Marcin Celmer Przypadkowa podr� 1. Gospoda by�a po�o�ona w lesie, przy dw�ch g��wnych traktach handlowych. Pierwszym z nich by�a rzeka, kt�r� mieszka�cy r�nie nazywali. Drugi z tych szlak�w by� szlakiem l�dowym biegn�cym od miasta Silver Gate na wschodzie do Almeyr na zachodzie. By�a to najkr�tsza, ale zarazem najniebezpieczniejsza droga ��cz�ca oba miasta, jednak wi�kszo�� kupc�w, handlarzy, �owc�w nagr�d decydowa�o si� na ni� ze wzgl�du na czas podr�y. Mo�na by�o oczywi�cie wybra� drog� przez p�nocne pola, znacznie bezpieczniejsz� ale i o wiele d�u�sz�, co nie by�o na r�k� wi�kszo�ci os�b pr�buj�cych zarobi� nieco z�otych koron, a w tym biznesie liczy� si� ka�dy dzie�. Gospod� otacza� nieprzerwany na ponad pi��dziesi�t mil z ka�dej strony las. Od strony p�nocnej sta�a stajnia, a od wchodu i zachodu otacza�a j� drewniana palisada. W lasach czai�o si� wielu grabie�c�w czekaj�cych tylko na s�abiej ochraniany konw�j, aby zaatakowa�, zabra� co cenniejsze i znikn�� w le�nej g�stwinie. Zapada� zmrok. W gospodzie jak na t� por� roku ale tak�e i dnia by�o spokojnie. Jej wn�trze roz�wietla�y pochodnie umieszczone na �cianach i w mniejszym stopniu �wiece na stolikach. Przyjezdni powoli ko�czyli posi�ek. Mo�na by�o spotka� tu wiele os�b o r�nym pochodzeniu i jeszcze r�niejszych profesjach. Przy barze siedzia� krasnolud z p�nocy oraz poszukiwacz przyg�d, cz�owiek oczywi�cie. Niedaleko przy stoliku siedzia�o dw�ch m�czyzn. Jak �atwo mo�na by�o zauwa�y� jeden by� je�cem drugiego. Jeniec zar�wno r�ce jak i nogi zakute mia� w kajdany i siedzia� pod �cian� patrz�c jak jego aktualny kurator spo�ywa� posi�ek. Tym kuratorem by� tak�e cz�owiek i s�dz�c po wygl�dzie �owca nagr�d. W ciemnym k�cie znajdowa�a si� przy stole jeszcze jedna posta�. Posta� by�a elfem, do�� wysokim o �redniej wadze. Jej zielone, b�yszcz�ce oczy mo�na by�o zauwa�y� z drugiego ko�ca karczmy, nawet przy panuj�cym w niej mroku. Ten Elf by� magiem, a dok�adniej to uczniem czarodzieja. Aby sta� si� prawdziwym magiem musi udowodni� gildii, i� posiad� odpowiedni� wiedz�, co wcale nie by�o takie proste. Pochodzi� z p�nocnych las�w i s�dzi�, i� t� wiedz� nab�dzie na po�udniu. Wydarzenia w niedalekiej przysz�o�ci poka��, i� si� nie myli�... Do karczmy wesz�o dw�ch osi�k�w o pot�nej budowie cia�a. Stan�li w przej�ciu rozgl�daj�c si� dooko�a. Po chwili podeszli do karczmarza stoj�cego akurat za barem. Gwar panuj�cy w izbie ucich� i wszystkie oczy skierowany by�y na te dwie postaci. Wszystkie z wyj�tkiem dw�ch. Krasnolud i poszukiwacz przyg�d ca�y czas siedzieli przy barze prosz�c o coraz wi�ksze ilo�ci z�otego napoju. J�zyk pl�ta� im si� coraz bardziej a z zachowaniem r�wnowagi nie by�o najlepiej. Chwieli si� na sto�kach coraz bardziej i w r�ne kierunki. Osi�kizauwa�y�y nie do ko�ca kontaktuj�cych klient�w i stwierdzi�y, i� nie powinni mie� problemu z ich obrabowaniem. Jeden z nich stan�� obok krasnoluda, a drugi zachodzi� cz�owieka od ty�u. - Po�� kolego sakiewk� na st� - wymamrota� basem osi�ek, wbijaj�c jednocze�nie n� przed krasnoluda. Cz�owiek spojrza� na niego i parskn�� �miechem, nie wiedz�c o drugiej postaci stoj�cej za nim. Krasnolud spojrza� si� na osi�ka, posy�aj�c mu ironiczne spojrzenie po czym nic sobie z niego nie robi�c wr�ci� do spijania resztki z�otego napoju, kt�ra pozosta�a w kuflu. - Skoro tak chcecie... - wybe�kota� osi�ek i da� znak g�ow� drugiemu, kt�ry momentalnie z�apa� od ty�u cz�owieka w pot�nym u�cisku ci�gn�c go na pod�og�. Krasnolud zauwa�y� to k�tem oka i odruchowo si�gn�� po top�r znajduj�cy si� na plecach. W warunkach normalnych czyli w stanie trze�wym zd��y�by nie tylko si�gn�� po top�r ale i zada� cios �miertelny swojemu przeciwnikowi jednak teraz poczu� na twarzy mia�d��cy cios wroga zanim zd��y� go dotkn��. Zar�wno krasnolud jak i cz�owiek le�eli na pod�odze ok�adani przez osi�k�w. Zielone oczy elfa skierowa�y si� napastnik�w. Nadal siedzia� w ciemnym k�cie. Korzystaj�c z tej przewagi szybkim ruchem si�gn�� do woreczka przypi�tego przy pasie w zanurzy� w nim r�k�. Wyj�� zaci�ni�t� pi�� i wstaj�c od stolika zacz�� mamrota� pod nosem jakie� niezrozumia�e s�owa, po czym szybko i bezszelestnie podszed� do osi�ka ok�adaj�cego pi�ciami cz�owieka i klepn�� go po ramieniu. - Do��! - krzykn��. Zaskoczony pacho� przesta�, odwr�ci� si� w stron� elfa. - Bo co? - spyta� �miej�c si�. - Co ty mi mo�esz zrobi�? Pobijesz mnie? - Zarechota� jeszcze g�o�niej. - Pobi� to mo�e nie, ale co� innego... - rzuci� elf. Podni�s� r�k� na wysoko�� g�owy nic si� niespodziewaj�cego cz�owieka, otworzy� d�o� i dmuchn�� py�em osi�kowi w twarz. Wielki m�czyzna pad� bezw�adny na ziemi� i ku zdziwieniu wszystkich os�b spa� jak niemowl� i nawet zacz�� chrapa�. Zaraz po tym elf przygotowa� si� na zrobienie uniku gdy� spodziewa� si� ciosu drugiego mi�niaka ok�adaj�cego przed chwil� krasnoluda, a teraz p�dz�cego w jego stron�. Wtem jednak osi�ek zapl�ta� si� w sie� i pad� na ziemi�, st�kaj�c z powodu kilku wybitych z�b�w. Za nim sta� �owca nagr�d z sznurem w r�ku gotowy do zwi�zania mi�niak�w. Elf pom�g� wsta� poszukiwaczowi przyg�d. Cz�owiek by� nieco wstrz��ni�ty lecz pl�tanie si� j�zyka ust�pi�o. Zupe�nie inaczej zachowywa� si� krasnolud, kt�ry po chwili le�enia bez ruchu na pod�odze, zerwa� si� na nogi i wymachuj�c toporem na lewo i prawo rzuci� si� na zwi�zuj�cego akurat osi�ka, �owc� nagr�d. Krasnolud str�ci� przy okazji kufle stoj�ce na barze i rozbi� dwa krzes�a zanim �owca kopn�� go w brzuch , co sko�czy�o si� wyl�dowaniem na stole ale i zarazem cz�ciowym och�oni�ciem krasnoluda. - Gotrek! Uspok�j si�! - krzykn�� zawadiaka podbiegaj�c do przyjaciela. - Ju� po walce. - Gdzie oni s�, gdzie?! - wrzeszcza� nadal jeszcze w bitewnej furii Gotrek. - Zaraz im �by porozwalam! - w jego g�osie nadal by�o s�ycha� dzia�anie du�ej ilo�ci z�otego trunku. - Ci dwaj panowie nam pomogli - powiedzia� ze spokojem w g�osie cz�owiek. - Pomo... ikkk... gli? Jordi! Prze... ikkk... cie� my nie pot... ikkk... rzebujemy po... ikkk... po... ikkk... ikkk... mocy... - czkaj�c, krasnolud powoli zsun�� si� na pod�og� i zasn��. Gospodarz wraz z dwoma s�u��cymi zanie�li �pi�cego krasnoluda do pokoju. W tym czasie Jordi zam�wi� dzban miodu oraz mi�so dla siebie i swoich nowych przyjaci�. - Przepraszam, ale si� nie przedstawi�em - przypomnia� sobie zawadiaka. - Jestem Jordi, poszukiwacz przyg�d. A was jak zw�? - zapyta�. - Ja jestem Yezdigert - odpowiedzia� elf. - Yezdigert? Dziwne imi�... - wybe�kota� �owca nagr�d maj�c pe�ne usta. - Czym si� trudnisz? Ta twoja sztuczka by�a naprawd� fajna... - Jestem magiem. - powiedzia� elf, robi�c du�y �yk miodu z kufla. - A dok�adniej to uczniem czarodzieja. Magiem zostan� jak zdob�d� odpowiedni� wiedz� i udowodni� to w gildii mag�w. A ciebie jak zw�? - Mnie? Atremis con Verris - odpowiedzia� �owca. - Jak? - zach�ysn�� si� miodem ucze� czarodzieja. - Atremis con Verris. Jestem �owc� nagr�d. -Tyle zauwa�y�em - rzek� Jordi. - Masz tyle wyposa�enia, �e m�g�by� ca�� armi� goblin�w wy�apa�. Aha... - Jordi zmieni� temat - ...ten krasnolud to Gotrek Gurrisson. Przepraszam was za jego zachowanie ale on tak zawsze. - zawadiaka machn�� r�k� i wskaza� na pusty dzban daj�c znak gospodarzowi do nape�nienia go. - Jak widzi kogo� nieznajomego to zawsze twierdzi, i� pomoc jest mu niepotrzebna... - ...ale podczas walki chowa si� za czyje� plecy? - doko�czy� za niego Atremis. - Nie, niezupe�nie. Mo�e jest marudny i nie zawsze jest ch�tny do walki ale jak ju� wpadnie w sza� bitewny... - Widzieli�my - przerwa� mu tym razem Yezdigert. - Jad�o by�o super, ale jutro czeka mnie d�uga droga przez tutejsze lasy i musz� odpocz��. - powiedzia� elf lekko ziewaj�c. - A gdzie si� udajesz? - spyta� Jordi. - Na po�udnie. Do Altdorfu, poszuka� pracy i wiedzy. - �artujesz?! Ja z Gotrekiem jeste�my najemnikami i te� tam pod��amy. S�yszeli�my, �e s� fajne rob�tki za dobr� kas�... - No to wszyscy idziemy do tego miasta - przerwa� Jordiemu Atremis. - Musz� odeskortowa� tam tego cholernego wi�nia... - urwa� �owca nagr�d - ...tylko, i� nie u�miecha mnie si� przedzieranie przez te lasy, zw�aszcza jeszcze z nim na karku - powiedziawszy to pokaza� r�k� na cz�owieka w kajdanach siedz�cego stolik dalej. - No to mo�e wynajmiemy ��d�??? - �owca nagr�d wpad� na pomys�. - Czemu nie, ale ja mam tylko 10 z�otych koron. Ile ma kosztowa� taka impreza? - Zapyta� Yezdigert. - Zaraz zobaczymy - rzek� Jordi. - Gospodarzu?! Mo�na na chwil�? - w kierunku stolika zacz�� pod��a� wysoki, mocno zbudowany cz�owiek o bujnej brodzie. - Ile kosztuje wynaj�cie �odzi st�d do Altdorfu? - M�czyzna pomy�la� chwil� g�adz�c si� po brodzie po czym da� odpowied�. - 10 z�otych koron od g�owy. - To ja odpadam - powiedzia� momentalnie elf. - Oj, nie chrza� g�upot. W Altdorfie dostan� du�� kas� za odstawienie jego to ci po�ycz� na �arcie i spanie, dop�ki nie znajdziemy roboty. - Atremis odwr�ci� si� do gospodarza. - Bierzemy, jutro rano. - Prosz� bardzo. Ka�� s�ugom przygotowywa� ��d� - powiedziawszy to oddali� si� w kierunku drzwi prowadz�cych na przysta�. - No to w takim razie chod�my spa� panowie - rzek� Jordi. * * * Ca�a grupa wsta�a nast�pnego dnia w lepszym lub gorszym stanie. Najgorzej wygl�da� Gotrek kt�ry nie do��, �e narzeka� na potworny b�l g�owy to jeszcze pami�ta� co drugie wydarzenie z poprzedniego dnia, a w niekt�rych momentach "pami�� si� nagle urywa�a". Najwi�ksz� niespodziank� by�o dla niego poznanie Yezdigerta i Atremisa. Zaraz po przebudzeniu si�, spostrzeg� jeszcze dwie nieznajome postaci w pokoju, po czym natychmiast si�gn�� po top�r i rzuci� si� na Atremisa i Yezdigerta. - Gotrek! Co ty wyczyniasz? Do reszty ci odbi�o???!!! - krzykn�� Jordi. - Jordi! �ap za miecz! Ci dwaj chcieli nas w nocy obrabowa� podczas snu! Zaraz ich ukarz�...
ptomaszew1966