Baśnie 1001 nocy.pdf

(1828 KB) Pobierz
1083165161.001.png
1
Baśnie 1001 nocy
Spis treści
1. Ali Baba i czterdziestu rozbójników…………………………………………2
2. Aladyn i czarodziejska lampa……………………………………………… 24
3. Opowieść o Sindbadzie Żeglarzu………………………………………… 59
4. Książę Ahmed i wróżka Peri Banu……………………………………… 96
5. Opowieść o dwóch siostrach, które trzeiej zazdrościły……………… 123
6. O rybaku i dżinnie………………………………………………………… 147
7. Opowieść o mistrzu Hasanie el-Habbalu……………………………… 166
8. Opowieść o ubogim szewcu Maarufie………………………………… 180
1083165161.002.png
2
Ali Baba i czterdziestu rozbójników
Dawno, bardzo dawno temu w pewnym mieście perskiej prowincji Horasanu żyło sobie dwóch
braci, synów tego samego ojca i tej samej matki. Jeden z nich nazywał się Kasim, a drugi Ali Baba.
Ojciec ich był już dawno umarł, a to, co im w spadku pozostawił, niewielką przedstawiało wartość i
nie stanowiło mienia, które mogłoby stać się ciężarem. Obaj bracia podzielili między sobą
dziedzictwo równo i sprawiedliwie, bez waśni i swarów. Po podzieleniu ojcowizny Kasim ożenił
się z bardzo bogatą niewiastą, która posiadała wiele ziemi uprawnej i ogrodów, winnic i komór
wypełnionych wszelakim dobytkiem i cennymi towarami, które i zliczyć było trudno. Zaczął więc
Kasim trudnić się handlem i został kupcem. Wkrótce też doszedł do wielkiego majątku, bo los mu
sprzyjał, i zasłynął z bogactwa zarówno wśród kupieckiego stanu, jak i wśród innych zamożnych i
znacznych ludzi. Jego brat Ali Baba natomiast pojął za żonę biedną dziewczynę, która nie miała ani
dirhema*, ani denara*, ani domu, ani kawałka gruntu. Toteż w 3
krótkim czasie wydał wszystko, co odziedziczył po ojcu, i doszło do tego, że zagnieździły się u niego
nędza i ubóstwo wraz ze wszystkimi towarzyszącymi im zawsze troskami i kłopotami. Ali Baba był
bezradny i nie wiedział, co począć. Nie widział już możliwości, jak się przeżywić i utrzymać przy
życiu. A był przecież człowiekiem, któremu nie brakowało wiedzy i rozumu, ćwiczony był w naukach
i obyty w świecie. Lamentował więc nad swoją niedolą w mowie wiązanej, a wypowiedziawszy
wierszem gorzkie skargi, począł zastanawiać się nad swym tragicznym położeniem. Dokąd od tej
nędzy uciec? Skąd zdobyć środki utrzymania? Czym zarobić na chleb powszedni? I w końcu tak sam
do siebie powiada: - Kiedy za pieniądze, które mi jeszcze pozostały, kupię siekierę i nabędę kilka
osłów, udam się w górę, narąbię trochę drzewa, a potem zejdę znów w dolinę i sprzedam drwa na
miejskim rynku, to na pewno tyle za to dostanę, że moja bieda się skończy i będę mógł przeżywić
rodzinę. Jak postanowił, tak i zrobił. Szybko zakupił osły i siekierę. Nazajutrz wczesnym rankiem
1083165161.003.png
wyruszył w góry z trzema osłami, z których każdy nie był
mniejszy od muła. Tam pozostał przez cały dzień zajęty ścinaniem drzewa i wiązaniem drew w
wiązki. Kiedy zaś zapadł wieczór, naładował drwa na osły i podążył z nimi do miasta. Tam drzewo
spieniężył, a z uzyskanej gotówki mógł -już coś niecoś zakupić dla siebie i rodziny. W ten sposób
pozbył się kłopotów, i troski już go nie gnębiły. Chwalił więc i wielbił Allacha, i spędził noc z
lekkim sercem, w pogodnym usposobieniu i ze spokojną głową. Kiedy znów nadszedł ranek, Ali
Baba wybrał się ponownie w góry i postąpił tak samo jak poprzedniego dnia. I to weszło mu w
zwyczaj. Co rano wyruszał w góry, a wieczorem powracał do miasta, udawał się, na bazar, aby drwa
sprzedać, a z uzyskanych pieniędzy poczynić zakupy na utrzymanie rodziny. Z czasem przyzwyczaił
się uważać cały ten proceder za błogosławieństwo i stale go uprawiał. Aż pewnego dnia, kiedy
znów, przebywał w górach i rąbał drzewo, ujrzał tumany kurzu, które unosiły się, w powietrzu i
przysłaniały wszystko jakby szarym welonem. Gdy chmura kurzu się rozwiała, ukazała się gromada
jeźdźców podobnych do groźnych lwów. Byli uzbrojeni po zęby, przyodziani w błyszczące pancerze
i z krzywymi szablami u boku. Każdy miał w ręku dzidę, a sajdak* z łukiem i strzałami przewieszony
przez plecy. Ali Baba zląkł się. Trzęsąc się i drżąc na całym ciele, podbiegł
do wysokiego drzewa, wdrapał się na jego wierzchołek i ukrył w listowiu, aby stać się
niewidzialnym dla jeźdźców, których wziął za rozbójników. Tak ukryty w koronie drzewa, bacznie
przyglądał się nieznajomym. Wnet rozpoznał, że naprawdę byli to zbójcy i łotrzykowie, policzył ich i
stwierdził, że było ich czterdziestu, a każdy dosiadał szlachetnego konia. Wtedy Ali Baba zląkł się
jeszcze bardziej, a strach legł na nim ciężkim brzemieniem. Jego członki drżały, ślina wyschła mu w
ustach i sam już nie wiedział, co się z nim dzieje. Jeźdźcy tymczasem zatrzymali się, zeskoczyli z koni
i zawiesili im worki z jęczmieniem na łbach. Następnie każdy ze zbójców chwycił za torbę
przytroczoną do siodła, zdjął ją z końskiego grzbietu i przewiesił sobie przez ramię. Wszystko to
działo się, gdy Ali Baba im się przyglądał z wierzchołka drzewa. Herszt zbójców, który kroczył na
przedzie, podszedł do skalnej ściany i zatrzymał się przed małą, kutą z żelaza furtką, tak zarośniętą
krzewami i głogiem, że z daleka jej widać nie było. Toteż Ali Baba, choć był tu już nieraz, nigdy jej
przedtem nie dostrzegł i nie zauważył. Kiedy tak zbójcy przed kutą z żelaza furtką stali, herszt
zawołał, jak mógł tylko najgłośniej: Sezamie, otwórz się! I w tym samym momencie, kiedy te słowa
wymówił, furtka się otwarła. Herszt wszedł pierwszy do środka, a czterdziestu zbójców za nim,
dźwigając na plecach swoje ciężkie torby. Ali Baba nie mógł wyjść ze zdumienia, nie wiedząc, co to
wszystko znaczy, i pomyślał, że każda torba musi być pełna bitych srebrnych monet i czerwonego
złota. I naprawdę tak było. Łotrzykowie ci bowiem zwykli byli napadać na szerokich traktach,
plądrować wsie i miasteczka i znęcać się nad ich mieszkańcami, aby z nich ostatni grosz wydusić.
Każdorazowo zaś kiedy obrabowali karawanę czy splądrowali wieś, wieźli swój łup w to odległe i
dobrze ukryte miejsce, niedostępne dla oczu innych ludzi. Ali Baba siedział w swojej kryjówce na
drzewie, przyczaiwszy się nieruchomo, aby nie zdradzić swej obecności. Nie spuszczał
jednak furtki z oka i czekał, co dalej nastąpi. Wreszcie prowadzeni przez swego herszta wszyscy
zbójcy z pustymi torbami powychodzili z jaskini jeden za drugim. Potem przytroczyli znów torby do
siodeł, tak jak mieli je przedtem, założyli wierzchowcom wędzidła, wskoczyli na siodła i odjechali
w tym samym kierunku, skąd przybyli. Oddalali się powoli, aż znikli mu z oczu. Ali Baba siedział
nieruchomo na swym drzewie i ze strachu ledwie śmiał oddychać. Kiedy jednak zbójcy 4
znikli mu wreszcie z oczu, zsunął się z drzewa i podszedł do kutej w żelazie furtki. Tam przystanął i
przyglądając się jej pytał siebie w duchu: "Czy też furtka ta otworzy się przede mną, kiedy zawołam
jak herszt zbójców: Sezamie, otwórz się?!" Potem podszedł całkiem blisko, wymówił te słowa i -
patrzcie - furtka się otwarła. Rzecz miała się bowiem tak: miejsce to było przez złe duchy i dżinny*
zaczarowane i potężną mocą czarodziejską zaklęte. A słowa Sezamie, otwórz się! były tajemnym
zaklęciem, aby miejsce to z mocy czarodziejskiej wyzwalać i kutą w żelazie furtkę otwierać. Kiedy
Ali Baba ujrzał, że furtka się otwarła, wszedł do środka. Ale jak tylko przeszedł przez próg, furtka
się za nim zatrzasnęła. Ali Baba przeraził się okropnie, ale kiedy potem pomyślał, że zna słowa
zaklęcia Sezamie, otwórz się!, przerażenie go opuściło i powiedział sobie w duchu: "Nic mnie to nie
obchodzi, że furtka się zatrzasnęła, ponieważ znam zaklęcie, którym mogę ją znowu otworzyć.
Potem zrobił kilka kroków naprzód, a ponieważ mniemał, że jaskinia jest pozbawiona światła, nie
mógł się nadziwić, gdy ujrzał przed sobą jasną salę wykładaną marmurem z wysokimi kolumnami i
wspaniałymi ozdobami na ścianach. W sali było nagromadzone tyle potraw i napoi, ile dusza
zapragnie. Stamtąd Ali Baba przeszedł do drugiej sali, która była jeszcze większa i obszerniejsza od
pierwszej. Były tam przedziwne sprzęty, wysadzane najrzadszymi kamieniami, których blask oślepiał
i których piękna nikt nie zdoła opisać. Leżało tam mnóstwo sztab szczerego złota oraz przeróżnych
przedmiotów kowanych z czystego srebra. Denary i dirhemy leżały usypane w kupy niczym żwir czy
piasek w nieprzeliczonej ilości. Gdy Ali Baba po tej wspaniałej sali przez chwilę się rozejrzał,
otwarły się przed nim jeszcze jedne drzwi. Przez nie wszedł do trzeciej sali, która była jeszcze
wspanialsza i piękniejsza od poprzednich i cała wypełniona po brzegi najwykwintniejszymi
tkaninami ze wszystkich krain świata. Były tam bele kosztownej delikatnej bawełny, cienkie
jedwabie i wypukły złotogłów. Nie było chyba ani jednego gatunku tkanin, którego byś w tej sali nie
znalazł. Pochodziły one z syryjskich równin i odległych afrykańskich krain, z Chin i doliny Indii, z
Nubii i najdalszych prowincji Hindustanu. Następnie Ali Baba przeszedł jeszcze do innej sali, pełnej
drogich kamieni, która była największa i najcudowniejsza ze wszystkich. Znajdowały się tam lśniące
matowym blaskiem perły i różne klejnoty, których nie można było ogarnąć wzrokiem ani przeliczyć,
opalizujące hiacynty*, ciemnozielone szmaragdy, blade turkusy i różnokolorowe topazy. Pereł leżały
całe góry, a obok nich - przejrzyste agaty* i różowe korale.
Wreszcie Ali Baba przeszedł do jeszcze jednej sali, pełnej zamorskich korzeni, kadzidła i
przeróżnych wonności. I to była już ostatnia sala. Znajdowały się tam specjały najbardziej wyszukane
i najdelikatniejsze. Gorzka woń aloesu* i mocny zapach piżma*ùnosiły się w powietrzu, ambra* i
cynamon roztaczały najpiękniejszy aromat. Słodki zapach mirry*, wody różanej i mieszanina różnych
innych wonności napełniały całą salę. jak drwa na opał leżało wszędzie drogocenne drzewo
sandałowe, a zamorskie korzenie rozrzucone były niczym chrust, jakby nie miały wartości. Ali Baba
był widokiem tych wszystkich niezmierzonych skarbów oślepiony i niemal nie postradał zmysłów, a
rozum jego był bezradny. Stał tak przez chwilę nieruchomo, jakby odurzony i urzeczony tym
cudownym widokiem. Potem podszedł bliżej skarbów, aby im się dokładniej przyjrzeć. To brał do
ręki najczarowniejszą z pereł, to wyszukiwał
wśród klejnotów najdrogocenniejszy kamień, to odkładał na bok sztukę złotogłowiu, to znów ulegał
pokusie i podchodził do błyszczącego złota. Zbliżał się do delikatnych i cienkich jedwabi i wchłaniał
Zgłoś jeśli naruszono regulamin