wychowanie a miłość (2).doc

(210 KB) Pobierz
Ks

Ks. dr Marek Dziewiecki (Radom)

WYCHOWANIE A MIŁOŚĆ (2)

pkt. 3.2. - 4

WYCHOWANIE A MIŁOŚĆ (2)

3.2. Przyjaźń wobec samego siebie

3.3. Przyjaźń wobec drugiego człowieka.

4. Przygotowanie do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej



3.2. Przyjaźń wobec samego siebie

Uczenie się dojrzałej postawy wobec samego siebie okazuje się jednym z najbardziej skomplikowanych zadań w procesie wychowania. Łatwo tu o nieporozumienia i poważne błędy wychowawcze. Istnieje bowiem w tej dziedzinie wiele uproszczeń i jednostronnych spojrzeń. Niektórzy wychowawcy sądzą, że miłość do samego siebie jest człowiekowi wrodzona i w związku z tym nie wymaga ona od wychowanka żadnego wysiłku. Nie potrzebna jest też w tym względzie pomoc ze strony dorosłych. Inni z kolei wychowawcy uważają, że każdy człowiek ma wrodzoną skłonność do egoizmu, któremu trzeba się przeciwstawiać w ramach procesu wychowawczego. Z powodu spontanicznych skłonności wychowanków do postaw egoistycznych należy mobilizować ich do miłości wobec Boga i bliźniego, ale nie do miłości wobec samych siebie.

Obie te skrajne postawy są błędne i wychowawczo niebezpieczne. W rzeczywistości bowiem nie jest prawdą, że każdy człowiek potrafi kochać samego siebie w sposób spontaniczny i bez wysiłku. Przeciwnie, zajęcie dojrzałej postawy wobec samego siebie wymaga wyjątkowo dużego wysiłku i wewnętrznej dyscypliny. Nie jest też prawdą, że ze względu na skłonności egoistyczne u wychowanków, lepiej nie uwrażliwiać młodych na kwestię miłości wobec samych siebie. Najlepszym bowiem sposobem na to, by pokonać egoizm, jest uczenie dzieci i młodzieży dojrzałej miłości wobec samego siebie. Także w tej dziedzinie zło zwycięża się dobrem. Przyjrzyjmy się bliżej zasadom kształtowania dojrzałej postawy wobec samego siebie.

Ludzka dojrzałość oznacza nie tylko zdolność, by pokochać Boga i bliźniego. Oznacza ona także zdolność człowieka do objęcia dojrzałą miłością samego siebie! W przeciwnym wypadku dana osoba nie potrafi zatroszczyć się o własny rozwój a jej życie staje się bolesnym ciężarem. Także w tym aspekcie nie ma ziemi neutralnej. Oznacza to, że jeśli w danym człowieku nie dominuje postawa dojrzałej przyjaźni wobec samego siebie, to zaczyna się w nim kształtować i pogłębiać postawa wrogości do siebie. A gdy dominuje wrogość, to człowiek postępuje wobec siebie w sposób destrukcyjny: zniechęca samego siebie lub wręcz niszczy siebie negatywnymi sposobami myślenia o sobie, agresywnymi sposobami przeżywania samego siebie, nieustannym potępianiem siebie w każdej sytuacji.

Ponadto tego typu postawa wrogości wobec samego siebie odbija się negatywnie także na postawie danego człowieka wobec innych ludzi. Dzieje się tak zwłaszcza na skutek działania mechanizmu, zwanego projekcją psychiczną. Projekcja polega na tym, że człowiek, który z wrogością odnosi się do samego siebie, z reguły nie jest tego w pełni świadomy i podejrzewa, że to inni odnoszą się do niego z wrogością. Jest to forma obrony psychicznej. Z dwojga złego łatwiej bowiem poradzić sobie z wrogością zewnętrzną niż wewnętrzną. Tego typu obrona psychiczna niesie jednak ze sobą bolesne konsekwencje. Człowiek, który podejrzewa innych o wrogie zamiary wobec siebie - nie dlatego, że inni naprawdę są wrogami lecz, że nie zdaje on sobie sprawy, iż to on sam jest wrogiem dla siebie - czuje się przez wszystkich obserwowany, posądzany, potępiany, odrzucany. Oskarża więc innych o to, co w rzeczywistości czyni on sam. Zwykle nie wypowiada wprost tego typu podejrzeń wobec otaczających go ludzi, ale staje się wobec nich nieufny, rozżalony, agresywny. Innymi słowy wszystkich traktuje jak wrogów. Powoduje to reakcje obronne z ich strony, np. w postaci zniechęcenia, niepokoju, rozdrażnienia, agresji. Z kolei tego typu negatywne reakcje ludzi na jego własne zachowanie dany człowiek interpretuje jako potwierdzenie słuszności swoich przypuszczeń, że wszyscy odnoszą się do niego z wrogością.

Człowiek, który jest wrogiem samego siebie, rozsiewa zatem wszędzie smutek, niepokój, niezadowolenie, cierpienie, pesymizm, podejrzliwość, napięcie psychiczne. Krytykuje wszystkich za wszystko. Staje się toksyczny. W konsekwencji inni ludzie zaczynają go po prostu unikać. W ten sposób wrogość, przeżywana w odniesieniu do samego siebie, wpływa niszcząco nie tylko na danego człowieka ale też uniemożliwia mu nawiązanie pozytywnych więzi ze światem otaczających go osób. Z powyższych względów dojrzałe i harmonijne życie wymaga nauczenia się zrównoważonej i odpowiedzialnej miłości wobec samego siebie. Jest to zadanie niezwykle trudne. Dojrzałe pokochanie siebie stanowi być może w ogóle najtrudniejsze zadanie, przed którym stoi człowiek na tej ziemi. Przypatrzmy się teraz tym powodom, które najbardziej to zadanie utrudniają.

Sądzę, że pierwszym z takich powodów, jest dosyć rozpowszechnione irracjonalne przekonanie, że człowiek nie powinien kochać samego siebie, gdyż pokochanie samego siebie oznaczałoby po prostu uleganie egoizmowi. A egoizm jest przecież zaprzeczeniem dojrzałości. Tego typu uproszczenie, w postaci utożsamiania miłości wobec samego siebie z egoizmem, ma też swe przyczyny w nieprecyzyjnej terminologii. Otóż w języku polskim egoizm nazywany jest często miłością własną. Sugeruje to, iż sam fakt objęcia miłością samego siebie jest już przejawem egoizmu. Tego typu błędna sugestia prowadzi z kolei do wniosku, że nie jest w ogóle możliwa dojrzała miłość wobec samego siebie. Tymczasem w rzeczywistości egoizm jest zawsze zaprzeczeniem miłości. Można oczywiście w egoistyczny sposób "kochać" samego siebie ale istnieje równie wielkie ryzyko, że ktoś w egoistyczny sposób "pokocha" inne osoby. O tym więc, czy jakaś postawa jest miłością czy też egoizmem, nie decyduje fakt, do kogo jest ona skierowana (do samego siebie czy do innych osób) lecz na czym ta postawa polega! Egoizm to nie miłość człowieka wobec samego siebie lecz to niezdolność do przyjęcia siebie z dojrzałą miłością. A kto nie potrafi przyjąć siebie z dojrzała miłością ten rzeczywiście wpada w pułapkę egoizmu. Albo zajmuje wobec siebie postawę wrogości. Obie te skrajności są równie niebezpieczne. Obie też wykluczają dojrzałość.

Innym błędnym stereotypem myślenia, który utrudnia dojrzałe pokochanie siebie, jest przekonanie, że chrześcijaństwo wzywa jedynie do miłości Boga i bliźniego oraz że żąda ono, by z tej miłości wykluczył człowiek samego siebie. O istnieniu tego typu schematu myślenia przekonuję się osobiście w czasie spotkań z młodzieżą i dorosłymi. Kiedy mówię na temat dojrzałej miłości wobec samego siebie, wtedy niektórzy słuchacze reagują ze zdziwieniem a nawet z zaniepokojeniem. Część z nich sądzi, że mówiąc o uczeniu się miłości wobec samego siebie, nie nawiązuję do chrześcijaństwa ale do przekonania modnych psychologów humanistów, którzy obecnie z coraz większym naciskiem podkreślają, iż pokochanie samego siebie stanowi jeden z najważniejszych sprawdzianów zdrowia psychicznego.

Tymczasem to właśnie chrześcijaństwo jednoznacznie wzywa każdego człowieka do tego, by z miłością przyjął samego siebie. Już prawie trzy tysiące lat temu Bóg objawił człowiekowi jasną zasadę w tym względzie: "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" (por. Kpł 19, 18). Zasadę tę równie jednoznacznie potwierdził Chrystus (por. Mt 22, 39). Chrześcijaństwo zatem nie tylko wzywa człowieka do pokochania samego siebie, ale stopień miłości danego człowieka w odniesieniu do samego siebie traktuje jako miarę miłości wobec bliźniego. I to w dodatku jako miarę maksymalną: Bóg stwierdza, że człowiek nie może pokochać bliźniego bardziej niż siebie samego. Zadaniem wychowawców jest zatem przełamywanie u wychowanków wyżej opisanych błędnych sposobów myślenia na temat postawy wobec samego siebie. Młodzi potrzebują pomocy wychowawczej, by odróżniać egoizm od dojrzałej miłości wobec siebie a także by odkryć, że mądre pokochanie siebie jest koniecznym warunkiem nawiązania harmonijnych więzi z innymi ludźmi.

Drugą, obok błędnych przekonań i schematów myślenia, przeszkodą w dojrzałym pokochaniu samego siebie, jest historia życia danego wychowanka. Okazuje się bowiem, że dane dziecko dosłownie uczy się postawy wobec samego siebie od rodziców i innych osób z najbliższego otoczenia. Ich postawę wobec niego przyjmuje za rodzaj wzorca, który bezpośrednio wpływa na jego własny sposób odnoszenia się do siebie. Łatwo sobie uświadomić, że sytuacja żadnego dziecka nie jest w tym względzie idealna. Nie jest bowiem możliwe, by rodzice i inni wychowawcy uniknęli wszelkich błędów w ich sposobie odnoszenia się do wychowanka. Czasami są dla niego zbyt wyrozumiali i pobłażliwi. Innym znowu razem okazują się zbyt niecierpliwi i surowi. Czasami więc uczą dziecko egoizmu a innym razem wrogości do samego siebie. Zwykle któraś z tych postaw zaczyna dominować i jest bardzo prawdopodobne, że dany wychowanek nauczy się takiej właśnie postawy do siebie. Sposób odnoszenia się najbliższych do danego dziecka staje się więc rodzajem przepowiedni, która później się spełnia w jego dorosłym życiu. Obowiązuje tu zasada: powiedz mi, jak byłeś traktowany w dzieciństwie a ja powiem ci, jak ty teraz traktujesz samego siebie. Modyfikowanie niedojrzałej postawy wobec samego siebie jest oczywiście możliwe w późniejszym okresie życia, ale wymaga zwykle ogromnego wysiłku i pomocy zewnętrznej.

Należy zatem troszczyć się o to, by od początku pomagać wychowankom w zajęciu dojrzałej postawy wobec samych siebie, gdyż naprawianie ewentualnych błędów wychowawczych w tej dziedzinie okazuje się bardzo trudne. Z tego powodu podstawowym zadaniem wychowawców jest odnoszenie się do dzieci i młodzieży z dojrzałą miłością, aby stać się dla nich właściwym wzorcem postawy wobec samego siebie. Dzieje się tak wtedy, gdy rodzice i inni wychowawcy potrafią okazywać bezwarunkową i nieodwołalną miłość wobec wychowanków. Także wtedy, gdy ich zachowanie nie jest właściwe. W obliczu błędnych zachowań można i należy wyrażać niepokój, wprowadzać jasne normy dyscyplinarne a także wyciągać bolesne dla wychowanka konsekwencje. Nie wolno natomiast nigdy szantażować wycofaniem miłości.

Nie wolno więc nigdy, nawet dla chwilowego nastraszenia dziecka, odwoływać się do groźby typu: "jeśli będziesz niegrzeczny, to przestaniemy cię kochać". Dziecko powinno być pewne, że w każdej sytuacji będzie kochane. Gdy natomiast jest niegrzeczne, to powinno być równie pewne, że nie dostanie upragnionej słodyczy, nie obejrzy bajki czy nie zagra w ulubioną grę. To wystarczający nacisk, aby pomóc mu w poprawie zachowania. Gdy natomiast dziecko będzie czuło się szantażowane wycofaniem miłości, wtedy będzie powielać podobną postawę do samego siebie w swym dorosłym życiu. W praktyce prowadzi to do postawy typu: "albo jestem doskonały albo przestaję kochać samego siebie". Ponieważ dzieci i młodzież przekonują się, że nie potrafią być doskonałymi, więc konsekwencją tego typu alternatywy jest zwykle wrogość wobec samego siebie a jednocześnie zniechęcenie się do jakiejkolwiek pracy nad sobą. To z kolei prowadzi do jeszcze większego rozgoryczenia i jeszcze boleśniejszej wrogości wobec samego siebie. Albo grozi popadnięciem w drugą skrajność: prowadzi do egoizmu i naiwnego zadowolenia z samego siebie, bez stawiania sobie jakichkolwiek wymagań.

Kolejną przeszkodą w dojrzałym pokochaniu siebie jest fakt, że wielu ludzi nie jest świadomych postawy, jaką zajmują wobec samych siebie. A przecież trudno jest człowiekowi kształtować dojrzałą postawę wobec samego siebie, gdy nie zdaje on sobie sprawy, w jaki sposób odnosi się do własnej osoby. Najczęściej spotykam się z tego typu sytuacją właśnie u ludzi młodych. Większość z nich dobrze zdaje sobie sprawę z tego, co o sobie myśli. Większe trudności napotykają młodzi wtedy, gdy pytam ich o to, w jaki sposób przeżywają emocjonalnie samych siebie. Zdecydowanie największe natomiast trudności wywołuje pytanie: w jaki sposób odnosisz się do samego siebie? Zwykle wychowankowie odpowiadają wtedy, ze nigdy nad tym się nie zastanawiali! Niektórzy dodają, że w ogóle nie mieli świadomości, że w jakiś sposób odnoszą się do samych siebie. Sądzili, że mogą zajmować określoną postawę jedynie wobec świata zewnętrznego! Jednocześnie uważali, że postawa wobec samego siebie dokonuje się jakby samoczynnie, bez ich udziału czy wpływu.

Wiele osób jest więc przekonanych, że postawa wobec samego siebie to wyłącznie kwestia spontaniczności, którą człowiek nie może kierować. Zadaniem wychowawców jest pomaganie młodym, by zdawali sobie coraz bardziej sprawę z postawy, jaką zajmują wobec samych siebie. Trzeba z całą mocą podkreślać, że np. sięganie po piwo czy inne napoje alkoholowe w wieku rozwojowym, bezkrytyczne robienie tego, co czyni większość w danej grupie, uleganie lenistwu, podporządkowanie się ciału czy emocjom, to wyraźne przejawy niedojrzałej i krzywdzącej postawy wobec samego siebie. Trzeba też pomagać młodym, by zrozumieli, iż postawa wobec samego siebie nie może dokonywać się jedynie w oparciu o spontaniczność lecz - jak wszystko w człowieku - podlega procesowi wychowania w oparciu o określony system wartości oraz o wewnętrzną dyscyplinę. Spontanicznie człowiek ma skłonność, by odnosić się do siebie zbyt łagodnie (pobłażliwy kumpel) albo okrutnie (bezlitosny wróg).

Czwarta przeszkoda w pokochaniu siebie wynika z niedoskonałości człowieka, której w jakimś stopniu każdy doświadcza. Dosyć łatwo byłoby pokochać kogoś idealnego, doskonałego, nie dotkniętego żadną słabością, żadnymi konfliktami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Dosyć łatwo byłoby pokochać nawet kogoś niedoskonałego pod warunkiem jednak, że mamy z nim jedynie niewielki kontakt, że spotykamy się tylko od święta, że nie musimy razem pokonywać trudności i rozwiązywać niepokojących problemów. Tymczasem w kontakcie z samym sobą sytuacja jest diametralnie inna. Każdy człowiek bezpośrednio i niemal nieustannie doświadcza własnych słabości. Nieraz w dramatyczny i bardzo bolesny sposób. Każdy w jakimś stopniu krzywdzi samego siebie i ciągle na nowo negatywnie zaskakuje siebie. Często sam nie rozumie tego, co się w nim i z nim dzieje. Ma do siebie pretensje i żal o zło, które sam sobie wyrządził a także o to, że pozwolił, by inni go skrzywdzili. Gniewa się na samego siebie. Czasem aż do poczucia nienawiści. A ponadto przebywa ze sobą - z kimś tak niedoskonałym - dzień i noc. Zawsze.

Także w tym aspekcie sytuacja młodych jest z reguły trudniejsza niż sytuacja osób dorosłych. Młodzi zwykle z młodzieńczą właśnie wrażliwością i bolesną intensywnością przeżywają własną niedoskonałość, rozczarowania wobec samych siebie, napięcia emocjonalne, których się boją czy wręcz wstydzą. Pierwszym zadaniem wychowawców jest w tej sytuacji postawa cierpliwej przyjaźni wobec dzieci i młodzieży, wobec uderzającej zmienności ich nastrojów i przeżyć, wobec ich niecierpliwości i buntu w stosunku do samych siebie. Łatwiej będzie wtedy młodym uwierzyć, że można kochać niedoskonałych ludzi i że oni sami potrafią się tego nauczyć.

Drugim zadaniem wychowawców jest ukazanie młodym pozytywnej motywacji, gdy chodzi o wysiłek pokochania samego siebie przez każdego z nich. Niedojrzała motywacja to sytuacja, w której młodzi traktują zadanie, by pokochać siebie, jako nakaz moralny, religijny czy społeczny. A więc jako obowiązek narzucony z zewnątrz. Albo jako wynik lęku, że w przeciwnym wypadku ich życie stanie się bolesnym ciągiem krzywd i nieszczęść. Pozytywna motywacja to odkrycie dojrzałych podstaw, na których powinna opierać się odpowiedzialna miłość wobec samego siebie. Ostateczną podstawą jest tu fakt, że Bóg pierwszy i nieodwołalnie pokochał każdego z nas. Nie mogę przecież kochać Boga, jeśli gardzę Jego miłością, jeśli w nią nie wierzę lub jeśli ją odrzucam. A czynię tak wtedy, gdy nie kocham człowieka, którego kocha Bóg i za którego On oddał życie: czyli mnie.

Podstawą mojej miłości do samego nie jest więc ani jakiś nakaz, ani wskazania nowoczesnej psychologii, ani osobista doskonałość, dzięki której zasługiwałbym na miłość, ani lęk przed skutkami ewentualnej wrogości wobec samego siebie lecz fakt, że Bóg mnie kocha. Nawet jeśli dotąd wyrządzałem sobie krzywdę i byłem największym wrogiem dla samego siebie, to również w takiej sytuacji powinienem przyjąć siebie z miłością, bo Bóg i wtedy nie przestał mnie kochać a jednocześnie wzywa mnie, abym kochał nawet nieprzyjaciół. Tylko w ten sposób mogę ich przemienić. Także tych nieprzyjaciół, których noszę we własnym wnętrzu, w postaci moich słabości, grzechów, złych skłonności czy niszczących uzależnień.

Drugą, obok Bożej miłości, pozytywną i dojrzałą podstawą przyjaźni do samego siebie jest fakt, iż pokochanie siebie okazuje się jedyną drogą życia, na której człowiek może rzeczywiście się rozwinąć i najpełniej zrealizować własne powołanie. To właśnie miłość daje największą siłę, cierpliwość, nadzieję, wytrwałość w pracy nad sobą, w pokonywaniu trudności i rozwiązywaniu problemów. To miłość jest tą drogą, która prowadzi do trwałego szczęścia oraz do osobistej doskonałości. Trzeba pomóc młodym, by odkryli, że pokochanie siebie leży w ich najgłębszym interesie i że największym zagrożeniem jest dla nich każde słowo, czyn, każda zła więź, która osłabia ich przyjaźń wobec samych siebie, która wystawia tę przyjaźń na próbę albo wręcz ją niszczy.

Trzecią pozytywną podstawą miłości wobec samego siebie jest troska o innych ludzi. Jak wynika to z wcześniejszej analizy, nikt nie może dojrzale i odpowiedzialnie kochać innych ludzi, jeśli jednocześnie nie nauczy się odnosić z miłością do samego siebie. Dojrzałe pokochanie samego siebie nie jest więc konkurencyjne w stosunku do miłości bliźniego. Nie tylko nie wyklucza tej miłości lecz jest drogą, która do miłości bliźniego prowadzi. Szczęśliwi są ci ludzie, którzy czują się kochani przez tych, którzy potrafią dojrzale kochać samych siebie! Przyjęcie samego siebie z miłością leży więc nie tylko w moim interesie. Leży także w interesie ludzi, którzy żyją wokół mnie. Im bowiem dojrzalej nauczę się kochać samego siebie, tym stwarzam sobie większe szanse, by podobną miłością pokochać moich bliźnich.

Niektórym młodym trudno jest w to uwierzyć. Zwłaszcza u dziewcząt spotykam się z postawą typu: "Nie zasługuję, abym sama siebie kochała albo żeby ktoś inny mnie pokochał. Ja natomiast bardzo pragnę kochać innych ludzi: być np. ofiarną żoną i matką, albo pielęgniarką, albo siostrą zakonną". Zadaniem wychowawców jest demaskować powyższą iluzję, że można kochać innych, nie kochając samego siebie i nie czując się przez nikogo kochanym. W kontakcie z młodymi osobiście przekonuję się, że odkrycie, iż miłość bliźniego wymaga dojrzałego pokochania siebie, bardzo skutecznie ich mobilizuje do większego wysiłku, by uczyć się przyjaźni wobec samego siebie. Większość młodzieży jest bowiem rzeczywiście zdolna do wielkiej nawet dyscypliny i wysiłku, byle dojrzalej kochać tych, których noszą w sercu.

Zadanie wychowawców nie ogranicza się oczywiście do ukazania wychowankom dojrzałych motywów, które stoją u podstaw miłości człowieka wobec samego siebie. Równie ważnym zadaniem jest ukazanie młodym, na czym ta miłość polega. A nie jest to sprawa prosta czy oczywista, gdyż nawet wśród wychowawców istnieje duża rozbieżność poglądów na ten temat. W naszych czasach rozpowszechnione są dwie zwłaszcza formy wypaczonego rozumienia miłości wobec samego siebie. Obie mają swe główne źródło w poglądach lansowanych przez modnych obecnie psychologów i pedagogów, którzy opierają się na humanistycznej wizji człowieka w ujęciu laickim. Według tych autorów miłość do samego siebie polega na akceptacji siebie oraz na zbudowaniu pozytywnego obrazu samego siebie.

Akceptacja siebie powinna być rozumiana w tym kontekście jako akceptacja prawdy o własnej rzeczywistości oraz jako akceptacja własnej osoby a nie jako akceptacja wszystkich swoich cech czy zachowań. W teorii tak rozumiana akceptacja jest słuszną postawą. Rzeczywiście bowiem jednym z przejawów dojrzałej postawy wobec samego siebie jest uznanie prawdy o sobie oraz świadomość własnej niezbywalnej godności, która płynie z faktu bycia człowiekiem. W praktyce jednak trudno jest - zwłaszcza dzieciom i młodzieży - rozgraniczyć między akceptacją samego siebie a negatywną postawą wobec błędnych i niedojrzałych sposobów myślenia, przeżywania czy postępowania, których nie wolno akceptować. Młodzi mają bowiem naturalną tendencję do uogólniania swojej postawy wobec samego siebie: albo akceptują siebie wraz ze wszystkimi cechami i zachowaniami albo odrzucając określone cechy czy zachowania, odrzucają też siebie jako osobę. Ze względu na tę właśnie tendencję sugerowanie młodym, że pokochać siebie to zaakceptować samego siebie, jest niebezpieczne wychowawczo. U jednych wychowanków prowadzi to do bezkrytycznej akceptacji nie tylko własnej osoby lecz całego stylu życia. U innych z kolei powoduje nieakceptację siebie jako osoby, gdy młodzi odkrywają w swoim postępowaniu to, czego słusznie nie chcą i nie powinni akceptować ani tolerować.

Jeszcze bardziej niebezpieczne wychowawczo jest sugerowanie młodym, że pokochać siebie to znaczy wyrobić sobie pozytywny obraz samego siebie. W wielu książkach psychologicznych i pedagogicznych proponowane są nawet konkretne ćwiczenia, które mają ułatwić dzieciom i młodzieży uświadamianie sobie własnych pozytywów i koncentrowanie się na swoich mocnych stronach. Jednakże autorzy takich ćwiczeń z reguły ani słowem nie wspominają, że do naprawdę pozytywnego obrazu samego siebie dochodzi się nie drogą ćwiczeń myślowych lecz drogą pozytywnego życia i postępowania. Nie ukazują więc wystarczająco wyraźnie, że istnieje bezpośredni związek między jakością życia a sposobem patrzenia na samego siebie. A to z kolei prowadzi do bardzo niebezpiecznej wychowawczo iluzji, że można poprawić obraz samego siebie, nie poprawiając własnego życia i postępowania.

Tego typu iluzje są ze zrozumiałych względów entuzjastycznie przyjmowane przez wychowanków i powodują, że ideałem staje się coś, co trzeba nazwać wmawianiem sobie dobrego wyobrażenia na własny temat. Tymczasem odpowiedzialny wychowawca to ktoś, kto pomaga wychowankowi rozwijać się w taki sposób, by pozytywna była jego rzeczywistość, a więc jego postępowanie i styl życia a nie jedynie jego obraz samego siebie. Natomiast gdy chodzi o obraz samego siebie, to zadaniem wychowawcy jest pomaganie wychowankowi, by jego wyobrażenie o samym sobie nie było ani pozytywne ani negatywne, lecz po prostu prawdziwe. Pokochać siebie to zatem nie to samo, co zaakceptować samego siebie w aktualnym sposobie życia i postępowania. Pokochać siebie to także nie to samo, co posiadać pozytywne wyobrażenie o sobie samym. Dojrzale pokochać siebie to zająć pozytywną postawę wobec samego siebie. Także wtedy, gdy nie mogę zaakceptować wszystkich moich cech i zachowań oraz gdy mój obraz samego siebie obejmuje nie tylko pozytywne lecz także negatywne aspekty.

Istotą miłości jest troska o dobro danej osoby. Dokładnie to samo stanowi istotę miłości człowieka wobec samego siebie. Pokochać siebie, zająć pozytywną postawę wobec siebie, to w dojrzały sposób zatroszczyć się o własny rozwój, o realizację własnego powołania. Pokochać siebie to podjąć wysiłek, by stać się najpiękniejszą wersją samego siebie, by ochronić w sobie i wydobyć z siebie całe bogactwo piękna, prawdy, dobra, wrażliwości, wierności, wytrwałości i nadziei. Pokochać siebie to w odniesieniu do samego siebie podjąć trud i troskę ogrodnika, który z miłością i cierpliwością pielęgnuje różę swojego życia. Pokochać siebie to także podjąć wysiłek, by usunąć z własnego życia to wszystko, co przesłania prawdę, dobro i piękno, co osłabia wrażliwość i wierność, co zagraża wytrwałości i nadziei. To podjąć w odniesieniu do samego siebie trud i wysiłek rzeźbiarza, który z miłością i cierpliwością próbuje usunąć z kamienia to, co przeszkadza w odkryciu piękna postaci, która może się z tego kamienia wyłonić.

Człowiek, który nie potrafi z dojrzałą miłością przyjąć samego siebie, popełnia zwykle jeden z dwóch bardzo niebezpiecznych błędów: przyjmuje siebie z prawdą ale bez miłości lub też przyjmuje siebie z miłością ale bez prawdy. Pierwsza postawa prowadzi do rozgoryczenia, zniechęcenia a nawet do rozpaczy. Przykładem jest los Judasza, który z podziwu godną szczerością uznał prawdę o sobie: zdradziłem niewinnego. Lecz potem poszedł i powiesił się. Prawda bez miłości raczej zabija niż wyzwala. Z kolei przyjmowanie siebie niby z miłością ale bez prawdy, prowadzi do naiwnego pobłażania sobie, do wygodnictwa, egoizmu i życia w iluzorycznym poczuciu samozadowolenia. A to także okazuje się drogą do przegrania życia. Najczęściej prowadzi do uzależnień od alkoholu czy narkotyków, a więc od substancji, które ułatwiają ucieczkę od prawdy o sobie.

Dojrzale pokochać siebie to przyjąć samego siebie jednocześnie z całą prawdą i z całą miłością, do jakiej zdolny jest człowiek. Oznacza to, że człowiek, który dojrzale kocha samego siebie, ma odwagę, by widzieć w sobie zarówno pozytywne cechy jak i słabości, wady czy bolesne ograniczenia. Wszystkie prawdy o sobie przyjmuje on z miłością. Prawdy radosne, przyjęte z miłością, nie prowadzą do pychy czy naiwnego poczucia wielkości, lecz cieszą i umacniają, są źródłem siły i entuzjazmu, który pomaga trwać w dobru oraz przezwyciężyć chwile ewentualnego kryzysu. Z kolei prawdy bolesne, przyjęte z tą samą miłością, nie prowadzą do zniechęcenia czy rozpaczy, lecz mobilizują do stawiania sobie wymagań oraz do przemiany życia. W ten sposób człowiek, który dojrzale kocha samego siebie, czerpie siłę i mądrość z każdej sytuacji i z każdej prawdy, którą odkrywa. Kochającemu więc wszystko służy dla jego dobra.

Gdy w pogłębiony sposób rozumiemy istotę dojrzałej miłości wobec samego siebie, wtedy znikają ewentualne niepokoje, że może ona prowadzić do egoizmu, do pobłażania sobie czy do wygodnictwa. Uświadamiamy sobie wtedy z całą oczywistością, że kochać siebie to stawiać sobie wymagania. Twarde wymagania. Kto nie stawia sobie wymagań, ten krzywdzi siebie i nie szanuje siebie. Pierwszym przejawem dojrzałej miłości wobec samego siebie jest zatem ufne i cierpliwe podjęcie trudu, aby każdego dnia coraz bardziej przybliżać się do dobra, prawdy i piękna. Kochać siebie to coś znacznie trudniejszego niż być egoistą albo wrogiem samego siebie. To właśnie bycie egoistą albo nieprzyjacielem dla samego siebie okazuje się postawą, która nie wymaga żadnego wysiłku ani dyscypliny. Egoista nie stawia sobie wymagań, gdyż łudzi się, że już jest doskonały. On wymaga jedynie od innych. Natomiast ktoś, kto jest nieprzyjacielem siebie, kto odnosi się do siebie z wrogością czy pogardą, też nie stawia sobie wymagań, gdyż sądzi, że jest zbyt słaby, aby mógł cokolwiek dobrego osiągnąć. Te skrajne postawy są łatwe i spontaniczne. Nie wymagają wysiłku. Nie stawiają wymagań. Ale też nie przynoszą szczęścia.

Tymczasem ten, kto dojrzale kocha siebie, potrafi uznać, że powinien jeszcze wiele zmienić w sobie i we własnym życiu a jednocześnie potrafi uwierzyć, że podoła wymaganiom, które sobie stawia. Kto natomiast sądzi, że może kochać siebie łatwo, przyjemnie i "bezwarunkowo", a więc nawet wtedy, gdy krzywdzi siebie i gdy nie troszczy się o własny rozwój, ten okazuje się człowiekiem naiwnym i niedojrzałym. Miłość bowiem poznaje się po jej owocach. Po tym, że nie tylko przemienia oblicze tej ziemi, ale że najpierw i najbardziej przemienia wnętrze człowieka, który kocha.

Sądzę, że oprócz przyjmowania siebie z prawdą i miłością, równie ważnym potwierdzeniem dojrzałej postawy wobec siebie, jest zdolność do pojednania się z samym sobą, z całą swoją historią. Każdy bowiem człowiek przeżywa w jakimś stopniu żal do siebie. Ma sam do siebie pretensje, że wielokrotnie czynił to, co mu szkodziło, co go niepokoiło i co utrudniało jego rozwój. Dopóki trwa taka sytuacja rozżalenia, trudno jest o przyjęcie samego siebie z miłością. Miłość domaga się zatem pojednania z samym sobą. Punktem wyjścia takiego pojednania jest przebaczenie sobie wszystkiego, o co dany człowiek ma żal do siebie, w czym wyrządził sobie krzywdę w jakimkolwiek momencie swojej dotychczasowej historii. Takie przebaczenie - jak każde zresztą dojrzałe przebaczenie - musi wiązać się z wyciągnięciem wniosków z przeszłości: przebaczam sobie nie po to, by naiwnie zapomnieć o przeszłości lub by uspokoić moje emocje ale po to, by już więcej nie czynić tego, o co mam żal do samego siebie.

Dojrzałe i mądre przebaczenie sobie nie oznacza więc zapomnienia o przeszłości lecz zmianę teraźniejszości w oparciu o doświadczenia z przeszłości. Zaprzeczeniem tak rozumianego przebaczenia jest naiwne zapomnienie o błędach z przeszłości, bez wyciągania z niej wniosków na dziś. Wtedy człowiek pozbawia się szans na nową przyszłość, gdyż nadal powiela bezkrytycznie błędy z przeszłości. Drugą skrajnością jest nieustanne rozpamiętywanie o własnych błędach i słabościach z przeszłości. Także taka postawa uniemożliwia osiągnięcie nowej przyszłości, gdyż zamyka daną osobę w więzieniu jej przeszłości, prowadzi do ciągłego udręczania siebie i odbiera nadzieję. Człowiek, który dojrzale przebaczył sobie, pamięta wprawdzie o swojej przeszłości ale nie po to, by się zadręczać czy rozpaczać lecz po to, by wyciągać wnioski i nie powtarzać już więcej minionych błędów. Pozostaje mu wtedy już tylko pamięć intelektualna o przeszłych wydarzeniach. Staje się ona częścią jego życiowej mądrości i doświadczenia. Znika natomiast pamięć emocjonalna, czyli intensywny ból i rozżalenie emocjonalne, które dotąd towarzyszyło wspomnieniom błędów z przeszłości.

Pojednać się z samym sobą to jednak coś więcej niż tylko przebaczyć sobie błędy z przeszłości po to, by już więcej do nich nie wracać. Pojednać się ze sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy czy zło, które mi kiedykolwiek wyrządzili. Przecież zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, który już przeżyłem. Jeśli natomiast nadal w moim sercu podtrzymuję żal do innych i nie przebaczam im, mimo że niektórzy już nie żyją a inni przestali mieć wpływ na moje życie czy zmienili swoje postępowanie wobec mnie, to teraz ja sam siebie krzywdę, ja sam podtrzymuję ból z przeszłości i sprawiam, że zatruwa on psychicznie moją teraźniejszość. Dopóki nie przebaczę tym, którzy mnie w przeszłości skrzywdzili, dopóty przedłużam trwanie tej krzywdy. I w tym sensie ja sam teraz krzywdzę i niepokoję samego siebie. Przebaczenie innym leży więc w moim interesie i daje mi szansę na pogodniejszą teraźniejszość i przyszłość.

Pojednanie z samym sobą to jeszcze coś więcej niż tylko przebaczenie krzywd, które ja sam sobie wyrządziłem czy których doznałem od innych ludzi. Pojednać się ze sobą, to pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem "wrzucony" w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół, że miałem takich nauczycieli, rówieśników, że otrzymałem takie właśnie ciało, zdrowie, taką płeć, takie możliwości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, takie potrzeby, taki właśnie świat duchowy i takie więzi z innymi. Pojednać się ze sobą w całej pełni znaczy ostatecznie pojednać się z całym swoim życiem i całą swoją historią, to pogodzić się z całą dotychczasową przeszłością, by mieć siłę i nadzieję potrzebną do budowania lepszej teraźniejszości.

W ten sposób docieramy do ostatniego sprawdzianu dojrzałej postawy wobec samego siebie, który chciałbym tutaj zasygnalizować. Otóż człowiek, który dojrzale kocha samego siebie, potrafi żyć w teraźniejszości, potrafi skupić się na obecnym życiu. Przeszłość i przyszłość nie jest dla niego ucieczką od teraźniejszości czy zastępowaniem teraźniejszości, lecz służy lepszemu przeżywaniu teraźniejszości. Patrzenie w przeszłość staje się dla takiego człowieka źródłem wiedzy i mądrości życiowej, potrzebnej dzisiaj. Z kolei patrzenie w przyszłość pomaga mobilizować nadzieję i we właściwej perspektywie widzieć obecne życie oraz podejmowane wysiłki. Zaprzeczeniem dojrzałej postawy wobec czasu jest psychiczne uwięzienie się w przeszłości lub przyszłości. Może ono przejawiać się np. w nieustannym wspominaniu przeszłych cierpień i krzywd. Odbiera to radość życia dzisiaj. Ale uzależnienie się od przeszłości może polegać także na nieustannym wspominaniu wydarzeń pozytywnych, np. szczęśliwego dzieciństwa. To także umniejsza obecną radość życia, stawia ją w cieniu przeszłości, widzianej wtedy zwykle poprzez różowe okulary. Z kolei uzależnienie się od przyszłości przejawia się najczęściej w uleganiu lękom i niepokojom o to, co przyniesie dzień jutrzejszy. Może to zupełnie paraliżować życie w teraźniejszości. Zniewolenie się przyszłością może też prowadzić do całkowitej koncentracji na nadziejach i pozytywnych oczekiwaniach wobec przyszłości. To także osłabia zaangażowanie się w obecne życie.

Tymczasem człowiek zajmujący dojrzałą postawę wobec samego siebie rozumie, że głównym jego zadaniem jest odpowiedzialne życie w teraźniejszości. Przeszłości nie może przecież już zmienić. Może jednak z jej pomocą dzisiaj żyć lepiej. Z kolei największą szansę na dobrą przyszłość tworzy się przez dobrze przeżywaną teraźniejszość. Nie ma bowiem dobrej przyszłości bez dojrzałej i mądrej teraźniejszości. Zadaniem wychowawców jest zatem pomaganie młodym, by pojednali się z całą swoją przeszłością oraz by z nadzieją i cierpliwością zaangażowali się w odpowiedzialne przeżywanie własnej teraźniejszości.

Z powyższych analiz wynika, że zajęcie dojrzałej postawy wobec samego siebie nie jest ani sprawą spontaniczną ani prostą. Nie jest prawdą, że kwestia postawy wobec samego siebie może zostać wyłączona z procesu wychowania i pozostawiona spontaniczności. Ale nie jest też prawdą, że wychowanek nie potrafi modyfikować błędnej postawy wobec samego siebie, chociaż zmiana w tym względzie wymaga czasem rzeczywiście dużego wysiłku, stanowczej dyscypliny oraz odpowiedzialnej pomocy ze strony wychowawców. Istotą tej pomocy jest ułatwianie wychowankom, by przyjmowali siebie z całą miłością i prawdą, stając się w ten sposób coraz bardziej wiernymi i cierpliwymi przyjaciółmi dla samych siebie.

3.3. Przyjaźń wobec drugiego człowieka

Każdy człowiek chce być kochanym przez innych ludzi. Nie tylko dzieci i młodzież ale także dorośli wołają na różne sposoby o miłość. Jedyna różnica polega na tym, że dzieci czynią to z reguły w sposób bezpośredni i głośno a gdy dorastają, zaczynają ukrywać swą potrzebę bycia kochanym albo wyrażają ją w sposób pośredni, niewerbalny, np. poprzez rozgoryczenie, lęki, depresję. Również agresywność wobec innych lub wobec samych siebie okazuje się często taką ukrytą formą wołania o miłość. Wszyscy jesteśmy głodni miłości. Wszyscy pragniemy, by inni ludzie nas kochali. Czasem wręcz żądamy miłości. Trudniej natomiast pamiętamy o tym, że także my powinniśmy kochać ludzi, od których oczekujemy miłości. Żyjemy w świecie, w którym tak wielu chce, by inni ludzie ich kochali a tak niewielu wymaga od siebie, by pokochać ludzi wokół siebie.

Miłość do drugiego człowieka, tak jak miłość do Boga i do samego siebie, nie jest postawą łatwą ani spontaniczną. Stawia wysokie wymagania. Z tego powodu człowiek szuka różnych argumentów, które mogłyby usprawiedliwić jego brak miłości do bliźnich. Dla przykładu niektórzy stwierdzają, że ludzie po prostu nie zasługują na miłość. Inni z kolei interpretują miłość do drugiego człowieka jako niepotrzebny nakaz a nawet jako przejaw naiwnego czy bezsensownego poświęcenia siebie dla innych, kosztem słusznej troski o własne życie i szczęście. Także wśród dzieci i młodzieży nie brak tych, którzy sądzą, że mogą stać się ludźmi dorosłymi i szczęśliwymi bez potrzeby uczenia się dojrzałej miłości wobec drugiego człowieka.

Istotnym zadaniem wychowawców jest w tej sytuacji ukazywanie dzieciom i młodzieży pogłębionych motywów miłości bliźniego. Pierwszym z takich motywów jest fakt, że człowiek nie może uniknąć kontaktu z drugim człowiekiem. Każdy z ludzi przychodzi na świat jako owoc bardzo intymnego spotkania swoich rodziców i rozwija się poprzez spotkania z innymi osobami. Wszystko jest w człowieku nakierowane na te spotkania: cielesność, płciowość, świadomość, wolność. Próby unikania spotkań są znakiem poważnych zaburzeń psycho-społecznych. Unikanie kontaktów międzyludzkich przybiera nie tylko te formy, które są oczywiste i czytelne, jak np. autyzm, próby samobójcze czy patologiczny lęk przed ludźmi. Może przybierać również takie formy, które są trudniejsze do odczytania. Dla przykładu używanie alkoholu przez nieletnich czy nadużywanie alkoholu przez dorosłych albo sięganie po narkotyki to także sposoby ucieczki od świadomego i odpowiedzialnego kontaktu z samym sobą i z drugim człowiekiem. Unikanie spotkań uniemożliwia rozwój, prowadzi do osamotnienia i cierpienia a czasem nawet do śmierci. Nie dobrze jest przecież człowiekowi być samemu (por. Rdz 2, 18), bo być człowiekiem to być spotkaniem.

Skoro człowiek nie może uniknąć kontaktu z innymi ludźmi ani nie może normalnie funkcjonować poza kontekstem więzi międzyosobowych, to ma on do wyboru jedynie sposób spotykania się z drugim człowiekiem. Spotkania oparte na miłości sprawiają, że kontakt z innymi staje się źródłem szczęścia, satysfakcji, rozwoju, umocnienia w dobru i prawdzie oraz w poczuciu bezpieczeństwa. Natomiast spotkania oparte na wrogości czy krzywdzie sprawiają, że kontakt z innymi okazuje się źródłem cierpienia, wzajemnej agresji, źródłem depresji, rozpaczy i zaburzeń. Unikanie tego typu bolesnych konsekwencji złego spotykania się z innymi ludźmi nie jest oczywiście jedynym motywem miłości wobec drugiego człowieka. Motywem podstawowym i pozytywnym jest fakt, że miłość bliźniego to nie wynik naiwnego poświęcenia się dla innych czy lęku przed konsekwencjami życia bez miłości lecz to osobisty zysk dla człowieka, który kocha. Inni ludzie odnoszą korzyść, gdy są kochani, jednak największą korzyść odnosi ten, kto kocha. Kochać innych to najlepszy sposób dojrzałego kochania samego siebie. Z tego właśnie względu Bóg, który kocha każdego z nas, wzywa nas, byśmy pokochali naszych bliźnich (por Mt 22, 39).

Często młodzi ludzie pytają mnie o to, co uważam za najważniejsze odkrycie w moim życiu. Odpowiadam wtedy, że jest nim odkrycie prawdy, iż najpełniej rozwijam się i kocham samego siebie, gdy uczę się szczerze i dojrzale kochać innych ludzi. Człowiek, który kocha, staje się bowiem silny, niezależny, wolny od lęków i rozczarowań. Wolny od niedojrzałych oczekiwań, od ciągłej potrzeby, by inni go kochali i by nieustannie potwierdzali swoją miłość do niego. A gdy ktoś kocha innych i nie oczekuje od nich odpowiedzi, wtedy właśnie ta odpowiedź przychodzi: w sposób zaskakujący i ponad miarę. Największe szanse na to, by być kochanymi, mają zatem ci, którzy sami kochają. Ci natomiast, którzy z jakichś względów nie chcą czy nie potrafią kochać innych, nie poczują się nigdy kochani. Nawet wtedy, gdy wiele osób będzie ich kochało w sposób szczery i dojrzały. Kto nie kocha innych, nie może przecież uwierzyć, że oni go kochają. Tak jak złodziej nie może uwierzyć, że inni są uczciwi i jak człowiek nieszczęśliwy nie może uwierzyć, że inni się cieszą życiem i że szczęście w ogóle istnieje.

Pomoc wychowawcza w dorastaniu do miłości bliźniego nie polega jedynie na ukazaniu dzieciom i młodzieży wyżej wskazanych powodów, dla których warto kochać. Równie istotnym zadaniem wychowawców jest ukazywanie wychowankom na czym polega dojrzała miłość bliźniego, co stanowi istotę tej miłości. Istnieje bowiem wiele błędnych przekonań na ten temat. Sądzę, że błędem najbardziej niebezpiecznym i jednocześnie najbardziej rozpowszechnionym jest przekonanie, że miłość jest uczuciem. Z tego typu mylnym rozumieniem miłości spotykam się nie tylko u młodych ale także u wielu dorosłych, w tym również u niektórych wychowawców. Trzeba cierpliwie i konsekwentnie tłumaczyć dzieciom i młodzieży, że miłość nie jest uczuciem. W niektórych podręcznikach z zakresu psychologicznych ukazywane są nieraz bardzo szczegółowe zestawy uczuć i emocji. Czasem bywa wyliczonych kilkaset różnych odczuć, przeżyć i stanów emocjonalnych. Ale w żadnym spisie uczuć nie ma i nie może być miłości. Miłość bowiem nie jest uczuciem.

Gdyby miłość była uczuciem, wtedy nie można by jej było ślubować. Nie można byłoby składać przysięgi małżeńskiej ani ślubować wiernej, dozgonnej miłości. Nie możemy przecież ślubować czy przysięgać, że będziemy zawsze przeżywali określone uczucia. Wszelkie uczucia i przeżycia emocjonalne są spontaniczną reakcją organizmu na to, co dzieję się w nas samych i w naszym kontakcie ze światem zewnętrznym. Z tego właśnie względu nie możemy nakazać sobie uczuć, których pragniemy (np. radości, entuzjazmu, wzruszenia) ani zakazać sobie przeżywania uczuć, których nie chcemy, czy które nas niepokoją (np. smutek, gniew, rozgoryczenie, rozpacz). Zmienność emocjonalna jest nieuchronnym elementem ludzkiego życia, związanym z nieuchronną zmiennością sytuacji, których człowiek doświadcza. Przysięgi i ślubowania mogą dotyczyć jedynie naszych decyzji i naszych zachowań. Ale nie naszych uczuć czy nastrojów. Miłość emocjonalna z samej definicji nie mogłaby być ani wierna ani trwała.

Zwykle mamy do czynienia z podwójnym błędem: ze zredukowaniem miłości do uczuć oraz ze zredukowaniem bogactwa uczuć przeżywanych w miłości do przyjemnych jedynie stanów emocjonalnych. Oczywiście prawdą jest, że miłości zawsze towarzyszy jakieś uczucie. Nie oznacza to jednak, że miłość jest uczuciem. Ani, że miłości towarzyszą jedynie przyjemne uczucia czy nastroje. Gdy kochamy samych siebie i innych ludzi, wtedy przeżywamy bardzo różnorodne uczucia i emocje: od radości, entuzjazmu, satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa aż do lęku, rozgoryczenia, gniewu i przerażenia. Nasze przeżycia emocjonalne są bowiem termometrem tego, co dzieje się w nas i w naszym kontakcie z innymi ludźmi. A ponieważ z nami samymi i z innymi ludźmi, których kochamy, dzieją się bardzo różne rzeczy, toteż emocje towarzyszące miłości zmieniają się nieustannie. Wyobraźmy sobie sytuację rodziców, których dorastający syn czy córka zaczyna wyrządzać krzywdy sobie i innym albo niszczyć własne życie, np. sięgając po narkotyk czy wchodząc na drogę przestępczości. Kochający rodzice będą wtedy przeżywali dramatyczny niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarowanie i wiele innych bolesnych uczuć. Właśnie dlatego, że kochają. Gdyby wycofali swoją miłość, mogliby znów spać spokojnie. Jeśli kocham osobę, która dojrz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin