Boge Anne-Lise - Grzech pierworodny 22 - Czas grozy.pdf

(471 KB) Pobierz
442412062 UNPDF
Anne-Lise Boge
Saga Grzech pierworodny
Część 22
Czas grozy
Przełożyła Magdalena Stankiewicz
Copyright © 2007 Anne-Lise Boge
Wydarzenia przedstawione w serii powieściowej „Grzech pierworodny" rozgrywają się w
gospodarstwie należącym do rodziny mojej matki. Dwór, przyroda, postaci i tło kulturowe są
autentyczne. Chciałabym jednak zaznaczyć, że ani ludzie, ani cała historia opisana w serii nie
mają żadnego związku z rzeczywistością. To powstało w mojej wyobraźni.
Dla Bjarne - z podziękowaniem za wieloletnią przyjaźń
i nieocenioną pomoc przy pracy nad tą książką
Anne-Lise Boge
ROZDZIAŁ 1.
Mali stała jak rażona piorunem i wpatrywała się w lensmana. Po chwili jednak ochłonęła i
wciągnęła głęboko powietrze. Puściła rękę Havarda. Przygładziła włosy.
- Może pan poczekać w domu dziadków - rzuciła krótko. - Proszę pójść ze mną.
Lensman podążył za gospodynią wzdłuż korytarza, a Havard ruszył za nimi. Mali
otworzyła drzwi do domu dziadków. Uderzyło ich ciężkie powietrze. Słońce prześwitywało
przez zaciągnięte rolety i nadawało wnętrzu dziwny złocisty blask. Dom dziadków nie był
ostatnio używany i panowała tu duchota i mrok. Mali przeszła przez pokój i podciągnęła
rolety. Otworzyła okno i wpuściła wieczorne powietrze, pachnące morszczynem i słoną wodą.
- Kiedy spodziewacie się powrotu syna? - spytał lensman.
- Nie ustaliliśmy dokładnej godziny - odparła Mali. - Ale jego córeczka, którą zostawił
pod naszą opieką, wkrótce powinna iść spać, więc młodzi wrócą chyba niedługo.
Rzuciła szybkie spojrzenie na Havarda. Wyglądał na zmartwionego.
- Pójdę do domu i przyniosę kawy - zaproponowała. - Właśnie zaparzyłam świeżą, kiedy
pan przyszedł, więc...
- Proszę nie robić sobie kłopotu.
- Czegoś jednak powinniśmy się napić - uznała Mali i podeszła do drzwi. - Zaraz wrócę.
- Czego, u licha, lensman tutaj szuka? - spytał Aslak, kiedy Mali weszła do kuchni.
- Nie wiem - odparta Mali trochę niechętnie. - Chce porozmawiać z Sivertem i Tordhild -
wyjaśniła.
- Dlaczego?
- Nie mam pojęcia - skłamała. - Ale młodzi zaraz wrócą, to się dowiemy, o co chodzi.
Poczuła na sobie badawcze spojrzenie Ane, kiedy szykowała tacę z filiżankami i kawą, ale
unikała wzroku służącej. Przez cały czas dławiący strach ciążył jej w piersi jak kamień.
- Zajmiecie się Marileną?
Poklepała bezwiednie dziewczynkę po głowie i dała jej ciastko.
- Pewnie, że tak - odparła Ingeborg. - To sama przyjemność.
- O, widzę łódź przy tartaku - zauważyła Ane i wychyliła się przez okno. - Sivert wraca do
domu!
Lensman zdążył wlać w siebie trzy filiżanki kawy, zanim Sivert i Tordhild stanęli w
drzwiach. Mali usłyszała odgłosy rozmowy i śmiechów, dobiegające z sadu jabłoniowego, i
żołądek jej się ścisnął. Pośpiesznie wstała i wyszła, żeby przywitać syna z rodziną. Chciała
również uprzedzić Johannesa, żeby się nie przestraszył.
Chłopiec jako pierwszy wyszedł zza węgła, niosąc przed sobą dumnie wędkę z wielką
rybą.
- Popatrz, babciu! - zawołał radośnie. - Złowiłem ją całkiem sam. Mamy w wiadrze
jeszcze dużo innych.
- Świetnie - odparła Mali, usiłując się uśmiechnąć. - Możesz pójść razem z Aslakiem lub
O1avem do strumienia i je oczyścić. Chcesz?
Johannes nie dał się prosić. Wpadł do domu jak wystrzelony z procy, z wędką i w mokrych
kaloszach.
- Lensman czeka na was w domu dziadków - rzekła Mali cicho do Siverta i Tordhild.
- Lensman? - Sivert uniósł brwi ze zdumienia. - W jakiej sprawie?
- Mówił coś, że musi z wami porozmawiać, bo nie wszystko jest w porządku... z waszym
małżeństwem.
- Plotki - mruknęła Tordhild zmartwiona.
- Tak, Bóg jeden wie, o co chodzi, ale w żadnym razie nie wolno wam pisnąć ani słówka
o...
- Uspokój się, mamo - rzekł Sivert i położył Mali rękę na ramieniu. - Lensman nie może
nam nic zarzucić. O co by nas miał oskarżyć? O ile mi wiadomo, nie można nikomu
wytoczyć sprawy na podstawie samych plotek.
- No nie wiem - Mali nie była przekonana.
- Chodźmy do środka - zdecydował Sivert. - Lepiej mieć to za sobą, co by to nie było.
Lensman wstał, kiedy weszli. Wyciągnął rękę.
- Słyszałem, że chciał pan ze mną porozmawiać - zaczął Sivert.
- Tak. Otóż sprawa przedstawia się tak: dowiedziałem się, że niektórzy mówią, że... -
lensman zaczął się wiercić niespokojnie, najwyraźniej poczuł się nieswojo. - Jak bliskie
pokrewieństwo łączy pana i pańską żonę?
- Od kiedy zaczął pan jeździć po okolicy i przysłuchiwać się krążącym pogłoskom?
Lensman zaczerwienił się i nerwowo zaszurał stopami.
- Wydało mi się to tak alarmujące, że...
- Któż taki roznosi plotki o mnie i o mojej żonie?
- Pewna Cyganka z Rindalen wyznała tamtejszemu proboszczowi, że... hm, że jesteście ze
sobą bardzo blisko spokrewnieni. Bardziej, niż to prawnie dozwolone między małżonkami.
- Trudno mi uwierzyć, że Cyganka mogłaby mówić takie rzeczy.
- Jednak tak właśnie było. Lokalne władze wydały nakaz odebrania jej prawa do opieki
nad dwójką dzieci, a wtedy...
- A więc opowiedziała to, żeby ratować swoją rodzinę? Czy nie uważa pan, że to jest mało
wiarygodne? Biedna Cyganka uciekła się do kłamstwa, żeby chronić swoje potomstwo.
Zamiast słuchać plotek, powinien się pan raczej zająć problemem niechęci wobec Cyganów -
rzekł Sivert oburzony. - Jednak odpowiem panu na pytanie: jestem synem Johana Stornesa.
Sądziłem zresztą, że pan o tym wie. Może to potwierdzić moja matka, a poza tym istnieje
odpowiedni zapis w księgach kościelnych. Tordhild zaś jest córką Cygana, Jo Karlsena.
- Tak właśnie myślałem - przyznał lensman. - Nie rozumiem, jak mogło powstać owo
podejrzenie. Skąd tej kobiecie przyszło do głowy, że wy jesteście... Tak, że jesteście zbyt
blisko spokrewnieni.
- Powinien był pan lepiej sprawdzić tę informację, zanim pan tu przyszedł - zauważyła
Mali i utkwiła w nim wzrok. - Czy mam przynieść akt chrztu Siverta?
- Nie, nie trzeba, pani Stornes. To jakieś przykre nieporozumienie.
- Mam zatem nadzieję, że po raz ostatni musieliśmy tłumaczyć się z podobnych zarzutów
- rzekł Sivert i objął Tordhild ramieniem. - Wie pan, to nic przyjemnego.
- Rozumiem. Zadbam o to, żeby...
- Proszę jednak nie karać tej Cyganki - przerwał mu Sivert. - Matka zdolna jest zrobić
wszystko, żeby chronić swoje dzieci, zdajemy sobie z tego sprawę. Swoją drogą sposób
traktowania Cyganów w naszym kraju to wstyd dla Norwegii.
- Nie ja za to odpowiadam - rzekł lensman pojednawczo.
- No tak, wiem, że naczelnicy wydają decyzje, a pan wypełnia tylko polecenia.
Lensman nie odpowiedział. Wyciągnął rękę do Mali.
- Proszę mi wybaczyć kłopot.
Podała mu dłoń, lecz szybko ją cofnęła. Skinęła w milczeniu.
- Znajdę drogę - rzekł lensman.
- W naszym domu odprowadzamy gości do wyjścia - stwierdził Havard. Otworzył drzwi i
przepuścił lensmana przodem.
Mali osunęła się na sofę i przycisnęła ręce do brzucha.
- Ludzie więcej o tym gadali, niż podejrzewaliśmy - odezwała się i zerknęła na Siverta i
Tordhild. - To mnie przeraża. Ale przynajmniej wreszcie się dowiedzieliśmy, że informacja
pochodziła od Cyganów.
- Nie denerwuj się, mamo. Widzisz, poszło dobrze - rzekł Sivert spokojnie. - Już po
wszystkim. Sprawa się wyjaśniła, lensman ją zamknie i nikt więcej nie będzie do niej wracał.
- Miejmy nadzieję - westchnęła Mali. - Ale nigdy nie wolno wam powiedzieć... mam na
myśli Johannesa - mówiła dalej z wahaniem. - Wspominałeś kiedyś, że mały powinien poznać
prawdę...
- Nie sądzę - wtrąciła się Tordhild i wzięła Siverta za rękę. - To byłoby dla niego zbyt
dużym wstrząsem. Sivert i ja dokonaliśmy wyboru, kiedy postanowiliśmy się pobrać i
zdecydowaliśmy na dziecko. My musimy jakoś z tym żyć, jednak nie możemy obarczać
Johannesa.
- Doszliście do takiego wniosku? - Mali nie kryla, jak wielką poczuła ulgę. - Nie dawało
mi spokoju, że...
- Zapomnij o tym - rzekł Sivert. - Nie mówmy o tym więcej. Havard wrócił i zamknął za
sobą drzwi.
- No i już - odetchnął. - Teraz będziecie chyba mogli żyć w spokoju.
- A co powiemy służbie, jeżeli ktoś zapyta, po co przyszedł lensman?
- Że to tylko nieporozumienie - odparła Mali pośpiesznie. - Najlepiej od razu urywać
wszystkie rozmowy na ten temat i nie wdawać się w dyskusje. A teraz już pora, byście zabrali
dzieci do domu i położyli je spać - dodała i spojrzała na syna i synową.
Stanęła na progu i odprowadzała młodych wzrokiem, kiedy wracali na Wzgórze. Johannes
i Tordhild dźwigali między sobą kubełek z oczyszczonymi rybami. Sivert niósł na ramionach
Marilenę, która kiwała się sennie do przodu ponad głową ojca z każdym jego krokiem.
- Udało się - uznał Havard i objął Mali ramieniem.
Skinęła głową. Napięcie powoli ustępowało. Jednak Mali wiedziała, że nigdy nie poczuje
się całkiem spokojna, jeśli chodzi o małżeństwo Siverta i Tordhild. Nigdy nic nie wiadomo.
Dorbet pakowała się. Wielka walizka stała otwarta na łóżku, a ona chodziła tam i z
powrotem i dokładała ubrania. Nie miała pewności, co powinna zabrać do Oslo. Pierwsza
rzecz to strój ludowy - musiała go wziąć. Uważała, że wszyscy, którzy pójdą w wielkim
pochodzie, muszą wystąpić w strojach regionalnych.
Ale chciała zabrać oprócz tego coś ładnego - nie będzie przecież cały dzień chodzić w
paradnym stroju. Na pewno będzie ciepło, pomyślała i odgarnęła włosy. Prognozy pogody
zapowiadały dla stolicy wspaniały początek lata z temperaturą do dwudziestu stopni.
Dorbet przyłożyła do siebie czerwoną suknię wizytową i spojrzała do lustra: będzie
odpowiednia na wyjście do Chat Noir i być może nada się również do Teatru Narodowego.
Kupili już bilety zarówno na rewię, jak i na przedstawienie Dom lalki Ibsena. Dorbet
zakręciła się dookoła i uśmiechnęła się do siebie. Cieszyła się tak bardzo, aż czuła łaskotanie
w brzuchu. Zamieszkają w Grand Hotelu w samym centrum na Karl Johansgate! Już sama
myśl, że będzie się przechadzać wzdłuż tej słynnej ulicy w Oslo, przyprawiała ją o przyjemny
dreszcz. Czeka ją całe pięć dni zabawy i rozrywki, bez obowiązków i dziecka. Marit obiecała
zająć się Trygvem i na pewno zrobi to z radością. A Dorbet cieszyła się na kilka dni wolności
spędzonych tylko z Olą. Naprawdę się wykosztował, myślała zadowolona, obiecał też, że
będzie mogła zrobić zakupy w dużych centrach handlowych. Dawno Dorbet nie czuła się tak
szczęśliwa jak w tej chwili, kiedy biegała po sypialni i pakowała się.
Wyciągnęła letnią sukienkę w kwiaty. Zamówiła ją razem z kilkoma innymi rzeczami z
katalogu wysyłkowego. Sukienka była modna, sięgająca tylko do połowy łydki. Już się nie
nosiło długich spódnic do ziemi, w każdym razie w miastach. Dorbet napomknęła przy jakiejś
okazji, że chciałaby w Oslo pójść również do fryzjera i obciąć modnie włosy, ale Ola
sprzeciwił się. Zapowiedział, że fryzury nie wolno jej ruszać, więc nie nalegała. Właściwie
dumna była ze swych długich, gęstych, falujących włosów, więc dostosowanie się do
życzenia Oli nie kosztowało jej zbyt wiele. Hojność Oli wprawiła ją w nadzwyczaj dobry
humor i w te czerwcowe dni Dorbet zachowywała się łagodnie, czule i często się śmiała.
- Ach, tutaj jesteś - Ola zajrzał do sypialni i uśmiechnął się. - Myślałem, że już skończyłaś
pakowanie.
- Jeszcze nie. Nie wiem, co zabrać.
- Potrzebujesz aż tyle rzeczy?
- Chcę się podobać, kiedy będziemy razem wychodzić.
- Już jesteś bardzo ładna, Dorbet - odparł i objął ją. - Najpiękniejsza.
- Ach ty! - roześmiała się i skuliła w jego ramionach.
Zanurzył twarz w jej pachnących włosach i mocniej przytulił. Oddychał szybko. Dorbet
ostrożnie wyswobodziła się z jego objęć i uśmiechnęła się.
- Poczekaj, aż przyjedziemy do hotelu - szepnęła z wzrokiem pełnym złotych obietnic. -
Będziemy tylko we dwoje.
- Obiecujesz?
- Jasne! - To przecież nasza podróż poślubna, prawda?
Przez chwilę stali blisko obok siebie.
- Ola, przecież ja nie mam kapelusza - rzuciła nagle.
- Ja też nie.
- Ale powinniśmy mieć, oboje. To pierwsza rzecz, jaką musimy sobie sprawić w Oslo.
Masz taki świetny garnitur, ale w Oslo zwykle wkłada się jeszcze kapelusz, żeby być
eleganckim. Widziałam na zdjęciach. A kobiety noszą kostiumy i kapelusze.
- Dobrze, dobrze, zaraz po przyjeździe możemy pójść prosto do sklepu. Oczywiście, że
powinnaś mieć kapelusz.
Jednak ten problem sam się rozwiązał. Kiedy Dorbet zajrzała po południu do Stornes, żeby
się pożegnać przed wyjazdem, wspomniała o planowanym zakupie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin