Magiczne przygody kubusia puchatka - 9 _ MERRY X-MAS.pdf

(290 KB) Pobierz
3659219 UNPDF
CZĘŚĆ DZIEWIĄTA: MERRY X­MAS 
  
Był piękny grudniowy dzień, słonko prześwitywało przez chmurki, z których prószyły małe płatki 
śniegu. Na falach Radia Maryja, będącego teraz własnością spółki xiądz Jankowski­Wojciech 
Cejrowski słychać było: "Ścieżka sprawiedliwości wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię 
złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną 
ciemności. Bo on jest stróżem brata twego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie srogiej 
pomsty w zapalczywym gniewie i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci. I poznasz, że ja 
jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją pomstę...". Króliczek, Puchatek, Kłapouch i Prosiaczek 
będąc w stanie z lekka wczorajszym obmyślali plan wigilijny, wytężając przy tym resztki szarych 
komórek, które pozostały im po wczorajszej bibie u Krzysia, którego jednak ­ na niej nie było.
­ Kurwa, panowie ­ entuzjastycznie zabrał głos Puchatek ­ są święta, a my nie mamy nawet jebanego 
drzewka.
­ Zgadzam się z tobą ­ odrzekł Królik.
­ Co my teraz zrobimy, jeśli nie będziemy mieli choinki, to ten stary, gruby pajac w czerwonym 
wdzianku nie przyniesie nam prezentów ­ ze zdenerwowaniem na ustach powiedział Prosiaczek 
biorąc do ryjka kartonik LSD.
­ Chłopaki ten towar jest chyba zjebany, nie czuję efektu ­ powiedział, po czym wszedł na dach i 
skoczył machając energicznie łapkami, po czym z hukiem przyjebał o ziemię.
­ Nie towar jest zjebany tylko Prosiaczek, który od wczoraj po wypiciu trzech HERAKLESÓW stracił 
łączność z Ziemią ­ zasugerował Kłapołuchy.
­ Teraz chyba ją odzyskał ­ odparł Puchatek, po czym wszyscy wybuchli śmiechem.
Nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i Tygrysek wpadł do domku z dwoma zgrzewkami win.
­ Co za pieprzona pogoda, czy my mieszkamy na jakimś pierdolonym biegunie?! Jest taki ziąb, że 
sobie jaja odmroziłem. 
Puchatek szybko chwycił za jedną z butelek nalewki.
­ Co kurwa jest, wińsko zlodowaciało, przecież to nie jest nasz HERAKLES!
­ Jasne, że nie. To wino jest jeszcze tańsze i nie trąci tak siarą, a nazywa się Napój Boguff ­ odparł z 
dumą Tygrysek.
­ Gdzie to kupiłeś? ­ spytał z ciekawością Puchatek.
­ W tej nowej rozlewni win, tu za lasem, jak ona się nazywa, a już wiem H2SO4.
Kłapołuch od dłuższego czasu siedział w kącie i rozmrażał pod swoją dupą butelkę wiśniówki.
­ Ty skurwielu chciałeś obalić samemu butelkę siarkofruta! ­ wrzasnął Królik i zaczął wyrywać 
butelkę spod tyłka Kłapouchego.
­ ENAF!!! ­ wykrzyknął z angielsko­polsko­wiejskim akcentem Puchatek ­ puścimy butelkę w obieg i 
każdy się napije.
­ Nie kurwa, nie tak miało być, wszystkie nalewki zostają na jutrzejszą Wigilię ­ powiedział 
Prosiaczek, który właśnie wszedł do domu.
­ Bekon ma rację ­ poparł go Tygrysek ­ a teraz musimy skombinować sobie jakieś drzewko.
­ Nie daleko jest tartak, to nasz cel ­ powiedział Kłapołuchy piłując swojego obrzyna.
­ Oki, ja i Kłapołuchy zajmiemy się iglakiem, a wy skompilujcie jakieś ozdupk, powiedział Puchatek 
dumny z roli przywódcy.
Po niedługim czasie dwóch śmiałków znalazło się pod bramą tartaku.
­ Osłaniaj mnie, szepnął do Puchatka Kłapołuchy przecinając ogrodzenie.
­ OŁ­SZIET­MADA­FAKA ­ zawieśniaczył Puchatek widząc zbliżającego się do niego strażnika.
­ Giń skurwielu ­ krzyknął Kłapołuchy wyłaniając się zza drzewa z dwururą w łapach, z której 
przymierzył tak celnie, że głowa ciecia znalazła się na dachu oddalonego o sto metrów budynku.
Rozległ się alarm.
­ Spieprzamy! ­ Wrzasnął Kubuś.
­ Poczekaj, a drzewko? 
­ Dobra idziemy do magazynu.
Znaleźli tam TIRa wypełnionego choinkami, do którego natychmiast wsiedli.
­ Trzymaj się ­ powiedział ze spokojem Kłapołuchy.
­ DOOM! ­ jedziem na sukinsynów aaaaa... jesteśmy rzeźnikami... krwiii niewinnych ­ ryknął 
Puchatek.
Po chwili ludzkie szczątki walały się po całym terenie.
­ Dobra zrywamy się stąd ­ powiedział niewzruszony Kłapołuchy.
Tymczasem rozpoczęła się właśnie akcja zajebania bombek z tutejszej fabryki.
O dziwo brygada weszła do środka bez problemów, no może poza jednym, gdyż Prosiaczek nie wrócił 
jeszcze z podróży.
­ Chłopaki oni tu są DEJ­AR­HIR, wrzasnął spanikowany.
Lecz nagle soczysty, uspakajający kopniak wylądował na jego twarzy, a but Tygryska powoli osunął 
się z jego czoła.
­ Zamknij się, nie przyszliśmy tu na grzyby, popij siarkofrutem to ci przejdzie.
­ Panowie przyszliśmy tu z misją, bierzcie bombki i spieprzamy ­ krzyknął Królik.
Pod wieczór cała brygada stała już pod domem Krzysia do którego zaprosili się na Wigilię. Ubrali 
choinkę po czym przez dłuższy czas się jej przyglądali.
­ Ja pierdolę... ­ wrzasnął Kłapołuchy.
­ Kogo? ­ spytał z zaciekawieniem Krzyś.
­ A co chciałbyś żeby ciebie, mały pedałku? ­ wtrącił się do konwersacji Królik.
­ No.
­ Ja pierdolę ­ kończył swą myśl Kłapołuch ­ przecież ta choinka nie ma gałęzi.
­ Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak ­ odparł z dumą Puchatek.
­ Szczegóły są nieistotne ­ powiedział Tygrysek, który zabierał się właśnie do otworzenia pierwszej 
butelki wińska.
­ Chłopcy, może Sylwestra też spędzicie u mnie?
­ Nie, na Sylwka idziemy na mordobicie do remizy ­ odparł Tygrysek.
­ Ta, będzie koncert BOYS­ów! ­ wykrzyknął radośnie Królik.
­ Rozbijemy gejów ­ wtrącił Kłapołuchy.
Impreza rozkręcała się w najlepsze, gdy nagle...
­ Kłapołuchy, ty ośle, oddawaj, to ostatnia butelka ­ krzyknął niezadowolony Prosiaczek ­ panowie on 
chce sam opróżnić ostatnią butelkę Napoju Boguff.
­ Oddawaj mi tą... ­ nie dokończył Puchatek, gdyż rozzłoszczony Kłapołuch pierdolnął ze swojej 
dwurury w jego stronę, ale na szczęście noga mu się podwinęła i nie trafił tylko wyjebał o ziemię i 
złamał sobie rękę ­ ...okej zatrzymaj ją sobie, wcale nie jest mi potrzebna ­ zaczął wycofywać się 
Puchatek.
­ AAAA!!! ­ krzyczy ile sił w płucach Kłapołuch.
­ Zamknij ryj, ty jebany debilu i zobacz co zrobiłeś, choinka się pali ­ wrzasnął Tygrysek, ponieważ 
kula trafiła w świeczkę, od której zajarzyło się całe drzewko.
­ Choinka się nie pali, tylko świeci ­ odparł ze spokojem Puchatek.
­ No to się przyjrzyj, bo teraz firanki się świecą ­ ryknął Tygrysek.
­ Brygada, wypierdalamy stąd, bo zaraz się usmażymy! ­ wrzasnął Puchatek.
­ Trzeba pomóc Kłapouchemu ­ wtrącił Prosiaczek.
­ A chuj z nim, ratuj jak najwięcej bimbru i borygo, i nie zapomnij o ostatniej butelce Napoju Boguff ­ 
darł się Puchatek.
Cała brygada cudem uratowała swoje tyłki z płonącego domu, a Krzyś wyciągnął nawet Kłapouchego.
­ Szybko policzcie butelki, czy żadnej nie brakuje?! ­ z niecierpliwością pytał się Puchatek.
­ O kurwa! Brakuje jednej butelki bimbru, pewnie poszła z dymem ­ zasmucił się Tygrysek.
­ Uczcijmy jej pamięć minutą ciszy ­ zaproponował Prosiaczek
W tym czasie Krzyś zajął się ręką Kłapouchego.
­ Te, pedałku, gdzie się nauczyłeś bandażować ludzi? ­ z niepewnością w głosie spytał Kłapołuch.
­ Mama, zanim ją tak strasznie potraktowaliście, zapisała mnie na kurs sanitariuszy do okręgowych 
harcerzy ­ odpowiedział Krzyś.
­ Do tych leśnych gejów w tych zajebistych skarpetkach? ­ zapytał Puchatek ­ To całkiem w twoim 
stylu.
­ Panowie przestańcie pierdolić, jest dopiero północ a my nie mamy kwatery ­ zabrał głos Prosiaczek.
­ Jak to nie mamy, idziemy do Sowy, on spędza wigilię razem z bezdomnymi dziećmi z Domu Opieki 
Społecznej ­ powiedział Tygrysek.
Po chwili byli już pod drzwiami jego domu.
­ Je tam kto? ­ krzyknął Królik
­ Już idę, muszę się ubrać ­ odezwał się głos.
Drzwi się otworzyły.
­ Witaj Krzysiu, zawsze jesteś u mnie mile widziany ­ powiedział Sowa ­ oni też tu są, dobra wejdźcie.
­ Panowie wchodzimy ­ krzyknął Tygrysek.
­ Dzieci idźcie do pokoju zaraz do was wrócę ­ powiedział Sowa ­ a wy rozgośćcie się.
Wigilia się udała, gdyż wszyscy odzyskali przytomność dopiero 31 grudnia, włącznie z Krzysiem, 
który opił się oparami wińska.
KONIEC CZĘŚCI DZIEWIĄTEJ  
Zgłoś jeśli naruszono regulamin