Żamojda_Jarosław_-_Młode_Wilki.pdf

(567 KB) Pobierz
tytuł: "Młode wilki"
tytuł: "Młode wilki"
autor: Jarosław Żamojda
tekst wklepał: dunder@poczta.fm
Copyright (c) Jarosław Żamojda 1985
ISBN 83-904961-0-0
Wydawca: DA VINCI Sp. z o.o. Warszawa 1995
Wydanie pierwsze
Przygotowanie: Drukarnia Poligrafus
Druk: PWP "Gryf S.A. Ciechanów
ROZDZIAŁ 1
Panujący od kilku dni upał wyludnił ulice miasta.
Szczupły mężczyzna ubrany w typowy urzędniczy
garnitur szedł ocienioną drzewami alejką. Biała,
przewiązana sznurkiem paczka kołysała się w jego
ręce w rytmie kroków. Rząd drzew dających
schronienie przed żarem kończył się kamienną
fontanną. Od lat zepsuta i porośnięta chwastami już
nie cieszyła swym widokiem przypadkowych
spacerowiczów. Mężczyzna minął ją i zszedł z
chodnika na jezdnię. Rozgrzane powietrze kłębiło się
wokoło jego butów. Odgłos miarowych kroków
zagłuszony został piskiem opon hamującego
samochodu. W jednej chwili mężczyzna odskoczył w
bok ratując się ucieczką na chodnik. Szare BMW
zaparkowało koło krawężnika. Mężczyzna z
obrażoną miną skierował się w stronę bramy z
napisem "Wojewódzki Bank w Szczecinie".
319390722.002.png
Odchodząc spojrzał na samochód chcąc dojrzeć
twarz kierowcy, ale przyciemnione szyby skutecznie
chroniły wnętrze przed jego wzrokiem. Wycierając
chusteczką pot z czoła mężczyzna wszedł przez
wahadłowe drzwi do banku. Okrągła twarz
stojącego w przejściu strażnika przybrała na
moment grymas podobny do uśmiechu. - Jeśli nie
spadnie deszcz to latarnie na ulicach pousychają -
zagadnął żartobliwie - powietrze aż się gotuje.
Mówiąc to podskoczył do drugich drzwi otwierając
je przed mijającym go obojętnie mężczyzną. Po
dwuletnich staraniach Dyrekcja Wojewódzkiego
Banku w Szczecinie otrzymała zgodę na dokonanie
generalnego remontu. W planie oprócz wymiany
drzwi, okien, mebli, oraz remontu skarbca z 1926
roku przewidziano również założenie klimatyzacji.
Tylko nadzieja na mające wkrótce nadejść zmiany
pozwalała pracownikom wytrzymywać panujący
zaduch i upał. Mężczyzna wszedł do głównej sali
banku mijając po prawej stronie kasy i dział
rachunków bieżących, a po lewej agenturę PKO i
lokaty długoterminowe. Jego sylwetka przecięła
smugę wpadającego do sali słońca i zniknęła w
przejściu dla urzędników. Jak zwykle w sobotnie
popołudnie bank był prawie pusty. Na zegarze
wiszącym pod sufitem dochodziła trzecia. Nad
zegarem w wąskiej szczelinie czyjeś oczy
obserwowały salę. Drugi strażnik widział z góry jak
mężczyzna niosący białą paczkę przeszedł w poprzek
sali, wszedł w przejście dla pracowników, a po chwili
319390722.003.png
zasiadł za swoim biurkiem. Strażnik spojrzał na
zegarek, była za dwie minuty trzecia. Odwrócił się
do interkomu i nacisnął przycisk. - Trzecia.
Zamykamy - powiedział do mikrofonu. Strażnik na
dole odprowadzał ostatnich klientów do drzwi, gdy
do banku weszło trzech mężczyzn ubranych na
czarno. Wszyscy mieli na sobie takie same czarne
spodnie, czarne golfy i czarne marynarki, a na
głowach żółte słomkowe kapelusze. Mężczyźni minęli
wychodzących klientów i skierowali się na salę kas. -
Panowie, już zamykamy - usiłował zatrzymać ich
strażnik. - Wpłacimy pieniądze, bo nas okradną - nie
odwracając się odpowiedział najwyższy. Była za
dwie trzecia. Strażnik dał za wygraną. Trzej
mężczyźni weszli na główną salę i natychmiast
rozeszli się w różne strony. Niższy, z wyraźną
nadwagą, stanął w narożniku sali. Drugi, wysoki,
przystanął tuż przy drzwiach. Trzeci, jednym
ruchem ręki zaciągnął czarną pończochę na twarz i
ruszył do kasy. Kasjerka, młoda dziewczyna o mało
wyrafinowanej urodzie, przyklejała papierową
banderolkę na kolejnej paczce dwudziestodolarówek
gdy nagle usłyszała nad sobą głos mężczyzny: -
zapakuj kochanie te kanapki do woreczka. Kasjerka
przerwała pracę i spojrzała w kierunku głosu.
Zaciągnięta na twarz pończocha miała wycięty otwór
w którym poruszały się usta: - Tylko szybko, bo
spóźnię się do pracy - dodał. Z niewzruszoną powagą
kasjerka odebrała worek z rąk mężczyzny i
rozpoczęła napełnianie go paczkami
319390722.004.png
dwudziestodolarowych banknotów. W drugim końcu
sali urzędnik rozciął nożyczkami sznurek.
Uwolniony z krępujących go więzi papier sam się
rozwinął odsłaniając kartonowe pudełeczko.
Urzędnik spojrzał w stronę kasy. - Myślałem, że
kiedyś sam to zrobię - wycedził. Siedzący
naprzeciwko niego młodszy urzędnik powiódł
wzrokiem w stronę kasy przy której stał mężczyzna
w słomkowym kapeluszu. Mimo dzielących go ośmiu
metrów wyraźnie widział jak kolejne paczki
dolarowych banknotów znikają w worku. Starszy
urzędnik westchnął i wyjął z szuflady szklankę i
talerzyk. Ustawił je na serwetce, po czym uniósł
tekturowe wieko-pudełka. Wyjął z niego sernik
pokryty truskawkową galaretką. - Taka forsa -
westchnął - ale bym się ubawił. Oblizał palce i
sięgnął po ciastko. Ostrożnie wbił w nie zęby
uważając aby cukier puder nie posypał się na
garnitur. Ponownie spojrzał w stronę kasy. - Taka
amatorszczyzna. Ja bym to zrobił lepiej. Młodszy
urzędnik przełknął ślinę wpatrzony łakomym
wzrokiem w leżące na talerzu ciastko. Kątem oka
dostrzegł podchodzącego do nich drugiego
napastnika. Ten stanął przy ladzie i uniósł lufę
pistoletu celując w głowę starszego urzędnika.
Jednocześnie przyłożył drugi palec do ust. -Psss.
Kasjerka z trudem przepychała worek z pieniędzmi
przez okienko w kasie. Rozejrzała się dyskretnie czy
nikt jej nie obserwuje i posłała w stronę bandyty
gorący pocałunek. Usta w czarnej pończosze
319390722.005.png
poruszyły się, ale nie był to uśmiech wzajemności.
Napastnik spojrzał na worek w rękach urzędniczki.
Miała delikatne pulchne dłonie. - Ten pierścionek też
dorzuć skarbie - wskazał na jej palec. - Oszalałeś? Po
co? - W jej głosie zabrzmiała nuta urażonej dumy.
W odpowiedzi przed swoim nosem ujrzała lufę
pistoletu. Szare BMW stało przy wejściu do banku.
Okienko kierowcy było do połowy otwarte.
Spóźniony, zadyszany klient dopadł zamkniętych
drzwi i walił w nie pięścią. Strażnik otworzył
okienko. -- Dlaczego zamknięte? Jeszcze nie ma
trzeciej - usłyszał pełen pretensji głos klienta. - U
mnie jest. Przyjdź pan w poniedziałek - odburknął
strażnik. - Ja muszę jeszcze dziś pobrać pieniądze.
Co tu się dzieje? Strażnik spojrzał za siebie. W głębi
sali trzech ubranych na czarno mężczyzn z
pończochami na twarzach ruszało właśnie w stronę
wyjścia. ~ Kasa jest pusta. Mieliśmy dziś duży obrót.
Zanim klient zdążył wygrzebać z pamięci mocniejszy
argument, drzwiczki zatrzasnęły się bezpowrotnie.
Strażnik zamknął zasuwkę, odwrócił się i wyjął z
kabury rewolwer. Przytrzymał go nieruchomo
wzdłuż ciała. Czekał. Drugi strażnik śledził całe
zajście ze swojej szczeliny obserwacyjnej koło
zegara. Mężczyzna w słomkowym kapeluszu właśnie
odchodził z pełnym workiem od kasy. Tymczasem
kasjerka zwinnym ruchem, o który nikt by jej nie
podejrzewał, przypadła do podłogi rozciągając się na
całą długość. Strażnik jakby czekał na ten moment.
Nacisnął przycisk z napisem "alarm". Głos syren
319390722.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin