Patterson James - Cien Hawany.pdf

(614 KB) Pobierz
279972501 UNPDF
JAMES PATTERSON
CIEŃ HAWANY
Przełożył: Jacek Złotnicki
AMBER
2000
279972501.001.png
30 kwietnia 1979, Turtle Bay
Kingfish i Kubańczyk obserwowali parę, spacerującą po błyszczącym w słońcu,
białym, piaszczystym brzegu zatoczki. Z daleka widzieli tylko dwie maleńkie figurki. Idealne
ofiary. Po prostu idealne.
Zabójcy, ukryci pośród palm i niebieskich dzikich lilii, z uwagą przyglądali się
dwojgu spacerowiczom, którzy szli powoli, by zniknąć wreszcie za zakrętem brzegu.
Kubańczyk zawiązał sobie na głowie czerwono-żółtą chustę. Ubrany był w wypchane na
kolanach spodnie khaki. Jego stroju dopełniały mocno zdarte, jasnopomarańczowe saperki,
kupione w sklepie z militariami w Miami. Człowiek o przezwisku Kingfish miał na sobie
tylko brudne spodnie od polowego munduru armii Stanów Zjednoczonych. Twarde mięśnie
obu mężczyzn rysowały się ostro w palących promieniach karaibskiego słońca. Światło
słoneczne tworzyło lśniące refleksy na powierzchni morza i połyskiwało na klindze maczety
do ścinania trzciny cukrowej, wiszącej u pasa Kubańczyka. To wysłużone narzędzie mierzyło
trzy czwarte metra i było ostre jak brzytwa.
Na południe od kryjówki mężczyzn tkwił na rafie samotny i opuszczony wrak
wielkiego szkunera “Isabelle Anne”, odwiedzany tylko przez ptaki i ryby. Trzydzieści metrów
dalej plaża omijała strome, czarne skały, tworząc idealną ścieżkę dla spacerowiczów. Na
ostrym łuku leżały wyrzucone przez fale ryby, koralowce, wodorosty, skorupki ostryg i
jeżowce.
Zabójcy spodziewali się za chwilę ujrzeć na wąskiej ścieżce parę wyłaniającą się zza
zakrętu. Ich ofiary. Może to jakaś szara eminencja, nieprzyzwoicie bogaty premier jednego z
krajów Ameryki Południowej? Albo polityk z USA ze swoją seksowną sekretarką, pełniącą
także obowiązki kochanki? W każdym razie był wart tych pieniędzy, jakie mieli otrzymać za
wykonanie zadania, a także kosztów ich podróży i pobytu w tym spokojnym, malowniczym
zakątku świata. Wart po pięćdziesiąt tysięcy dolarów na głowę za robotę, która nie trwała
nawet tygodnia.
Zza występu skalnego niespodziewanie wybiegło dwoje nastolatków, kierując się
wprost do zatoczki. Chudy, długowłosy chłopak z bogatej rodziny. Płowa blondynka w
koszulce z nadrukiem “Club Mediterrean”. Amerykanie. Biegnąc pozbywali się kolejnych
części garderoby. Całkiem nadzy, popędzali się, krzyczeli, że ostatni przegrywa. Wreszcie
zanurzyli się w lśniących falach. Nad ich głowami zaskrzeczała mewa. Zabrzmiało to jak
beczenie kozy.
Mężczyzna znany jako Kingfish wetknął w piasek drogie cygaro. Warknął niskim
głosem:
- Chyba nie po to przejechaliśmy taki kawał drogi, żeby zabić tę parę gówniarzy.
- Czekaj i patrz. Patrz uważnie - napomniał go Kubańczyk. Baraszkujący w wodzie
chłopak pokrzykiwał, usiłując bez powodzenia naśladować mewę.
- Nie wytrzymam! Jest cholernie, niewyobrażalnie cudownie! - wtórowała mu
szczupła blondynka.
Dała nurka w spienione fale, by wynurzyć się po chwili. Długie włosy przylgnęły jej
płasko do głowy. Drobne, dziewczęce piersi o sterczących sutkach stwardniały pod wpływem
chłodnej wody.
- Uwielbiam to miejsce! Nie ruszę się stąd! Gramercy Park jest do niczego!
Wschodnia Trzydziesta Trzecia ulica - pluję na nią. Juhuu! Hej!
Kubańczyk powoli uniósł dłoń nad błękitne lilie i kolczaste krzaczki. Pokiwał w
stronę zielonego samochodu, stojącego na zarośniętym wzgórzu, z którego roztaczał się
widok na plażę.
Pojedynczy dźwięk klaksonu. Ich sygnał.
Zapadła niesamowita cisza. Bicie serc, szum fal... nic więcej.
Chłopak i dziewczyna wyciągnęli się na miękkich ręcznikach kąpielowych, by
wysuszyć się w promieniach słońca. Zamknęli oczy. Kolory pod powiekami zaczęły mienić
się jak w kalejdoskopie. Dziewczyna zaśpiewała:
- Słonko świeci na wschodzie...
Chłopak wydał nieprzyjemny, chrapliwy dźwięk.
Dziewczyna otworzyła oczy i poczuła silne uderzenie w czubek głowy. Okropnie
zabolało; cały świat zawirował wokół niej. Otworzyła usta do krzyku, ale zadławiła się gęstą,
pienistą krwią.
Ciche echo wystrzałów rozległo się wśród okolicznych wzgórz. Kule opuszczały lufę
nowoczesnego, zachodnioniemieckiego karabinka snajperskiego z prędkością ponad
kilometra na sekundę.
Kingfish i Kubańczyk stanęli nad ciałami, leżącymi na splamionych krwią ręcznikach.
Kingfish dotknął policzka chłopaka. Zaskoczyło go, że dzieciak jęknął.
- Chyba nie polubię pana Damiana Rose’a - powiedział Kingfish z miękkim,
francuskim akcentem. - Żałuję, że wyjechałem z Paryża. On zostawił go przy życiu celowo...
dla nas.
Umierający dziewiętnastolatek zakasłał. Błękitne oczy zaczęły zachodzić mgłą.
- Dlaczego? Przecież nie zrobiliśmy nic złego... - spytał.
Kubańczyk uniósł wysoko maczetę. Ciął mocno, jakby wyrąbywał sobie drogę w
najgęstszych chaszczach, jakby chciał ściąć drzewo za jednym zamachem. Świst, cięcie,
zamach.
Zabójca metodycznie szatkował ciała długim ostrzem. Czyste, mocne cięcia.
Potwornie skuteczne. Krew bryzgała na oprawcę. Ciało i kości rozstępowały się, nie stawiając
żadnego oporu ostrej klindze. Kałuże krwi szybko wsiąkały w piasek, pozostawiając
ciemnoczerwone plamy.
Skończywszy rzeźnicką robotę Kubańczyk wbił maczetę głęboko w piasek. Na
rękojeść nasadził czerwoną wełnianą czapeczkę.
Obaj zabójcy popatrzyli w kierunku wzgórz. W oddali ujrzeli mężczyznę, stojącego
obok lśniącego, zielonego samochodu. Przystojny blondyn zachęcał ich do pośpiechu,
machając nad głową niemieckim karabinkiem. Z daleka nie mogli jednak dostrzec
triumfalnego uśmiechu na twarzy Damiana Rose’a.
Wstęp
Pamiętnik Damiana i Carrie Rose’ów
Zgłoś jeśli naruszono regulamin