Wyznania uległej-Morgan Sophie.docx

(359 KB) Pobierz

Morgan Sophie

 

 

 

 

 

 

 

 

Wyznania uległej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Lubię, kiedy sprawiasz mi ból. Pragnę tego. Wiem, że może nie wierzysz w

to, kiedy patrzę na ciebie ze złością, płaczę, rumienię się albo próbuję ukryć

strach. Ale to właśnie mnie kręci. Ból, poniżenie, niepewność – to na mnie

działa. Kiedy krępujesz mi nadgarstki, chwytasz za gardło, ciągniesz za włosy,

posiadasz mnie, władasz mną, moje serce szybciej bije. I robię się mokra….

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

Bardzo możliwe, że zobaczycie nas, kiedy na chwilę mkniecie się z przytulnego wnętrza baru. Nieważne, czy wyszliście na papierosa, czy wykonać szybki telefon — widok dwóch sylwetek po drugiej stronie ulicy, skrytych w zaułku między budynkami, z pewnością przykuje waszą uwagę.

Nie zrozumcie mnie źle, wcale nie chodzi o to, że jesteśmy jacyś wyjątkowi. Ani ubiorem, ani zachowaniem, ani niczym innym nie wyróżniamy się w morzu par przemierzających po zmierzchu ulice. A jednak istniejące między nami niemal namacalne napięcie sprawia, że choć na dworze jest cholernie zimno, a wy jeszcze przed chwilą myśleliście tylko o jak najszybszym powrocie do siedzących w środku przyjaciół, zatrzymujecie się w pół kroku, nie mogąc oderwać od nas oczu.

On zaciska jedną dłoń na moim ramieniu w taki sposób, że pomimo dzielącej nas odległości dostrzegacie moc tego uścisku i zaczynacie się zastanawiać, czy nie zostanie mi potem siniak. Drugą dłonią, wplątaną w moje włosy, przyciska mnie do ściany budynku i całkowicie unieruchamia - nawet gdybym chciała odwrócić głowę (może w poszukiwaniu pomocy?), nie będę w stanie tego zrobić.

Nie jest postawny. Zapewne gdyby przyszło wam go jakoś opisać, określilibyście go raczej jako faceta niczym się nie wyróżniającego, wręcz pospolitego; a mimo to w jego – w naszym - wyglądzie jest coś, co sprawia, że zaczynacie się zastanawiać, co jest grane. Wpatruję się w niego oczami pełnymi zachwytu, więc sami zaczynacie intensywnie mu się przyglądać. Nagle on szarpnięciem za włosy przybliża moją głowę do swojej twarzy. Ten ruch jest tak gwałtowny, że zanim przypomnicie sobie, jak zwykle kończą się historie o dobrych samarytanach, mimowolnie robicie krok naprzód.

Stoicie już nieco bliżej, więc słyszycie, że coś do mnie mówi. Docierają do was jedynie pojedyncze słowa. Bardzo sugestywne i mocne słowa. Słowa tak wstrętne, że zaczynacie się zastanawiać, czy za chwilę sytuacja nie rozwinie się na tyle, że jednak będziecie musieli interweniować.

Zdzira. Dziwka.

Patrzycie na moją twarz i widzicie iskierki furii pobłyskujące w moich oczach, ale z moich ust - choć zagryzam wargi, ewidentnie powstrzymując się przed odpowiedzią - nie pada ani jedno słowo. Jego dłoń jeszcze mocniej zagłębia się w moich włosach. Twarz wykrzywia mi grymas bólu, ale i tak nie ruszam się z miejsca. Nie ma to jednak nic wspólnego z biernością niemal czujecie, jaki wysiłek wkładam w to, żeby pozostać w bezruchu, jak walczę sama ze sobą; to wszystko kwestia samokontroli, powstrzymania wybuchu.

A potem nagle zapada między nami cisza. On przestaje mówić i teraz czeka na odpowiedź. Podchodzicie jeszcze bliżej.

Jeśli ktoś zapytałby was, dlaczego, odpowiedzielibyście, że martwiliście się o mnie, ale w głębi duszy wiecie, że to zwykła ciekawość. W tym, co wibruje między mną a nim, jest coś dzikiego i pierwotnego, coś, co  jednocześnie was przyciąga i niemal odrzuca. Niemal, ponieważ mimo kiełkującego w was uczucia wstrętu chcecie się dowiedzieć, co mu odpowiem i co się dalej wydarzy. Cała ta scena jest tak mroczna, a zarazem tak fascynująca, że zamiast strachu odczuwacie niezdrowe podniecenie. Widzicie, jak przełykam ślinę, a potem zwilżam językiem dolną wargę. W końcu zaczynam mówić. Szepcząc, robię się coraz mniejsza, pokorniejsza i pod siłą jego spojrzenia uciekam wzrokiem w dół.

Nie słyszycie moich słów, ale jego głos brzmi wyraźnie:

- Głośniej.

Na mojej twarzy wykwita rumieniec, a w oczach połyskują łzy (udręki czy wściekłości?).

Teraz mój głos wyraźnie przecina nocne powietrze. Jest wyzywający, ale pałająca rumieńcem skóra twarzy i błyskającego pod rozpiętą kurtką dekoltu zdradza zażenowanie, którego nie jestem w stanie do końca ukryć.

- Jestem zdzirą, mój panie. Przez cały wieczór myślę tylko o tym, jak mnie pieprzysz. Jestem ciągle wilgotna. Byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyśmy mogli teraz pójść do domu i zrobić to. Proszę...

Przy ostatnim słowie mój opór totalnie się załamuje, a ton głosu staje się błagalny.

On leniwie przeciąga palcem wzdłuż krawędzi dekoltu mojej bluzki (wyciętego bardzo głęboko, ale nie wyuzdanego).

Przebiega mnie dreszcz. A potem zaczyna mówić, ale takim tonem, że sami ledwo powstrzymujecie się od drżenia.

- To brzmiało prawie jak błaganie. Czyżbyś błagała, zdziro?

Widzicie, że chcę kiwnąć głową, ale powstrzymuje mnie jego ręka, nadal wplątana w moje włosy. Zamiast tego przełykam ślinę, na chwilę przymykam oczy i...

- Tak... - odpowiadam, po czym na kilka sekund zapada milczenie, przerwane ostatecznie wydobywającym się z mojej piersi westchnieniem i dopowiedzianym, jakby ostatnim tchem:

- ...panie.

Teraz znowu słychać jego głos. Gdy mówi, jego palec nadal błądzi wzdłuż krawędzi tkaniny otulającej moje piersi.

- Wyglądasz, jakbyś była gotowa zrobić praktycznie wszystko, aby tylko się pieprzyć. Zrobiłabyś? Wszystko?

Milczę. W obliczu desperacji, tak wyraźnie słyszalnej w moim głosie jeszcze parę sekund temu, zaskakuje was malujące się na mojej twarzy napięcie. Zastanawiacie się, co wcześniej oznaczało „wszystko" i co kryje się pod tym słowem w tym momencie.

- Czy uklękniesz i obciągniesz mi? Tu i teraz?

Przez dłuższą chwilę oboje milczymy, a potem on uwalnia moją głowę z żelaznego uścisku i odsuwa się ode mnie. Czeka. Na dźwięk zatrzaskiwanych gdzieś w pobliżu drzwi samochodu wzdrygam się mimowolnie i nerwowo rozglądam po ulicy. Zauważam was i nasz wzrok na chwilę się spotyka. Zanim zwrócę głowę z powrotem w stronę jego twarzy, dostrzegacie w moich oczach przestrach i zażenowanie. On nadal stoi w totalnym bezruchu. Jego twarz rozpromienia uśmiech.

Z mojego gardła wydobywa się jakiś dziwny dźwięk, na wpół skamlenie, na wpół błaganie. Głośno przełykam ślinę i ledwie dostrzegalnym gestem ręki wskazując na okoliczności, mówię:

- Teraz? Czy nie wolałbyś...

Przytyka mi palec do ust. Uśmiecha się bardzo łagodnie, ale jego głos brzmi pewnie, wręcz władczo.

- Teraz.

Rzucam wam szybkie spojrzenie. Nie wiecie o tym, ale w mojej głowie jest właśnie odgrywana bardzo dorosła wersja zabawy w chowanego - przyjmuję, że jeśli nie będę patrzyła w waszym kierunku, będzie tak, jakbyście wcale nie byli świadkami mojego upokorzenia. Nie zobaczycie mnie, ponieważ ja nie będę widzieć was.

- Ale wciąż jest dość wcześnie, ludzie nadal... - zaczynam, mimowolnie wskazując ruchem głowy w waszym kierunku.

- Teraz.

Stoicie jak sparaliżowani. Na mojej twarzy dostrzegacie symptomy toczącej się we mnie wewnętrznej walki: zażenowanie, desperację, złość, rezygnację. Kilkakrotnie otwieram usta, jakbym chciała coś powiedzieć, ale po chwili zamykam je, ostatecznie nie wypowiedziawszy ani słowa. On wciąż tylko stoi i intensywnie wpatruje się we mnie. Tak samo jak wy.

W końcu, płonąc szkarłatem, uginam kolana i klękam na mokrym chodniku. Głowę mam opuszczoną, włosy opadają mi na twarz, więc nie jesteście pewni, czy rzeczywiście dostrzegacie na moich policzkach pobłyskujące w świetle latarni łzy.

Przez kilka sekund klęczę w bezruchu, aż w końcu biorę długi, uspokajający oddech, prostuję plecy, podnoszę głowę i sięgam w stronę jego rozporka. W chwili, gdy moje drżące dłonie stykają się ze sprzączką spodni, on nagle mnie powstrzymuje, po czym klepie delikatnie po głowie, jak lojalnego zwierzaka, i mówi:

- Grzeczna dziewczynka. Wiem, jakie to było dla ciebie trudne. A teraz wstań, chodźmy do domu, tam dokończymy. Dzisiaj jest trochę za zimno na zabawę na powietrzu.

Pomaga mi wstać i ruszamy przytuleni. Z uporem wbijam wzrok w ziemię, ale gdy was mijamy, on z uśmiechem pozdrawia was kiwnięciem głowy. Zanim się otrząśniecie i zaczniecie zastanawiać, co tu się właściwie wydarzyło, mimowolnie odwzajemniacie ten gest.

Widzicie, że wstrząsają mną drgawki. Nie wiecie jednak, jak bardzo jestem podniecona. Nie dostrzegacie, że moje sutki twardnieją i zaczynają odznaczać się na bluzce. Ani tego, że moje ciało drży pod wpływem adrenaliny, a nie zimna i upokorzenia. I tego, że w jakiś sposób, którego do końca nie jestem w stanie wyrazić słowami, czuję się spełniona. I że z jednej strony nienawidzę tego uczucia, a z drugiej kocham je, pragnę tak się właśnie czuć, pożądam tego.

Tego już nie dostrzeżecie. Widzicie tylko trzęsącą się, ledwo przebierającą nogami kobietę z umorusanymi ulicznym kurzem kolanami.

Oto moja historia.

1

Na początku chcę powiedzieć, że nie jestem perwersyjna, a przynajmniej nie bardziej niż inni. Odwiedzając mnie w domu, należy raczej przygotować się na szokującą ilość prania

brudnych ubrań wysypujących się z kosza w łazience, a nie widok specjalnego pokoju uciech, o jakimś tajemnym lochu nie wspominając. Koszty życia w mieście są nieprawdopodobnie wysokie. Naprawdę mam szczęście, że udało mi się znaleźć dwupokojowe mieszkanie, które - biorąc pod uwagę budżet, jaki mam do dyspozycji - jestem w stanie wynajmować sama, bez współlokatora. Loch nie wchodzi w grę.

Jeśli już (zgodnie ze znienawidzonymi przeze mnie stereotypami) musiałabym się jakoś zaszufladkować, to stwierdzam, że nie pasuje do mnie ani etykietka blondynki z kawałów, ani popychadła. Nie pragnę również pędzić żywota kwoki, której myśliwy przynosi do domu żarcie i inne dobra, podczas gdy ona dba o ognisko domowe, spędza cały dzień w kuchni i serwuje tradycyjne niedzielne obiadki (tym bardziej że jestem beznadziejną kucharką). Nie można mnie również sklasyfikować jako postaci w typie tej, którą Maggie Gyllenhaal grała w filmie Sekretarka, Niestety.

Tak się po prostu złożyło, że w sytuacjach, w których opanowują mnie dzikie żądze i mam przy sobie kogoś zaufanego, z kim mogę sobie pozwolić na różnego rodzaju igraszki, jestem stroną uległą. Nie widać tego po mnie. To tylko jedna ze stron mojej osobowości, które się na mnie składają.

Jestem dziennikarką w lokalnej gazecie i kocham swoją pracę, a to, że w seksie wolę odgrywać rolę uległej, w żaden sposób na nią nie rzutuje. Poza tym gdyby rzutowało, to nie zajmowałabym się tym, czym zajmuję się w redakcji, tylko parzyłabym herbatę albo dostawała do napisania równie pasjonujące tematy, co targi książek dla dzieci w wieku szkolnym. Nawiasem mówiąc, chyba wolałabym wtedy umrzeć. Newsroomy to loża szyderców i prawdziwa szkoła przetrwania, więc musisz dawać z siebie wszystko. Ja daję.

Uważam się za feministkę i z całą pewnością jestem osobą niezależną. Jestem też bystra i opanowana. W świede moich preferencji seksualnych i tego, co mnie kręci, niektórym cechy te mogą się wydać dość osobliwe, aleja uważam, że skoro jestem

dorosłą, zdrową na umyśle kobietą i jeśli mam ochotę poddać się woli kogoś, komu ufam, tym bardziej że jest to podniecające dla nas obojga, to dopóki nie afiszuję się z tym w miejscach publicznych, wzbudzając popłoch wśród dzieci oraz zwierząt, uważam, że mam do tego święte prawo, i w pełni biorę odpowiedzialność za swoje czyny i wybory. 

Osiągnięcie takiego stanu ducha zajęło mi jednak trochę czasu. Gdyby nie fakt, że określenie „to była długa droga" weszło na stałe do słownika różnego rodzaju programów typu reality show, przez co stało się oklepane i tandetne, tak właśnie bym się wyraziła. Zresztą, o tym właśnie jest ta książka. To nie żaden manifest ani poradnik, chociaż mam nadzieję, że jeśli wasze upodo bania są zbliżone i chcielibyście pójść dalej, to może znajdziecie tu coś interesującego. To moja osobista opowieść o tym, jak odkryłam i zgłębiałam tę stronę własnej osobowości, jak zdobywałam doświadczenia, co myślałam. Zapytajcie jakąkolwiek inną osobę lubiącą odgrywać w seksie rolę strony uległej, co to dla niej oznacza, a na pewno usłyszycie zupełnie inną historię.

Z perspektywy czasu stwierdzam, że moja seksualność szła w kierunku poddaństwa, już kiedy byłam bardzo młoda, ale wtedy nie umiałam tego określić. Wiedziałam, że pewne konkretne rzeczy mnie kręcą, że na myśl o nich odczuwam dziwną tęsknotę, ale nigdy nie byłam w stanie wytłumaczyć, dlaczego.

Oczywiście jako dziecko nie miałam pojęcia o tych sprawach. Dorastałam w Home Counties, w rodzinie z klasy średniej, zajęta swoimi dziecięcymi sprawami. Przykro mi, ale muszę obalić popularny mit, ponieważ w mojej przeszłości nie kryje się żadna traumatyczna tajemnica, a w okresie, w którym kształtowała się moja osobowość, nie wydarzyło się nic, co mogłoby mnie spaczyć i czym można by usprawiedliwić mój pociąg do świntuszenia. Żadnych problemów z tatusiem, lęków wyniesionych z domu i tym podobnych rzeczy. Moje dzieciństwo (na szczęście dla mnie, chociaż w kontekście niniejszej książki jednak trochę słabo) było nieskomplikowane, szczęśliwe i wypełnione miłością. Rodzina naprawdę mi się udała. Każdy z nas jest zupełnie inny, ale łącząca nas miłość i absurdalne poczucie humoru sprawiają, że skoczymy za sobą w ogień. Nie umiem nawet wyrazić, jak jestem wdzięczna za to, że mam ich wszystkich.

Rodzice stworzyli mi i siostrze przytulny dom.

Mama, jeszcze zanim pojawiłam się na świecie, była księgową, ale poświęciła swoje życie zawodowe na rzecz ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin