Ufo.doc

(39 KB) Pobierz
Ks

Ks. Andrzej Zwoliński

Czekając na gości z daleka

 

Prasa co pewien czas karmi czytelników wiadomościami o rewelacyjnych spotkaniach Ziemian z mieszkańcami obcych planet. Termin UFO (skrót Unidentified Fiying Object - niezidentyfikowany latający obiekt), używany w ochronie przeciwlotniczej, wszedł na stałe do słowniczka współczesnych mass mediów.

 

Chociaż inny termin, nierozłącznie związany z tym tematem, „latający talerz", został ukuty przez pewnego amerykańskiego biznesmena w 1947 roku, to już znacznie wcześniej istniały legendy i podania ludowe o „przybyszach z daleka". Stare kroniki japońskie informują, że 27 października 1180 r. niezwykle świetlisty przedmiot, określany jako „gliniane naczynie", obleciał wokół pewną górę w prowincji Kii, a następnie przeleciał nad leżącą dalej na północny wschód górą Fukuhara. Wszystko to działo się o północy. Po chwili dziwaczny obiekt zmienił kurs i zniknął z oczu obserwatorów. W 1361 r. pisano, że obiekt kształt jakby bębna mający, średnicą dziesięciu metrów niemal dosięgający, wyłonił się nagle ze śródlądowego jeziora w zachodniej Japonii. Podobne zjawiska obserwowano w innych częściach świata.

 

Już w 1575 r. Pierre Boaistuau zauważył: Twarz niebios bywa/a tak często zniekształcana przez brodate, owłosione komety, pochodnie, płomienie, kolumny, dzidy, tarcze, smoki, podwójne księżyce, słońca i inne podobne obiekty, że jeżeli ktoś chciałby w odpowiedniej kolejności opowiedzieć o takich dziwnych zjawiskach, jakie miały miejsce chociażby tylko od narodzenia Jezusa Chrystusa, i w dodatku pokusić się o wyjaśnienie przyczyn ich powstania, nie wystarczyłoby do tego całego życia jednego człowieka.

 

Niekiedy pojawiały się także opisy istot spoza Ziemi, które próbowały bezskutecznie nawiązać kontakt z ludźmi. Matematyk, Hieronim Cardan (1501-1576), opublikował zapiski swego ojca, Faciusa, ze spotkania z mieszkańcami obcych planet. Czytamy w nich: 13 sierpnia 1491 roku. Kiedy już zakończyłem zwyczajne codzienne zajęcia, około godziny dwudziestej pojawiło się przede mną siedmiu mężczyzn ubranych w jedwabne ubrania, przypominające greckie togi. Na nogach mieli błyszczące buty. Pod lśniącymi, szkarłatnymi napierśnikami ich bielizna wydawała się również szkarłatna i była niezwykle piękna.

 

Współcześnie mnożą się opisy nadzwyczajnych spotkań z kosmitami. W 1991 r. rozpisywano się na temat rzekomo zestrzelonego 7 maja 1989 r. przez siły powietrzne RPA w centralnej części pustyni Kalahari obiektu latającego. Opóźnienie w publikacji owych „rewelacji" tłumaczono celowym skrywaniem odpowiednich informacji przez tajne służby wojskowe. Z zestrzelonego obiektu uwolniono dwie żywe, będące w dobrej kondycji istoty człekokształtne o następujących cechach: wzrost 120-135 cm, skóra szaroniebieska, brak jakiegokolwiek owłosienia, czaszka wydłużona z silnie wystającymi kośćmi policzkowymi, szeroko rozstawione wyłupiaste oczy bez źrenic, nos w postaci dwóch płaskich otworów, zamiast ust wąska szpara pozbawiona warg, brak uszu, bardzo cienka szyja, długie ręce, sięgające poniżej kolan, o 3 palcach połączonych błoną i zakończonych szponami, klatka piersiowa i brzuch pokryte tuskowatą skórą, krótkie cienkie nogi, stopy 3-pal-czaste. Sposób porozumiewania się wzajemnego: prawdopodobnie telepatyczny. Bajeczne opowieści z minionych wieków, dotyczące gości z kosmosu, wydają się być bardziej powściągliwe w fantazji niż współczesne wiadomości prasowe...

 

Obiekt z UFO-ludkami, po zestrzeleniu, musiałby się zderzyć z Ziemią z prędkością co najmniej kilkuset kilometrów na godzinę. Ciało żywego organizmu musi zawierać od 60 do 90 procent wody, a zatem tworzy swoisty „balonik", wy pełniony tą cieczą. Najdoskonalsze amortyzatory udarów mechanicznych nie mogłyby wytrzymać takiego uderzenia. Tłumaczenia racjonalne nie odstraszają jednak mistyfikatorów zarabiających na tego typu sensacjach prasowych.

 

Międzynarodowe Centrum Odnowy Ludzi i Ziemi „Antrovis" poinformowało prasę polską, że w dniach 7 i 8 października 1991 r. odbyta się, w okolicach Olsztyna, z inicjatywy Centrum, międzyplanetarna konferencja z przedstawicielami kosmicznych cywilizacji. Wylądowało pięć pojazdów. Ich dowódcy mieli na sobie srebrzyste skafandry. Na klatce piersiowej i brzuchu emblematy w kształcie dużych żółtych trójkątów. Podeszli, aby nawiązać z nami kontakt. Drogą myślową otrzymaliśmy informację, że przybyli z pięciu różnych planet. Podali swoje imiona: Air, Alma, Almos, Dea i Akr. Na planecie, z której przybył Air, istoty mają ciała czarne, świecące czerwone oczy, proste nosy, włosy czarne, owłosienie na całym ciele... Opisy mieszkańców innych planet, którzy brali w konferencji udział, są równie fantastyczne.

 

Opisy tajemniczych obiektów latających i kosmitów wiązały się ściśle z szeroko rozbudowaną interpretacją tych zjawisk.

 

Stanisław Lem, sam niewierzący w UFO, przedstawił w opowiadaniu „Non serviam" (Nie będę posłuszny) wizję świata rozumnych istot, które mają swojego właściciela. Właścicielem tym jest człowiek, „twórca" innych rozumnych istot. Jeszcze ciekawszą myśl wyraził pół wieku wcześniej amerykański ekscentryk, Charles Fort, autor m.in. „Księgi rzeczy wyklętych". Jego teza brzmi: ludzkość jest czyjąś własnością. Kosmici, okresowo odwiedzający Ziemię, przybywają do swej „własności", sprawdzając swoją „uprawę", eksperymentalną „hodowlę". Donald Keyhoe, major w stanie spoczynku, w swej książce „Flying Saucers, Top Secret", napisał: Są dowody na to, że Ziemia jest pod obserwacją tych wyżej od nas rozwiniętych istot. Od czasu eksplozji pierwszej bomby atomowej znamy setki raportów, których autorami są piloci i inni obserwatorzy. Informacje te potwierdzają niezbity fakt, że zbudowane przez obcych urządzenia, znacznie bardziej skomplikowane od tych, jakie znamy na Ziemi, przeprowadzają systematyczne badania naszej planety.

 

Oprócz tych fantastycznych teorii związanych z UFO powstały również inne, budowane na gruncie religii. Niektórzy odnoszą się w nich do tekstów hinduskich. Liczący ponad dwadzieścia wieków hinduski podręcznik prymitywnej astronomii, noszący tytuł „Surya Siddhanta", zamieszcza następującą informację: Pod Księżycem, a nad chmurami, obracają się Siddhowie (udoskonaleni ludzie) i Vidyaharowie (posiadacze wiedzy). Jak twierdzi Andrew Thomas, autor książki „Nie jesteśmy pierwsi", w hinduskiej tradycji istnieje przekonanie, że Siddhowie mogą na własne życzenie zmieniać dowolnie swój ciężar, przenosić się w przestrzeni i znikać z pola widzenia.

 

Jeszcze inaczej tłumaczyli sobie naturę kosmitów kabaliści, alchemicy i hermetyści. Twierdzili oni, że Hebrajczycy nazywali istoty, plasujące się w hierarchii bytów gdzieś między aniołami a ludźmi, „sadaim". Grecy transponując litery i dodając jedną sylabę, nadali im miano „daimonas". Dlatego też należy przyjąć, że popularne demony są przedstawicielami powietrznej rasy, rządzącej żywiołami, tajemniczej, chociaż śmiertelnej. Plutarch uważał za absurd twierdzenie, że nie ma żadnej istoty pośredniej między dwoma ekstremami bytu śmiertelnego i nieśmiertelnego. W naturze nie może bowiem istnieć tak gigantyczna przepaść bez jakiejś pośredniej formy życia, mającej w sobie zarówno coś z jednej, jak i z drugiej.

 

Kosmici zostali włączeni w całość systemu New Agę. Z jednej strony podbudowują oni hinduistyczną wizję świata, a z drugiej pozwalają znaleźć „naukowy" odpowiednik demonicznej jego wizji, a więc uzasadniającej magię i zabobon.

 

Pozostaje tylko jeden zasadniczy problem: kosmici nie istnieją. Tak twierdzą autorytety naukowe, brakuje podstawowych dowodów na ich istnienie, a za to coraz więcej argumentów przemawia za tym, że w Kosmosie nie ma innej formy życia.

 

Nasza Galaktyka zawiera ponad 100 mld gwiazd (w pogodny wieczór letni gołym okiem widać ich około 6 tysięcy). Masa planety, na której możliwe byłoby pojawienie się życia, powinna być nie za duża (nie większa od 10-krotności masy Ziemi) i nie za mała (nie mniejsza od 0,01 tej masy). Aby na jakiejś planecie pojawiło się życie, niezbędna jest niezwykle rzadka zbieżność bardzo wielu wyjątkowo sprzyjających okoliczności. Zaliczyć trzeba do nich: aktywność tektoniczną i wulkaniczną, pole magnetyczne, odpowiednią atmosferę, wodę i inne warunki umożliwiające właściwe ukierunkowanie ewolucji biosfery. Planeta taka musiałaby znajdować się w odpowiedniej odległości od swej gwiazdy macierzystej, posiadać odpowiedni zasób tlenu w atmosferze, a nawet - prawdopodobnie - księżyc, powodujący obecność magnetosfery.

 

Wielość tych czynników niewspółmiernie ogranicza możliwość istnienia takiej planety w Kosmosie. Sam Układ Słoneczny, chociaż liczy dziewięć planet, ma tylko jedną planetę, na której jest życie, a pozostałe są kompletnie martwe. Na Ziemi życie znajduje się wszędzie, w każdej kropli wody, w stratosferze, w gorących gejzerach i pod lodami arktycznymi. Można śmiało powiedzieć, że ma tu miejsce „eksplozja życia". Na pozostałych zaś planetach nie wykryto go nawet w postaci bakterii. Są to pustynne, jałowe globy. Niektóre (Wenus) otoczone gęstą atmosferą, w skład której wchodzi kwas siarkowy i dwutlenek węgla. Inne (Mars) pozbawione w ogóle atmosfery. Jeszcze inne (Jowisz, Saturn, Uran), składające się głównie z płynnego wodoru, są tak odległe od Słońca, że temperatura spada tam do 180 stopni. Na najdalszych zaś planetach (Neptun, Pluton) panuje zawsze półmrok, a temperatura kształtuje się poniżej minus 200 stopni Celsjusza.

 

Wybitny astrofizyk radziecki, prof. Josif Szktowskij, stwierdził: Hipoteza o naszej unikalności, tj. o samotności ludzkości, zwłaszcza w naszej i sąsiednich galaktykach, jest dostatecznie uzasadniona.

 

W podobnym duchu wypowiedział się w 1986 r. Leonid Nikiszin, sekretarz naukowy grupy roboczej „Cywilizacje pozaziemskie" Rady Naukowej przy prezydium Akademii Nauk ZSRR. Stwierdził on m.in.: Jeśli zatem założyć naszą całkowitą samotność, to wówczas po raz pierwszy od czasów Kopernika Ziemia zostaje jak gdyby ponownie ustawiona w „pępku świata".

 

Od kilkudziesięciu już lat astronomowie nasłuchują sygnałów radiowych z przestrzeni kosmicznej, które zdradziłyby istnienie jakiejś pozaziemskiej cywilizacji. Niestety, jak dotychczas, nie udało się zarejestrować nic, co by mogło przypominać „komunikat z gwiazd". Tak więc znamy dotąd jedno tylko życie w Kosmosie. Jest nim życie na Ziemi.

 

Copyright by Moja Rodzina, nr 12/1999

 

opr. TG/PO

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin