Frederick Forsyth Czwarty protok� Cz�� pierwsza 1 Ubrany na szaro m�czyzna spokojnie czeka� i obserwowa� dom naprzeciwko. Zgodnie ze starannie opracowanym wcze�niej planem, zamierza� zagarn�� kolekcj� brylant�w "Glen" dok�adnie o p�nocy. By� przekonany, �e mu si� to uda, je�eli brylanty b�d� w tym czasie nadal w sejfie obserwowanego mieszkania, a w�a�ciciele kolekcji pozostan� przez jaki� czas poza domem. Musia� jednak by� tego absolutnie pewny. Tote� nadal cierpliwie czeka� i obserwowa�. O wp� do �smej jego wytrwa�o�� zosta�a nagrodzona. Wielka, obszerna limuzyna wynurzy�a si� z podziemnego parkingu domu, sun�c z moc� i elegancj� r�wn� sile i zwinno�ci drapie�nego kota, kt�rego nazw� nosz� samochody tej marki. Zatrzyma�a si� na chwil� w ciemnym wylocie podziemia budynku, gdy kierowca sprawdza� czy droga jest wolna, potem skr�ci�a w ulic� i ruszy�a w kierunku Hyde Park Corner. Siedz�cy za kierownic� wynaj�tego volvo combi, zaparkowanego naprzeciw luksusowego domu mieszkalnego, Jim Rawlings, przebrany w wypo�yczony uniform szofera odetchn�� z ulg�. Obserwuj�c dyskretnie drug� stron� ulicy, po�o�onej w wytwornej dzielnicy Belgravia, zobaczy� wreszcie to, na co tak d�ugo i wytrwale czeka�. Interesuj�cy go m�czyzna prowadzi� sam swoj� limuzyn�. Jecha� ni� wraz ze sw� �on�, kt�ra siedzia�a obok niego. Rawlings mia� ju� w��czony silnik. By�o ch�odno i musia� ogrzewa� wn�trze d�ugo stoj�cego samochodu. Teraz, przesuwaj�c tylko d�wigni� automatycznej skrzyni bieg�w na pozycj� "drive", wydosta� si� bez trudu z szeregu zaparkowanych wzd�u� ulicy aut i ruszy� w �lad za daimlerem - jaguarem. By� jasny, rze�li poranek. Nad Green Park, na wschodzie, szarza�y ju� resztki rannego brzasku, ale latarnie uliczne jeszcze si� pali�y. Rawlings by� na swoim punkcie obserwacyjnym od pi�tej rano, ale cho� ulic� przesz�o od tego czasu par� os�b, nikt nie zwr�ci� na niego uwagi. �adnego z mieszka�c�w tej najbogatszej dzielnicy londy�skiego West Endu nie dziwi widok szofera czekaj�cego wcze�nie rano w du�ym samochodzie, w kt�rym le��, widoczne z ty�u cztery walizy i zamykany kosz, a szczeg�lnie je�li ma to miejsce 31 grudnia. W tym dniu bowiem liczni zamo�ni mieszka�cy stolicy przygotowuj� si� do wyjazdu poza miasto, �eby sp�dzi� sylwestrowy wiecz�r w swych wiejskich rezydencjach. Przy Hyde Park Corner by� ju� tylko o pi��dziesi�t jard�w za jaguarem, wpu�ci� wi�c przed siebie jak�� ci�ar�wk�, by rozdzieli�a oba samochody. Na Park Lane prze�y� chwil� zw�tpienia w powodzenie swego planu; mie�ci� si� tam oddzia� Coutts Bank, wi�c obawia� si�, �e jad�ca jaguarem para mo�e zatrzyma� si� przy nim, by zdeponowa� brylanty w nocnym sejfie. Przy Merble Arch, po raz drugi odetchn�� z ulg�. Jad�ca przed nim limuzyna nie zjecha�a na boczny pas, z kt�rego mog�aby jeszcze skr�ci� z powrotem w Park Lane i podjecha� pod bank. Jednak pojecha�a prosto dalej i przemkn�wszy przez Great Cumberland Place wjecha�a potem w Gloucester Place, pod��aj�c ca�y czas na p�noc. Tak wi�c, mieszka�cy luksusowego apartamentu na �smym pi�trze Fontenoy House, nie zamierzali tym razem zdeponowa� swych kosztowno�ci w Coutts Bank; albo mieli je w samochodzie i zabierali ze sob� na wie�, albo te� zostawiali je na okres Nowego Roku w swym mieszkaniu. Rawlings by� pewny, �e w gr� wchodzi ten drugi wariant. Jecha� za jaguarem a� do Hendon, i dopiero kiedy �ledzony przez niego w�z wjecha� na ostatni odcinek drogi przed wjazdem na autostrad� M�1, zawr�ci� w kierunku centrum Londynu. Wszystko wskazywa�o na to, �e w�a�ciciele kolekcji brylant�w, zgodnie z jego oczekiwaniami, wybierali si� do posiad�o�ci brata panny domu, Ksi�cia Sheffield, po�o�onej w p�nocnej cz�ci Yorkshire i oddalonej o dobre sze�� godzin jazdy od Londynu. Mia� wi�c do dyspozycji co najmniej dwadzie�cia cztery godziny. Znacznie wi�cej ni� potrzebowa�. Nie mia� najmniejszych w�tpliwo�ci, �e uda mu si� "obrobi�" mieszkanie w Fontenoy House, by� przecie� jednym z najlepszych w�amywaczy w Londynie. Przed dziesi�t� rano zd��y� odprowadzi� volvo do firmy, w kt�rej je wynaj��, zwr�ci� liberi� w wypo�yczalni stroj�w i odstawi� puste walizki do podr�cznego sk�adziku. By� teraz z powrotem w swoim wygodnym i kosztownie urz�dzonym mieszkaniu, w niczym nie przypominaj�cym przest�pczej meliny i znajduj�cym si� w Wandsworth, gdzie si� urodzi� i wychowa�, na najwy�szym pi�trze, zaadaptowanego na cele mieszkalne, dawnego sk�adu herbaty. Niezale�enie od tego jak mu si� powodzi�o, pozosta� po�udniowym londy�czykiem z krwi i ko�ci. Chocia� w Wandsworth nie by�o tak elegancko jak w Mayfair, czy Belgravii, by� tutaj "na swoich �mieciach". Jak wszyscy ludzie jego pokroju nie lubi� opuszcza� swej dzielnicy. Tutaj czu� si� wzgl�dnie bezpieczny, cho� w�r�d miejscowych przedstawicieli p�wiatka i policjant�w znany by� jako "twarz", co w j�zyku �wiata przest�pczego oznacza�o kryminalist� lub niebieskiego ptaka. Jak wszyscy przest�pcy i kombinatorzy, kt�rym udaje si� bezkarnie prowadzi� nielegaln� dzia�alno�� i osi�ga� z niej du�e zyski, stara� si� nie rzuca� nikomu w oczy na swoim terenie. Je�dzi� niepozornym samochodem, a jedynym odst�pstwem od tej zasady, na jakie sobie pozwoli�, by�o w�a�nie to elegancko urz�dzone mieszkanie. Wobec otaczaj�cych go przedstawicieli ni�szych warstw �wiata przest�pczego stosowa� skuteczny kamufla�. Na ich pytania, czym w�a�ciwie naprawd� si� zajmuje, potrafi� udziela� wymijaj�cych i og�lnikowych odpowiedzi. A cho� policja s�usznie domy�la�a si� jego przest�pczej dzia�alno�ci, mia� dot�d - je�li nie liczy� kr�tkiej, rocznej odsiadki w wieku kilkunastu lat - zupe�nie czyst� kartotek�. Jego wyra�na zamo�no�� i bli�ej nieokre�lone �r�d�a jej pochodzenia, budzi�y szacunek i podziw m�odych adept�w przest�pczej roboty, kt�rzy ch�tnie oddawali mu drobne przys�ugi. Nawet najgro�niejsi bandyci, napadaj�cy w bia�y dzie�, z broni� w r�ku, w celach rabunkowych, trzymali si� od niego z daleka. Oczywi�cie musia� mie� jak�� "fasad�", czyli zaj�cie b�d�ce pozornym �r�d�em dochod�w. Wszystkie licz�ce si� "twarze" prowadzi�y jakie� legalne interesy. Do najlepszych nale�a�o posiadanie taks�wki lub sklepu owocowo_warzywnego, albo firmy skupuj�cej z�om i odpady metali lub prowadzenie wielobran�owego biura po�rednictwa handlowego. Wszystkie tego typu "fasady" zapewnia�y mo�liwo�� operowania licznymi, ukrytymi dochodami i obracania got�wk�; dysponowania wolnym czasem oraz dost�p do ca�ego szeregu melin i podstaw� do zatrudniania od czasu do czasu kilku osobistych "goryli", czy "ochroniarzy" fasadowych firm. S� to na og� twardzi faceci o ograniczonych umys�ach ale o znacznej sile fizycznej, poszukuj�cy pozornie uczciwej, sta�ej pracy, kt�ra pozwoli�aby ukry� ich g��wne dochody, kt�re uzyskuj� wynajmuj�c si� dorywczo jako p�atni bandyci. Rawlings by� naprawd� w�a�cicielem przedsi�biorstwa zajmuj�cego si� skupem i przetwarzaniem odpad�w metali oraz z�omowaniem starych samochod�w. Zapewnia�o mu to niekontrolowany dost�p do dobrze wyposa�onego warsztatu mechanicznego, do wszelkiego rodzaju metali, instalacji elektrycznych, przewod�w i kwasu akumulatorowego. M�g� te� korzysta� z us�ug dw�ch pot�nie zbudowanych osi�k�w, kt�rych zatrudnia� w podw�jnym charakterze: jako pracownik�w warsztatu i jako goryli osobistej obstawy, na wypadek gdyby mia� kiedy� jakie� powa�niejsze k�opoty z miejscowymi przest�pcami. Rawlings wzi�� prysznic, ogoli� si�, i mieszaj�c br�zowy, trzcinowy cukier w drugiej ju� tego rana fili�ance kawy, zabra� si� do ponownego studiowania szkicu, kt�ry dostarczy� mu Billy Rice. Billy by� jego uczniem, m�odym dwudziestotrzyletnim adeptem przest�pczej roboty, praktykuj�cym dopiero w fachu w�amywacza, kt�ry z czasem m�g� sta� si� dobrym, a nawet bardzo dobrym fachowcem. Jako pocz�tkuj�cy przest�pca ch�tnie wykonywa� zadania na zlecenie mistrza o ustalonej reputacji, tym bardziej, �e dawa�o mu to szans� zdobycia bezcennej wiedzy i do�wiadcze�. Dwadzie�cia cztery godziny wcze�niej, Billy zapuka� do drzwi apartamentu na �smym pi�trze Hontenoy House; mia� na sobie liberi� jednej z najdro�szych i najlepszych kwiaciarni i trzyma� w r�kach du�y bukiet. Dzi�ki tym rekwizytom, nie wzbudzi� podejrze� siedz�cego w hallu szwajcara w liberii, sam natomiast zanotowa� w pami�ci dok�adnie rozk�ad pomieszcze�, po�o�enie dy�urki portiera i drog� prowadz�c� do schod�w. Drzwi otworzy�a mu osobi�cie jej lordowska wysoko��, na kt�rej twarzy, na widok kwiat�w, pojawi� si� wyraz przyjemnego zaskoczenia. Z do��czonego do bukietu bileciku wynika�o �e zosta� on przys�any przez komitet Spo�ecznego Funduszu Pomocy dla Weteran�w; Lady Fiona by�a nie tylko jedn� z patronek tej charytatywnej instytucji, lecz w�a�nie tego wieczora, 30 grudnia 1986, mia�a wzi�� udzia� w organizowanym przez ni� uroczystym balu. Rawlings zak�ada�, �e nawet je�li na tym balu wspomni ona o przys�anych jej kwiatach kt�remu� z cz�onk�w komitetu, uzna on po prostu, �e to jeden z pozosta�ych koleg�w poleci� je przes�a� w imieniu ca�ego grona. Lady Fiona, stoj�c w drzwiach, starannie przeczyta�a do��czony do kwiat�w bilet i wykrzykn�a "Ach, jakie idealnie pi�kne!", pos�uguj�c si� przy tym charakterystycznym dla ludzi jej sfery, nieco przesadnym tonem i akcentem, i odebra�a bukiet. Wtedy Billy wyj�� d�ugopis i bloczek z pokwitowaniami. Pani domu, nie mog�c poradzi� sobie r�wnocze�nie z trzema przedmiotami, ruszy�a w kierunku salonu, by od�o�y� bukiet i zostawi�a Billy'ego na kilkana�cie sekund bez dozoru w niewielkim przedpokoju. Jego doskona�a aparycja by�a istnym darem losu. Dzi�ki niej stanowi� idealnego wykonawc� takich zada�. Sprawia� to ch�opi�cy wygl�d, k�dzierzawe, jasne w�osy, niebieskie oczy i nie�mia�y u�miech. Sam skromnie przyznawa�, �e jest w stanie oczarowa� ka�d� londy�sk� pani� domu w �rednim wieku i wyci...
ptomaszew1966