R20.TXT

(31 KB) Pobierz
20. Ponury schyłek życia
i mierć bohatera

Jeszcze raz dane mu było wytchnšć, jeszcze raz poczuł So-
bieski powracajšce siły. Potrzebował ich, aby uczynić szczęli-
wš tak drogš mu córkę, aby tej pięknej, mšdrej królewnie dać
właciwego męża. Pod koniec lutego 1694 roku pojawił się w
Żółkwi oficjalny swat, baron Mayer de Selles, skoro tylko wy-
słani wczeniej wywiadowcy donieli do Monachium korzystne
wieci o powierzchownoci wybranki. Jak przedtem w sprawie
Jakuba, tak i teraz targowano się o posag. Bawarski poseł oba-
wiał się swego pana i przeraziły go wybuchy gniewu chorego
Sobieskiego. ' Wreszcie doszedł do skutku kontrakt małżeński,
który akceptował w posagu pół miliona talarów. Oprócz tego
narzeczona zabierała ze sobš biżuterię wartoci 200 000 talarów.
lub per procura odbył się w Warszawie 15 sierpnia 1694 roku.
Królewicz Jakub zastępował elektora, obecny był bawarski am-
basador nadzwyczajny w osobie hrabiego Tórringa. Król jed-
nakże nie pucił tak. szybko od siebie swej ulubienicy.

Dopiero 13 listopada, po pełnym łez pożegnaniu, wyjechała
Kunegunda z Warszawy, zabrana przez barona de Sellesa i w
towarzystwie biskupa Załuskiego. Polignakowi poszczęciło się
mimo wszystko w wykorzystaniu tego bawarskiego małżeństwa
do celów francuskiej polityki. Młoda doktorowa otrzymała na
nowš drogę życia od swej matki radę, by pozyskać męża dla
Ludwika XIV; Załuski miał jej w tym pomagać. Pierwotnie
mieli je] też towarzyszyć obaj młodsi bracia, Aleksander i Kon-
stanty, jednakże król sprzeciwił się temu. Tak więc obu króle-
wiczom żeglujšcym po francuskim nurcie została oszczędzona
niepotrzebna porażka. Albowiem Maksymilian Emanuel nie my-
lał o tym, by wraz z żonš zmienić też polityczne nastawienie.

Kunegunda sfrunęła w objęcia statecznego małżonka i zapo-

362 Rozdział 20

mniała natychmiast o wszystkich otrzymanych radach. 2 stycznia
1695 roku potwierdzono małżeństwo w Wesel, następnie para
elektorska udała się do Brukseli, gdzie Maksymilian Emanuel
sprawował władzę nad austriackimi Niderlandami jako cesar-
ski namiestnik. I tam nowożeńcy przeżyli najbardziej romantycz-
ne miodowe miesišce. Z promieniejšcych szczęciem listów mło-
dej kobiety, w których przedstawia ojcu i braciom błogie chwile
miodowego miesišca, nie dowiemy się niczego o polityce: "żem
jest szczęliwa, jak bym go [Maksymiliana Emanuela] sobie obra-
ła, i w umorzę, i w osobie, doć na tym, że się kochamy amorami
jako kawaler z damš. Nigdy nie ledzie, jeno klęczy abo stoi prze-
de mnš, całujšc mnie w ręce, a mówišc, że mnie adoruje, że nigdy
tak nie kochał, jak mnie kocha, daj Bóg, żeby waszeć sam na to
prętko patrzał." Tak więc pisze Kunegunda do brata i umieszcza
w tym licie, w dwa tygodnie po spotkaniu z małżonkiem, kre-
lšc jego wizerunek, następujšce słowa: "bo i piękny, i ładny,
i rozum bardzo dobry, i srodze wesoły". Również elektor marzył
o swojej żonie, która - na wpół Polka, na wpół Francuzka -
ze wszystkich powabów jednoczyła w sobie te najwymienitsze,
była odmłodzonym i sympatyczniejszym odbiciem Marysieńki.
Lecz Maksymilian Emanuel nigdy nie popadł w zależnoć od
politycznych kaprysów swej pani. Przeciwnie, to on wpoił jej
własne poglšdy. Na jesieni 1695 roku znajdziemy Kunegundę
u jego boku na wyprawie przeciwko Francuzom. Przedwczesny
poród, który się przytrafia małżonce elektora z przerażenia przed
wybuchajšcymi francuskimi granatami, staje się powodem, że
Jan III raz jeszcze na krótko przed swojš mierciš, pełen współ-
czucia dla oddalonej córki, grzmi przeciwko dworowi w Wersalu.

Ta więc intryga - dywersja na bawarskim dworze nie udała
się Polignakowi. Pozostało mu główne zadanie utworzenia w
Polsce silnego stronnictwa profrancuskiego, które w zgodzie
z Mariš Kazimierš i z Jabłonowskim mogłoby przy następnej
elekcji przeforsować właciwego kandydata. Wobec lekarskich
opinii, które poręczały bliski zgon Sobieskiego, ambasador nie
zadawał sobie szczególnego trudu, aby jeszcze za panowania
upartego Jana III doprowadzić do separatystycznego pokoju.
Cała uwaga skierowana była na osobę przyszłego króla i na
organizowanie jednolitego bloku podopiecznych Wersalu. To
splotło się ze sporem biskupa Brzostowskiego i Sapiehów, w któ-
rym się wyładowywały namiętnoci partyjne przyjaciół i wro-
gów Ligi więtej, i z waniš w domu królewskim, gdzie wy-

Ponury schyłek życia i mierć bohatera

363

stępowali przeciwko sobie królewicz Jakub i jego dwaj młodsi
bracia, popierani przez Marię Kazimierę.

Walczšce koguty, Brzostowski i Sapieha, od swojego pierw-
szego starcia nieprzerwanie dziobały się wzajem. Ten pierwszy
wnosił protest za protestem, drugi z całym spokojem pozwalał
swoim oddziałom kwaterować w biskupich dobrach i je pusto-
szyć. W czerwcu 1693 roku wileński najwyższy pasterz wyto-
czył przeciwko hetmanowi kanoniczny proces przed sšdem nun-
cjatury. Santa Croce dostrzegł w postępowaniu dowódcy naru-
szenie kocielnego immunitetu i wezwał go do ustępstwa. Ten
jednak odpowiedział papieskiemu dyplomacie grubiańsko: niech
się kapłani troszczš o swoje własne sprawy i nie mieszajš w
wieckie burdy. Teraz prymas Radziejowski, który sercem był
raczej po stronie Sapiehy, spróbował zlikwidować tę aferę, lecz
w lutym 1694 roku kompromis nie doszedł do skutku z powodu
uporu obu przeciwników. Biskup sięgnšł wtedy po broń naj-
ostrzejszš i obłożył hetmana klštwš. W katedrze wileńskiej, wy-
pełnionej tłumnie, został odczytany dekret, który głosił, że Sa-
pieha, opętany przez diabła, uciska Kociół i jego poddanych
oraz pogardza swoim Najwyższym Pasterzem. Prymas jednak,
jako legatus natus, natychmiast uchylił ekskomunikę. Natomiast
nuncjusz wniósł sprzeciw, gdy tymczasem Brzostowski jako "pry-
mas Litwy" zaprzeczał kompetencji dla Wilna arcybiskupowi
gnienieńskiemu, prymasowi Polski. Wreszcie spór powędrował
do Rzymu przed sšd papieża. Innocenty XII zdjšł klštwę i zarzš-
dził zbadanie sprawy; mieli to uczynić wspólnie Radziejowski

i Santa Croce.

W tym momencie ów nieszczęsny spór został ponownie roz-
niecony przez niemšdrš interwencję dworu. Kiedy Stolica Apo-
stolska, ze względu na Sapiehów i ich poparcie dla Ligi więtej,
zaniechała ostrzejszych rodków, chociaż papież zasadniczo mu-
siał uznać prawo Brzostowskiego, zupełnie zbędne było to, żeby
Jan III przed sšdem sejmowym wymienił hetmana jako gwałci-
ciela swobód kocielnych. A jeszcze mniej było potrzebne, aby
być bardziej papieskim niż sam papież, gdy polskiemu królowi
nie dostawało władzy, by zmusić do posłuszeństwa dużo mniej-
szych panów i dużo większych przestępców niż Sapiehowie. Sku-
tek tego sprowokowanego przez Marysieńkę i Polignaka wystš-
pienia przeciw litewskim królewiętom był taki, że całe Wielkie
Księstwo zostało ogarnięte wielkim oburzeniem. Sejmiki z grud-
nia 1694 roku rozbrzmiewały szczękiem broni. Wszędzie podej-

.364 Rozdział 20

mowano uchwały zagrażajšce Brzostowskiemu. Szlachta żšdała
odwołania Polignaka, w którym rozpoznawała inspiratora postę-
powania przeciwko hetmanowi, potwierdzała swojš wiernoć Li-
dze więtej i jawnie odwracała się od pary królewskiej.

Ambasador ten lepiej by zrobił, gdyby zachował w pamięci
instrukcję Ludwika XIV z 22 marca tego roku: "Nie mam w
tym żadnego interesu, by mieszać się do prywatnej sprzeczki
jakiego Sapiehy z biskupem z Wilna." Lecz przypominamy so-
bie przecież, że Polignac nawet wobec króla-słońce miał swój
własny rozum! Temu to rozumowi ma do zawdzięczenia biedny
Sobieski, że ostatni sejm pod rzšdami Jana III przebiegał ponad
miarę żałonie. Przez ponad 40 dni zbierała się dzień w dzień
izba. Marszałek poprzedniego, również zerwanego sejmu otwie-
rał posiedzenie, litewscy delegaci z partii Sapiehów wnosili sprze-
ciw. Trwało to tak długo, aż wygasł termin mandatowy sejmu.
Potem wszyscy rozeszli się, podziękowawszy marszałkowi Krys-
pinowi "pro viriliter sustento martyrio".1 Prawdziwym męczen-
nikiem był jednakże ten, który leżał na łożu boleci w zamku
i nazywał się Jan Sobieski. Dolegliwoci z powodu kamicy, po-
drażnienie nerek, reumatyzm i inne choroby sprawiały mu
ogromne cierpienia. Kłócšcy się delegaci nie zważali na chorobę
króla, napastowali go swymi waniami. Skandal przeniósł się aż
na pokoje monarchy. Tam bili się panowie. Na zewnštrz w
miecie za bili się "pueri"2 i były nawet ofiary miertelne.

Na posiedzeniu senatu, które nastšpiło po tym nieszczęsnym
sejmie, większoć była za tak zwanym sejmem konnym, zwo-
łaniem całej szlachty. Tak więc zatrzymano się tam, gdzie się
Polska znajdowała przed elekcjš Sobieskiego, przy takiej samej
konfederacji jak ta z Gołębia. Szlachta nie miałaby nic prze-
ciwko temu, by jeszcze raz wyładować swój gniew na magna-
terii. Niezawodnym instynktem czuła, że oligarchia to zguba
ojczyzny i że król, nawet jeli ongi zwał się Winiowiecki i był
koronowanym zerem, a tym bardziej jeli był to Sobieski i na-
wet jeli został powalony wiekiem, chorobš i troskami, że mo-
narcha musi być z powołania wodzem i jedynym nonikiem peł-
nej władzy państwowej. Trafne rozpoznanie znalazło się w pi-
mie polemicznym, które w imieniu narodu przedstawia sytuację
tymi słowy: "Jestemy pozbawieni obrony, władzy, sejmu, wszel-

1 La to, że z odwagš dwigał męczeństwo.

'.n^odżi

Ponury schyłek życia i mierć bohatera              365

kiej rady; wewnštrz kraju zniszczylimy formę rzšdów Rzeczy-
pospolitej, a ta Rzeczpospolita to już nie ta sama, którš nam
zostawili w spadku nasi przodkowie."

Decyzja wymknęła się tymczasem z ršk władcy i szlacheckie-
go narodu. O losie królestwa decydowały intrygi i machinacje;

i trudno nam powiedzieć, czyje knowania były gorsze, czy te
Marii Kazimiery i Polignaka, Jabłonowskiego i Brzostowskiego,
czy te Jakuba Sobies...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin