Steel Danielle - Milcząca godność.pdf

(543 KB) Pobierz
Danielle Steel
Danielle Steel
Milcząca godność
Rozdział pierwszy
Kiedy Masao Takashimaya skończył dwadzieścia jeden lat, rodzina zaczęła szukać
dla niego żony. A ponieważ Masao pragnął kobiety wyjątkowej, marzył o żonie,
która nie tylko by mu służyła i okazywała szacunek - w końcu wszystkie młode
kobiety przedstawiane przez pośrednika były wychowane do roli posłusznej i
znającej swoje miejsce małżonki - chciał także rozmawiać z nią, znaleźć
towarzyszkę życia podzielającąjego ideały, toteż poszukiwania trwały pięć lat.
Odrzucał wszystkie kandydatki już po pierwszym spotkaniu, żadna bowiem nie
spełniała jego wymagań. W końcu przedstawiono mu Hide-mi. Miała zaledwie
dziewiętnaście lat i pochodziła z buraku, małej wioski w pobliżu Ayabe. Była
śliczną, delikatną dziewczyną i odznaczała się wyjątkowo miłym usposobieniem.
Jej twarz sprawiała wrażenie wy-rzeźbionej w kości słoniowej najprzedniejszej
jakości, a czarne oczy lśniły jak onyks. Przy pierwszym spotkaniu, prawie nie
ośmieliła się otworzyć ust.
Z początku Masao sądził, że jest zbyt nieśmiała, zbyt wylękniona i że okaże się
taka sama, jak inne dziewczyny, które mu przedstawiano. Skarżył się, że
wszystkie są zbyt staroświeckie, a nie chciał żony, która szłaby za nim
posłusznie jak pies i patrzyła na niego z przerażeniem. Jednak nieliczne, które
spotykał na uniwersytecie, też go nie pociągały. W roku 1920, gdy zaczął tam
wykładać, poznawał tylko żony czy córki innych profesorów albo cudzoziemki. I
żadna nie wydawała mu się tak niewinna i słodka jak Hidemi. Masao pragnął
znaleźć w żonie wszystko:
zarówno szacunek dla dawnych tradycji, jak i ciekawość przyszłości. Nie
spodziewał się po wybrance wykształcenia, ale chciał, by miała taki sam głód
wiedzy jak on. I wreszcie, gdy skończył już dwadzieścia sześć lat, a od dwóch
wykładał na uniwersytecie w Kioto, znalazł idealną kobietę. Była doskonała.
Delikatna i nieśmiała, a jednak zafascynowana każdym jego słowem. Kilka razy,
przez pośrednika, stawiała mu ciekawe pytania o pracę, rodzinę, a nawet o Kioto.
Rzadko podnosiła na niego wzrok. Ale kiedyś przyłapał ją na tym, jak patrzy na
niego nieśmiało, i wydała mu się nieopisanie urocza.
Teraz, pół roku po pierwszym spotkaniu, stała koło niego ze spuszczonymi oczami,
ubrana w ciężkie białe kimono i obi ze złotego brokatu, które nosiła jeszcze jej
babcia. Przy obi wisiał maleńki nóż, którym mogłaby sobie odebrać życie, gdyby
Masao uznał, że jej nie chce. Na kunsztownie ułożonych włosach miała
tsunokakushi okrywające głowę. Twarz pozostała odkryta i wydawała się jeszcze
drobniejsza. Z tsunokakushi zwisały kanzashi, delikatne ozdoby należące dawniej
do jej matki. Matka dała Hidemi również piękny, prawdziwie królewski jedwabny
płaszcz, ozdobiony ciężkim haftem. Zaczęła pracować nad nim zaraz po narodzinach
córki i co roku dodawała nowe motywy modląc się, by ta wyrosła na piękną, dobrą
i mądrą dziewczynę. Płaszcz był najcenniejszym darem, jaki matka mogła jej
ofiarować, a jednocześnie stanowił symbol jej miłości, modlitw i nadziei na
przyszłość.
Masao, ubrany w tradycyjne czarne kimono i płaszcz z rodzinnym herbem, dumnie
stał obok narzeczonej. Oboje z nabożeństwem wypili po trzy łyki sake. Wcześniej
tego dnia byli już tu, w świątyni Shinto, na prywatnej ceremonii, a teraz
uczestniczyli w formalnej, publicznej uroczystości zaślubin, w obecności rodziny
i przyjaciół, wśród których znaleźli się również koledzy Masao, profesorowie
uniwersytetu w Kioto. Słuchali mistrza ceremonii, który opowiadał o rodzinach
nowożeńców, ich historii i znaczeniu. Masao bardzo żałował, że w tak uroczystej
chwili nie towarzyszy im Takeo, kuzyn i najbliższy, choć o pięć lat starszy,
przyjaciel. Takeo rok temu wyjechał do Kalifornii i teraz wykładał na
Uniwersytecie Stanforda. Czuł się tam doskonale, a Masao bardzo pragnął jechać
za przyjacielem.
Ceremonia ślubna, prowadzona zgodnie z czcigodną tradycją Shinto, była bardzo
uroczysta i długa, ale Hidemi ani razu nie spojrzała na narzeczonego. Dopiero
gdy wszystko się skończyło, z wahaniem na niego popatrzyła i uśmiechnęła się,
nisko kłaniając się mężowi. Masao również się skłonił, po czym matka i siostry
wyprowadziły Hidemi, by zmieniła białe kimono na czerwone, odpowiednie na czas
przyjęcia. W bogatych
miejskich rodzinach panna młoda przebierała się w trakcie uroczystości ślubnych
sześć albo nawet siedem razy, ale pochodzącej z buraku Hidemi dwa kimona
wydawały się całkiem wystarczające.
Dzień okazał się wprost wymarzony na ślub. Była pełnia lata, pola Aya-be
zieleniły się jak szmaragdy. Młoda para spędziła całe popołudnie przyjmując
życzenia oraz podarki od przyjaciół i rodziny; na uroczystość zjechali nawet
najdalsi krewni. Kuzyn Hidemi z Fukuoka grał na koto, a para tancerzy wykonała
powolny, elegancki taniec bugaku. Było też mnóstwo jedzenia. Podawano tradycyjne
tempura, kulki ryżowe, kun shioyaki, kurczęta, sashimi, czerwony ryż z nasu,
nishoga i narazuki. Te przysmaki od wielu dni przygotowywały ciocie i matka
Hidemi. Jej babcia, obaachan, doglądała wszystkiego, ciesząc się, że wnuczka tak
dobrze wychodzi za mąż. Hidemi została wspaniale przygotowana do nowych
obowiązków. Byłaby dobrą żoną dla każdego mężczyzny, ale rodzina radowała się
związkiem z Masao, mimo jego reputacji człowieka zafascynowanego nowoczesnymi
ideami. Ojca Hidemi bardzo bawiło, że Masao lubił rozmawiać o światowej
polityce. Jednak zięć przestrzegał również dawnych tradycji. Pochodził z
czcigodnej rodziny i był uczciwym młodym człowiekiem, więc wszyscy mieli
pewność, że okaże się dobrym mężem.
Masao i Hidemi spędzili noc poślubną u jej rodziny, a następnego dnia wyjechali
do Kioto. Hidemi ubrana była w piękne różowoczerwone kimono, które dostała od
matki. Wyglądała uroczo, siedząc w nowiutkim fordzie T coupe z 1922 roku,
pożyczonym przez Masao na tę okazję od amerykańskiego profesora uniwersytetu w
Kioto.
Zamieszkali w małym domku Masao. Hidemi udowodniła, że wszystko, co w niej
dostrzegł podczas pierwszego spotkania, jest prawdą. Utrzymywała dom w idealnej
czystości i zachowywała stare rodzinne tradycje. Regularnie chodziła do
pobliskiej świątyni, była uprzejma i gościnna dla kolegów męża, gdy zapraszał
ich do domu na kolację, a do niego samego odnosiła się z głębokim szacunkiem.
Czasami, gdy ogarniała ją wyjątkowa śmiałość, cichutko chichotała, zwłaszcza
kiedy się upierał, że będzie do niej mówił po angielsku. Masao chciał, by
nauczyła się obcego języka. Rozmawiał też z nią o wielu problemach politycznych:
o Brytyjczykach w Palestynie, o Gandhim i Indiach, a nawet o Mussolinim. Na
świecie działy się sprawy, o których, jego zdaniem, powinna wiedzieć, ale
nalegania męża ją bawiły. Masao był bardzo dobry, zachowywał się uprzejmie i
delikatnie, troszczył się o swoją żonę i często mówił, że spodziewa się, iż będą
mieli gromadkę dzieci. Gdy rozprawiał o takich sprawach, czuła się bardzo
zakłopotana, ale czasami ośmielała się na tyle, by mu szeptać, że chce mu dać
wielu synów, bo to ogromny honor dla mężczyzny.
- Córki też są godne szacunku, Hidemi-san - odpowiadał Masao serdecznie, a ona
patrzyła na niego w zdumieniu. Byłaby głęboko zawstydzona, gdyby dała mu tylko
córki. Wiedziała, jak ważne jest dla mężczyzny posiadanie synów, szczególnie w
społeczności rolnej, takiej jak Ayabe. Była słodką kobietą i w ciągu kilku
miesięcy nauczyli się wzajemnej miłości, a także stali się przyjaciółmi. Masao
zawsze wzruszały niezliczone dowody troski ze strony Hidemi. Szykowała dla niego
smakowite posiłki, witała go, gdy wracał do domu, prześlicznie układała kwiaty,
zwłaszcza w tokonama, alkowie, gdzie przechowywali malowany zwój
i swoje najcenniejsze ozdoby.
Wiedziała już, co Masao lubi, i dbała o to, by oszczędzać mu nawet najmniejszej
przykrości. Stała się idealną żoną, w miarę upływu miesięcy był nią coraz
bardziej oczarowany. Zachowywała się zawsze tak samo nieśmiało, ale widział, że
czuje się z nim coraz lepiej, a także przyzwyczaja się do otoczenia, w którym
żyli. By mu zrobić przyjemność, nauczyła się nawet kilku zdań po angielsku. Przy
kolacji nadal odzywał się do niej tylko w tym języku, często mówił o swoim
kuzynie Takeo, miesz- kającym w Kalifornii. Takeo był zadowolony z pracy
na uniwersytecie, | a niedawno ożenił się z kibei, dziewczyną urodzoną w
Stanach z rodzi- j ców Japończyków i wysłaną do Japonii dla uzupełnienia
wykształcenia. f Takeo napisał, że jego żona jest pielęgniarką, ma na imię
Reiko, a jej rodzina pochodzi z Tokio. Masao chciał pojechać z Hidemi do
Kalifornii i zobaczyć się z kuzynem, ale na razie mógł tylko o tym marzyć. Miał
obowiązki na uniwersytecie, a poza tym, mimo całkiem przyzwoicie rozwijającej
się kariery, zarabiał bardzo niewiele.
Hidemi spodziewała się dziecka, ale zgodnie z tradycją nie powiedziała o tym
mężowi, natomiast gdy ciąża stała się widoczna, zaczęła mocno owijać brzuch.
Masao zorientował się dopiero na wiosnę. Odkrył stan żony pewnej nocy, gdy się
kochali, jak zwykle bardzo dyskretnie. Hidemi ciągle jeszcze była bardzo
nieśmiała. Gdy spytał ją o to, nie mogła się zdobyć na odpowiedź. W ciemności
zasłoniła rękami twarz
i tylko skinęła głową.
- Naprawdę, malutka - Łagodnie odwrócił ją do siebie i uśmiechnął się. Dlaczego
mi nie powiedziałaś
Ale Hidemi potrafiła tylko patrzeć na męża i modlić się, by go nie
zhańbić, rodząc córkę.
- Ja... codziennie się modlę, Masao-san, żeby to był syn - szepnęła
wreszcie, wzruszona jego delikatnością.
- Jeżeli urodzi się córka, też będę szczęśliwy - powiedział szczerze i położył
się obok żony, marząc o przyszłości. Cieszył się na myśl
o dzieciach, a zwłaszcza dzieciaku ^ mu....... k,._ .
że nie mógł sobie wyobrazić nic cudowniejszego niż malutką dziewczynkę podobną
do niej. Ale Hidemi jego słowa wydawały się obrazo-
burcze.
- Nie wolno ci tak mówić, Masao-san. Przerażała j ą sama myśl o urodzeniu córki.
- Musisz mieć syna.
Była tak niewzruszona w swoim przekonaniu, że aż go to rozbawiło. Wśród
Japończyków stanowił wyjątek, nie miało bowiem dla niego żadnego znaczenia, czy
urodzi mu się syn, czy córka. Obsesję na temat synów uważał za głupotę. Chciał
mieć córkę, którą mógłby wykształcić zgodnie z nowymi ideami, wolną od ciężaru i
okowów starych tradycji. Kochał słodką, staroświecką Hidemi, ale również
podobało mu się, że wydawała się zainteresowana jego pasją dla nowoczesnych
poglądów i wynalazków. Była to jedna z rzeczy, która go w żonie pociągała. Rado-
Inie tolerowała wszystkie jego nowe fascynacje. Sama nie interesowała się
zbytnio wynalazkami ani polityką, ale zawsze uważnie słuchała tego, co do niej
mówił. Myśl, by uczyć tego wszystkiego dziecko, i to od naj-vcześniej szych lat,
wprost go zachwycała.
- Hidemi-san, nasze dziecko będzie naprawdę nowoczesne. Uśmiechnął się widząc,
że żona czerwieni się jak piwonia i spuszcza wzrok. Czasami, gdy mówił do niej
zbyt bezpośrednio, czuła się znów bardzo onieśmielona, lecz kochała go głębiej
niż potrafiłaby to wyrazić słowami. Fascynował ją, był o wiele bardziej
inteligentny i mądry niż ktokolwiek, kogo znała. Nawet lubiła, gdy mówił do niej
po angielsku, chociaż właściwie nic nie rozumiała. Była nim po prostu
oczarowana.
- Kiedy dziecko się urodzi - spytał, zdając sobie sprawę, że nie ma o tym
najmniejszego pojęcia. Nowy Rok zaczął się niezwykle interesująco, szczególnie w
Europie. Francja zajęła bowiem Zagłębie Ruhry w odwecie za nie spłacone przez
Niemcy reparacje wojenne. Jednak wieści ze świata wydawały się teraz mniej ważne
niż wiadomość o spodziewanym przyjściu na świat ich pierwszego dziecka.
- Na początku lata - odpowiedziała cichutko. - Chyba w lipcu. Dziecko urodzi się
więc dokładnie rok po ślubie, a lato jest świetne
dla niemowlęcia.
- Chcę, żebyś poszła do szpitala - stwierdził i od razu zobaczył wyraz uporu w
jej oczach. W ciągu ośmiu miesięcy małżeństwa zdążył ją już do-., brze poznać i
wiedział, że chociaż jego nowoczesne poglądy wydają się jej Ł zabawne i
ciekawe, w pewnych kwestiach nie zamierza ustąpić, a w spra-I wach dotyczących
rodziny ż żelazną wolą będzie się upierała przy tradycji.
11
10
- Nie potrzebuję szpitala. Przyjedzie matka i siostra, by mi pomóc. Dziecko
urodzi się w domu. W razie potrzeby możemy również wezwać
kapłana.
- Maleńka, nie będziesz potrzebowała kapłana, lecz lekarza. Hidemi nic nie
odpowiedziała. Nie chciała urazić męża. Ale gdy nadszedł jej czas i Masao
usilnie namawiał ją, aby poszła do szpitala, gorzko płakała. Jak zostało
ustalone, matka i najstarsza siostra przyjechały pod koniec czerwca. Masao nie
przeszkadzało to, że zamieszkały w jego domu, ale nadal chciał, by Hidemi zbadał
lekarz, a poród odbył się w szpitalu w Kioto, mimo iż widział, jak żona boi się
badań i szpitala. Na próżno usiłował przemówić Hidemi do rozsądku, a także
przekonać jej matkę, że bezpieczniej będzie rodzić pod fachową opieką. Obie
tylko się uśmiechały i traktowały go jak dziwaka. Matka Hidemi urodziła
sześcioro dzieci, z których żyło czworo. Jedno przyszło na świat martwe, a inne
zmarło w niemowlęctwie na dyfteryt. Wiedziała więc wszystko o porodach, tak samo
jak siostra Hidemi, która już miała dwoje dzieci i wielokrotnie asystowała przy
narodzinach.
W końcu Masao zrozumiał, że nie przekona żadnej z nich. Przyglądał się ze
zdumieniem, jak Hidemi staje się coraz grubsza i męczy ją letni upał. Teściowa
robiła wszystko zgodnie z tradycją, aby poród był lekki. Chodziły do świątyni,
modliły się, przygotowywały odpowiednie potrawy, a popołudniami Hidemi długo
spacerowała z siostrą. Jednak wieczorem, gdy Masao wracał do domu, żona miała
dla niego jakieś smakołyki i zawsze asystowała mu, dogadzała i słuchała tego, co
miał do powiedzenia na temat wydarzeń w świecie. Ale teraz Masao interesował się
tylko tym, co dzieje się z jego żoną. Była taka młoda i delikatna, a on
rozpaczliwie się o nią niepokoił.
Tak bardzo chciał mieć z nią dzieci, ale gdy ta chwila zbliżała się, ogarnął go
lęk, że dziecko może zabić Hidemi. W końcu poszedł po radę do swojej matki,
która stwierdziła, że kobiety są stworzone do rodzenia i Hidemi z całą pewnością
nic się nie stanie, nawet jeżeli nie skorzystają z dobrodziejstw nowoczesnej
medycyny. Dodała jeszcze, że na całym świecie większość kobiet rodzi w domu.
Mimo tych wszystkich zapewnień Masao był coraz bardziej niespokojny, aż wreszcie
któregoś dnia pod koniec lipca, gdy wrócił po południu do domu, odniósł
wrażenie, że nikogo nie zastał. Hidemi nie czekała na niego koło furtki, nie
znalazł jej też przy ceglanym piecu w kuchni. Wszędzie panowała cisza. Masao
pobiegł zapukać do pokoju, który zajmowała teściowa i szwagierka. Tam wreszcie
znalazł, żonę. Hidemi rodziła już od wielu godzin. Leżała na posłaniu i wiła się
z bólu, ale nie
12
wydawała najmniejszego nawet jęku, bo w zębach trzymała kijek. W pokoju było
gorąco, w powietrzu rozchodził się zapach kadzidła. Gdy Masao zajrzał i zaraz
się cofnął, bojąc się wejść dalej, siostra akurat ocierała jej czoło z potu.
Nisko się skłonił i odwrócił, nie chcąc żadnej z nich obrazić.
- Jak się czuje moja żona - zapytał.
- Wszystko idzie dobrze - odparła teściowa i szybko podeszła do shoji, po czym
zasunęła je. Od Hidemi Masao nie usłyszał ani słowa, najsłabszego nawet dźwięku.
Jednak to, co zdążył zobaczyć, przeraziło go, bo wyglądała strasznie. Odszedł
targany tysiącem obaw. Jak Hidemi przetrzyma ten ból A jeżeli umrze Może
dziecko jest zbyt duże Może ją zabije A może Hidemi przeżyje, ale nigdy mu nie
wybaczy Może nie zechce się już nigdy do niego odezwać Albo znienawidzi go za
to, co jej zrobił Sama myśl o tym napełniła go przerażeniem. Tak bardzo ją
kochał, tak bardzo chciał znów zobaczyć jej słodką, cudownie wyrzeź-bioną
twarzyczkę, że niemal pragnął wejść z powrotem do pokoju i pomóc jej. Wiedział
jednak, że wszystkie trzy wpadłyby w histerię na samą myśl o czymś tak
niestosownym. Pokój narodzin nie jest miejscem dla mężczyzny. Na całym świecie
rodzące kobiety nie chcą, aby oglądali je ich mężowie.
Powoli poszedł do ogrodu, usiadł na ławce i czekał na wiadomości. Zapomniał o
jedzeniu, myślał tylko o żonie. Było już ciemno, gdy cicho podeszła do niego
szwagierka i ukłoniła się, mówiąc:
- Przygotowałam sashimi i trochę ryżu.
Masao nie rozumiał, jak mogła zostawić Hidemi i zajmować się nim, podczas gdy
dla niego nawet sama myśl o jedzeniu była odpychająca. Ukłonił się szwagierce.
- Dziękuję za uprzejmość - rzekł, a potem szybko spytał o Hidemi.
- Wszystko w porządku, Masao-san. Zanim nastanie świt, będziesz
pięknego syna.
Do rana pozostawało jeszcze bardzo wiele godzin i Masao zamartwiał się na myśl,
że Hidemi tak długo będzie musiała cierpieć.
- Ale jak ona się czuje - nalegał.
- Bardzo dobrze. Cieszy się, że będzie mogła ci dać syna, którego pragniesz,
Masao-san. To dla niej pora radości.
Jednak Masao wiedział, że to nie może być prawda. Wyobrażał sobie Hidemi
znoszącą niewyobrażalny ból i czuł, jak ogarnia go szaleństwo.
- Lepiej idź się nią zająć i powiedz jej, proszę, że to, co teraz przeżywa, jest
wielkim zaszczytem dla mnie.
13
Siostra Hidemi tylko się uśmiechnęła i odeszła, a Masao zaczął się nerwowo
przechadzać po ogrodzie. Zapomniał zupełnie o kolacji, którą mu przyniosła. Nie
potrafił teraz myśleć o jedzeniu. Chciał przekazać przez szwagierkę słowa
miłości, ale oczywiście nie mógł tego
zrobić.
Przesiedział samotnie w ogrodzie całą noc, myśląc o Hidemi, o roku, który razem
przeżyli, o tym, ile dla niego znaczy i jak bardzo ją kocha. Wypił sporo sake,
palił papierosy, ale w przeciwieństwie do innych mężczyzn w tym samym położeniu
nie poszedł ani spotkać się z przyjaciółmi, ani nie położył się spać,
zapominając o żonie, by spokojnie wysłuchać nowin dopiero rano. Siedział w
ogrodzie, czasami przechadzał się, raz odważył się podejść pod drzwi pokoju, w
którym cierpiała Hidemi, i wydawało mu się, że słyszy jej płacz. Nie mógł już
tego znieść i gdy szwagierka jakiś czas potem wyszła na korytarz, spytał ją, czy
nie należy
wezwać lekarza.
- Oczywiście, że nie - warknęła, a potem ukłoniła się i znów znik-nęła za shoji.
Wydawała się zaniepokojona i bardzo zajęta.
Teściowa przyszła do niego dopiero nad ranem. Do tej pory zdążył już wypić
całkiem sporo, wyglądał nieświeżo i był potargany. Paląc kolejnego papierosa
patrzył, jak słońce powoli wznosi się nad horyzontem. Wyraz twarzy teściowej
przeraził go. Malowały się na niej żal i rozczarowanie. Masao poczuł się tak,
jakby serce stanęło mu w piersi, a świat zastygł. Chciał spytać o żonę, ale
widząc minę teściowej nie ośmielił się,
po prostu czekał.
- Mam złe wiadomości, Masao-san.
Masao zamknął oczy zbierając siły, żeby znieść ten koszmar. Stracił
żonę i dziecko.
- Hidemi czuje się dobrze.
Otworzył oczy i przyglądał się teściowej w oszołomieniu, nie mogąc uwierzyć w
swoje szczęście. Gardło mu się zacisnęło, po policzkach popłynęły łzy, które
zawstydziłyby wielu mężczyzn.
- A dziecko - Musiał o to zapytać. Hidemi żyje, więc nie wszystko jest
stracone. Tak bardzo ją kochał.
- To dziewczynka. - Teściowa spuściła wzrok z żalu, że córka tak
go zawiodła.
- Dziewczynka - wykrzyknął w podnieceniu. - Zdrowa Żyje
- Oczywiście. Ale tak bardzo mi przykro... - Matka Hidemi zaczęła przepraszać, a
Masao w najwyższym podnieceniu składał jej ukłony.
- A mnie wcale nie jest przykro. Jestem szczęśliwy. Proszę, powiedz Hidemi... -
nie dokończył zdania i pobiegł do domu. Niebo zmieniało
14
kolor z brzoskwiniowego na ognisty, jakby cały ogród stanął w płomieniach.
- Masao-san, gdzie idziesz Nie możesz...
Ale nie miała prawa mu niczego zabronić. To jego dom, jego żona i jego dziecko.
To on tu stanowi prawo. Masao w ogóle nie zastanawiał się, że wtargnięcie teraz
do pokoju żony będzie czymś niewłaściwym. Wpadł do domu, zastukał delikatnie w
shoji. Szwagierka natychmiast otworzyła, spojrzała na niego pytająco, ale Masao
tylko się do niej uśmiechnął.
- Chciałbym zobaczyć żonę.
- Ona nie może... Ona jest... Ja... Oczywiście, Masao-san - powiedziała, nisko
mu się kłaniając. Było to absolutnie niezgodne ze zwyczajami, jednak znała swoje
miejsce i taktownie się usunęła. Poszła do kuchni przygotować mu herbatę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin