Andrzej Wydrzyński - Ciudad Trujillo.doc

(2748 KB) Pobierz

Andrzej Wydrzyński

 

 

 

Ciudad Trujillo

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wprowadzenie

 

Dwa pierwsze wydania tej powieści ukazały się pod tytułem Ostatnia noc w Ciudad Trujillo. Jednak opisane w niej wydarzenia nie ograniczały się do ostatniej nocy spędzonej w stolicy Republiki Dominikańskiej ani do losów postaci przedstawionych w powieści - lecz padały na ekran o wiele większy, ogromniejący w miarę upływu lat.

Era Trujillo zapowiedziała eksplozję i ekspansję tzw. „piątego świata”, świata terroru, gwałtów i przemocy, skrytobójczych mordów i zamachów, porywanych samolotów pasażerskich i wysadzanych w powietrze domów towarowych, aktów wandalizmu i obalania umów społecznych, niszczycielskich rebelii i zbrojnych interwencji, burzenia elementarnego systemu wartości i moralnego porządku, chorobliwej seksomanii i narkomanii, wzmagającej się ofensywy ekstremistów spod różnych znaków oraz niektórych kontestatorskich poczynań w sztuce, gdzie spustoszenie zaczyna się od niszczenia języka, spójności dzieła i jego warstwy znaczeniowej, umożliwiającej porozumienie się między ludźmi i warunkującej scalenie rozbitego świata.

Tak więc zamysł powieści, jej treść i sens nakłoniły mnie, by w tytule trzeciego wydania poprzestać na pozostawieniu śladu i przekazu, że w dwudziestym wieku naszej ery istniało na mapie ziemi MIASTO TRUJILLO, czyli - tak właśnie brzmi tytuł książki od trzeciej edycji - CIUDAD TRUJILLO[1].

Powieść o Erze Trujillo kończyłem w połowie maja 1961 roku. I nagle, w ostatnim dniu maja, ginie przeszyty dwudziestoma siedmioma kulami zamachowców generalissimus Rafael Leonidas Trujillo y Molina. Dzięki zbiegowi okoliczności mogłem uzupełnić przedstawione w powieści wydarzenia i wzbogacić ją o inne, nie zamierzone uprzednio zakończenie, tak łaskawie zesłane przez los piszącemu o Dominikanie Trujillo.

Nie mniej pomyślny zbieg okoliczności towarzyszył mojej pracy, gdy przystąpiłem do przygotowania obecnej wersji: w grudniu 1969 roku zginął Rafael Leonidas Trujillo-junior, zwany Ramfisem. Po tragicznej śmierci ojca przejął tron dyktatora i zarazem w ł a ś c i c i e l a Republiki Dominikańskiej. Rządził i zabijał przez kilka miesięcy. W listopadzie 1961 roku opuścił wyspę.

Ten ostatni z rodziny Trujillo absolutny władca Dominikany, zakompleksiony playboy i awanturnik, jadąc z nadmierną szybkością luksusowym ferrari minął na skrzyżowaniu madryckich ulic czerwone światła (dawniej, kiedy jeździł jeszcze drogami Dominikany, zamierał ruch uliczny) - i zderzył się z limuzyną hiszpańskiej księżniczki d'Albuquerque, która również w tej kraksie zginęła.

Może Ramfis uczynił to z nienawiści do wytwornego świata arystokracji i gwiazd filmowych, do tego świata, który był już przed nim zamknięty, a w którym dawniej tolerowano go nie tylko dla jego olbrzymiej fortuny, lecz przede wszystkim dzięki władzy, jaką posiadał? Ośmieszony niegdyś żałosnymi i nieudanymi podbojami w Hollywood, w Hiszpanii zamieszkał w komfortowej willi położonej w pobliżu Madrytu, w sąsiedztwie znanych gwiazd filmowych. Ale Ava Gardner nie przyjęła go, a kiedy ponownie wkroczył do jej posiadłości, poszczuła go dobermanem. Linda Christian, była żona Tyrona Powera, wykpiła jego zachody miłosne.

Ramfis, od wielu lat naśladujący bez powodzenia swój niedościgły wzór i ideał - Porfirio Rubirosę, playboya działającego w skali międzynarodowej i męża jego siostry Flor, mógł go naśladować już tylko w jeden sposób: umrzeć jak Rubirosa przy kierownicy rozpędzonego wozu. Tak zginął.

Są ludzie, którzy pod rządami Ramfisa płakali z bezsilności i rozpaczy, popełniali samobójstwa. Nie wiem, czy ktokolwiek płakał na jego pogrzebie. Ale wiem, że o śmierć Ramfisa modliło się wielu Dominikańczyków. Pozostawały im tylko modlitwy do bogów, bo żaden sąd ludzi nie postawił Ramfisa w stan oskarżenia za pospolite morderstwa i nadużywanie władzy, gwałt i rabunek.

W 1961 roku zakończyłem moją powieść słowami „Era Trujillo trwa”. Jednak później, po ucieczce Ramfisa i jego rodziny z Dominikany, zaczęły mnie niepokoić te słowa. Czy było możliwe, by po wszystkich okrutnych doświadczeniach Era Trujillo trwała nadal, by przetrwała nawet rządy tej rodziny?

Po upływie kilkunastu lat od śmierci dyktatora, i od dnia, w którym napisałem „Era Trujillo trwa” - Allan Riding tak ocenił sytuację w Republice Dominikańskiej: „Dominikana posiada wszystkie formalne cechy demokracji, rząd, parlament i sądownictwo, z tą żnicą, że one w ogóle nie funkcjonują. W ciągu kilku miesięcy prezydent Balaguer skutecznie wymazał partie opozycyjne z mapy politycznej i znalazł formułę utrzymującą kraj na skraju wrzenia politycznego. Parlament aprobuje jedynie jego postanowienia, a sądownictwo pozbawiono niezawisłości. Rządy Balaguera przypominają styl i władzę zrównoważonego dyktatora... Wokół niego szerzy się korupcja stosowana jako czynnik politycznego nacisku. Balaguer może utrzymać całą machinę w ruchu, ponieważ sam jest tą machiną. Prezydent jest rządem”.

Więc jednak sprawdziły się moje przypuszczenia: Era Trujillo trwa. Trwa bardziej, niż dokumentuje jej żywotność przytoczona powyżej opinia. Okazały się prawdą także moje zmyślenia, bez których zresztą żadna powieść nie mogłaby powstać ani istnieć. Nie zdołałem wówczas, kiedy jeszcze rządziła Dominikaną rodzina Trujillo, sprawdzić wszystkich domysłów i przypuszczeń dotyczących istoty trujillowskiego systemu i jego praktyki, wydedukowanych w trakcie pisania powieści zaledwie z kilku znanych mi wtedy faktów. Resztę wymyśliłem.

Dla przykładu: w tajemniczy sposób zginęło wielu przeciwników feudalno faszystowskiego reżimu Trujillo, zamordowanych przez członków sprzysiężenia dyktatorów „Biała Róża” lub przez agentów policji i wywiadu dominikańskiego. W licznych wypadkach nie ustalono przyczyny zgonu. W powieści zasugerowałem, że zabójstw tych dokonywano za pomocą nakłucia wydrążoną igłą, zawierającą pewną określoną truciznę w silnym stężeniu.

Dopiero w 1971 roku dowiedziałem się, dzięki niedyskrecji pewnego rozgoryczonego agenta dominikańskiego wywiadu i zawodowego rewolwerowca, o „metodzie igły”, z którą zaznajamiano funkcjonariuszy służby wywiadowczej A-2. Wspomniany agent wypróbował „metodę igły” po raz pierwszy na studencie dominikańskim podejrzanym o udział w spisku przeciw Ramfisowi. Agent wyprowadził studenta z gmachu uniwersytetu, uśpił go w samochodzie chloroformem i wywiózł za miasto. Na ławce w parku Colon wbił uśpionemu długą igłę za prawym uchem. Wydobył ją z ciała, alkoholem wytarł pozostałą na skórze kroplę krwi. I odjechał. Martwego studenta znalazła później policja.

„Metoda igły - stwierdził agent rzeczowo i z uznaniem dla jej skuteczności - nie pozostawia śladów. Istnieje dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że nawet wytrawny lekarz nie rozpozna przyczyny zgonu. Autopsja może stwierdzić tylko wylew krwi do mózgu”.

Tak więc sprawdziło się nawet powieściowe zmyś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin