Rozdział siódmy.odt

(48 KB) Pobierz

Rozdział siódmy

Farbowanie

Mam niewiele czasu. Czy zawsze, kiedy sobie coś zaplanuję, to muszę przespać godzinę wyjazdu? Ja tego nie rozumiem.

Zabrałam kluczyli do auta i wyskoczyłam z mieszkania, wiedząc, że drzwi zatrzasną się same.

Niestety, mój plan wyprzedzenia czasu jakoś nie wypalił i zauważyłam, że Conner już stoi na stanowisku dla oczekujących.

-Przepraszam, że musiałeś czekać. - powiedziałam biorąc jego walizkę. - Jak podróż? Bardzo jesteś zmęczony?

-Przecież mnie znasz. -odparł z uśmiechem. - Przespałem cały lot.

-Myślałam, że czytałeś. Oliver ostatnio wspominał, że lubisz Włoskie powieści.

-Tak. Nie masz, przypadkiem, w domu „Pamiętników Casanovy”?

-Świna. - zaśmiałam się prowadząc go do samochodu. Byłam szczęśliwa, widząc, że uśmiech nie schodzi z jego twarzy.

Wsadziłam jego bagaże na tylne siedzenie. Kiedy jechaliśmy do Palm Woods, rozmawialiśmy o tych naszych „Metropolisowskich” sprawach. Co u Olivera, czy Clark pogodził się z Jonsem... Bo jak wyjeżdżałam, nawet na siebie nie patrzyli.

-Kiedy masz się zgłosić do onkologa? - zapytałam w końcu, uparcie wpatrując się w jezdnię.

-Za tydzień. - odparł, wyjmując z kieszeni niewielki notes. - Tu masz adres szpitala i nazwisko lekarza.

Stanęłam na światłach i otworzyłam go na jedynej notatce, która się tam znajdowała.

-A co z Tobą? - zapytał nagle, spoglądając na mnie z zaciekłością.- Co się wydarzyło odkąd przyjechałaś tu z Metroplis?

-Niewiele. - powiedziałam, obserwując sygnalizację. - Odnalazłam wujka Alexa, który teraz jest wujkiem Johnem.

-Czyli zmienił nazwisko i nic nikomu nie powiedział?

Nie chciałam patrzeć na zatroskane spojrzenie Connera. Po prostu nie mogłam znieść tego jak ktoś się o mnie martwi. To ja mam się martwić po niego, a nie on o mnie!

-Czemu nic nie mówisz? - wrzasną nagle, przyjmując ten swój braterski wyraz twarzy. - Zielone masz.

Wbiłam oczy w jezdnię i wcisnęłam pedał gazu. Nie chciałam już z nim gadać o wujku. I tak niewiele wolno mi mówić, poza tym, nie chciałam go tym martwić. Aż obawiałam się jego kolejnego pytania.

-To wszystko? - powiedział, kiedy już nabrałam prędkości. - Bo czuję, że jest jeszcze inna istotna sprawa, o której powinienem wiedzieć.

-Dokładnie jedna. - powiedziałam sztywno, wpatrując się sztywno w jezdnię.

-Więc... - zaczął przeciągać spółgłoski, co było dla niego typowe, kiedy ciągnął mnie za język.

-Mam chłopaka. Od pięciu dni.

-Muszę go poznać!

***

Conner usiadł na kanapie, a ja w tym czasie robiłam nam herbatę. Zbliżała się trzecia, a jak znam życie, zaraz wpadnie tu któryś z chłopaków i ogłosi, że mam schodzić do nich na obiad.

-To co chcesz robić w tym tygodniu? - zapytałam, stawiając kubki na stoliku do kawy.

-Możemy zacząć od włosów? - poprosił.

-Jasne, tylko wiesz... Nigdy tego nie robiłam. - pokręciłam głową i usiadłam obok niego.

-Na opakowaniu jest instrukcja. - wzruszył ramionami, czym doprowadził mnie do śmiechu. - Z czego się śmiejesz?

Teraz i on zaczął się brechtać. Powoli zaczynałam się uspokajać.

-Słuchaj Conner... Czy Jethro może być przerażać? - zapytałam.

-Z tego co wiem, to jest miły, a co?

-Nie o to chodzi. - przerwałam mu. - Po postu pokazałam Kendallowi jego zdjęcie, a on dziwie zareagował. Zbladł, może nawet go kiedyś spotkał. Tak mi się wydaje...

-Może masz rację?

-Co do czego? Bo teraz zupełnie zbiłeś mnie z tropu. - pokręciłam głową, usiłując sobie to wszystko pookładać.

Conner, jakby zrozumiał, że próbuje myśleć, bo nic nie mówił i zabrał ze stolika swój kubek.

Kendall miał dość nietypową minę, kiedy pokazałam mu zdjęcie Jethra. Jakby zobaczył ducha, albo rozpoznał twarz swojego wierzyciela. Jakby coś mu zawdzięczał, a widok jego twarzy na zdjęciu był dla niego zwykłym szokiem. Wczoraj zachowywał się, jakby nic się nie stało. A wtedy przy stoliku, ni z tego ni z owego zmienił temat i zaczął gadać o pogodzie!

-Kiedyś wspomniałaś, że Jethro brał dział w kilku śledztwach poza Waszyngtonem, prawda? - zaczął po dłuższej chwili.

-Tak, ale nie podawał żadnych szczegółów. Mówił tylko w którym stanie. Same ogólniki. Jest tylko jeden wyjątek. Historia o przemytniku narkotyków z Meksyku. Tym samym, który zamordował Shanon i Kelly. A to na pewno nie ma nic związanego z Kendallem.

Nie wiedziałam do czego on zmierza. Powoli zaczęłam to wszystko analizować.

-Powiedz mi o jakich stanach Jethro wspominał w swoich historiach.

-Z Texasu, Arizony, Minnesoty, Michigan i Wirginii, a co?

-A Kendall jest z...

-Minnesoty.

Teraz sobie przypominam tę historię.

Była o zamordowanym starszym poruczniku. Sprawca miał żonę i dwójkę dzieci. Jethro mówił na niego Mike. Wspominał, że facet bił żonę i starszego syna. Kiedy Jethro i Franks chcieli go aresztować, postrzelił swojego syna. W szpitalu Jethro opowiadał chłopcu „Piotrusia Pana”. Kiedy osadzono tego typa (a po ludzku? Wsadzili go do pudła.) Jethro pomógł się rozwieźć jego dotychczasowej żonie. Cała historia. Tak w skrócie.

Nie wiedziałam, czy to Kendall był tym chłopcem. Czy to historia Knightów? Znam tylko imię sprawcy i nie wiem jak ma na imię ojciec Katie i Kendalla.

-Nie mam dowodów. - jęknęłam i chwyciłam swój kubek.

-A co Lois zawsze powtarza? „Nie masz dowodów? Zdobądź je.”.- powiedział, klepiąc mnie po ramieniu. Jego płomienne włosy zalśniły od słońca, kiedy poruszył głową.

-Daj spokój. To i tak nie ma znaczenia.

Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Do środka wszedł James.

-Cześć Laura. Mama Knight zrobiła dwa dodatkowe nakrycia. Zaprasza Ciebie i Twojego kolegę. - powiedział, spoglądając na Connera i wyciągnął do niego dłoń. - Cześć, jestem James.

-Miło mi. Conner. - odparł, ściskając jego dłoń.

Conner wyglądał na zadowolonego. W końcu to pierwsza miła rzecz, jaka spotkała go w Palm Woods. Zresztą... obcy ludzie zazwyczaj nie byli dla niego uprzejmi.

-Zaraz zejdziemy. - powiedziałam mu, ale kiedy się odwrócił, żeby wyjść, natychmiast go zatrzymałam. - James, zaczekaj. Mam do Ciebie jedną małą sprawę. Chodzi o włosy.

Oczy Jamesa zamigotały specyficznym szczęściem, a uśmiech stał się coraz szerszy.

-Jestem do usług.

-Robiłeś kiedyś farbowanie? - zapytałam, a optymizm nadal nie spełzł z jego twarzy.

-Tak i to wiele razy. A co? Chcesz byś brunetką? - oznajmił tonem fachowca. - Odradzałbym. W blond wyglądasz przepięknie.

Wywróciłam oczami. James i ten jego dziewczęcy instynkt.

-Oliver kiedyś dla jaj zrobił się na bruneta, ale to nie ważne. Nie chodzi o moje włosy. - wyjaśniałam. - Tylko Connera. On chce być blondynem.

James popatrzył na Connera z dość nietypowym wyrazem twarzy. Trochę, jakby się nad czymś zastanawiał.

-Przecież jest blondynem. - powiedział bez uczuciowo. Pokręciłam głową nad jego głupotą.

-Jestem rudy. - powiedział cicho Conner.

-Wiem. - James nagle się zaśmiał. - Wygłupiam się. Jak nacie farbę, zrobimy TO po obiedzie.  Chodźcie jeść.

I wyszedł, zanosząc się gromkim śmiechem.

-Masz tu naprawdę dziwnych przyjaciół.

***

-Słuchaj... - wyszeptał Conner, kiedy poznał już rodzinę Kendalla. - Oni wiedzą?

Usiedliśmy przy stole. Pani Knight była bardzo miła. Chłopaki raczej go polubili. Katie nie wiem, nie była dzisiaj rozmowna.

-O czym? - zapytałam, podając mu talerz z nałożoną porcją.

-No o mojej...

-Kendall wie. Reszta, nie mam pojęcia. Nie rozmawialiśmy o tym.

-O czym? - zapytał Carlos, podsłuchując nasza rozmowę i przerywając jedzenie.

Spojrzeliśmy po sobie. Conner pokiwał głową, na znak, że się zgadza.

-Więc dobrze. I tak, byście się dowiedzieli. - zaczęłam, prostując się na krześle. - Conner jest...

Nie no, nie powiem tego. Przez gardło mi nie przejdzie.

-Jestem chory na białaczkę. - zakończył za mnie.

Wszyscy zamilkli. I mnie i Connerowi ulżyło. Pozostałych zamurowało. Pani Knight była bliska płaczu. Carlos wpatrywał się w nas z otwartą buzią. Logan sprawiał wrażenie, jakby chciał zadać nam całą listę pytań. James spuścił wzrok, tak, że nie widziałam jego twarzy, bo zasłoniła ją grzywka. A w oczach Katie zauważyłam współczucie. Kendall pozostawał niewzruszony. Jasne, wiedział o tym.

-Jedyne o co was proszę, to to, żebyście traktowali mnie normalnie. - Conner mówił dalej. - Chcę mieć tu trochę frajdy. I jeszcze jedno. Nie mówcie nikomu.

***

Wróciliśmy do naszego mieszkania. Chłopaki zabrali się z nami. Kendall obejmował mnie w pasie. Powoli zaczynałam się do tego przyzwyczajać.

-Co chcecie robić? - zapytał Carlos, kiedy siadaliśmy na moim beżowym narożniku. - Nie mogę uwierzyć, że nie masz tu konsoli.

-Carlos... Nie jest mi potrzebna.

-Jak to możliwe, że konsola do gry nie jest potrzebna? - zdziwił się, rozkładając ręce i i siadając w fotelu naprzeciwko – Każdy gra w gry.

-Ale ja jakoś nie.

Zdziwienie wymieszane z oburzeniem nie schodziło z twarzy Carlosa. Poczułam, jak Kendall całuje mnie w skroń i głaszcze po policzku.

-Za to mam corndogi w lodówce.

-Gdzie?

Carlos od razu się ożywił i pobiegł do mojej kuchnio ścianki.

-Trzecia półka od góry. - zawołałam za nim. - Tylko włóż je najpierw do mikrofalówki, bo zimne nie są za bardzo smaczne.

-Teraz zje Ci wszystkie. - powiedział Logan, grzebiąc w swoim laptopie.

-I tak były dla niego. - wzruszyłam ramionami.

James zabrał ze stolika opakowanie z farbą dla Connera i obejrzał je z każdej strony.

-Dobra, wy się tu miziajcie, a my idziemy do łazienki.

Normalnie bym się zadziwiła, widząc dwóch chłopaków, wchodzących do jednostkowej toalety. Oczywiście, nie mam nic przeciwko homoseksualizmie, ale to jest częsty obiekt żartów Olivera. Ja wiem, że on nie może zrozumieć, jak można woleć chłopców, kiedy obok jest tyle pięknych kobiet. Ale wiadomo. „Ile ludzkich istnień, tyle osobowości.” Trzeba to szanować.

Kendall pocałował mnie w usta i przytulił czoło do mojego policzka.

-Właśnie, Logan...

Sięgnęłam za siebie i wzięłam dużą kopertę.

-Dla ciebie. Jutro produkt trafi do sklepów. - powiedziałam, wręczając mu kopertę.

Logan zabrał ją ode mnie i zajrzał do środka.

-Zaraz, przecież to są...

-Produkty z twoją podobizną. Według umowy, komplet dla Ciebie. Wypłatę przeleje ci mój księgowy w ciągu pięciu dni od premiery.

Logan odłożył płyty na krzesło i spojrzał w stronę łazienki.

-A ta farba... - zaczął niepewnie. - Jesteś pewna, że mu nie zaszkodzi?

-Oczywiście, że nie. Emil wybierał firmę. Wybrał tę, która stosuje najbezpieczniejszy skład.

Chciałam zapytać Kendalla o Jethra, ale wiem, że nie mogę tego zrobić w takich okolicznościach. Musimy być sami.

Drzwi łazienki otworzyły się gwałtownie i wyszedł z nich Conner we fryzjerskim czepku na głowie.

-Tak szybko? - zapytałam, wyciągając szyję.

-Jeszcze pół godziny. - odpowiedział James, siadając na kanapie, równolegle do nas. - Wtedy spłuczemy.

Podeszliśmy do okna. Miałam tylko nadzieję , że nie sprawiam tym Kendallowi przykrości. Spojrzałam przez okno. Byłam przyzwyczajona do innych widoków. Panorama miasta nie bardzo przypomina grupę rozbawionych dzieciaków.

-Laura, co się dzieje? - zapytał, podchodząc do mnie i przytulając.

-Tęsknię za domem. Za Oliverem.

***

Minęło pół godziny. Conner i James właśnie spłukują włosy. Ciekawe, jak Conner będzie wyglądał z jasnymi. Pewnie długo nie będę mogła się przyzwyczaić.

Usłyszałam szum suszarki. Kendall znowu mnie pocałował. Nie wiem, czemu go tak dzisiaj wzięło na całowanie mnie po różnych częściach ciała. Całował mnie dosłownie bez przerwy.

-Kocham Cię. - wyszeptał, na tyle głośno, żebym tylko ja mogła go usłyszeć.

-Ja Ciebie też.

W tym momencie wyszedł Conner. Miał już suche włosy, o wiele jaśniejsze niż godzinę temu. Bardzo podobały mi się jego rude. Były odlotowe, ale te też mi się podobają.

 

Ten rozdział dedykuję Belli. Pierwszy komentarz, za który bardzo dziękuję. Oczywiście, czekam na wasze opinie. Przypominam o albumie „Poznaj moich przyjaciół” dostępnym w folderze „Dodatki”. Teraz coraz częściej będzie się przydawał.

Zrobię jeszcze kulisy rozdziału i zamieszczę je na chomiku. Też w dodatkach. W kulisach będą zdjęcia i moje własne przemyślenia.

 



Zgłoś jeśli naruszono regulamin