Babula Klatka.txt

(3 KB) Pobierz
Grzegorz Babula
A To Mistyka
Klatka

Zacz�o si� w samym �rodku s�onecznego dnia. Byli�my akurat z �on� na spacerze i gdy nagle zapad�y 
ciemno�ci, zamarli�my z przera�enia. Ciemno�ci to
mo�e za mocno powiedziane. Po kr�tkiej chwili, koniecznej oczom do adaptacji, zacz�li�my dostrzega� zarysy 
nowej rzeczywisto�ci, w kt�rej mieli�my �y�
przez par� nast�pnych dni.
Wstrz�s by� niema�y. Trawniki porasta�a czerwona trawa, a drzewa okry�y si� purpurowymi li��mi. Fioletowe 
s�o�ce, wisz�ce na ��tym niebie, zalewa�o
�wiat potokami czarnego �wiat�a. Ju� nie �wieci�o - zaciemnia�o. Kierowcy ze zdumieniem ogl�dali �nie�ny 
asfalt pod r�wnie bia�ymi oponami samochod�w.
Ca�e szcz�cie, �e nie dosz�o wtedy do wypadk�w, chocia� na skrzy�owaniach czerwone �wiat�a zamieni�y si� w 
zielone. Z zielonymi by�o dok�adnie na odwr�t,
tak wi�c r�wnowaga zosta�a zachowana. Za to ��te jarzy�y si� teraz b��kitem. Rozszerzonymi oczyma 
rejestrowa�em dalsze szczeg�y - smolisty chodnik, kremow�
gleb� i swoje pomara�czowe d�insy. W g��bi czarne �ab�dzie z dziobami koloru khaki p�ywa�y po cytrynowym 
stawie. Nie lepiej by�o tu� przy mnie. Za ka�dym
razem, gdy m�j wzrok zawadza� o murzy�sk� twarz stoj�cej obok �ony, doznawa�em szoku. Niesamowite by�y 
zw�aszcza jej hebanowe z�by, b�yskaj�ce spomi�dzy
zgni�ozielonych warg.
Tak to si� zacz�o.
Przysz�y kolejne dni. �ycie przenios�o si� na noc. Dopiero bowiem o zmroku niebo rozja�nia�o si� biel�, lekko 
znaczon� czarnymi punkcikami gwiazd i umaczanym
w smole sierpem ksi�yca. Najciemniej by�o oczywi�cie pod latarniami. Pracowali�my w nocy, a w dzie� 
k�adli�my si� spa�, w��czywszy uprzednio �wiat�o,
by zapewni� sobie wi�ksz� ciemno��. O�wietlenie sta�o si� zbyteczne. Wystarczy�o zas�oni� okna, odci�� 
dop�yw promieni s�onecznych zalewaj�cych �wiat czerni�,
by w mieszkaniu zrobi�o si� jasno.
Trwa�o to piek�o ca�e osiem dni. Dziewi�tego za� niespodziewanie owion�� nas dziwny fluid, wciskaj�c si� we 
wszystkie mo�liwe zakamarki. Po kilku sekundach
niesamowite uczucie obmywania ca�ego cia�a ust�pi�o i oczom naszym ukaza� si� nowy �wiat. To znaczy stary. 
Wszystko wr�ci�o do normy. Dawne, znajome barwy
nabra�y nawet �wie�o�ci i intensywno�ci. Odetchn�li�my z ulg�. Gdzie� w g��bi tli� si� jednak niepok�j. C� to 
by�o? Czy mo�e si� powt�rzy�? Te pytania
dr�czy�y wszystkich, r�wnie� i mnie. Odpowied� usi�owa� mi da� m�j stary przyjaciel, przypadkowo spotkany 
na ulicy.
- Przecie� to bardzo proste - machn�� r�k� lekcewa��co. M�j syn, kt�rego trzyma�em za r�k�, przygl�da� mu si� 
ciekawie. Przyjaciel s�yn�� z dziwactw,
na wszelkie pytania odpowiada� �artami i ma�o kto traktowa� go powa�nie. Dlatego te� s�uchaj�c go 
u�miechn��em si� pob�a�liwie.
- Rzecz w tym, �e od paru dni nie jeste�my ju� prawdziwymi lud�mi - zakomunikowa� patrz�c mi w oczy.
Otworzy�em usta zaskoczony:
- A kim?
- Kopi�. Dok�adnie rzecz bior�c zdj�ciem. Kto� stamt�d wskaza� r�k� na niebo - zrobi� Ziemi zdj�cie doskona�e. 
Absolutne. Kontynuuj�ce �ycie orygina�u.
To jest jakby doskonalsza forma filmu. Jeste�my dok�adnie przekalkowan�, drug� wersj� naszych 
pierwowzor�w, tylko �yjemy na klatce filmowej. Ci prawdziwi
zostali na Ziemi. A my po prostu byli�my przez par� dni negatywem. Kolorowym negatywem. Potem nas 
wywo�ano. Ot i wszystko. - Za�o�y� r�ce za plecami i
zadowolony z siebie buja� si� na obcasach.
- Sam to wymy�li�e�? - zapyta�em z przek�sem.
- Sam - odpar� z dum�, nie zauwa�ywszy ironii w mym g�osie.
Rozmow� przerwa� nam o�lepiaj�cy snop �wiat�a, sp�ywaj�cy nie wiadomo sk�d, kt�ry zdawa� si� przenika� 
nasze cia�a. Odnios�em wra�enie, jakby wszystko
wok� mnie, ��cznie z moj� osob�, rozrasta�o si�, zwi�ksza�o swoje rozmiary.
- Co to jest? Co si� dzieje?! - zacz��em krzycze� w przera�eniu.
- Ojej, tatusiu, jak ty nigdy nic nie rozumiesz - zawo�a� m�j syn. - Po prostu nas wy�wietlaj�!
Jak zwykle mia� racj�.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin