustach. Po
chwili opadła bezwładnie w jego ramiona, a on, nie mogąc już znieść obezwładniającej
przyjemności, eksplodował do jej wnętrza, głośno charcząc.
Mąka skleiła ich mokre, zmęczone ciała, ale nie przejmowali się tym, odzyskując oddech
i trzeźwość umysłu.
Ich święta z pewnością były niebywale... wesołe.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin