Barclay Tessa - Saga rodu Craigallanów 03 - Ziarno wśród cierni.pdf

(1582 KB) Pobierz
258513375 UNPDF
Barclay Tessa
Ziarno wśród cierni
Rozdział pierwszy
Rob Craigallan złożył ze złością „New York Timesa" i cisnął go pod nogi, w miejsce, gdzie zimowe słońce kładło się
bladą smugą na podłodze. Pierwsza strona opatrzona, jak zwykle, eleganckim tytułem
oraz datą: 12 kwietnia 1914, zatrzepotała w locie i legła, zgnieciona, pod ciężarem dodatku niedzielnego.
— Wiecie, na co się zanosi? —warknął Rob gniewnie, rzucając się w tył na fotelu. — Jeśli ten głupiec Wilson nie
opamięta się w porę, będziemy mieli wojnę.
— Mmm? — mruknął Gregor, pochłonięty studiowaniem cen na rynku papierów wartościowych. — Kto ma się
opamiętać?
— To są ważne sprawy, chłopcze! Uważaj, co mówię!
— Dobrze, ojcze — odparł Gregor, podnosząc oczy znad „Daily News". Prezes i wiceprezes Spółki Rolniczej
Craigallana, zajęci tropieniem
w gazetach wszelkich wzmianek wiążących się z rynkiem zbożowym, zjechali właśnie do miasta na odbywające się
dwa razy do roku sesje giełdowe w chicagowskiej Izbie Handlowej.
Hotel był przepełniony; handlowcy i doradcy handlowi zjawili się w Chicago na tydzień czy dziesięć dni, by rzucić
się w wir interesów. Potem miasto powróci do swojego zwykłego rytmu życia, choć w Chicago nie był on nigdy
powolny, ale w kwietniu i sierpniu tempo wzrastało, hotele zapełniały się przyjezdnymi, wszędzie panował
ożywiony ruch i gorączkowy pośpiech.
Craigallanowie nie musieli się jednak martwić o znalezienie pokoju na czas pobytu w tłocznej metropolii.
Apartament na najwyższym piętrze Palmer House Hotel pozostawał stale do ich dyspozycji. Zatrzymywali się w nim
przy okazji różnorodnych wypadów do miasta, nie zawsze zresztą w interesach, zwłaszcza panie z rodziny
Craigallanów chętnie odwiedzały operę i bale dobroczynne. Niekiedy też w apartamencie Craigallanów mieszkali
przyjaciele, choćby pan Yarwood — Sam Yarwood, który znajdował się tu obecnie, wciąż jeszcze nie ogolony. Jego
twarz o niezbyt gładkiej cerze nosiła wyraźne oznaki zmęczenia po sobotniej libacji.
2
Rok 1914 nie był, jak dotąd, pomyślny dla ludzi interesu. W styczniu okręty marynarki wojennej Stanów
Zjednoczonych wylądowały na Haiti, w lutym zapowiedziano zwłokę w ukończeniu arcyważnego przedsięwzięcia
w dziedzinie inżynierii, jakim była budowa Kanału Panamskiego. Jego otwarcie, przewidziane na wiosnę, zostało
opóźnione, a kiedy statki zaczęły wreszcie tamtędy kursować", wyniknęły inne problemy.
Wojna, oznajmił ojciec, Gregor spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.
— Co takiego knuje prezydent?
Rob trącił zgniecioną gazetę końcem pantofla.
— W artykule redakcyjnym sugerują, że może wysłać flotę.
— Do Turcji?
Gregor był zdezorientowany. Po cóż marynarka amerykańska miałaby płynąć do Turcji, gdzie wojna właśnie
dobiegła końca?
— Obudź się, chłopcze! Mówię o Meksyku!
Sam Yarwood, czytając długi artykuł z „Tribune", parsknął pogardliwie:
— Nie ma mowy o wplątaniu się w nową wojnę z Meksykiem — stwierdził. — Dostali od nas nauczkę, kiedy
zabraliśmy im Teksas i Kalifornię w czterdziestym ósmym.
— To była całkiem inna sprawa. Teraz rządzi tam banda chłopskich rewolucjonistów, Sam. Mówię wam, jeśli
Wilson posłucha rad, których mu udzielają, dojdzie do wojny.
— A jeśli nawet, czy uważasz, że byłoby to takie złe? Rob Craigallan potrząsnął głową.
— Nie podoba mi się myśl o walkach na kontynencie amerykańskim — powiedział. — Nie obchodzi mnie, że te
półgłówki w Europie skaczą sobie do gardła, ale wiesz dobrze, Sam, że wojna utrudnia kontakty handlowe.
Przypominasz sobie ten bałagan, który panował, kiedy walczyliśmy z Kubą? Statki przejmowane przez armię,
telegraf zarezerwowany dla wiadomości wojskowych... nie, twierdzę, że nie wyjdziemy korzystnie na wojnie z
Meksykiem.
— Niemniej sama jej groźba odbije się na jutrzejszych transakcjach — wtrącił Greg.
Twarz Roba rozjaśniła się nagłym uśmiechem.
— No i dobrze, to cię powinno cieszyć, Greg. Znam cię, lubisz zamieszanie i niepewność w interesach.
— Racja, panie Craig, nic tak nie ożywia giełdy, jak trochę nerwowości wśród handlujących.
— Właśnie. A co powiedział wczoraj wieczorem Neil?
— Obiecał, że dostarczy najświeższe oceny szacunkowe na ósmą rano w poniedziałek. Zimą pogoda była raczej
korzystna dla upraw i wedle przewidywań Ministerstwa Rolnictwa są duże szanse na wysokie plony.
— Hm — mruknął Rob, podniósł dzbanek z kawą i przekonawszy się, że nie ma w nim prawie nic, dodał: —
Zadzwoń na kelnera, Greg — chociaż nie, nie warto. Zejdźmy lepiej na dół, na śniadanie.
6
Mogli oczywiście zamówić śniadanie do apartamentu, ale bezpośrednio przed rozpoczęciem sesji na giełdzie
zbożowej w Izbie Handlowej należało pokazać się publicznie, a także obejrzeć zebrane towarzystwo. Gdyby
pozostawali zbyt długo we własnych pokojach, inni mogliby odnieść wrażenie, że chodzi o nieformalne
porozumienie lub wręcz zmowę, dzięki której mieliby wpływ na ceny. Toteż Rob Craigallan, jego przyjaciel Sam
Yarwood, oraz „podopieczny" Roba, Gregor McGarth (czyli jego nieślubny syn, co było publiczną tajemnicą),
wkroczą niebawem do sali jadalnej Palmer House i powitają znajomych handlowców. Następnie zamówią gazety,
jakby ich nie przewertowali wcześniej od deski do deski. Wszystko to należało do rytuału, poprzedzającego
przedsięwzięcie wielkiej wagi, czyli zawieranie transakcji terminowych na giełdzie zbożowej w Chicago.
Chicago stało się największym rynkiem zbożowym na świecie. Nawet Londyn, mający za sobą bogatą przeszłość
giełdową, nie mógł z nim konkurować pod względem sum płaconych za kontraktowane dostawy pszenicy,
kukurydzy, a także mięsa. Chicago było światowym spichlerzem, centrum handlowym, w którym niemal wszyscy
zaopatrywali się w niezbędne do życia produkty. Wołowina, wieprzowina, zboże na chleb i ciasto, pasza dla
zwierząt... Rob i Greg przewidywali, że pewnego dnia, gdy pojazdy konne zostaną wyparte przez samochody,
skończy się sprzedaż paszy dla koni. Ale za to, kiedy społeczeństwo zacznie się bogacić, wzrośnie liczba stad bydła,
dla których hodowcy nie będą w stanie przygotować paszy na czas suszy czy zimy.
Rob Craigallan mawiał niekiedy, że aby zrobić pieniądze, należy handlować towarem, bez którego ludzie nie mogą
się obyć. Do zrobienia jeszcze większych pieniędzy niezbędna była umiejętność przewidzenia, ile danego produktu
znajdzie się na rynku, i dokonania zawczasu korzystnych transakcji terminowych. Jeśli spodziewano się bogatych
zbiorów zboża, należało proponować niskie ceny. Cała mądrość polegała na tym, by ustalić pewne fakty z góry: czy
tego roku będzie nadmiar pszenicy i kukurydzy, czy raczej niedostatek? Czy trzeba się liczyć z tym, że susza lub
szkodniki zniszczą zbiory? Albo, założywszy, że zbożom nic nie zagraża, czy należy spodziewać się jakichś
zamieszek politycznych, wtedy popyt zawsze jest większy.
Na przykład gdyby doszło istotnie do zatargu z Meksykiem... Rob wyobraził sobie, jak wygląda ziemia w tym
spragnionym deszczu i spalonym przez słońce kraju. Jeśli tamtędy miałoby się przemieszczać wojsko, będzie
potrzebowało paszy dla koni. Nie ma obawy, by w kraju tak dalece zacofanym, jak Meksyk, konie i muły zostały
zastąpione samochodami! Tak, jeśli rzeczywiście doszłoby do zamieszek, popyt na paszę może wzrosnąć.
—- Zatelefonuj do Curtisa — poradził Gregorowi kierując się do sypialni, gdzie zamierzał się ubrać.
— Chyba za wcześnie na to, ojcze.
— Jeśli odłożysz telefon na później, wszyscy będą w kościele.
— Tak, racja.
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin