Marek Hlasko - Wuj Józef.pdf

(156 KB) Pobierz
Marek Hlasko - WUJ JóZEF
Marek Hlasko - WUJ JóZEF
Postanowiłem umieścić w tym miejscu fragmenty z powieści "Sowa córka piekarza",
ponieważ moim zdaniem to wiersze przecudnej urody. Co do samej "Sowy" to zdania wśród
czytelników są podzielone - od entuzjazmu po pogardę. Jedno nie ulega dyskusji - kawałki o
wuju Józefie są genialne.
robert sadowski
(...) Odnalazłem dom mojej czcigodnej ciotki i zadzwoniłem. Po chwili otworzyła drzwi; w
rozchełstanym szlafroku i o oczach zapadniętych po bezsennej nocy wyglądała wspaniale.
- Jesteś, łajdaku - powiedziała. - Dobrali się wuj z siostrzeńcem jak dwa diabły w pustym
młynie. Gdzie Józef?
- Właśnie przyjechałem z Warszawy - powiedziałem. Czterysta kilometrów.
- Wuj poszedł po pieniądze.
- Znam wuja już tyle czasu i nie pamiętam, aby kiedykolwiek miał pieniądze.
Złapała mnie za włosy.
- Sprzedaliśmy pianino i wuj poszedł po pieniądze. Nie ma go już dwa dni. Mów, gdzie on
jest.
Oswobodziłem się; położyłem rękę na sercu, a lewą nogę wysunąłem naprzód i wiedziałem,
iż wszystko jest już przegrane. Miałem złe entree, lecz wspaniale postanowiłem zejść ze
sceny.
- Jeśli suma jest znaczna, należy się liczyć z tym, że wuj chwilowo zapomniał swego adresu -
powiedziałem tak głośno, aby wszyscy mogli usłyszeć mnie sąsiedzi. - Jest to chwilowa
amnezja spowodowana destrukcyjnym wpływem alkoholu. Tak to wygląda, jeśli się rzecz
naświetli z naukowego punktu widzenia. Można to również nazwać przejściową
psychodegradacją alkoholową. Mówiąc jednak po ludzku, wuj na pewno znajduje się w
świetnym humorze i hula. Potem wróci, aby zacząć nowe życie, kiedy skończą się już dni róż
i wina.
- Wuj wróci wtedy, jak przepije ostatni grosz. - Ciocia to świetnie ujęła (...).
1
(...)a myślałem o Wuju Józefie i o tym, jak po wojnie roku tysiąc dziewięćset trzydziestego
dziewiątego siedzieliśmy wszyscy w jednym pokoju; babka, ciotka z dwiema córkami; moja
matka i ja; oraz ordynans Wuja, który opowiadał właśnie po raz setny szczegóły bohaterskiej
śmierci Wuja. Wuj Józef, na czele batalionu, krzycząc: "Dziękujemy Panu, iż mamy tylko
jedno życie do stracenia" ruszył do ataku, a wtedy wraża kula przeszyła serce jego. Wuj Józef,
nim skonał, ucałował był raz jeszcze ziemię ojczystą i odszedł drogą wszystkich ludzi.
Ordynans opowiadał; ciotka płakała rozdzierająco; dwie córki Wuja także; babka od czasu do
czasu przytykała batystową chusteczkę do suchych oczu, gdyż wszystkie łzy wypłakała była
już uprzednio; matka moja zamarła na sposób, o jakim zapewne myślała, iż przystoi posągowi
boleści; światła elektrycznego wtedy nie mieliśmy i płomienie świec rzucały upiorne cienie
na ściany. Ordynans dyskretnie skręcał sobie papierosa z zapasów pozostałych po Wuju
Józefie i ciągnął dalej swą smutną opowieść. Fotel, na którym Wuj Józef drzemał zazwyczaj
po obiedzie, obciągnięto czarnym kirem; tak samo portret Wuja, przed którym paliły się
świece. Ordynans zapalił papierosa, a ja wtedy powiedziałem do córki Wuja Józefa:
- Ten fotel, który teraz obciągnęliście kirem, jest ten sam, na którym Wuj Józef zazwyczaj
pierdolił pokojówkę po obiedzie, prawda?
- Tak - powiedziała.
- I ten sam, na którym zazwyczaj pierdolił krawcową mamusi, prawda?
- Tak.
Babka przerwała mi wspaniałym gestem.
- Majestat śmierci, Grzegorzu, jest czymś, czego jako niewinne dziecko nie rozumiesz, ale
zaufaj naszej boleści - rzekła.
- Tak, babciu - powiedziałem.
- Czy kapitan mówił coś o Bogu? - zapytała babka ordynansa. Wskazał ręką na niebo.
- Dobrze - powiedziała babka. - Niech Bronisław opowiada dalej.
Opowieść potoczyła się wartko, a nagle drzwi otworzono z hukiem, a w drzwiach ukazał się
Wuj Józef. Ubrany był w melonik i w nowe futro z bobrowym kołnierzem. Wuj Józef
wyraźnie przytył był od czasu swej śmierci i od razu zauważyliśmy, że jest wstawiony; lecz
tylko w granicach ogólnie przyjętej przyzwoitości.
Zza ramienia Wuja Józefa ukazała się twarz młodej i ładnej kobiety; Wuj wyciągnął ją na
środek pokoju i zawołał piorunowym głosem:
- Na kolana przed nią! Wszyscy na kolana!
Padaliśmy na kolana; żona Wuja Józefa, jakkolwiek z wyraźnym ociąganiem się, także padła
na kolana, zachęcona przeszywającym spojrzeniem babki. Ordynans chwycił resztkę tytoniu;
wsadził ją do kieszeni i ciężko rymnął o ziemię.
2
- Ta kobieta ocaliła mi życie - rzekł surowym głosem Wuj Józef.
Pierwszego dnia nie udało nam się niczego dowiedzieć; ponieważ plątał się w swoich
opowieściach; jednakże w czasie dni następnych udało nam się uzyskać pełen obraz grozy,
przez którą przeszedł był Wuj Józef. Otóż kiedy Niemcy brali Polaków do niewoli, Wujowi
udało się wyłudzić ud niemieckiego żołnierza manierkę z wódką, którą, spodziewając się
męczeńskiej śmierci, natychmiast opróżnił. Upił się tak jakoś specyficznie, że Niemcy
zapomnieli o nim. Wieczorem obudził się wypoczęty i w świetnym humorze, i natychmiast
poczuł pragnienie. Udał się w kierunku miasta; wszedł do najbliższej willi; zastał tam tylko
młodą i wystraszoną kobietę, której mąż wyjechał przed rozpoczęciem wojny za granicę i
teraz miał odciętą już drogę powrotu. Kobieta ta rzuciła się na pierś Wuja Józefa z łkaniom;
Wuj ukoił jej rozpacz, zażądał koniaku i tak tam pozostał, na razie ze względów
bezpieczeństwa osobistego. Wypili i zjedli wszystko, co było; Wuj postanowił wrócić do
Warszawy. .Nie wiadome było jednak, w jaki sposób w głowie Wuja powstała myśl, iż
właśnie ta kobieta jest jogo wybawicielką, i nie mogliśmy uzyskać" żadnych informacji od
Wuja, który na wszystkie pytania dotyczące młodej osoby z oburzeniem wołał: "Serca chyba
nie macie!" Wybrawszy co najcelniejsze sztuki z garderoby jej męża, wziął ją także ze sobą i
w ten sposób został posiadaczem dwóch żon.
Po krótkim czasie, naturalną rzeczy koleją, znudziła mu się również druga żona; pierwsza
znudziła mu się już dawno. Obie żony Wuja Józefa, jakkolwiek nienawidzące się wzajemnie,
jednoczyły się w jednym względzie: surowo zabraniały Wujowi alkoholu i hulanek. Wtedy
Wuj wpadł na pomysł genialny w swej prostocie; otóż zwierzył się wszystkim dramatycznym
szeptem, że należy do organizacji podziemnej walczącej z Niemcami. Nabył był nawet po
temu odpowiedni strój, jak każdy rasowy polski konspirator; był to płaszcz
przeciwdeszczowy, wysokie buty do konnej jazdy oraz począł używać słów wulgarnych,
używanych przed wojną przez mieszkańców przedmieść; jeśli jednak chodzi o Wuja Józefa,
celem jego plugawego języka była wyłącznie chęć zademonstrowania oczywistej pogardy w
stosunku do śmierci. Cele organizacji wymagały od czasu do czasu udziału wuja w nocnych
wyprawach. Odbywało się to z całym należytym ceremoniałem; Wuj Józef klękał, całował
ziemię; babka zdejmowała ze ściany obraz Matki Boskiej i błogosławiła Wuja; następnie Wuj
udzielał ojcowskiego błogosławieństwa swoim córkom i mnie, mówiąc wreszcie po tym do
babki i do swych dwóch żon:
- Jeśli zginę, powiedzcie im, kim byłem. - I wskazywał przy tym na swoje córki.
Następnie Wuj Józef podchodził do ordynansa i całował się z nim po bratersku.
- Wybacz, jeśli uniosłem się kiedyś w stosunku do ciebie mówił Wuj Józef ze szczerą pokorą
w głosie.
- Wedle rozkazu, panie kapitanie - ponurym głosem odpowiadał ordynans.
Wtedy Wuj Józef raz jeszcze zawracał od progu i salutował; po czym odchodził. Kobiety
szlochały; ordynans posępnie patrzył w ziemię. Czasami udawało mi się wymknąć za Wujem.
Nie wysilał się zbytnio: szedł do najbliższego baru, gdzie czekała już na niego kompania.
Raźno zabierano się do wódki i ciepłych zakąsek. Po czym Wuj Józef siadał do fortepianu i
śpiewał piosenki.
I tak schodziły mu noce, a czasem przychodzili niemieccy żandarmi, aby, ich wszystkich
zaaresztować i rozstrzelać za nieprzestrzeganie godziny policyjnej; wtedy spajano również
3
Niemców. Zdarzało się i tak, że któryś z Niemców zasiadał do fortepianu; wybierano wtedy
piosenki, które znane były biesiadnikom w dwóch językach; i tak pamiętam więc pewnego
Bawarczyka śpiewającego pięknym tenorem; pamiętam również esesmana w mistrzowski
sposób naśladującego Lucienne Boyer. Nad ranem Wuj wracał do domu i wtedy wszyscy
całowali go po rękach, a babka pytała surowo:
- Posłuchaj, Józefie. Żądam od ciebie, abyś mnie, matce twojej, odpowiedział jak na
spowiedzi świętej - czy przelałeś tej nocy krew ludzką?
- Wojna - odpowiadał Wuj Józef.
- Rozumiem, Józefie - powiadała babka. - Tajemnica wojskowa zabrania ci czynienia wyznań.
Jakkolwiek jest to bolesne dla mnie jako dla matki twojej - jako Polka uznać muszę wolę
twoich przełożonych. Musisz tylko jedno dla mnie zrobić. Musisz iść do spowiedzi świętej.
Wuj całował dłoń babki i kładł się spać, a my chodziliśmy wszyscy na palcach i musieliśmy
mówić szeptem; mogło się przecież zdarzyć, iż tego samego wieczoru Wuj Józef otrzyma
rozkaz bojowy. Kiedy Wuj Józef otrzymywał zbyt wiele rozkazów bojowych, gdyż zdarzało
się i tak, iż tygodniami nie wracał do domu, zaniepokojona babka pytała:
- Józefie, czy ty, który widzisz krew i przemoc, wierzysz jeszcze w Boga? Czy, nie ogarniają
cię wątpliwości? Czy ty, który musisz zabijać i mścić, potrafisz jeszcze wierzyć w istnienie
miłosierdzia? Wiesz, że w moim wieku każdy dzień podarowany jest od Boga. Powiedz mi
prawdę, zaklinam cię.
Wuj Józef z najwyższą czcią składał pocałunek na pomarszczonej dłoni matki swojej.
- Kim by On nie był i jak by nie wyglądał, dziękuję Mu, iż dał mi niezwyciężoną duszę -
mówił.
Po pewnym czasie sytuacja uległa zmianie; pierwszej żonie Wuja udało się wygryźć drugą, a
Wujowi znudziły się nocne wypady i postanowił wrócić do adwokatury; Wuj Józef był
adwokatem w cywilu. Jego kancelaria prosperowała dobrze i Wuj zarabiał dużo pieniędzy;
opuścił go wtedy demon alkoholu, na którego miejsce natychmiast logiczną rzeczy koleją
pojawił się demon hazardu i Wuj Józef począł grać w pokera dla odświeżenia wyobraźni, jak
mi to wyznał. Po pewnym czasie przegrał wszystko, co miał; potem przegrał pieniądze swego
aplikanta, któremu udało się coś niecoś przy Wuju zarobić; potem poszły pieniądze klientów;
pieniądze ordynansa i wtedy sprawa przybrała równie nieprzewidziany jak i nieprzyjemny
obrót: Wujowi groziło usunięcie z palestry. Jednak Natura i Bóg obdarzyły Wuja Józefa
umiejętnością prostego myślenia; pewnego dnia Wuj Józef zebrał całą rodzinę i oświadczył, iż
pragnie pożegnać się z nami. Na pytanie dokąd jedzie, Wuj Józef powiedział sucho:
- To daleka droga. Ale nikt z was nie może iść za mną.
- Józefie, cóż to znaczy? - zapytała babka.
- Mamo, powiedziałem: tam, dokąd idę, żadne z was nie może iść za mną.
- Józefie, czyżbyś chciał popełnić jedyny grzech, za który nie ma odpuszczenia?
4
Wuj milczał; twarze patrzących na niego pokryły się bladością. Wreszcie Wuj Józef
powiedział, o co chodzi; musieliśmy jednak przedtem klęknąć" i przysiąc, że nikt nigdy nie
dowie się o drodze, w którą podążał. Otóż gestapo dowiedziało się o jego działalności
podziemnej i został skazany na śmierć. W obliczu czekających go tortur postanowił odebrać
sobie życie, gdyż jako człowiek, twór słaby, nie może przewidzieć, czy w męczeńskim jego
bełkocie nie wyrwie się przypadkiem słowo zagrażające towarzyszom i jego Organizacji;
niebezpiecznie jest wystawiać człowieka na próby zbyt ciężkie. On, jako bojownik
organizacji i żołnierz podziemia, uważa, że nie ma prawa ryzykować poddania się torturom.
Dlatego postanowił odebrać sobie życie; nie jako człowiek cywilny, lecz jako żołnierz i oficer.
W tej specyficznej sytuacji nie będzie to samobójstwem, lecz tylko tym samym, co
męczeńska śmierć z ręki wroga. Skończył wreszcie i poprosił babkę, aby podała mu krzyż do
pocałowania; babka jednak upierała się przy tym, aby Wuj Józef pozostał przy życiu.
- Józefie: męczeńska śmierć z ręki wroga...
- Mamo - powiedział Wuj. - Tu nie chodzi o mnie. Jak powiada Pismo: z prochu powstałeś i w
proch się obrócisz. Ale jako żołnierz i oficer nie mam prawa. Być może, iż pod wpływem
tortur wyrwą ze mnie jedno tylko słowo, a wtedy dziesiątki matek okryję żałobą. Jestem
człowiekiem pełnym pokory i nie mam prawa myśleć, iż zniosę to wszystko w sposób, w laki
zniósł to Zbawiciel. Zresztą, jak mama wie, Ewangelie różnią się co do szczegółów śmierci
Pana. Ja, człowiek marny, nie chcę krzyknąć, iż mnie opuszczono. Jestem tylko szarym
żołnierzem i Bóg skarałby mnie za pychę, gdybym myślał o sobie, iż jestem stworzony na
bohatera. Myślę o sobie jako o prochu; i tak o sobie zawsze myślałem.
Wuj Józef skończył i zamarł w postawie na baczność. Jego piękna, poorana twarz była
spokojna spokojem wynikającym z zimnej i niewzruszonej decyzji; i może jeszcze ja,
chłopiec mały i słaby, widziałem na jego twarzy cień skrzydła śmierci. Nikt nic nie mówił;
słychać było tylko urywane oddechy patrzących na Wuja. Wuj wykona! majestatyczny ruch
ręką; jego córki i ja podeszliśmy ku niemu i Wuj Józef, nakazawszy nam klęknąć; nakreślił
nad nami znak krzyża.
- Ja, odchodzący już człowiek, błogosławię was na przyszłą drogę waszego życia - zaczął.
Babka przerwała mu.
- Józefie, czy doprawdy nie ma ratunku?
Okazało się, iż istniał ratunek - ale to również stanowiło tajemnie; tak, że klęknęliśmy znowu.
W ogóle rzadko wstawaliśmy z kolan w tych czasach. Otóż w gestapo siedział człowiek,
który mógł był całą sprawę zatuszować. Wymagał jednak poważnej sumy, a rodzina nasza
była biedna i jedynym, co posiadaliśmy, był tylko mały dom ze skrawkiem lasu koło
Warszawy. Po naradzie rodzinnej postanowiono dom i las sprzedać, aby wręczyć pieniądze
szlachetnemu pośrednikowi z gestapo; temu, który mógł uratować Wuja; był to osobisty
przyjaciel Heidricha i Himmlera, bo tylko na tym szczeblu można było coś osiągnąć. Wuj
wzbraniał się z początku i odmawiał przyjęcia pieniędzy twierdząc, iż jako żołnierz ma
obowiązek być przygotowanym na śmierć; ale kiedy wszyscy uklękliśmy przed nim całując
jego dłonie, zgodził się wbrew własnym przekonaniom, i tylko aby nam nie sprawiać bólu,
przyjąć ofiarę. Dom sprzedano jeszcze tego samego dnia jakiemuś Polaczkowi, który
wzbogacił się nagle, handlując mieniem zabitych Żydów, i Wuj Józef tegoż jeszcze dnia
otrzymał nowy rozkaz bojowy.
Po zakończeniu wojny Wuj Józef zapętał się gdzieś i nie było go dwa lata. Wreszcie odnalazł
się i otworzył kancelarię adwokacką we Wrocławiu. Powodziło mu się nieźle aż do dnia, w
którym musiał z urzędu bronić jakiegoś bandziora, który w ubikacji kolejowej na ścianie
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin