Znaki czasu 2008-02. Bóg wymyślony. Urojenia Dawkinsa. In vitro.pdf

(3065 KB) Pobierz
Zc 2008_01 SCREEN
20383330.005.png
SPIS TREŚCI
Wymyślanie Bogu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2
In vitro veritas? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4
Czy zapłodnienie metodą in vitro jest godne polecenia z medycznego,
prawnego i etycznego punktu widzenia? Rozważamy za i przeciw.
Bezpłodna dyskusja nad płodnością . . . . . . 5
Jaki jest status zamrożonych embrionów? Kto jest ich właścicielem?
Czy urodzony w wyniku zapłodnienia in vitro człowiek ma prawo
do informacji o tym, kim są jego biologiczni rodzice? Po jakim czasie
niewykorzystane ludzkie embriony wolno zniszczyć? I czy w ogóle
wolno? A jeśli nie, to co z nimi zrobić? Kto powinien płacić za ich
przechowywanie? To tylko część pytań, na które wciąż nie ma
odpowiedzi.
Z żaby w księcia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
Zmiany, które nie wymagają nowej informacji genetycznej, zwane
mikroewolucyjnymi, są w zgodzie z biblijną relacją o stworzeniu.
Jednak makroewolucja, którą postulował Darwin, wymaga zmian, które
przeistoczyłyby gada w ptaka, a żabę w... księcia. Czy znaleziono takie
dowody?
Urojenia Dawkinsa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
Książka Dawkinsa Bóg urojony to napisany jednym tchem brawurowy
i bezkompromisowy atak na Boga. Jednak chybiony, bo autor łamie
podstawową zasadę rozgraniczenia dziedzin poznania.
Bóg zawrócił samolot... dla mnie! . . . . . . . . 12
Jak w obliczu takich doświadczeń można twierdzić, że Boga nie ma?
On jest . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14
Jakby na przekór współczesnym ateistom, uważającym, że Bóg nie
istnieje, jedno z Jego imion brzmi: Jestem.
W poszukiwaniu spokoju . . . . . . . . . . . . . . . 15
Spokój jest dziś chyba najbardziej deficytowym towarem. Ale nie jest
nieosiągalny.
Technologia pierwszych Egipcjan . . . . . . . . 18
Stopień dokładności obróbki staroegipskich naczyń, bez rozszczepiania
twardego materiału, z którego zostały wykonane, budzi wątpliwości,
czy naczynia te mogły powstać bez użycia tokarki.
Serwis AAI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22
Spór ewolucjonizmu z kreacjonizmem . . . . 22
Polecamy książkę Kazimierza Jodkowskiego. Autora nie interesują —
jak się plastycznie wyraża — ani poglądy „ewolucjonistów spod budki
z piwem”, ani poglądy „kreacjonistek w moherowych beretach”.
Uwzględnia jedynie poglądy opublikowane, i to przez osoby o dosta-
tecznej wiarygodności intelektualnej.
Znaki i fakty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24
Zamrożone serca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24
Głębokie relacje uczuciowe uważają za złudzenie, miłość przeżywają
powierzchownie, związków nie traktują poważnie. Nie potrafią nazwać
swoich uczuć i odróżnić ich od doznań cielesnych. Emocjonalny
analfabetyzm dotyka co dziesiątą kobietę i co piątego mężczyznę!
Pokonaj choroby dietą . . . . . . . . . . . . . . . . 26
Jak zwalczyć cukrzycę i hipoglikemię naturalnymi metodami? Prezen-
tujemy program powrotu do zdrowia amerykańskich lekarzy z Uchee
Pines Institute.
Kotleciki z jajek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31
zukając inspiracji do tego felie-
tonu, nawiązującego do do-
minującej tematyki numeru,
przypomniałem sobie małą książeczkę
wspaniałego amerykańskiego kazno-
dziei, Douga Batchelora, pt. Ujrzeć Kró-
la. Siedem kroków do zbawienia . W jej
1. rozdziale pt. „Ujrzeć Boga” autor roz-
waża kwestię dowodów na istnienie
Boga 1 . Mówi o swoich wątpliwościach
co do istnienia Boga, u podstawy któ-
rych leżała wpojona mu w młodości teo-
ria ewolucji.
Jego historia to w pewnej mierze
również moja historia, ponieważ ja rów-
nież na bardzo młodym etapie życia, jako
nastolatek, odwróciłem się od Kościoła
i niemal od Boga. Powszechne przyjmo-
wanie teorii ewolucji za pewnik miało
w tym jakiś udział. Wiara wróciła, gdy
nieco dojrzałem i zacząłem samodziel-
nie myśleć, a nie jedynie powtarzać jak
mantrę zasłyszane w telewizji czy prze-
czytane w prasie opinie wszelkiej maści
autorytetów od wszystkiego, a zwłasz-
cza od tego, że Boga nie ma.
Choć wydawałoby się, że tamte czasy
dawno mam już za sobą, to gdy widzę,
jak współcześnie promuje się wynurzenia
bojowników ateizmu, wmawiających wie-
rzącym, że wymyślili sobie Boga i że jest
On niczym więcej jak tylko urojeniem —
to nie wiem, czy mam się śmiać, czy pła-
kać, że tego typu poglądy, dwadzieścia lat
po upadku komunizmu, znajdują jesz-
cze swoich zwolenników.
Ale wróćmy do Batchelora. Otóż,
według niego, Boga można poznać
na wiele sposobów. Oczywiście najpeł-
niej możemy Go poznać w Jego Słowie
— Piśmie Świętym. Ale również poprzez
to, co stworzył. Starotestamentowy pro-
rok Izajasz przytacza słowa aniołów, któ-
rzy stojąc w obecności Boga, wołali: „Peł-
na jest wszystka ziemia chwały Jego!” 2 .
Niestety, tego, co widzą aniołowie, wielu
ludzi dostrzec nie potrafi — nie potrafi
dzisiaj dostrzec Boga w dziełach Jego
stworzenia. Jednym z powodów takiego
stanu rzeczy jest „zaćma” ewolucji, która
zaatakowała ich wzrok.
W pewnym sensie nie ma się co dzi-
wić, bo praktycznie we wszystkich szko-
łach twierdzi się niezmiennie, że ludzie
nie są czymś więcej jak tylko wysoko roz-
winiętą odmianą małp. Na początku się
tego nie dostrzega, ale w rzeczywistości
ta teoria całkowicie pozbawia ludzi sensu
2 • ZNAKI czasu • LUTY 2008
S
20383330.006.png
Punkt widzenia
Wymyúlanie Bogu
Bogu
Bogu
Twierdzenie, że Bóg jest jedynie urojeniem, wymysłem
ludzi wierzących, jest niczym innym tylko wymyślaniem Bogu.
A tymczasem kto będzie chciał, znajdzie sposób na poznanie Boga,
a kto nie będzie chciał, znajdzie powód, by Go odrzucić.
życia. Jeśli bowiem życie jest tylko biolo-
gicznym żartem, kosmicznym przypad-
kiem, a my tworem bezrozumnej ewolu-
cji, to nasza śmierć jest jedynie powrotem
do prochu i niczym więcej. Nic nas da-
lej nie czeka. Trudno dostrzec sens i cel
takiego życia. Batchelor nie bez pewnej
dozy racji wyraża przypuszczenie, że
za samobójstwa nastolatków w dużej
mierze odpowiedzialny jest właśnie taki
fałszywy światopogląd.
Ulegamy takiemu fałszywemu wi-
dzeniu świata (i przy okazji Boga), gdyż
większość z nas dorasta w miastach,
otoczona wyłącznie wytworami człowie-
ka. Żyjemy w pisku hamulców, szumie
samochodów i ulicznym gwarze, wszę-
dzie widząc jedynie beton, asfalt, szkło,
migające światła i wszystko, co ludzkie .
W takich okolicznościach trudno do-
strzec Boga. Batchelora otrzeźwiło do-
piero „oczyszczające” spędzenie dłuż-
szego czasu sam na sam z Bogiem
wśród dzikiej przyrody. Otoczony tym,
co stworzył Bóg, nabrał zupełnie innego
spojrzenia na życie.
Okazuje się, że kiedykolwiek spoglą-
damy przez mikroskop na rzeczy, które
uczynił człowiek, widzimy niedoskonało-
ści i błędy. Ale kiedy patrzymy na rze-
czy, które uczynił Bóg, dostrzegamy nie-
wyobrażalną doskonałość! Im lepszy mi-
kroskop, tym wyraźniej widać tę różnicę.
Stajemy wtedy przed wyborem: albo uzna-
jemy, że jesteśmy dziełem ewolucyjnego
przypadku, albo zamierzonego inteligent-
nego działania. Patrząc na wszystko, co
nas otacza, możemy dostrzec w tym or-
ganizację i ład. Wówczas albo wierzymy,
że to wszystko pochodzi z cząsteczek
gazowych, które zaczęły eksplodować,
albo możemy wierzyć w istnienie inteli-
gentnej istoty, którą jest Bóg Stwórca.
Czy nie lepiej jest wierzyć, że się pochodzi
od miłującego Ojca niebiańskiego, niż
w to, że jest się efektem przypadkowych
zderzeń cząstek w pędzącym na oślep
wszechświecie?
Przyroda, niebo ewidentnie dowodzą,
że istnieje Mistrz, który to wszystko za-
planował. Nawet najprostszy kwiat wyka-
zuje cechy doskonałego projektu: jego
kształty, symetria i kolorystyka poszcze-
gólnych elementów, a nawet zapach,
pełna harmonia.
Coś zaprojektowanego, zorganizo-
wanego i doskonałego nie mogło po-
wstać z chaosu. Gdyby tak było, należa-
łoby uznać, że zrzucając bombę na dru-
karnię, za którymś tam milionowym
zrzutem wreszcie samoistnie powstanie
encyklopedia, po prostu wyłoni się
z gruzów gotowa. A tymczasem naj-
prostsza żywa komórka jest bardziej
skomplikowania niż metropolia w go-
dzinach szczytu!
A co z ptakami? Ewolucjoniści
twierdzą, że u zwierząt lądowych powoli
wykształciły się skrzydła. Trzeba mieć
wielką wyobraźnię, by uwierzyć, że na ja-
kimś etapie swego rozwoju jaszczur sko-
czył ze skały, próbując przećwiczyć lata-
nie, którego jeszcze nie uprawiał, i zba-
dać aerodynamikę swych kończyn, zanim
uderzy o ziemię. I — jak w filmie
o króliku Buggsie — po upadku wstał,
otrząsnął się, spróbował jeszcze parę razy,
a potem całą swą wiedzę przekazał po-
tomstwu... I kto tu jest wierzący? Kto tu
wierzy w urojenia?
Większość ptaków, gdy tylko ukształ-
tują się im pióra, wyskakuje z gniazda
i lata bez żadnych lekcji. Gąsienica, któ-
ra jeszcze przed chwilą ryła w ziemi, opla-
ta kokon wokół siebie, a gdy z niego
wyjdzie, ma już skrzydła i, też bez lekcji,
zaczyna latać. Twierdzenie, że wszystko
to jest wynikiem samoistnych i przypad-
kowych zdarzeń, jest absurdalne, oburza-
jące i obrażające Stwórcę.
Pewnego dnia rozmawiało ze sobą
dwóch przyjaciół. Jeden wierzył w Boga
Stworzyciela, a drugi — w ewolucję.
Ewolucjonista zauważył:
— O, widzę, że masz nowy samo-
chód! Gdzie go kupiłeś?
Wierzący postanowił z niego zażar-
tować i odpowiedział:
— Nie kupiłem, tylko zauważyłem
w garażu kałużę oleju. Początkowo nie
zwróciłem na nią szczególnej uwagi, ale
po jakimś czasie z poplamionego ole-
jem betonu wyłoniła się deskorolka. Znów
minęło trochę czasu i ta zmieniła się
w rower, ten — w volkswagena garbu-
sa, a on — w hondę accord!
— Przestań się wygłupiać i odpo-
wiedz serio na pytanie — ewolucjonista
był trochę zniecierpliwiony.
Chrześcijanin odpowiedział:
— Dlaczego nie chcesz uwierzyć, że
mój samochód powstał z oleju zmieszane-
go ze składnikami betonu? Może dlatego,
że kiedy widzisz dobrze zaprojektowany sa-
mochód, od razu interesuje cię nazwa pro-
ducenta, prawda? Czy to, że różne samocho-
dy mają opony, reflektory i wycieraczki,
a więc pewne podobieństwa zewnętrzne,
oznacza, że jeden powstał z drugiego?
Mercedes nie wyewoluował z tra-
banta. Wszystkie samochody mają pewne
cechy wspólne, ponieważ poruszają się
w takim samym środowisku. Podobnie
człowiek i małpa. Ale to nie znaczy, że
jedno pochodzi od drugiego. Czy to nie
dziwne, że gdy ewolucjonista patrzy
na ładny samochód, zaraz doszukuje się
jego producenta, a kiedy patrzy na dru-
giego człowieka — istotę o wiele bar-
dziej skomplikowaną niż jakakolwiek
maszyna — widzi w nim tylko końcowy
efekt przypadkowych zderzeń cząstek
gazowych? Jakie to przykre...
Redaktor naczelny
1 Doug Batchelor, Ujrzeć Króla. Siedem kro-
ków do zbawienia , ChIW „Znaki Czasu”,
Warszawa 2006, s. 11-23. 2 Iz 6,3.
ZNAKI czasu • LUTY 2008 • 3
20383330.007.png 20383330.008.png
Za i przeciw
Na przełomie starego i nowego roku przez
polskie media przetoczyła się dyskusja nad ewen−
tualnym finansowaniem przez NFZ leczenia bez−
płodności metodą in vitro . Oświadczenie premiera
Tuska o braku w tym roku pieniędzy na jej finanso−
wanie chwilowo tę dyskusję wyciszyło. Prawdopo−
dobnie nie na długo. Stare łacińskie powiedzenie
mówi: in vino veritas — ‘w winie prawda’, to
znaczy, że wino rozwiązuje język, a pijany mówi
prawdę. Parafrazując zatem to przysłowie, pyta−
my: Czy w  in vitro jako metodzie wspomaganego
zapłodnienia „jest prawda”? Czy in vitro jest
godne polecenia z medycznego, prawnego i etycz−
nego punktu widzenia?
Przeciw
Zamrażanie zarodków i co dalej? Więk−
szość decydujących się na zastosowanie metody
in vitro nie wie, że w jej wyniku powstaje wiele
zarodków ludzkich i że tylko niektóre z nich zo−
staną wszczepione do organizmu kobiety, a pozo−
stałe zostaną zamrożone, a z czasem zniszczone
lub — jak w niektórych państwach — przeznaczo−
ne na eksperymenty.
Względy ochrony godności osoby ludzkiej.
Procedura medyczna, która dopuszcza zabijanie
zarodków ludzkich, nie powinna być prawnie
dopuszczalna, gdyż godzi w ludzkie życie. Społe−
czeństwo nie może decydować, które życie jest
godne ochrony, a które nie. Godność ludzka nie
jest wartością dekretowaną, czyli wywodzącą się
z ludzkiego nadania, z woli ludzi, ale wartością
rozpoznawaną, wywodzącą się z natury, przyro−
dzoną i nienaruszalną. Życie embrionu, płodu czy
narodzonego dziecka to tak czy inaczej życie
ludzkie, któremu należy się prawna ochrona.
Za
Skuteczność w leczeniu niepłodności. Niepłod−
ność dotyka w Polsce ok. 2 mln osób, a w rzeczywi−
stości 4 mln, bo nie tylko kobieta chce mieć dziecko,
ale i jej partner. Zapłodnienie in vitro jest jedną
z najskuteczniejszych metod leczenia niepłodności
i uszczęśliwiania tych, którzy przez lata nie mogli
mieć dzieci. Rocznie w Polsce przeprowadza się ok.
6 tys. takich zabiegów. Mają ok. 30−procentową
skuteczność. W ciągu dwudziestu lat urodziło się
w jej wyniku kilkanaście tysięcy dzieci.
Wątpliwości rozstrzygać na korzyść. Nawet
jeśli część społeczeństwa ma wątpliwości, czy
embrion to człowiek, to już sam fakt istnienia
wątpliwości powinien wykluczyć stosowanie pro−
cedur medycznych, które narażają embriony
na zniszczenie i takie zniszczenie w perspektywie
zakładają. Tak jak na polowaniu — jeśli coś się
rusza w zaroślach, a myśliwy ma wątpliwości, czy
to aby nie człowiek, nie strzela. Stara rzymska
zasada prawna in dubio pro reo każe rozstrzygać
wszelkie wątpliwości na korzyść oskarżonego (w
tym przypadku embrionu).
Upragnione dzieci. Zarzuty, że metoda in vitro
narusza godność człowieka, są chybione, bo ciąże
będące wynikiem zapłodnienia pozaustrojowego są
traktowane z ogromną troską, a dzieci, które się
z nich rodzą, są od poczęcia otoczone miłością tak
bardzo oczekujących ich rodziców. Często są to dzieci
wymodlone.
W naturze też dochodzi do niszczenia zarod−
ków. Nawet jeśli w trakcie stosowania procedury in
vitro dochodzi od zniszczenia zarodków, to przecież
w naturze również się to zdarza, bowiem większość
zapłodnionych w sposób naturalny jaj nie zagnieżdża
się w macicy albo obumiera zaraz po zagnieżdżeniu.
Możliwość komercjalizacji. Są kraje (np.
USA), w których in vitro to niezły biznes. Z dużym
zyskiem handluje się zapłodnionymi zarodkami
ludzkimi o wybranych cechach (np. niebieskie
oczy i blond włosy).
Brak regulacji prawnych. W Polsce brak
unormowań prawnych stosowania metody in vitro ,
co w perspektywie może prowadzić do komercja−
lizacji.
Przechowywanie zarodków. W Polsce zamrożo−
ne zarodki przechowuje się do późniejszego wykorzy−
stania przez kobiety, którym próba zagnieżdżenia
zarodka w macicy czy donoszenia ciąży się nie powio−
dła. Jeśli zaś się powiodła, a zarodki pozostały, to
i tak się je przechowuje dalej z możliwością wykorzy−
stania przez inne pary.
Faktyczny brak wyboru. Bardzo często
bezdzietnym parom nie proponuje się zbadania
przyczyn bezpłodności i podjęcia działań mają−
cych na celu ich usunięcie, by umożliwić natu−
ralne zajście w ciążę. Idzie się na skróty, czyli
stwierdza się bezpłodność i od razu proponuje
metodę in vitro , przedstawiając ją jako najsku−
teczniejszą z istniejących. Nie ma więc wyboru
między istniejącymi metodami, a jedynie mię−
dzy in vitro a niczym.
To sprawa wyboru. Skorzystanie z metody in
vitro powinno być tylko kwestią osobistego wyboru
zainteresowanej pary. Nie każdy jest osobą wierzącą
i nie musi poddawać się ograniczeniom nakładanym
na wierzących. Żaden Kościół nie powinien żądać
od władzy narzucania całemu społeczeństwu zasad
wynikających jedynie z jego własnej teologii.
Redakcja
4 • ZNAKI czasu • LUTY 2008
Przeciw
4 • ZNAKI czasu • LUTY 2008
20383330.001.png 20383330.002.png
O tym się mówi
Na początku stycznia Katolicka Agen-
cja Informacyjna zorganizowała de-
batę pt. „Pytania o in vitro. Etyka —
nauka — prawo”. Do debaty zapro-
szono specjalistów z dziedziny pra-
wa, medycyny, etyki i teologii 1 . Choć
postulowano potrzebę znalezienia kom-
promisu między przeciwstawnymi sta-
nowiskami, to nie tylko nie udało się go
znaleźć, ale nawet nie było do niego
blisko, sama zaś debata nie była wol-
na od bardzo emocjonalnej wymiany
poglądów. Wydaje się, że po raz kolej-
ny dyskusje wokół zagadnień płodno-
ści skończyły się... bezpłodnie, czyli
prezentacją własnych stanowisk bez
faktycznej próby wsłuchania się w ar-
gumenty przeciwników.
Bezpłodne dyskusje
płodnością
iniejszy artykuł nie jest dokładną relacją z debaty, co
raczej skupieniem się na jej głównych wątkach
i wskazaniem problemów, które wiążą się ze stoso-
waniem metody in vitro .
Na początek jednak sprecyzujmy, o czym mówimy. Za-
płodnienie in vitro (dosłownie: w szkle) polega na laborato-
ryjnym zapłodnieniu jajeczka pobranego z ciała kobiety plem-
nikiem mężczyzny, a następnie umieszczeniu zapłodnionego
jaja (zarodka, embrionu) w macicy kobiety w celu zagnieżdże-
nia, rozwoju ciąży i urodzenia dziecka. Zanim jednak przystą-
pi się do całej procedury, kobieta musi przejść stymulację
hormonalną, której celem jest wyprodukowanie większej licz-
by komórek jajowych (od 5 do 15), aby — jeśli pierwsza próba
zagnieżdżenia zarodków się nie powiedzie (lub powiedzie, ale
później dojdzie do poronienia) — nie powtarzać stymulacji
hormonalnej, lecz skorzystać z zamrożonych zarodków. Le-
karze są niechętni ponownej stymulacji hormonalnej, bowiem
nie jest ona obojętna zarówno dla organizmu matki, jak
i portfela obojga rodziców. Poza tym każda kolejna stymula-
cja zmniejsza szanse na zakończenie całej procedury sukce-
sem. Uważa się więc, że celem zamrażania większej liczby
zarodków jest zwiększenie szans osób bezpłodnych na uro-
dzenie dziecka. I tu dotykamy głównego problemu w dysku-
sji nad in vitro — losu tzw. embrionów nadliczbowych.
najmniej kilka, a nawet kilkanaście zapłodnionych embrio-
nów. Innymi słowy, aby w ten sposób mógł urodzić się jeden
człowiek, trzeba zabić wiele innych poczętych istnień ludz-
kich. Co prawda twierdzi się, że w Polsce zamrożonych
embrionów się nie niszczy, ale wobec braku unormowań
prawnych — a co za tym idzie kontroli ośrodków przepro-
wadzających tego typu zapłodnienia i przechowujących za-
mrożone embriony — nikt nie jest tego w stanie z całą
pewnością potwierdzić. W wielu krajach świata po kilku
lub kilkunastu latach niewykorzystane embriony się po pro-
stu niszczy. Niczym nieskrępowane stosowanie techniki in
vitro z każdym rokiem będzie zwiększało dysproporcję mię-
dzy liczbą zamrożonych embrionów a możliwością ich fak-
tycznego wykorzystania. Jeśli więc dziś się ich nie niszczy, to
kiedyś wreszcie ktoś się na to zdecyduje, bo przecież nie
będzie się ich trzymać w zamrażarce na wieki. Zgoda na tę
metodę dziś jest zgodą na taką ewentualność w przyszłości.
Z chrześcijańskiego punktu widzenia jest to nader wątpliwa
etycznie procedura.
Rozwiązaniem kompromisowym mogłoby być zapład-
nianie in vitro bez tzw. nadliczbowych embrionów i ich za-
mrażania. Tworzono by tylko tyle zarodków, ile planowano
by przenieść do narządów rodnych kobiety. Zniknąłby pro-
blem „nadliczbowców”, choć znacznie zmniejszyłyby się szan-
se na sukces.
Innym problemem etycznym, który często towarzyszy
stosowaniu tej metody, jest tzw. redukcja ciąż. Otóż dla zwięk-
szenia szansy na zagnieżdżenie się embrionu w macicy zwy-
kle wprowadza się do niej większą liczbę embrionów. To zaś
Embriony nadliczbowe
Krytyka metody in vitro zasadza się głównie na tym, że
dla uzyskania jednego udanego poczęcia trzeba zużyć co
ZNAKI czasu • LUTY 2008 • 5
N
20383330.003.png 20383330.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin