Delinsky Barbara - Namiętności Chelsea Kane.pdf

(2145 KB) Pobierz
803952558.001.png
Delinsky Barbara
Namiętności Chelsea Kane
Chelsea Kane jest już dojrzałą kobietą, kiedy po śmierci przybranej matki
zaczyna coraz silniej odczuwać potzrebę rozwikłania zagadki swojego
pochodzenia. Niespodziewane komplikacje życiowe prowokują ją do podjęcia
decyzji o wyjeździe do małego miasteczka, w którym się urodziła. Po licznych
perypetiach nie tylko poznaje prawdę o swojej przeszłości, ale też znajduje
prawdziwą wielką miłość.
PROLOG
Usiłowała stłumić w sobie niemożliwy do przezwyciężenia odruch parcia. Nie chciała, aby dziecko
już przyszło na świat. Jeszcze nie była gotowa, aby się z nim rozdzielić. Tak bardzo pragnęła
zatrzymać je w sobie choć trochę dłużej, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Ciało przejęło nad nią
władzę i nieodwołalnie spełniało swoją misję. Poród rozpoczął się zeszłego wieczoru i od samego
początku skurcze były bardzo silne, jak gdyby miały jeszcze obostrzyć jej karę. W tej chwili coraz
bardziej przybierały na sile, rozrywając brzuch i pozbawiając ją oddechu. Przesuwały dziecko w jej
łonie coraz niżej i już nie mogła ściskać swoich drżących kolan; wtedy opanowała ją chęć, by kopnąć
dziewczynę stojącą pomiędzy jej nogami.
Pokój był ciemny, oświetlony tylko żarem stojącego w rogu piecyka opalanego drewnem i bladym
światłem poranka. Majacząc pomiędzy skurczami, wyobrażała sobie, że to on skazał jej dziecko na
narodziny tu i teraz, kiedy wszyscy śpią i nikt nie zobaczy ani nie usłyszy, kiedy nikt się nie dowie.
Dziecko, stanowiące hańbiącą plamę na honorze Norwich Notch, w ciemności stanie się niewidzialne,
a honor zostanie ocalony. Gdy wstanie słońce, miasto będzie znów nieskazitelne.
Kolejny skurcz był tak przejmujący, że głośno zajęczała. Krzyk rozdarł ciszę, po nim nastąpił jeszcze
jeden, a kiedy stalowa obręcz opasująca jej brzuch puściła,
poczuła, że brakuje jej powietrza i zaczęła szybko i gwałtownie oddychać. Nawet ten oddech rozlegał
się echem w głuchej ciszy i kiedy przez chwilę mogła znów jasno myśleć, odczuła ironię tej sytuacji.
W tej chwili wokół tej nędznej chałupy powinna rozszaleć się śnieżyca na cześć narodzin dziecka,
które spowodowało takie zamieszanie
- a jeżeli nie śnieżyca, zadecydowała na pograniczu histerii, to przynajmniej jeden z tych ulewnych
deszczy, które często nawiedzają New Hampshire pod koniec marca. Drogi by rozmokły i stałyby się
nieprzejezdne. Nikt nie zdołałby się do niej przedostać. Mogłaby zachować dziecko choć trochę
dłużej.
Nie było jednak ani śladu wichury, burzy śnieżnej, ulewy czy błota. Był cichy świt, który wydawał się
z niej drwić swoim całkowitym spokojem.
Jej brzuch się napiął. Ból nie do zniesienia opasał ją jakby sprężyną, której spirale zaciskały się coraz
silniej. Tak bardzo chciała, żeby ktoś chwycił ją za rękę i żeby poczuła, że ktoś się o nią troszczy, ale
nie było ani ręki, ani współczującej duszy. Zacisnęła więc pięści na pomiętym prześcieradle i
zazgrzytała zębami, żeby stłumić kłębiący się w niej wrzask.
- Przyj - rozległ się cichy głos spomiędzy jej nóg. Należał do szesnastoletniej córki położnej, która
została wydelegowana do przyjęcia najbardziej niepożądanego dziecka w mieście. W swej
niewinności głos był łagodny, z lekka podniecony, kiedy dziewczyna nakłaniała ją:
- Przyj... Już widzę główkę. Przyj jeszcze trochę mocniej. Starała się tego nie robić. Wydanie na świat
dziecka
oznaczało rozłączenie się z jedynym życiem, które kiedykolwiek miała stworzyć, a kiedy ono już
opuści jej ciało, będzie dla niej stracone na zawsze. Zastanawiała się, czy dziecko o tym wie i czy tego
chce, tak bardzo zdeterminowane, żeby się wreszcie urodzić. Czyż mogła je za to winić? Nie miała do
zaoferowania nic prócz miłości, a to zupełnie nie wystarczy, żeby je odziać i nakarmić. Dla dobra
dziecka zdecydowała się je oddać. Podjęła tę decyzję, ale jakże mocno jej nienawidziła.
Ból, który ją teraz ogarnął, wymazał jej z głowy wszystkie myśli, oprócz jednej, że właśnie teraz
umiera. Zbielałymi palcami mięła sprane prześcieradło, a jej ciało skręcało się w mękach. Przez
chwilę, kiedy ból nieco zelżał, odczuła zdziwienie, że jednak wytrwała, cała obolała, rozdygotana i
pokryta potem. Kiedy po chwili złapał ją znowu, jeszcze była ogarnięta zdziwieniem. Instynktownie
zaczęła przeć.
- Dobrze - zachęcała ją dziewczyna melodyjnym głosem. - Jeszcze troszeczkę... Taak. Już po
wszystkim.
Dziecko opuściło wreszcie jej drżące ciało, lecz ból nadal trwał. Nasilił się jeszcze i objął jej serce i
umysł, i nie zdołał go ani trochę złagodzić wzruszający, cichy płacz, który rozległ się w pokoju,
zagłuszając jej ciężki oddech. Próbowała spojrzeć na dziecko, ale nawet gdyby było lepsze światło,
nabrzmiały brzuch przeszkadzałby jej. Spróbowała podeprzeć się trochę wyżej, ale trzęsące się
ramiona nie mogły utrzymać jej ciężaru.
- Czy to dziewczynka? - zawołała, opadając z powrotem na łóżko. - Chciałam, żeby to była
dziewczynka. - Przyj dalej.
Poczuła ciągnący ból. Potem był jeszcze skurcz, i znów dojmujący ból, a kiedy zelżał, ogarnęło ją
poczucie bolesnej straty. - Moje dziecko - wyszeptała zrozpaczona. - Chcę moje dziecko. - Jak gdyby
w odpowiedzi, niemowlę w nogach łóżka zaczęło głośno zawodzić. Wigor tego dziecięcego krzyku
był dla niej okrucieństwem. Gdyby dziecko urodziło się martwe, opłakałaby je i przeżyła, ale fakt, że
urodziła zdrowe dziecko jedynie po to, by je oddać, tylko wzmagał jej mękę. - Chcę zobaczyć moje
dziecko.
Odpowiedzi nie było. Była świadoma, że na drugim końcu łóżka coś się dzieje i zorientowała się, że
niemowlę jest myte. - Proszę.
- Powiedzieli, że nie.
- To moje dziecko.
- Zgodziłaś się przecież.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin