Duncan Dave - Tryl.7-my miecz t.3 - Przeznaczenie miecza.pdf

(1038 KB) Pobierz
1062078897.001.png
DAVE DUNCAN
Siodmy miecz 03:
Przeznaczenie miecza
TRYLOGIA “SIÓDMY MIECZ” TOM
II
(Przełożyła Anna Reszka)
Najpierw musisz w łańcuchy zakuć brata,
A od drugiego przejąć mądrość.
Gdy zdepczesz potężnego
Stworzysz armię, zatoczysz koło,
I dasz lekcję,
Na koniec zwrócisz miecz
Tam gdzie jego przeznaczenie.
Zagadka półboga, instrukcje dla lorda Shonsu
Prolog
Zjazd szermierzy
Zwołano zjazd i Bogini go pobłogosławiła. Teraz każda łódź przewożąca szermierzy mogła
znaleźć się w Casr. Tam wojownicy schodzili na brzeg i wyruszali po chwałę. Statki kierowane
Jej Ręką wracały na rodzinne wody, a załogi i pasażerowie rozgłaszali nadzwyczajną wieść.
W wioskach, miastach i pałacach Świata szermierze usłyszeli wezwanie. Usłyszeli je w
wilgotnych dżunglach Aro i na wietrznych równinach Grin, wśród sadów Allii i pól ryżowych Az.
Usłyszeli w pustynnym Ib Man i pod lodowymi szczytami Zor.
Garnizonowi usłyszeli je w koszarach albo na tłocznych ulicach, wolni na górskich szlakach
lub zniszczonych wiejskich przystaniach. Naoliwili buty i pasy, naostrzyli miecze i ruszyli ku
Rzece.
Podnieceni juniorzy odszukiwali mentorów i prosili ich o poprowadzenie do Casr albo
zwolnienie z przysiąg. Seniorzy musieli podjąć decyzję: zostać przy rodzinach, synekurach i
wygodach czy odpowiedzieć na wezwanie i błagania protegowanych. Niektórzy wybierali honor,
inni pogardę.
Wędrowne oddziały wolnych nie miały takich problemów, bo przez cały czas znajdowały
się na służbie Bogini. Najczęściej obywano się bez zbędnych słów. Po prostu zbierano się do
drogi.
Lecz Bogini mogła powołać tylko część swoich szermierzy, żeby nie zostawić Świata bez
opieki stróżów prawa i porządku. Wielu z tych, którzy wsiedli na statki, wkrótce ujrzało nowe
brzegi, a w oddali Casr. Inni, nie mniej gorliwi i tyle samo warci, przeżyli rozczarowanie. Nie
dostrzegli żadnych zmian krajobrazu. Nie mogli uwierzyć, że są gorsi od innych. Doszło do
sporów, wzajemnego obwiniania się, awantur, wyzwań, przelewu krwi. Rannymi zajęli się
uzdrowiciele, zabitych wrzucono do Rzeki. Pozostali przegrupowali się i spróbowali szczęścia
na innych łodziach.
Nie tylko szermierze zareagowali na wezwanie. Za nimi podążyły żony, niewolnice,
konkubiny i dzieci. Zjechali się heroldowie i minstrele, zbrojmistrze i uzdrowiciele oraz
lichwiarze, szewcy, stajenni, kucharze i dziewki. Młodzież żądna przygody wsiadła na statki,
żeby się przekonać, dokąd poniesie je wielka Rzeka. Bogini od wieków nie zwołała zjazdu
szermierzy. W pamięci Ludzi nie zachowało się podobne wydarzenie. Po przybyciu do Casr
wszyscy zadawali to samo pytanie: Po co zwołano zjazd? Kto jest wrogiem?
Odpowiedź brzmiała: Czarnoksiężnicy!
Księga pierwsza:
Jak szermierz płakał
1
Nie do pomyślenia było, żeby szermierz siódmej rangi ukrywał się przed kimkolwiek lub
czymkolwiek, ale Wallie starał się, oględnie mówiąc, nie rzucać w oczy.
Ranek spędził na pokładzie. Oparty o poręcz, obserwował zgiełkliwy port w Tau. Zdjął
zapinkę i rozpuścił czarne włosy. Pasy i miecz położył przy nodze. Burta zasłaniała niebieski
kilt i buty. Przechodnie widzieli tylko potężnie zbudowanego młodego mężczyznę o długich
włosach. Musieliby podejść bardzo blisko i mieć dobry wzrok, żeby dostrzec siedem mieczy
wytatuowanych na jego czole.
Po dwóch tygodniach nieprzerwanej żeglugi z Ov zapasy się wyczerpały, a nagromadziło
wiele spraw do załatwienia. Matki zgarnęły dzieci i ruszyły na poszukiwanie dentystów. Stara
Lina podreptała na brzeg, żeby targować się z domokrążcami o mięso, owoce, warzywa, mąkę,
przyprawy i sól. Nnanji zabrał brata do uzdrowiciela na zdjęcie gipsu z ręki. Jja wybrała się z
Lae na zakupy. Młody Sinboro, który osiągnął wiek męski, pomaszerował z rodzicami do
znaczyciela. Szykowała się nocna zabawa na Szafirze.
Normalnie Brota wykorzystywała pobyt w porcie i sprzedawała towar, a syn wyprawiał się
po następny, ale teraz żeglarze byli zajęci trymowaniem i balastem, więc Piąta przypasała
miecz, wzięła ze sobą Matę i poczłapała na nabrzeże. Tomiyano kazał położyć dwie brązowe
sztaby u stóp trapu, postawił przy nich młodego Matarro i zajął się swoimi sprawami.
Nie na długo zostawiono go w spokoju. Gdy zjawili się pierwsi klienci, Matarro pobiegł po
kapitana. Tomiyano był niemal równie przebiegłym handlarzem jak matka. Wallie z
ciekawością przysłuchiwał się ożywionym targom. W końcu ustalono cenę i kupcy zeszli do
ładowni, żeby sprawdzić towar. Wallie wrócił do obserwowania portowego życia.
Tau należało do jego ulubionych miast na pętli RegiVul, choć nazywanie go miastem
wydawało się lekką przesadą. Jak w większości portów, ulica wciśnięta między pachołki
cumownicze, trapy i stosy towarów wyładowanych ze statków a magazyny, była za wąska na
panujący na niej ruch. Mimo jesiennego dnia słońce mocno przygrzewało, zalewając jasnym
blaskiem rojne i wielobarwne nabrzeże. Wozy turkotały i skrzypiały, piesi tłoczyli się,
niewolnicy dźwigali pakunki, domokrążcy pchali wózki i wykrzykiwali ceny. Nie obowiązywały
żadne przepisy. Łoskot kół mieszał się z przekleństwami i obraźliwymi epitetami, ale rzadko
dochodziło do wybuchów agresji. W powietrzu unosiła się woń kurzu, ludzi i koni.
Miejscowe wierzchowce miały wielbłądzie głowy i ciała bas-setów, ale zapachem nie
różniły się od ziemskich. Z jednego ze statków spędzono stado kóz. Wallie stwierdził z
rozbawieniem, że zwierzęta mają jelenie rogi i cuchną tak samo jak ziemskie.
Spodobały mu się piętrowe magazyny ciągnące się rzędem wzdłuż nabrzeża. Oszalowane
ciemną dębiną, pomalowane na beżowo, o słomianych strzechach, wyglądały jak dekoracja do
filmu o wesołej Anglii. Wśród tej scenografii Wallie nie dostrzegł jednak żadnych dam w
krynolinach ani elegantów z koronkowymi krezami. Ubrania Ludzi, śniadych, brązowłosych,
zgrabnych i wesołych, były proste: kilty albo przepaski biodrowe u mężczyzn, zwykłe pasy
materiału u kobiet, a u starszych obojga płci długie szaty. Dzieci biegały nago. Dominował
brązowy kolor Trzecich, wykwalifikowanych rzemieślników, przedstawicieli trzystu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin