Gallagher Diana G. - Sabrina nastoletnia czarownica 02 - Pojedynek czarownic.pdf

(682 KB) Pobierz
133568404 UNPDF
Rozdział pierwszy
- Co o tym myślisz, Sabrino? - spytała szeptem
Jenny Kelly, spoglądając czujnie na pana Poola.
Sabrina zerknęła na swą najlepszą przyjaciółkę
i wzruszyła ramionami.
- Brzmi całkiem nieźle.
- Siedzenie przez cały weekend w pracy? - Jen
ny uniosła sceptycznie brwi. Falowane jasnokasz-
tanowe włosy opadały gęstą kaskadą na jej ramio
na, w orzechowych oczach pojawił się wyraz po
wątpiewania.
- Zależy, gdzie pracujesz, prawda?
- No tak. Chyba masz rację. - Jenny skinęła gło
wą i westchnęła ciężko. - Pewnie skończy się na
tym, że będę sprzedawała dziecięce buty albo coś
podobnego.
- Wielkie Ciacho byłoby super. - Harvey Kinkle
7 ~
133568404.003.png 133568404.004.png
Sabrina, nastoletnia czarownica
Pojedynek czarownic
spojrzał na nie z łobuzerskim uśmiechem/ potem
jednak zmarszczył czoło. - Ale pewnie musiałbym
płacić za to, co zjem.
Sabrina skinęła głową i uśmiechnęła się do chłop-
ca. Ten z roztargnieniem odrzucił z czoła zabłąkany
kosmyk jasnych włosów. Harvey był niezwykle cza-
rujący i przystojny - i nie wiedział o tym, co czyniło
go jeszcze bardziej czarującym. I lubił Sabrinę tak
bardzo, jak ona lubiła jego. Nigdy nie próbowali się
podrywać, nie bawili w damsko-męskie gierki, nie
uganiali się za sobą. W ciągu kilku miesięcy znajomo-
ści wytworzyła się między nimi więź oparta na
przyjaźni. Jenny wcale nie czuła się tym dotknięta
ani zazdrosna, choć kiedyś ona także interesowała
się Harveyem. Natomiast Libby Chessler, główna
cheerleaderka szkolnej drużyny, nie mogła pogodzić
się z porażką i próbowała wciąż jakoś ich poróżnić.
Bez powodzenia. Gdyby nie ona, życie Sabriny było-
by bliskie ideału.
Oderwawszy spojrzenie od Harveya, Sabrina sku-
piła uwagę na nauczycielu, który kończył właśnie
tłumaczyć, na czym ma polegać ich praca w centrum
handlowym, w czasie weekendowej akcji sponsoro-
wanej przez to właśnie centrum.
- Oczywiście, otrzymacie wynagrodzenie za swoją
pracę. - Pan Pool odczekał, aż ucichną radosne
okrzyki i pohukiwania. - Minimalną stawkę. - Znów
zamilkł, kiedy po klasie przebiegł głośny jęk zawo-
du. - Ale to nie pieniądze są powodem, dla którego
będziecie uczestniczyć w tej akcji.
- Dla mnie są! - ryknął ktoś grubym głosem
z głębi sali.
- Nie wiedziałam, że mamy jakiś wybór - mruk
nęła Laura Thomas, szczupła dziewczyna, która
nosiła okulary, ponieważ od szkieł kontaktowych
łzawiły jej oczy.
- Bo nie macie. - Nauczyciel przestał przechadzać
się po klasie. - Posłuchajcie, to wycieczka w dorosłe
życie, pozbawiona ryzyka okazja, by poznać lepiej
świat biznesu. - Zauważywszy, że
większość
uczniów patrzy nań bez entuzjazmu,
zerknął
w stronę drzwi, potem pochylił się lekko i dodał
ściszonym głosem: - To szansa, by spędzić w cen
trum handlowym całe dwa dni!
- Zbyt piękne, żeby było prawdziwe! - Darlene
Maroney zachichotała, potem skrzywiła się ze złoś
cią, zauważywszy, że na jednym z paznokci popękał
jej lakier.
- Wolałbym raczej posiedzieć w bibliotece.
9 ~
-
Jerry Evans, krępy chłopiec o mocno piegowatej
twarzy i umyśle godnym następcy Einsteina, po
ruszył się nerwowo. Postanowił zdobyć Nagrodę
Nobla w dziedzinie fizyki jeszcze przed ukończe
niem trzydziestego roku życia i był
niechętny
wszystkiemu, co przeszkadzało mu w realizacji
tego planu.
- Co ma pan na myśli, mówiąc „pozbawiony
ryzyka"? - Libby wstała, ściągając wszystkie spo
jrzenia na swój biało-zielony strój cheerleaderki,
z którym obnosiła się po całej szkole. Obdarzona
133568404.005.png
Sabrina, nastoletnia czarownica
Pojedynek czarownic
przez naturę nieprzeciętną urodą, którą podkreślała
jeszcze lekkim makijażem, całą swą postawą i za-
chowaniem dawała do zrozumienia, że jest kimś
wyjątkowym i godnym podziwu.
I wszyscy doskonale rozumieli ten niemy przekaz.
Sabrina obejrzała się przez ramię, tłumiąc dłonią
westchnienie irytacji. Nie rozumiała/ jak ktoś tak
zarozumiały i apodyktyczny jak Libby mógł stać
się najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Oczy-
wiście to, że była ładna, pewna siebie i przebojo-
wa, miało niebagatelne znaczenie. Z drugiej jed-
nak strony nikt prócz jej najlepszych przyjaciółek,
Jill i Cee Cee, nie darzył Libby szczególną sym-
patią, lecz najwyraźniej takie czynniki nie decydują
o popularności. Czynnikiem decydującym jest
władza. A ona miała władzę i traktowała szarą
masę uczniów z pogardą, której pozazdrościliby jej
najbardziej bezwzględni monarchowie średniowiecz-
nej Europy.
- Pozbawione ryzyka, bo pracę macie już prak
tycznie zapewnioną - wyjaśnił pan Pool. - Choć
jeśli ktoś naprawdę źle wypadnie na rozmowie,
pracodawca może z niego zrezygnować.
- Skoro mamy już te posady, to po co musimy
iść na rozmowę? - Libby usiadła, spoglądając wy
zywająco na nauczyciela.
- Żebyście mogli się przekonać, jak wygląda taka
rozmowa. Właśnie to jest celem całej tej akcji. Zdo
bycie doświadczenia. - Pan Pool zmrużył oczy, spog
lądając na rudowłosego chłopca, który uśmiechał się
chytrze pod nosem. -1 nie myślcie sobie, że możecie
celowo skopać tę rozmowę i mieć wolny weekend.
Na pewno się o tym dowiem, a zapewniam was, że
mam dość pracy w ogrodzie, by zająć was przez całe
dwa dni.
Słysząc to ostrzeżenie, wszyscy jak na komendę
przewrócili oczami.
Kiedy nauczyciel zaczai wsypywać do szklanej
kuli papierowe losy, Sabrina odwróciła się do
Jenny.
- Gdzie chciałabyś pracować?
- Wszędzie, byle nie w sklepie z dziecięcym obu
wiem. Nie wiem, czy potrafiłabym przez dwa dni
uspokajać rozbrykane bachory i wpychać ich stopy
w nowe buty, oszalałabym już chyba po kilku go
dzinach. Nie przepadam też za rybkami akwario
wymi. A ty?
- Jasna sprawa. - Sabrina zacisnęła kciuki. - Too
Chic Boutiąue.
- Z twoim plebejskim wyczuciem stylu? - parsk
nęła Libby, która przysłuchiwała się ich rozmowie.
Przesunęła pogardliwym spojrzeniem po różowym
sweterku i dżinsach Sabriny. - Moda nie jest twoją
mocną stroną.
Sabrina uśmiechnęła się kwaśno.
- Ja przynajmniej nie chodzę przez cały dzień
w kostiumie. - Odwróciła się szybko, kiedy pan
Pool podniósł kulę z losami.
- Too Chic Boutique jest mój! - syknęła Libby.
- Kto pierwszy? - Entuzjastyczny uśmiech znik-
10 ~
_ n _
133568404.006.png
Sabrina, nastoletnia czarownica
Pojedynek czarownic
nął z ust nauczyciela, kiedy ten rozejrzał się po sali.
Patrzyło nań dwadzieścia pięć par oczu; na nie-
których twarzach malował się wyraz krańcowego
znudzenia, na innych strachu. Nikt nie podniósł
ręki. - Ejże, dzieciaki. Nie każę wam przecież praco-
wać w kopalni. Możecie się przy tym dobrze bawić.
Nikt nawet nie drgnął.
Sabrina wahała się nie ze strachu czy niechęci do
pracy, lecz dlatego, że nie potrafiła zdecydować,
kiedy szansę wylosowania wymarzonego sklepu
będą największe. W tej chwili prawdopodobieństwo
wynosiło jeden do dwudziestu pięciu, z drugiej
jednak strony, jeśli będzie zwlekała zbyt długo, ktoś
inny może wyciągnąć szczęśliwy los.
Pan Pool nie widział podniesionej ręki Libby,
kiedy szedł między ławkami. Zatrzymał się obok
Jenny i podsunął jej kulę.
Ta zamknęła oczy, sięgnęła do pojemnika i powoli
wyjęła los. Nabrała głęboko powietrza, potem roz-
winęła papierek i odetchnęła z ulgą.
- Jaskinia Dickensa.
Sabrina pokazała jej uniesione kciuki, po czym
wyciągnęła rękę, by sięgnąć do wnętrza kuli. Szansę
wciąż nie były zbyt duże, ale przynajmniej istniały.
Lepiej nie kusić złego.
- Teraz ja! - wyrwała się Libby, machając ręką.
- Jasne. - Nauczyciel zabrał pojemnik spod wy
ciągniętej dłoni Sabriny, wzruszając przepraszająco
ramionami. - To Libby przygotowała dla mnie losy.
Jestem jej to winien.
~ Ocz ywiście. - Sabrina opadła na oparcie
i uśmiechnęła się cierpko, kiedy cheerleaderka po-
słała jej wyniosłe i pewne siebie spojrzenie. Libby
nie lubiła jej od chwili, gdy tylko rywalka pojawiła
się w Westbridge. Tylko dzięki temu, że Sabrina
odkryła swe niezwykłe, czarodziejskie zdolności,
nie czuła się w tej szkole jak parias i niezdara.
Specjalna dyspensa udzielona przez Radę pozwoliła
jej cofnąć czas, przeżyć jeszcze raz ten straszliwy
pierwszy dzień i naprawić wszystkie potknięcia
i wpadki. Od tej pory musiała stale mieć się na
baczności, wykorzystywać nie tylko spryt, ale i ma-
giczne umiejętności, by obronić się przed niecnymi
zakusami Libby, która wciąż próbowała zatruć jej
życie.
Tknięta przeczuciem, Sabrina obserwowała uważ-
nie, jak rywalka wkłada rękę do kuli. Cheerleaderka
nie zamknęła oczu ani nie odwróciła wzroku. Ściąg-
nęła brwi w skupieniu, przebierając palcami wśród
zawiniętych karteczek i delikatnie uchylając niektóre
z nich. Sabrina w tej samej chwili zauważyła trium-
falny uśmieszek na jej ustach i czarny znaczek w ro-
gu jednej z karteczek.
Libby zaznaczyła los z Too Chic Boutiąue.
Ale Sabrina nie zamierzała dopuścić do oszustwa.
Kiedy dłoń jej rywalki zamykała się na zaznaczonym
losie, ukradkiem skierowała rękę na kulę. Lekkie
mrowienie objęło jej palec wskazujący, gdy wypuś-
ciła zeń niewielką, lecz skuteczną falę energii. W dłoń
Libby wsunął się inny los, ten zaznaczony zaś wrócił
~ 12 -
133568404.001.png
Sabrina, nastoletnia czarownica
Pojedynek czarownic
do pojemnika. Ona oczywiście niczego nie zauwa-
żyła. Choć Sabrinę kusiło, by wykorzystać wybieg
przygotowany przez rywalkę, postanowiła grać
uczciwie. Wiedziała już z doświadczenia - bardzo
przykrego doświadczenia - że czary wykorzysty-
wane dla osobistych korzyści mogą zwrócić się prze-
ciwko temu, kto się nimi posługuje. Kiedy więc
Libby wyjęła rękę z kuli, Sabrina jeszcze raz skiero-
wała na nią palec, wymazując czarny znak na losie.
Postanowiła, że będzie miała takie same szansę, jak
wszyscy inni.
- Nie otworzysz? - spytał pan Pool, kiedy Libby
opadła na miejsce, zaciskając los w dłoni.
- Jeszcze nie. - Obdarzyła Sabrinę kolejnym chy
trym uśmieszkiem. Idąc w jej ślady, Jill i Cee Cee
także nie otworzyły wyciągniętych przez siebie
losów.
Potem pojemnik wrócił do Sabriny. Wzięła głęboki
oddech, sięgnęła do wnętrza i wybrała. Zerknąwszy
tylko raz na zwiniętą karteczkę, odłożyła ją na stolik
i oparła się wygodniej.
- Ty też nie sprawdzisz? - spytała Jenny.
- Nie, poczekam. - Sabrina nie miała pojęcia,
w jakim sklepie spędzi najbliższy weekend. Jeśli
jednak dopisało jej szczęście i wylosowała Too
Chic Boutiąue, to nie chciała, by Libby wiedziała
o tym. Jeszcze nie teraz. Wolała rozkoszować się
tą chwilą wyczekiwania, kiedy pewna siebie ry
walka otworzy los i przekona się, że nie dostała
wymarzonej posady.
Tymczasem pan Pool krążył między ławkami,
podsuwając kulę przypadkowo wybranym
uczniom. Sklep z upominkami, zdrowa żywność,
programy komputerowe, jeden z trzech sklepów
muzycznych - kolejne losy budziły na przemian
radość, to znów rozczarowanie.
- Pałac Sportów. - Harvey skinął głową, z wdzię
kiem przyjmując wynik losowania, tak samo jak
przyjmował niemal wszystko, co życie stawiało na
jego drodze. - To prawie tak dobre jak sklep z da
chami. Nie będę musiał niczego piec, ale może po
rządnie zgłodnieję.
- Nie martw się o swój żołądek -
uspokoiła
go Sabrina. - Spotkamy się na lunchu. Ty też,
Jenny.
- Świetnie. Zawsze chciałam zjeść lunch w tym
centrum. - Jenny rozpromieniła się. - A księgarnia
to też całkiem przyzwoity los. Co tam może być do
roboty? Pytasz ludzi, co lubią, i kierujesz ich do
odpowiedniego działu. A jeśli nie będzie wielu klien
tów, pooglądam sobie różne gazety.
- Dlaczego nie otwierasz swojego losu? - spytał
Harvey.
Sabrina wzruszyła ramionami.
- Bo być może nie dostałam tego, co chciałam.
Ale dopóki nie wiem na pewno, zawsze mogę mieć
nadzieję. Rozumiesz?
- Nie. - Chłopak zamrugał, skonsternowany.
- Otóż to. - Jenny skinęła głową ze zrozumie
niem.
14 ~
133568404.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin