rozdział 2.pdf

(339 KB) Pobierz
294795755 UNPDF
Rodział 2
Policja była wszędzie. Desari ostrożnie usiadła, gdyż męczyły ją mdłości i zawroty głowy. 
Czuła się dziwnie, obco, jakby  wiele się zmieniło w czasie, kiedy była nieprzytomna. Była w niej 
ogromna, ziejąca pustka, czekająca na wypełnienie. Jej brat i ochroniarz, Darius, otoczył ją 
ramieniem. Uważnie badał każdy cal jej ciała zimnymi, czarnymi oczami. Krew barwiła jej suknię a 
wnętrzności bolały.
­ Postrzelili mnie. ­ Oświadczyła.
­ Nie wiem jak to się stało, że nie wykryłem zagrożenia. ­ Darius wyglądał na suchego i miał 
szarą skórę.
Desari pogłaskała jego silnie zarysowaną szczękę.
­ Musisz się pożywić, bracie. Dałeś mi za dużo krwi.
Darius potrząsną głową i ukradkiem zerknął w stroną policji.
­ Ja oddałem Barackowi i Dayanowi. Też zostali postrzeleni. Desari, sześciu śmiertelników 
próbowało cię zabić. 
­ Barack i Dayan? Czy z nimi wszystko w porządku? ­ Zapytała szybko, z obawą w 
ciemnych, łagodnych oczach. Gorączkowo rozejrzała się za dwoma pozostałymi członkami 
zespołu. Wychowała się z nimi i kochała ich prawie tak samo, jak starszego brata. 
Skinął potakująco.
­ Nakazałem im zejść pod ziemię. Szybciej się uzdrowią. Miałem niewiele czasu, ale 
zrobiłem, co mogłem. Niestety policja zaczęła zjeżdżać się do baru. Musiałem mieć pewność, że 
nas nie zobaczą. Mielibyśmy kłopoty.  To nie ja dałem ci krew. Ktoś inny. Był silny i potężny. 
Zaalarmowana Desari spojrzała na brata. 
­ Ktoś inny dał mi krew? Jesteś pewien? Nie mylisz się? 
Darius potrząsnął głową.
­ Nie zdążyłem dotrzeć do ciebie na czas. Już byłaś nieprzytomna. Nie miałaś czasu zwolnić 
pracy serca i płuc tak jak zrobili to pozostali, więc krwawiłaś obficie. Później cię zbadałem, Desari. 
Mogłaś umrzeć od tych ran. On uratował ci życie. 
Upadła na kolana i podpełzła bliżej niego.
­ Jego krew jest we mnie? ­ W jej głosie brzmiała samotność, smutek i strach.
Darius zaklął siarczyście. Przez wiele wieków opiekował się swoją rodziną. Desari, Syndil. 
Barack, Dayan i Savon. Wszyscy pozostali z jego rodzaju stali się już nieumarłymi, złymi. Ten 
stwór prześlizgnął się obok niego i w postaci zimnego, silnego wiatru wtargnął do baru. Był 
niespokojny i zmartwiony, czuł obecność obcego, ale nie był w stanie wyłapać jego zapachu. 
Nieumarły. Wampir. Powinien zaatakować, powinien zwrócić na siebie uwagę gdy wyłonił się z 
tłumu.
Dlaczego ci ludzie skierowali swoją uwagę na Desari? Czy członkowie jego rodziny w jakiś 
sposób wzbudzili ich zainteresowanie? Wiedział, że od czasu do czasu wśród ludzi, a zwłaszcza w 
Europie, wybuchała histeria, której powodem były wampiry. Przez ostanie siedemdziesiąt pięć lat w 
Europie dokonano wielu morderstw, które przypisywano dziwnej organizacji, zajmującej się 
polowaniami na stworzenia nocy. 
Darius jak najszybciej zabrał swoją rodzinę z tego kontynentu, nie chcąc narażać jej na na 
działania tych straszliwych ludzi, jak również chroniąc ją przed wampirami. W pobliżu Europy było 
Tłumaczyła Jenny13
wiele innych, bezpiecznych miejsc. Jego wspomnienia związane z prawdziwą ojczyzną były 
niejasne i okrutne. Bandyci przebijali kołkami żyjące kobiety i dzieci i wywlekali je na słońce, by 
umarli straszliwą, pełną bólu śmiercią. Odcięte głowy, płomienie, tortury i okaleczenia. Jeśli 
ktokolwiek z jego rasy przeżył, to już dawno zmienił się w wampira. Jeśli jakimś innym dzieciom 
udało się uciec, tak jak im, lepiej, by pozostały nieodnalezione. 
­ Darius? ­ Desari złapała jego koszulę. ­ Nie odpowiedziałeś mi. Zmienię się? Czy stanę się 
nieumarłą? ­ Jej piękny głos drżał ze strachu. 
Objął ją silnym ramieniem, ale jego twarz przypominała maskę, nie zdradzała żadnych 
uczuć. 
­ Nie pozwolę, by ktoś lub coś cię skrzywdziło, Desari.
­ Czy da się pozbyć jego krwi, wymienić na twoją? 
­ Byłem w twoim ciele i nie zauważyłem żadnej oznaki zła. Nie wiem, kim on jest, ale 
zostawił swój ślad, tak samo, jak ja jemu. ­ Podniósł rękę, którą trzymał przyciśniętą do boku. Dłoń 
była cała we krwi.
Ciężko dysząc, Desari uklękła.
­ Uzdrów się, Darius. Straciłeś zbyt wiele krwi. Potrzebujesz jej dla siebie.  
­ Jestem zmęczony – Przyznał cicho. 
To wyznanie zaskoczyło ją, przeraziło i wstrząsnęło. Pamiętała, jak przez wiele lat brat 
niejednokrotnie był ranny. Staczał wiele bitew, wielokrotnie był raniony zarówno przez ludzi jak i 
dzikie zwierzęta, polował i zabił jednego z najsilniejszych – wampira. 
Otoczyła ramieniem jego szerokie barki. 
­ Darius, potrzebujesz krwi, natychmiast. Gdzie jest Syndil? ­ Desari czuła, że jest zbyt 
słaba, by pomóc bratu. Rozejrzała dookoła i zrozumiała, że brat cały czas utrzymywał osłonę, 
chroniącą ich przed wzrokiem policjantów. To było wyczerpujące zadanie. 
Zacisnęła zęby i podciągnęła się na nogi. 
­ Wezwiemy Syndil, Darius. Musi być głęboko pod ziemię, skoro nie wyczuła tych 
zawirowań. Już czas by powróciła do świata żywych.  ­ Syndil, mamy poważne kłopoty. Musisz do  
nas przyjść.  ­ Desari wysłała wezwanie do kobiety, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę i 
siostrę. Miała do niej żal i oburzało ją jej zachowanie, ale w tej chwili potrzebowała jej pomocy. 
Było ich sześcioro, dzieci, które cudem uratowały się przed okrucieństwem i skutkami 
wojny. Darius miał sześć lat, Desari pół roku, Savon cztery miesiące. Dayan miał trzy lata, Barack 
dwa a Syndil jedynie rok. Dorastali razem i polegali jedynie na sobie, uważając Dariusa za swego 
przywódcę. A on zapewniał im bezpieczeństwo i umożliwiał przeżycie. 
Ich rodzice zostali złapani tuż przed czasem, kiedy słońce stanęło w zenicie więc byli ospali 
i słabi, jak każdy z ich rasy. Bandyci wkroczyli do wsi i zabili wszystkich ludzi a także próbujących 
im pomóc Karpatian. Dzieci stłoczono w szałasie i podpalono. 
Darius zauważył wieśniaczkę, której udało się uciec. Ponieważ słońce nie działało na 
karpatiańskie dzieci tak jak na dorosłych, Darius wykorzystał swoje zdolności i ukrył pięcioro 
innych dzieci przed wzrokiem morderców. Dzięki sile swej woli zmusił mężczyznę do poddania się 
woli kobiety, która chciała zabrać dzieci ze sobą. Doprowadziła ich z gór do morza, gdzie jej 
kochanek trzymał łódź. Mimo przerażenia, jakim napełniał ich ogrom oceanu, woleli spotkanie z 
wężem morskim lub podróż na kraniec świata niż ponowne spotkanie z mordercami i ich 
okrucieństwem. 
Ukryte w łodzi dzieci zachowywały ciszę. Przerażony wojną, nie mając nadziei na 
bezpieczny powrót, mężczyzna żeglował szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej. Silny wiatr pchał go 
coraz dalej w morze. Burza wielokrotnie uderzała falami w statek aż rozpadł się na części a 
śmiertelnicy utonęli we wzburzonej wodzie. 
Darius po raz kolejny uratował dzieci. Mimo swoich sześciu lat był bardzo silny, gdyż 
Tłumaczyła Jenny13
płynęła w nim potężna i prastara krew. Przybrał postać olbrzymiego ptaka i trzymając pozostałe 
dzieci w szponach pofrunął w kierunku najbliższego lądu. 
W tym okresie ich życie było niezmiernie trudne i pełne niebezpieczeństw. Wylądowali na 
dzikich i bezlitosnych wybrzeżach Afryki. Karpatiańskie dzieci potrzebowały krwi, ale nie były w 
stanie same polować. Do prawidłowego rozwoju potrzebne im były również inne składniki 
odżywcze. Większość z dzieci tej rasy nie dożywała pierwszych urodzin. Jedynie dzięki silnej woli 
Dariusa całej szóstce udało się zachować życie. Nauczył się polować z dzikimi kotami. Znalazł 
małą jaskinię z ziemią i próbował sztuki uzdrawiania. Żadna z tych lekcji nie była łatwa. W czasie 
polowań odnosił rany. Wiele z jego doświadczeń kończyło się klęską lub obracało przeciwko 
niemu. Ale był wytrwały, nie miał zamiaru pozwolić umrzeć żadnemu z nich. Próbował nowej 
żywności, która często była dla nich trucizną i nauczył się usuwać ją z własnego ciała. 
Przez wieki pozostawali razem, jako rodzina. Darius przewodził im i nabywał coraz większą 
wiedzę, jak chociażby o tym, jak zainwestować pieniądze czy zatrzeć różnice pomiędzy nimi a 
ludźmi. Był potężny i zdecydowany. Desari była pewna, że nikt nie mógł się z nim równać. Jego 
zasady były niekwestionowane a słowo święte.
Żadne z nich nie było przygotowane na tragedię, która wydarzyła się dwa miesiące 
wcześniej. Desari ledwie mogła znieść wspomnienia. Savon wybrał utratę duszy i człowieczeństwa, 
poddał się bestii czyhającej wewnątrz niego i odszedł w całkowity mrok. Rozprzestrzeniającą się w 
nim ciemność ukrywał przed swoimi bliskimi. 
Dokładnie wyliczył swój czas, doskonalił umiejętności i w wybranej chwili z wściekłością 
zaatakował Syndil. Desari nigdy nie widziała tak brutalnej napaści na kobietę. Mężczyźni z ich rasy 
zawsze chronili, szanowali i cenili kobiety. Taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Syndil 
była słodka i ufna, ale tamtego dnia Savon straszliwie ją pobił i zgwałcił. Prawie całkowicie osuszył 
ją z krwi. Darius znalazł ich zwabiony przerażonymi krzykami dziewczyny. Był tak wstrząśnięty 
tym, co zrobił jego najbliższy przyjaciel, że gdy Savon go zaatakował, prawie pozbawił go życia. 
Po tym wszystkim Syndil była tak roztrzęsiona, że pozwalała się dotykać jedynie Desari i tylko od 
niej przyjmowała krew. W tej sytuacji Barack i Dayan musieli uzupełnić krew którą stracili Desari i 
Darius. To był tragiczny i straszny czas gdyż żadne z nich nie było w pełni sprawne. 
Syndil większość czasu spędzała w ziemi albo jako pantera. Odzywała się bardzo rzadko, 
nie uśmiechała prawie nigdy i nie pozwalała na wspominanie tamtego dnia. Dayan stał się cichszy i 
bardziej opiekuńczy, ale to wydarzenie najbardziej zmieniło Baracka. Zawsze postrzegali go jako 
playboya, przebojem idącego przez życie, ale już od miesiąca pozostawał w ziemi a przed zejściem 
stał się ponury i uważny. Jego ciemne oczy śledziły każdy krok Syndil. Darius także się zmienił. 
Jego czarne oczy stały się zimne i posępne. Otoczył obie kobiety uwagą i zdystansował się do 
mężczyzn. 
Syndil, natychmiast tu przyjdź!­  Tym razem wydała rozkaz, wzmocniony poleceniem. 
Dariusz w takim stanie osłabienia był zbyt ciężki, by mogła go przenieść. To co stało się Syndil nie 
było wyłącznie jej przeżyciem. Wszyscy cierpieli i wszystkich to zmieniło. Potrzebowali jej. Darius 
jej potrzebował.
Sydnil zmaterializowała się obok nich, wysoka i piękna z wyrazem bezbrzeżnego smutku w 
oczach. Wyraźnie pobladła gdy zobaczyła plamy krwi na ubraniu Desari i kołyszącego się na 
nogach, poszarzałego na twarzy Dariusa. Szybko podparła go, przejmując na siebie część jego 
wagi. 
­ A reszta? Gdzie są? 
­ Darius oddał im zbyt wiele krwi. ­ Wyjaśniła Desari. ­ Zaatakowali nas uzbrojeni 
śmiertelnicy. Barack i Dayan zostali postrzeleni. 
­ Barack? ­ Twarz Syndil pobladła jeszcze bardziej. ­ I Dayan? Żyją? Gdzie oni są?
­ Zeszli pod ziemię, by się uzdrowić. ­ Zapewnił ją Darius. 
Tłumaczyła Jenny13
­ Kto chciałby cię zastrzelić? I co stało się Dariusowi? ­ Syndil popchnęła Dariusa w 
kierunku parkingu. Pod przykryciem ciemości udali się tam, gdzie po uzdrowieniu Darius zostawił 
dwa koty.
W chwili gdy położył się na kanapie Desari rozerwała jego koszulkę ukazując rozległe rany. 
Syndil podeszła bliżej. Jej oczy zwęziły się niebezpiecznie.
­ To lampart to zrobił? 
­ Coś to zrobiło. ­ Poprawił Darius ponuro. ­ Ale to nie był prawdziwy lampart. Był 
nieśmiertelny. Kimkolwiek był, dał Desari krew. ­ Potrząsnął głową i spojrzał na siostrę. ­ Był 
silny, potężniejszy niż ktokolwiek z kim miałem do czynienia. 
Syndil pochyliła się nad nim.
­ Potrzebujesz krwi, Darius. Musisz wziąć moją. ­ Nie pozwoliła by jej obawy zwyciężyły i 
spowodowały, by odsunęła się od najsilniejszego mężczyzny w swojej rodzinie, by uchyliła się od 
obowiązku. Ogarnął ją wstyd, że odsunęła się od wszystkich, że nie wyczuła grożącego im 
niebezpieczeństwa. 
Oczy Dariusa były tak ciemne, że prawie czarne, gdy błądziły po jej twarzy. Mógł zobaczyć 
wszystko, wejrzeć w głąb jej duszy i dojrzeć awersję do dotykania mężczyzny. Potrząsnął głową.
­ Dziękuję ci siostrzyczko, ale wolałbym, żebyś oddała krew Desari. 
­ Darius! ­ Zaprotesowała Desari. ­ Potrzebujesz krwi. 
Syndil, zawstydzona, zwiesiła głowę. 
­ On to robi dla mnie. ­ Powiedziała cicho. ­ Nie mogę znieść dotyku mężczyzny i on o tym 
wie. 
­ Gdyby nie było konieczności rozcieńczenia krwi intruza w żyłach Desari – Darius 
zaprzeczył cicho, kojącym głosem. ­ przyjąłbym twoją ofertę siostrzyczko. Wiem, jakie to jest 
trudne dla ciebie, więc ta propozycja jest bardzo cenna i dziękuję ci za nią. 
­  Darius. ­  Ostrzegła Desari używając ich mentalnej ścieżki. ­  Syndil nie jest wystarczająco  
silna by rozrzedzić tę krew. 
­ Ale to będzie dla niej łatwe. ­  Darius znów przymknął oczy i opadł w głąb siebie, by 
zacząć proces uzdrawiania od najcięższych ran zadanych przez pazury przeciwnika. 
Syndil zanim przemówiła uważnie wpatrywała się w twarz Dariusa, podczas gdy jego duch 
był daleko od nich i zupełnie nie zwracał uwagi na otoczenie.
­ Czy on kłamie dla mnie? 
Desari gładziła ramię brata i uważnie, z namysłem dobierała słowa. 
­ Oprócz śmiertelników był tam jeszcze ktoś. Nie wiem czym on jest. Ocalił mi życie 
zamykając rany i oddając swoją krew. Darius zaatakował go i walczyli. Ale żaden nie zwyciężył. 
Syndil wpatrywała się w twarz Desari. 
­ Naprawdę się boisz. Masz w sobie krew obcego. 
Desari skinęła głową. 
­ Wyczuwam różnicę. On coś zrobił. ­ Wyszeptała te słowa głośno, po raz pierwszy 
przyznając to przed kimś innym, niż tylko przed sobą. ­ Zmieniłam się.
Syndil otoczyła ramieniem dziewczynę.
­ Usiądź obok brata. Wyglądasz jakbyś miała zaraz upaść. 
­ Dokładnie tak się czuję. ­ Desari ukryła twarz w ramieniu Syndil i przez chwilę mocno się 
przytuliła. ­ Co zrobimy bez niego?
­ Wszystko będzie dobrze. ­ Powiedziała łagodnie Syndil. ­ Dariusa nie jest łatwo zabić. 
­ Wiem. ­ Nagle Desari zaczęła wyznawać swe największe obawy. ­ On już tak długo jest 
nieszczęśliwy. Cały czas się obawiam, że któregoś dnia pozwoli by coś lub ktoś go zniszczył, żeby 
nie musiał już dalej tego ciągnąć.
­ Wszyscy byliśmy nieszczęśliwi. ­ Syndil ocknęła się i zmusiła Desari do osunięcia się na 
Tłumaczyła Jenny13
ziemię. ­ Czy to co zrobił Savon pozostawiło nas niezmienionych? Ale Darius nas nie zostawił. 
Nigdy tego nie zrobi, a już na pewno nie z powodu otrzymanych ran. 
­ Myślisz, że był nieostrożny? ­ Ta myśl przeraziła Desari. Jeśli Darius był nierozsądny, to 
jej obawy miały coraz silniejsze podstawy. 
­ Weź moją krew Desari. Ofiaruję ją dobrowolnie tobie i Dariusowi. Mam nadzieję że 
przyniesie wam ulgę i ukojenie. ­ Powiedziała cicho Syndil. Jednym szarpnięciem ostrych zębów 
otworzyła ranę na nadgarstku i przytknęła go do ust Desari. ­ Pij. Nie dla siebie. Dla Dariusa. 
Desari nakarmiła się a następnie pochyliła nad bratem i szepnęła mu do ucha.
­ Weź to, co ofiaruję ci dobrowolnie, to co jest ci potrzebne. Weź dla siebie i dla wszystkich, 
którym na tobie tak bardzo zależy. Oddam swoje życie za ciebie. 
­ Desari! ­ Gwałtownie zaprotestowała Syndil. ­ Darius nie wie, co robi. Nie wolno ci tak 
mówić.
­ Ale to prawda. ­ Powiedziała, gładząc brata po włosach. ­ Jest najwspanialszym 
mężczyzną, jakiego znałam. Zrobię wszystko, by uratować mu życie. ­ Przycisnęła nadgarstek do 
ust Dariusa. ­ Zrobił dla nas coś, czego nikt inny by nie zdołał. Żaden sześciolatek nie potrafił by 
nas ocalić. Syndil, to był cud. Nie miał żadnego doświadczenia, nikt go nie uczył i nim nie kierował 
a mimo to przeżyliśmy. Życie, które na ofiarował było dobre. On zasługuje na więcej, niż dostał. 
­ Desari, musisz wziąć więcej krwi. ­ Łagodnie powiedziała Syndil. ­ Jesteś taka blada. 
Darius będzie zły, kiedy dowie się, że nie pożywiłaś się wystarczająco. Nalegam. Musisz pić. ­ Aby 
wymusić posłuszeństwo Syndil ponownie za pomocą zębów otworzyła nadgarstek i podetknęła go 
pod usta Desari. ­ Rób co mówię, siostrzyczko. ­ Wydała silne polecenie.
To było tak niepodobne do Syndil, że Desari nie śmiała jej odmówić. Zawsze była łagodna, 
delikatna, kochała przyrodę. Bardzo rzadko robiła tak szalone, dzikie i nieprzewidywalne rzeczy jak 
Desari. To ją zawsze brat upominał za zachowanie. Ciągle znajdowała coś nowego i próbowała to 
wykorzystać. Intrygował ją otaczający ich świat i ludzie. Nie zadowalało ją, tak jak Syndil, 
wykonywanie instrukcji mężczyzn. 
To nie tak, że chciała się przeciwstawiać Dariusowi. Nigdy nie ośmieliłaby się tego zrobić, 
nikt by się  nie odważył. Po prostu wielokrotnie pakowała się w kłopoty z powodu drobnych 
rzeczy. Na przykład Darius nie chciał jej pozwolić na samotne wędrówki, ale ona kochała 
prywatność, uwielbiała biegać po lesie, wznosić się pod niebo i pływać z rybami. Życie było pełne 
przygód i tryskało intensywnością, a Desari miała zamiar spróbować wszystkiego. Jednak Darius 
uważał, że wampiry mogą czaić się wszędzie i chcieć porwać kobiety, więc pilnował ich 
nieustannie. 
Desari dokładnie zamknęła ranę na nadgarstku siostry tak, by nie pozostawić śladu i 
odwróciła się by podsunąć własną rękę pod usta Dariusa. 
­ Czy nie wydaje ci się, że on wygląda trochę lepiej? ­ Mężczyzna spał snem Karpatian, 
zwalniając pracę serca i płuc. 
 ­ Nie ma już szarej skóry. ­ Zgodziła się Syndil. By mógł się uzdrowić, musi zejść pod 
ziemię. Dokąd wysłał Baracka i Dayana?
­ Nie wiem. ­ Przyznała Desari. ­  Byłam nieprzytomna. 
­ Ty też tego potrzebujesz. Czeka mnie ciekawa rozmowa z policją. Powiem im, że Darius 
ukrył was wszystkich i atak na ciebie się nie powiódł. Wprawdzie wszyscy zostali ranni, ale nie ma 
zagrożenia dla waszego życia. 
­ Będą chcieli wiedzieć, w którym szpitalu jesteśmy. ­ Sprzeciwiła się Desari. Była bardzo 
zmęczona i narastał w niej dziwny niepokój. Czuła zdenerwowanie i niepokój, była bliska łez, co 
było dla niej bardzo dziwnym uczuciem.  
­ Potrafię zaszczepiać wspomnienia tak dobrze, jak wy. ­ Powiedziała stanowczo Syndil. ­ 
Może i wolę samotność, ale mam takie same zdolności jak ty, Desari. 
Tłumaczyła Jenny13
Zgłoś jeśli naruszono regulamin