Deforges Regine - Niebieski rower 1939-1942.pdf

(1574 KB) Pobierz
5885494 UNPDF
REGINE DEFORGES
NIEBIESKI ROWER
1939-1942
PROLOG
Zawsze pierwszy na nogach Pierre Delmas wypijał
niesmaczną kawę, którą służąca zostawiała mu na brzegu
staroświeckiej kuchni. Następnie gwizdał na psa i wycho­
dził: zimą w mrok, latem zaś w smutną szarość poprzedza­
jącą świt. Lubił zapach ziemi, gdy wszystko jeszcze śpi.
Często dzień zastawał go na tarasie, gdzie stał z twarzą
zwróconą w stronę ciemnej linii Landów, ku morzu, W ro­
dzinie mówiono, że jedyną rzeczą, jakiej żałował, było to,
że nie został marynarzem. Jako dziecko spędzał w Bordeaux
długie godziny na nabrzeżu Chartrons, przyglądając się, jak
wpływają i wypływają statki handlowe. Wyobrażał sobie, że
jest kapitanem jednego z tych statków, które prują fale
mórz, że stawia czoło sztormom, on - pierwszy po Bogu,
pan i władca. Kiedyś znaleziono go ukrytego w ładowni
węglowca udającego się do Afryki. Nie pomogły ani prośby,
ani groźby, za nic nie chciał powiedzieć, jak dostał się na
statek ani dlaczego gotów był tak bez słowa opuścić matkę,
którą uwielbiał. Od tamtej pory już nigdy nie włóczył się po
nabrzeżach zawalonych towarami, pachnących przygodą,
smołą i wanilią.
Tak jak ojciec Pierre Delmas stał się właścicielem
winnicy. Być może to jego nie spełnione umiłowanie morza
nakazywało mu kupować rok w rok hektary sosen smaga­
nych zachodnim wiatrem. W trzydziestym piątym roku życia
postanowił się ożenić. Lecz nie chciał wziąć żony z towarzy­
stwa w Bordeaux, mimo że przedstawiano mu wyśmienite
9
partie. Isabelle de Montpleynet spotkał w Paryżu u jednego
ze swych przyjaciół, handlarza win.
Gdy tylko ją zobaczył, natychmiast się zakochał. Dziew­
czyna skończyła właśnie dziewiętnaście lat, lecz wyglądała
poważniej, sprawiał to czarny kok, który swym ciężarem
odchylał jej głowę do tyłu, i piękne, melancholijne, niebie­
skie oczy. Wobec Pierre'a była uprzejma i ujmująca, chociaż
chwilami zdawała mu się smutna i daleka. Zapragnął odpę­
dzić ten smutek i był dowcipny, a zarazem delikatny. Kiedy
rozbrzmiewał śmiech Isabelle, czuł się najszczęśliwszym
z ludzi. Podobało mu się, że nie ścięła swoich wspaniałych
włosów, jak to uczyniła, ulegając modzie, większość szacow­
nych mieszkanek Bordeaux.
Isabelle de Montpleynet była jedyną córką bogatego
właściciela ziemskiego z Martyniki. Wychowywana na wy­
spie do dziesiątego roku życia zachowała tamtejszą śpiewną
mowę i miękkość ruchów. Owa pozorna nonszalancja kryła
stanowczy i dumny charakter, który upływające lata jeszcze
uwydatniły. Po śmierci matki, zachwycającej Kreolki, zała­
many ojciec powierzył córkę swoim siostrom, Albertine
i Lisie de Montpleynet, dwom starym pannom, które miesz­
kały w Paryżu. W pół roku później umarł, pozostawiając
córce ogromne plantacje. Szybko, acz bez większej nadziei,
Pierre Delmas wyznaje Isabelle, że ją kocha i że pragnie ją
poślubić. Ku jego zaskoczeniu i radości dziewczyna zgadza
się. W miesiąc później biorą ślub z wielką pompą w kościele
Świętego Tomasza z Akwinu. Małżonkowie długo przeby­
wali na Martynice, a następnie osiedli w Montillac ze starą
guwernantką Ruth, z którą Isabelle nie chciała się rozstać.
Mimo że Isabelle nie pochodziła z tych stron, bardzo
szybko została zaakceptowana przez rodzinę męża i sąsia­
dów. Otrzymała znaczny posag, który przeznaczyła na upię­
kszenie swojej nowej siedziby. Pierre, jak to kawaler, zajmo­
wał tylko dwa czy trzy pokoje, a o pozostałe nie dbał. Nim
minął rok, wszystko uległo zmianie i w chwili narodzin
10
Francoise, ich pierwszej córki, stary dom był nie do pozna­
nia. Dwa lata później urodziła się Lea, a następnie, po
upływie trzech lat, Laure.
Pierre Delmas, właściciel majątku Montillac, uchodził za
najszczęśliwszego człowieka w okolicy. Od La Reole po Bazas,
od Langon do Cadillac wielu zazdrościło mu jego spokojnego
szczęścia u boku żony i trzech wspaniałych córek.
Pałac w Montillac otoczony był hektarami żyznej ziemi,
lasu, ale przede wszystkim winnic, które dawały szlachetne
białe wino, pokrewne cenionemu sauternes. Owo białe wino
zdobyło kilka złotych medali. Wytwarzano tu również czer­
wone, o silnym bukiecie. „Pałac" to za wielkie słowo na
określenie tej obszernej siedziby z początku XIX wieku,
okolonej piwnicami i sąsiadującej z farmą wraz z jej stodo­
łami, stajniami i szopami. Dziadek Pierre'a kazał zastą­
pić, charakterystyczne dla regionu, ładne, okrągłe dachówki,
przechodzące od różu do bistru, zimnym łupkiem, uważanym
za bardziej szykowny. Na szczęście piwnice i budynki go­
spodarcze zachowały oryginalne pokrycie. Szary dach nada­
wał domowi szacowny i nieco smętny wygląd, bardziej
zgodny z burżuazyjnym duchem przodka z Bordeaux.
Posiadłość była pięknie położona na wzgórzu wznoszą­
cym się nad Garonną i Lagonnais, między Verdelais a Saint-
-Macaire. Wiodła do niej długa, wysadzana platanami droga,
przy której stał staroświecki gołębnik. Dalej szło się obok
zabudowań farmy i za pierwszą stodołą wychodziło na ulicę,
tak bowiem od dawien dawna nazywano przejście między
farmą a budynkami dla służby, gdzie znajdowała się ogrom­
na kuchnia, stanowiąca w rzeczywistości główne wejście do
domu. Jedynie obcy wchodzili przez sień, umeblowaną przy­
padkowo zebranymi sprzętami o posadzce z dużych, kwa­
dratowych, czarnych i białych płyt, na które położono dy­
wan o żywych barwach. Stare talerze, przyjemne akwarele
i szczególnie piękne lustro w stylu dyrektoriatu stanowiły
wesoły akcent na białych ścianach. Przez sień przechodziło
się na podwórzec, na którym rosły dwie ogromne lipy. Pod
11
nimi rodzina przebywała całymi dniami, gdy tylko nastała
pogodna pora. Trudno sobie wymarzyć bardziej uroczy zaką­
tek. Był on po części zasłonięty kępami bzów i szpalerami
ligustru, między dwiema kamiennymi kolumnami zaś prze­
chodził w długi trawnik, opadający ku tarasowi, który góro­
wał nad okolicą. Po prawej stronie znajdował się zagajnik
i ogród pełen kwiatów, dalej - aż do Bellevue - rozpoście­
rała się winnica.
Pierre Delmas nauczył się kochać tę ziemię i uwielbiał
ją dzisiaj prawie tak samo, jak uwielbiał swoje córki. Był to
człowiek gwałtowny i wrażliwy. Jego przedwcześnie zmarły
ojciec powierzył mu pieczę nad Montillac, o które jego
bracia i siostry nie dbali, bo leżało za daleko od Bordeaux
i przynosiło mizerny dochód. Osiadając tutaj, postanowił, że
mu się powiedzie. Aby wykupić od braci ich część spadku,
zadłużył się u swego przyjaciela Raymonda d'Argilat, boga­
tego właściciela ziemskiego spod Saint-Emilion. I w ten oto
sposób, skoro już nie został pierwszym po Bogu na pokładzie
handlowca, został jedynym panem na Montillac.
1
Sierpień dobiegał końca. Lea, druga córka Pierre'a Delmas,
która skończyła niedawno siedemnaście lat, z na wpół przy­
mkniętymi oczami siedziała na ciepłym jeszcze kamiennym
murku okalającym taras w Montillac. Zwrócona ku równinie,
znad której dochodziła niekiedy morska woń sosen, dziewczyna
machała opalonymi, gołymi nogami, obutymi w pasiaste płót-
niaki. Podparta rękami o murek poddawała się szczęściu istnie­
nia, czując pulsowanie ciała pod cienką sukienką z białego
płótna. Westchnęła z błogością i przeciągnęła się, kołysząc się
z wolna, zupełnie jak kotka Mona, kiedy się budzi w słońcu.
Lea, tak jak jej ojciec, kochała tę posiadłość i znała jej
najmniejsze zakamarki. Jako dziecko chowała się za młody­
mi pędami winorośli, za rzędami beczek, bawiła się w berka
12
Zgłoś jeśli naruszono regulamin