Pokój Simona.pdf

(127 KB) Pobierz
198718514 UNPDF
Jace-Maraton
Pokój Simona
by Chochlica1
Z dedykacją dla Kingi (EriciNorthman), Kamili
(Bieniutka) oraz wszystkich fanek Jace'a ;)
198718514.001.png
Patrzył, jak spała. Jak delikatnie zaciskała blade powieki, jak jej różowe usta
rozwierały się lekko, wypuszczając niewielkie ilości gorącego, słodkiego powietrza. Jej
kasztanowe loki rozsypane były na białej poduszce, tworząc falę ciepłego, bezpiecznego
koloru. Taki właśnie kolor miała dla niego miłość. Kolor Clary. Nie mógł się powstrzymać
przed wyciągnięciem dłoni i sprawdzeniem miękkości jej skóry. Przesunął opuszkami
palców po zarysie jej drobnej szczęki, ciesząc się fakturą jej jedwabistej cery. Sposób,
w jaki jej dotykał, palił go od środka. Przez jego palce przechodziły elektryzujące
dreszcze docierające wprost do serca.
Westchnęła cicho, wciąż się nie budząc. Nie sądził, że obserwowanie jej takiej
spokojnej, zrelaksowanej jemu samemu przyniesie tyle ukojenia. To było oczyszczające
doświadczenie, a mimo to sprawiało mu ból. Bo wiedział, że kiedy ona się obudzi, bańka
mydlana pryśnie. Odepchnie go, może zdepcze jego miłość... Miała do tego prawo. Ba!
Byłby jej nawet wdzięczny. Przynajmniej nie zostawiłaby mu nadziei. Chciał, by oni...
razem... by to okazało się możliwe. Nie wiedział jednak, czy i Clary tego pragnęła. Czy
po tak długim okresie, w którym sądzili, że są rodzeństwem, darzyła go jeszcze
jakimkolwiek romantycznym uczuciem? Wątpliwości i zagubienie motały mu myśli w
głowie. Codzienna stanowczość schowała się w jej ślicznych lokach. Stał się zupełnie
bezbronny.
Przysunął się bliżej niej, marząc o tym, by całkowicie otoczyć się jej rozkosznym
zapachem. Uwielbiał go. Jak żałośnie to brzmiało? Jak żałośnie się w niej zakochał?
Kochać to niszczyć.
Te słowa, w obojętnie jakiej intencji wypowiedziane, zawierały niepowtarzalną
prawdę. Ranił Clary zbyt mocno swoim uczuciem. Zbyt mocno prawdą. Zbyt mocno sobą.
Łajał się, że czuł ulgę, gdy fakty ujrzały światło dzienne, a w nim urosła nadzieja na
spełnienie marzeń. Nie powinienem mieć już żadnych marzeń. Wiążą człowieka swoim
pięknem i zaślepiają jasnym światłem, by po wielu, wielu dniach oddać na zawsze
ciemności , pomyślał z goryczą. Pierwszy raz nienawidził tego, że zazwyczaj miał rację.
Przybliżył się bardziej. Ciepło jej ciała wysyłało fale dreszczy do jego organizmu.
Zrobiło mu się praktycznie błogo. To wszystko, czego potrzebował. Był gotów oddać za to
duszę, jeśli jeszcze taką miał. A chyba miał... prawda ? Clary z pewnością myślała, że jej
nie posiadał. Gorycz chwilowo zapanowała nad jego umysłem. A może jednak ...? Był
zmęczony tym „A może...”. Potrzebował pewności, potrzebował... czegokolwiek.
-Długo już tak na mnie patrzysz? - Z zamyślenia wyrwał go jej cichutki głos.
Speszył się nieco, cofając swoją zawieszoną w powietrzu dłoń. Bańka pękła. Czar prysł.
Ale mógł cieszyć się jej głosem...
-Przepraszam – szepnął, odsuwając się nieznacznie. Momentalnie zrobiło jej się
zimno. Jace nie przepraszał. A jeśli już, to bardzo rzadko.
-Za co? - Clary dociekała, marszcząc w niezrozumieniu brwi. Ten gest wydał mu
się naprawdę uroczy.
-Za... za... - Pierwszy raz usłyszała w jego głosie wahanie. Spojrzała w te złote
oczy tak pełne blasku, że potrafiły rozjaśnić jej każdą sytuację. Teraz jednak zdawały
się mętne, zamglone, jakby nieobecne. Gdzie Jace się podziewał? Gdzie dryfowała jego
osobowość? Ta, którą znała? -... za wszystko, Clary. Wszystko . Nie powinienem był cię
niszczyć. Nigdy . I za to przepraszam, choć wiem, że nie zasługuję na wybaczenie.
Przynajmniej nie od ciebie... - zamilkł na moment, a ona zupełnie zszokowana jego
słowami nie była w stanie nic z siebie wydusić. - Po prostu... bardzo cię przepraszam,
Clary – skończył na wydechu, w końcu odważając się spojrzeć w jej oczy.
Jego dłoń drgnęła w jej kierunku. Krańcami świadomości rejestrowała jego
pragnienie, by spleść własne palce z jej. Gdyby tylko mogła się ruszyć, prawdopodobnie
przygwoździłaby go teraz do łóżka. Łóżka, w którym jeszcze jakiś czas temu całowała się
z Simonem. Ale on był przeszłością. Jedną pomyłką w jej doświadczeniu. Teraz leżąc w
jego dawnym pokoju tuż przy Jace, pragnęła tylko cofnąć czas do swoich szesnastych
urodzin i nie pozwolić, by sprawy potoczyły się tak a nie inaczej. Mogłaby teraz się do
niego tulić, całować jego usta, nie wiedzieć, że był jej bratem, choć tak naprawdę
wcale nim nie był. Ale myśleli inaczej przez wiele dni. Niezależnie od tego, jak złe
zdawało się to być, nigdy nie przestała czegoś do niego czuć. Musiała to przyznać sama
przed sobą.
Mimowolnie przysunęła się bliżej niego, by znów poczuć się bezpiecznie i lekko.
To niesamowite, że jego zwyczajna obecność, tak bardzo na nią wpływała. Nie odsunął
się, lecz drgnął lekko.
-Jace – zaczęła, ale przerwał jej.
-Nic nie mów, Clary, proszę, nie mów...
-Ale chcę! - W jej tonie niespodziewanie pojawiła się stanowczość. - Nie odbieraj
mi tego prawa, Jace. - Popatrzyła mu z mocą w oczy. Wiedziała, że zwyciężyła. Na jej
ustach wykwitł mały uśmiech. - Tyle mi powiedziałeś... A ja zawsze milczałam. - Spuściła
wzrok, biorąc głębszy wdech. Chciała mu powiedzieć, co czuła. Już wiedziała. Boże, bez
względu na wszystko! Niech choć raz to ona pokaże światu, kto rządzi jej życiem!
Przecież należało do Jace'a... - Nie mogę już być cicho. Wayland, do cholery! -
krzyknęła, tracąc nad sobą panowanie. Wszystkie skrywane uczucia domagały się
uzewnętrznienia i rozrywały ją. Nadszedł czas, by się ich pozbyć. A on leżał. I patrzył na
nią, i wciąż, i wciąż powtarzając sobie, że kocha ją za bardzo, by ją mieć. - Kocham cię
– wydusiła, a obraz przysłoniły jej łzy.
Powiedziała to . Powiedziała mu prawdę. Ulga okazała się niezmierzona.
Wzruszenie nieprzerwane.
-Clary...
-Kocham cię. I będę cię kochała aż do dnia mojej śmierci. I jeśli potem jest jakieś
inne życie, to wtedy również będę cię kochała – powtórzyła jego własne słowa.
Pamiętała tamtą chwilę tak dokładnie.
-Nie wierzę, że to powiedziałaś – powiedział zduszonym głosem. Był zagubiony, ale
radosne iskierki zagościły w jego spojrzeniu. Uwierz, Jace, po prostu uwierz. Miałeś mi
udać, czyż nie ?
-Mówiąc szczerze ja też nie – Zaśmiała się nerwowo. Nie chciała patrzeć mu w
oczy. Nigdy nie oświadczyła komuś, że go kocha. Bo czy darzyła kogokolwiek takim
typem uczucia, jakim darzyła właśnie jego?
Niepewnie wyciągnął dłoń, gładząc nią jej policzek. Zapłonął pod tym dotykiem,
sprawiając jej nie lada przyjemność. Dłonie chłopaka zawsze były takie czułe, takie
ciepłe... Nie wytrzymała napięcia. Przyciągnęła go za szyję do siebie, tak że znalazł się
na niej, przygniatając ją całą długością swego ciała do materaca. Poczuła się tak
fantastycznie, że nie umiała tego wprost opisać. Nieśmiała zachęta wykwitła na jej
zarumienionej twarzy.
To było dla niego za wiele. Zrobiła to. A teraz leżał na niej, czuł jej zapach, jej
ciało, jej piersi przez cienką warstwę ubrań. Był bliski szaleństwa. Czystego,
obezwładniającego szaleństwa, jednak tak uzależniającego... Oddech uwiązł mu w
gardle, kiedy pochylał się nad nią, pragnąc ją pocałować. Tym razem prawdziwie i
zgodnie. Tak... dobrze . Chciał ją zabrać do nieba. I by ona zabrała jego.
A potem ich wargi się spotkały w niewinnym, ostrożnym muśnięciu pełnym silnego
uczucia. Wplotła dłonie w jego aksamitne jasne kosmyki włosów, przyciągając go do
siebie bliżej. Ich serca biły szybko naprzeciw siebie, zgadzając się ze swym wzajemnym
rytmem. Wzmocnił pieszczotę, ujmując jej dolną wargę między swoje, lekko ją ssąc i
wciąż muskając, napawając się jej słodkim smakiem. Zakręciło jej się w głowie.
Zamknięte z przyjemności oczy wwiercały się jej w czaszkę. Był taki namiętny, mimo to
delikatny, jakby się bał, że ona zaraz zniknie i nigdy więcej jej nie zobaczy.
To był pocałunek pełen tęsknoty.
Clary pragnęła jęczeć z przyjemności. Czuła się taka pełna! Odzyskała ważną
część samej siebie. Teraz już wiedziała, kto nią był. Ten fakt chodził za nią bardzo
długo, lecz w tym momencie przyznała się do niego. Sprawił jej niebywałą radość. Uniósł
się na łokciach, by nie sprawiać jej ciężaru, ale szybko wyperswadowała mu ten pomysł
z głowy, ciągnąc go za sobą w dół, aby znaleźć się jeszcze bliżej. To stawało się już
praktycznie niemożliwe.
Przejechał językiem po jej ustach. Otworzyła je dla niego, wpuszczając gorący
język Jace'a do środka. Był rozkoszny i pieścił jej podniebienie z taką pasją...
Rozgrzewał ją od środka. Płonęła i drżała jednocześnie. Wszystkie jej myśli uciekły i
pozostał tylko błogostan. Jace tak bardzo cieszył się tą chwilą, tym ciepłem. Jego Clary .
Kochać to niszczyć .
Niszczyć, owszem. Ale i budować. Tego brakowało w tym zdaniu. Jęknęła
cichutko, pobudzając jego zmysły. Jego palce powędrowały pod jej koszulkę. Pokryła się
gęsią skórką. Ciche westchnienia opuszczały ich usta, nadal złączone w niemej
pieszczocie. Przejechał dłonią po dole jej pleców, kierując się to wyżej, to niżej, ucząc
się gładkości jej skóry. To stanowiło jedno z jego marzeń. Miał ich nie posiadać. Cóż,
chyba na to za późno.
Szarpnęła się niecierpliwie w jego kierunku. Zbytnia niewinność zaczynała ją
frustrować. Chciała czuć go wszędzie . Wyciągnęła drżące ręce, szarpiąc za skrawek jego
koszulki. Nie oderwał się od niej choćby na minutę. Podciągała materiał, badając
otwartymi dłońmi umięśnione plecy Jace'a. Czuła każdą wypukłość, każde napięcie.
Takie niesamowite i idealne. Dotykała chciwie czarnych Znaków, bladych śladów starych
run. Miała nadzieję, że ten dotyk mu się podobał.
Jace podniósł się na niej, opierając ciężar ciała na kolanach. Złapał za swoją
koszulkę i ściągnął ją przez głowę, dając Clary wspaniały widok na swoją wyrzeźbioną
klatkę piersiową również pokrytą Znakami, starymi runami, uroczymi bliznami
świadczącymi o jego doświadczeniu. Był taki męski. Obserwowała go urzeczona. Te
blond włosy zmierzwione przez jej palce, opuchnięte malinowe wargi, zaróżowione
policzki, przesłonięte mgłą złote oczy. Mogłaby się założyć, że wyglądała dokładnie tak
samo.
Chwilę potem czuła już jego nagą skórę. Działała na nią w sposób dużo silniejszy,
niż się spodziewała. Badała chciwie każdy zarys jego ciała. Zapierał jej dech w
piersiach. Majstrował w tym czasie przy jej bluzce kompletnie zniecierpliwiony, gotując
się, by zwyczajnie ją zedrzeć. Zbędne warstwy go denerwowały, a potrzeba się nasilała z
każdą sekundą.
-Zdejmij to, błagam – wysapała, unosząc się nieco do góry, by ułatwić mu
ściągnięcie uciążliwej części garderoby. Wreszcie udało mu się to i odrzucił ją daleko za
siebie. Clary znowu pragnęła większego kontaktu. Skóra przy skórze.
Kochać to niszczyć.
Mógł tak niszczyć siebie i wszystko codziennie, ona zresztą również. Chrzanić
puste frazesy. Kotłujące się w żyłach uczucia mówiły więcej niż jakiekolwiek zdania.
Chwycili się chwili i nic więcej się nie liczyło. Musnął jej miękkie wargi swoimi,
zjeżdżając trochę niżej, obdarowując pocałunkami linię jej szczęki, wgłębienie pod
uchem, długość szyi. Pozostawiał za sobą gorące, wilgotne smugi. Jęknęła, wbijając
paznokcie w jego ramiona.
Podążył niżej w kierunku jej piersi. Pragnęła by ich dotknął. Wygięła się lekko do
jego ust. Obrysował koniuszkiem języka granicę między nagą skórą a materiałem
biustonosza. Pieścił przez moment ich odkrytą część, by warknąć gniewnie do siebie.
Dobrze, może i było to delikatne, ale... jego krocze krzyczało o czymś innym. Nie
panując nad sobą, chwycił między usta kawałek materiału i szarpnął nic mocno.
Zaskoczona Clary pisnęła, lecz przeszedł ją kolejny dreszcz podniecenia. Wilgoć
gromadziła się między jej nogami.
Pozbył się jej stanika, ciesząc oczy widokiem jej bladych piersi z różowymi,
twardymi sutkami. Niemal czuł, jak słodkie musiały być. Spojrzał Clary w oczy. Znalazł w
nich jedynie zachętę. Pochylił się i wziął jeden z sutków w usta. Zareagowała
sapnięciem i większym wygięciem w jego stronę. Nie potrafił opisać jej piękna ani
piękna tej chwili. Jego ręka powędrowała do drugiej piersi, ugniatając ją lekko.
-Jace – Clary zdołała wysapać, wypychając biodra w stronę chłopaka. Ich
wytrzymałość wisiała na włosku. - Proszę...
Och, zgadzał się z nią całkowicie! Nie mógł jej nie posłuchać. Odpiął guzik jej
spodni i szarpnął za nie, uwalniając jej kobiecie biodra. Widok jej ostatniej bielizny
wysłał potężny wstrząs do jego erekcji. Po chwili sam zdejmował z siebie spodnie.
Prawie drżał z ogromu kłębiących się w nim emocji. Tak bardzo pragnął Clary... I tak
bardzo ją kochał. Oplotła go udami w pasie biodrami, dotykając swoją rozgrzaną
kobiecością jego sztywnej męskości. Jęknął na te doznanie.
Wszystko wydawało się takie intensywne i przyjemne.
Jego dłoń wędrowała po boku jej ciała, kiedy ich wargi ponownie spotkały się w
łapczywym pocałunku. Łaskotał końce jej żeber, przyprawiając o gęsią skórkę. Schodził
niżej, obejmując jej jędrny pośladek, gładząc aksamitne biodro, wsuwając się
niebezpiecznie pod materiał jej majtek.
Przejechała paznokciami wzdłuż pleców Jace'a. Okazało się to niezwykle
przyjemną pieszczotą. Połączenie lekkiego bólu i rozkoszy było dopełnieniem jego nieba.
Zapach Clary wyczyniał z nim cuda.
Jedną ręką zaczął zsuwać resztki jej bielizny coraz niżej i niżej. Było to powolne.
Napięcie w powietrzu kuło ich skórę, a zapach podniecenia mamił zmysły. W końcu
jednak się ich pozbyli. Ze swoimi bokserkami Jace nie miał już takich problemów. Clary
podniecona myślą, że zaraz zobaczy go całego, straszliwie się zarumieniła. Nie potrafiła
mimo to odebrać sobie tego widoku.
Od prawdziwej rozkoszy dzielił ich jeden ruch.
-Jesteś pewna? - wyszeptał spiętym, głębokim głosem, odnajdując jej wzrok. Nie
mogła mówić, więc kiwnęła pewnie głową, dotykając jeszcze raz jego ramion i twarzy.
Zerknęła w dół. Duży członek Jace'a znajdował się tuż nad nią. Miała ochotę krzyczeć z
radości. To było takie wyzwalające!
W końcu, po chwili trwającej wieczność, wślizgnął się w nią, wypełniając ją całą.
Sapnęła z przyjemności. Jego jęk natomiast utonął w jej szyi. Zacisnęła swe uda mocniej
w jego pasie, co spowodowało jego głębsze wejście.
Gdyby odzyskała głos, klęłaby teraz z szaleństwa. Uczucie bycia w Clary było
czymś więcej niż niebem. Rajem, Utopią, Arkadią, Eldorado... Zaciskał pięści, by nie
zacząć się poruszać. Chciał wiedzieć, czy jest pewna. Lecz nie sprzeciwiała się. Dźwięki,
jakie z siebie wydawała, tylko go pobudzały. Jego wspaniała Clary.. .
Zaczął się poruszać. Cudowne tarcie wydusiło z nich przyspieszone oddechy i
walące serce. Przywarła do niego mocno, składając mokre pocałunki na jego twarzy.
Pierwsze ostrożne pchnięcia zmieniły się w silniejsze, nadal wolne, za to bardzo
intensywne. Odczuwali to każdą komórką ciała. Napięcie budowało się w ich
organizmach.
Łóżko trzeszczało cicho pod wpływem siły, jaką Jace wkładał w poruszanie się.
Pokryli się potem, co nadało im płynności. Subtelne muśnięcia ustami wystarczały za
wszelkie słowa. Zwiększył tempo. Napięcie stawało się nieznośne. Pchało ich na
nieodkryte granice. Tak wyraźne, tak silne...
Gorące oddechy krzyżowały się, mięśnie napinały. Orgazm poraził ich
intensywnością. Clary doszła pierwsza, zaciskając się na Jasie, wyginając w łuk i
szeptając w ekstazie jego imię. W następnym momencie doszedł i on, wybuchając do jej
wnętrza. Opadli zmęczeni i spełnieni na łóżko. Bez pamięci zakochani. Nierozerwalnie
złączeni.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin