Tajemnicze wyznanie.rtf

(216 KB) Pobierz

R.L. Stine

Tajemnicze wyznanie

 

Przełożyła Anna Kowalczyk

Siedmiorog

 

rozdział 1

Co byście zrobili, gdyby jeden z waszych najlepszych przyjaciół powiedział wam, że chce się z czegoś zwierzyć? A potem wyznałby, że kogoś zabił? I błagałby o dochowanie tajemnicy. Prosił, żebyście zatrzymali dla siebie ten okropny sekret. Co byście zrobili?

Zawiadomili jego rodziców? Spróbowali przekonać go, żeby sam im o tym powiedział? Zadzwonili na policję? Czy opowiedzieli o tym mamie i tacie?

A może trzymalibyście język za zębami?

Niezbyt łatwy wybór. Mam siedemnaście lat i czasem wydaje mi się, że znam odpowiedź na wiele pytań. Ale gdy jeden z moich przyjaciół zaprosił do domu całą naszą paczkę i przyznał się, że kogoś zamordował, zupełnie nie wiedziałam, co robić.

Coś wam powiem, tego ciepłego wiosennego dnia, ostatniego dnia maja, kiedy Hillary Walker i Taylor Snook przyszły do mnie po lekcjach, nie w głowie nam były historie o morderstwach.

Rześkie powietrze słodko pachniało. Na gałęziach starych drzew rosnących w ogrodzie drżały jasnozielone listki. Łany czerwonych i żółtych tulipanów kołysały się łagodnie na kwietniku koło garażu.

Cały ogród lśnił w jaskrawym popołudniowym świetle. Rzuciłyśmy teczki na trawę i usiadłyśmy na nich. Rozprostowałyśmy nogi i wystawiłyśmy buzie do słońca. Taylor odgarnęła z policzków jasne, prawie białe włosy. W jej zielonych oczach migotały słoneczne ogniki. Przymknęła powieki i uniosła twarz ku słońcu.

              Julio, opalałaś się kiedyś nago? — spytała mnie.

Obie z Hillary wybuchnęłyśmy śmiechem. Taylor zawsze próbowała nas czymś zaskoczyć.

              Myślisz o opalaniu się w ogrodzie? — zapytałam.

              Nie, na plaży — burknęła Taylor.

Nie miała ochoty odpowiadać na głupie pytania. Taylor była moją

 

nową przyjaciółką. Czasami wydawało mi się, że wcale mnie aż tak bardzo nie lubi.

              Pewnej zimy pojechałam z rodzicami na Karaiby, na wyspę

Świętego Krzyża. Chodziliśmy tam na plażę nudystów — powiedziała

Taylor.

Nadal miała zamknięte oczy i uśmiechała się na wspomnienie tamtych wakacji.

              Zdejmowałaś kostium kąpielowy? — dopytywała się Hillary. Taylor parsknęła śmiechem.

              Miałam tylko siedem lat. Śmiałyśmy się wraz z nią.

Hillary wstała. Długi warkocz zakołysał się na jej plecach.

              Julio, mogłybyśmy wejść do środka? — zapytała. — Chyba

już wystarczająco się opaliłam.

Roześmiałyśmy się po raz kolejny. Hillary jest Murzynką. Wyciągnęłam rękę i Hillary pomogła mi wstać.

              Nie możesz usiedzieć w miejscu dłużej niż pięć minut? —

ofuknęłam ją.

Przyjaźnimy się od podstawówki. Jestem przyzwyczajona do jej stylu bycia, ale myślę, że inni dziwią się nadmiarowi energii, który ją rozsadza. Mówi bardzo szybko. Jej oczy biegają tam i z powrotem za szkłami okularów w białej plastykowej oprawce.

Hillary jest niesamowicie żywiołowa. Tak, to określenie najlepiej do niej pasuje.

Jest inteligentna, sympatyczna, dowcipna i... żywiołowa.

Przypomina mi jedną z tych nakręcanych zabawek, które, jeśli sieje za mocno nakręci, uciekają z rąk i zaczynają miotać się we wszystkich kierunkach jednocześnie.

Na czym to skończyłam?

Hillary pomogła mi wstać. Zawlokłyśmy teczki do domu. Usiadłyśmy w kuchni. Na okrągłym, żółtym stole postawiłyśmy miskę chipsów i puszki Górskiej Rosy.

Oczywiście zaczęłyśmy rozmawiać o chłopcach. Przede wszystkim o Vincencie i o Sandym.

Vincent Freedman należy do naszej paczki. Znam go od bardzo dawna. Muszę przyznać, że ostatnio mam coraz większą ochotę, żeby

 

 

 

6

 

7

 

stał się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Wydaje mi się, że moglibyśmy być zgraną parą. Ale to już inna historia.

Vincent na pewno nie ma pojęcia, że coś do niego czuję. Przez myśl mu to nawet nie przemknie.

Sandy Miller, nasz dobry kolega, od miesiąca chodzi z Taylor. To dzięki niemu Taylor przyłączyła się do naszej paczki.

Biedny Sandy. Odkąd Taylor zwróciła na niego uwagę, jest ciągle zmieszany i oszołomiony. Mówię poważnie.

Sandy jest bardzo nieśmiałym i spokojnym chłopcem. Nigdy nawet nie próbował podrywać tej największej piękności z naszego liceum. Chyba nie może się otrząsnąć z wrażenia, że taka ładna i gorąca dziewczyna uważa go za Brada Pitta.

Szczęściarz z niego, no nie? Taak. Prawdę mówiąc, Hillary i ja jesteśmy zdziwione nie mniej niż Sandy, że Taylor wybrała właśnie jego.

Ale to też jest inna historia.

Siedziałyśmy wokół kuchennego stołu chichocząc i plotkując o chłopakach. A potem zaczęłyśmy rozmawiać o imprezie. O tej imprezie.

Impreza w wielkim domu Revy Dalby to nie lada gratka. Reva jest najbogatszą dziewczyną z liceum Shadyside. Jej ojciec jest właścicielem przynajmniej stu sklepów w naszym stanie. Mieszkają na Północnych Wzgórzach, w olbrzymiej murowanej rezydencji. Posiadłości otoczonej wysokim ogrodzeniem strzegą psy obronne.

Reva zaprosiła całą klasę maturalną. Wynajęła dwa zespoły muzyczne, żeby urządzić tańce w ogrodzie. Garage Band, grający w „Czerwonym Kapeluszu", miejscowym klubie tanecznym, i raperską grupę 2Ruff4U, która, jak twierdzi Reva, ma przylecieć z Los Angeles specjalnie na tę imprezę.

:Reva nie jest zbyt miłą osobą. Nikt nie głosowałby na nią, gdybyśmy wybierali najfajniejszą dziewczynę ze szkoły. Ale kogo to obchodzi? Każdy z nas dałby się poćwiartować, byleby tylko pójść na urządzaną przez nią zabawę!

Dlatego rozmawiałyśmy właśnie o niej. Hillary marudziła, że nie wie, w co ma się ubrać:

 

— Zabawa jest w ogrodzie — mówiła. — W nocy robi się jeszcze strasznie zimno, ale nie chciałabym zakładać czegoś zbyt ciepłego. Mam zamiar dużo tańczyć, więc jeśli ubiorę się w bluzkę z długimi rękawami albo w sweter...

Trajkotała dalej jak katarynka. Hillary wpada w zupełny amok, kiedy zaczyna gadać. Mówi tak szybko, że nikt nie jest w stanie jej przerwać.

Paplałaby bez końca, gdyby przed domem nie rozległ się nagle jakiś hałas.

Ktoś bez pukania otworzył drzwi. Podskoczyłam na krześle. Wysoka postać wpakowała się do kuchni.

Krzyknęłyśmy przestraszone.

Wtedy właśnie zaczęły się nasze kłopoty.

rozdział 2

              Hej, Al, mógłbyś przynajmniej zapukać — powiedziałam,

mrużąc oczy ze złości.

Al Freed prychnął pogardliwie. Przyczłapał do stołu, wykrzywiając twarz w uśmiechu.

              Co u was ciekawego, dziewczyny?

              Na pewno nie ty! — warknęła Hillary.

Taylor i ja roześmiałyśmy się, lecz Al nie uznał tego za zabawne.

Al chodzi do naszej klasy. Jest wysokim, dość dobrze zbudowanym blondynem.

Ma małe, okrągłe oczka, osadzone blisko haczykowatego nosa. Wygląda jak sęp rzucający się na swoją ofiarę.

Zawsze ubiera się na czarno, jak sęp. Usta wykrzywia w szyderczym uśmiechu, tak jakby chciał pokazać całemu światu, jaki jest silny.

Z mojego opisu wynika, że to przerażający człowiek. Jednak kiedyś Al należał do naszej paczki i wszyscy bardzo go lubiliśmy. Potem zaczął się zadawać z jakimiś „mocnymi gośćmi" z Waynesbridge. Z typami spod ciemnej gwiazdy.

 

 

 

8

 

9

 

Zmienił się. Pije dużo piwa. Tak przynajmniej twierdzą koledzy, którzy lepiej go znają. Zaczął mieć kłopoty. To znaczy poważne problemy z policją.

Szkoda. Kiedy go widzę, zawsze przypominam sobie, jaki był dawniej. Chciałabym, żeby zapomniał o nowych kolegach i znów zachowywał się tak jak wtedy.

Ale nie sądzę, żeby to było możliwe.

Al podszedł do stołu.

              Założę się, że właśnie o mnie rozmawiałyście — powiedział. Wlepił w Taylor malutkie oczka.

              Lecisz na mnie, no nie?

              Mylisz się — burknęła Taylor lodowatym tonem, a jej zielone oczy stały się zimne jak marmur.

              Na pewno masz zamiar rzucić Sandy'ego i zacząć chodzić ze mną — ciągnął Al, wysławiając się tak soczyście, że o mało jej nie opluł.

              Trenujesz ostatnio marsze zdrowotne? — wtrąciła Hillary.

Mówiłam wam. Hillary ma niezły refleks.

Wielkie uszy Ala zrobiły się zupełnie czerwone. Widać było, że jest wściekły.

Podniósł do ust puszkę z piwem. Nie zauważyłam wcześniej, że ją trzymał w ręku. Pociągnął długi łyk, opuścił puszkę i beknął.

              Wiesz, jak zrobić wrażenie na dziewczynie — prychnęła Taylor.

Hillary bębniła nerwowo długimi czerwonymi paznokciami po blacie stołu. Słońce odbijało się w szkłach jej okularów, ale dostrzegłam, że uważnie obserwuje Ala.

Przypuszczam, że zaczęła się go trochę bać. Ja zresztą też. Przeturlał puszkę po ręku do zgięcia w łokciu i bez trudu, jednym ruchem ją spłaszczył.

              Staram się — powiedział.

              Założę się, że mógłbyś rozgryźć łupinę orzecha włoskiego — mruknęła Hillary.

Al nie zwracał na nią uwagi. Rzucił puszką. Wylądowała w zlewie, rozpryskując krople piwa na białe linoleum.

              Hej, uważaj! — zawołałam. — Czego chcesz, Al? Po co tu

przylazłeś?

10

 

Spojrzał na mnie.

              Bo cię lubię. Jesteś najlepszą dziewczyną, jaką znam. Machnął ręką w kierunku Hillary i Taylor.

              One niewarte są funta kłaków, ale ty jesteś świetna. Zmrużyłam oczy.

              Czego chcesz, Al? — powtórzyłam zniecierpliwiona.

 

              Dwudziestu dolarów ■— powiedział, wyciągając wielką łapę. Była usmarowana jakąś czarną mazią. Za paznokciami miał ciemne obwódki brudu. Prawdopodobnie grzebał w silniku samochodu.

              To wszystko. Tylko dwadzieścia dolców.

              Nie mam — odparłam szorstko. Założyłam ręce. — Naprawdę.

              Jesteś najlepsza — nie ustępował Al.

Nie opuszczał ręki. Trzymał ją wyciągniętą w moją stronę.

              Jesteś wspaniała. Jesteś niesamowita. Dwadzieścia dolców. Nie

prosiłbym cię, gdybym naprawdę ich nie potrzebował.

Jęknęłam z obrzydzenia.

              Nie mam ani grosza, Al. Poza tym już mi jesteś winien dwadzieścia dolarów.

              Idź sobie, Al — wtrąciła Hillary. — Dlaczego nie znajdziesz jakiejś pracy?

              Kto by chciał go zatrudnić? — zapytała Taylor złośliwie.

Zdziwiłam się, że Taylor wtrąciła się do rozmowy. Mieszka w Sha-

dyside dopiero od Bożego Narodzenia. Należy do naszej paczki od miesiąca. Nie zna Ala na tyle dobrze, żeby mu docinać.

Pomyślałam, że po prostu chciała mi pomóc.

Al wyciągnął papierosa z kieszeni czarnej flanelowej koszuli. Zapalił go i rzucił zapałkę na podłogę.

              Hej, co robisz! — wrzasnęłam, pokazując ręką drzwi. —

Wiesz przecież, że moi rodzice nie pozwalają na palenie w domu!

Odsunął się ode mnie, wykrzywiając twarz w uśmiechu. Zaciągnął się i dmuchnął mi dymem prosto w nos.

              Al, zostaw ją w spokoju — warknęła Hillary.

Wstała i odsunęła krzesło. Podeszłyśmy obie do nieproszonego gościa. Podniósł ręce, tak jakby chciał się nimi zasłonić.

              Wynoś się! — zawołałam. — Jeśli przyjdzie moja mama

i poczuje dym papierosa...

//

 

Strzepnął popiół na stół. Uśmiechnął się szyderczo, wlepiając we mnie wzrok.

              Wiem, że rodzice nie pozwalają ci palić. Ale znam twoją małą

tajemnicę, prawda? Ty też palisz.

              Zamknij się — warknęłam.

Szczerzył zęby w uśmiechu.

              Widziałem cię w zeszły weekend w kawiarni. Paliłaś papierosa.

Puf, puf, puf.

Znowu dmuchnął mi dymem w twarz.

              Julia jest zła. Niegrzeczna dziewczynka. Powinienem poskarżyć mamusi...

              Nie! — jęknęłam.

Kiedyś mama przyłapała mnie i Hillary na paleniu. Byłyśmy wtedy w dziewiątej klasie. Zrobiła z tego wielką aferę. Ma fioła na punkcie palenia. Obiecała, że dostanę tysiąc dolarów, jeśli nie zapalę papierosa do końca szkoły średniej.

Niedobrze mi się robi, kiedy pomyślę, jak zareagowaliby moi rodzice, gdyby się dowiedzieli, że czasami, podczas spotkań z przyjaciółmi, zdarza mi się wypalić kilka papierosów. Mama wpadłaby w szał. To mogłoby się źle skończyć. Naprawdę źle.

Wiedziałam, że Al nie żartuje. Powiedziałby mojej mamie o paleniu, gdybym nie starała się być z nim w dobrych stosunkach.

Dlatego pożyczyłam mu pierwsze dwadzieścia dolarów.

              Al, nie mam pieniędzy. Uwierz mi — nalegałam.

              Taak. Dobra.

Strzepnął znowu popiół z papierosa na stół, tuż przed twarzą Taylor.

              Po co ci dwadzieścia dolarów? — zapytała Hillary.

              Żeby zaprosić Taylor na randkę — odparł szczerząc zęby w uśmiechu.

              Ha, ha. Powiedz mi, kiedy mam zacząć się śmiać — mruknęła Taylor.

Pokazała Alowi język.

              Ślicznie wyglądasz — powiedział. Prychnęła pogardliwie.

              Smarkacz.

 

Al odwrócił się do mnie. Nie podobał mi się wyraz jego twarzy. Nigdy nie widziałam takiej zawziętości w spojrzeniu Ala.

              Co powiesz na małą dziurę w stole? Nie sądzisz, że potem udałoby ci się znaleźć dwadzieścia dolców?

              Al, proszę... — zaczęłam.

Obrócił papierosa między palcami i zaczął zbliżać rękę do stołu.

              Nie! — jęknęłam.

Skoczyłam na niego, ale okręcił się na pięcie i zasłonił mi stół szerokimi plecami.

Trzymał żarzącego się papierosa blisko żółtego blatu.

              No dalej, Julio. Poszukaj dwudziestu dolców. Nie chcesz chyba, żeby twoja mama znalazła tu wielką dziurę?

              Przestań!

Razem z Hillary odciągnęłyśmy go od stołu. Papieros upadł na podłogę. Al zaczął chichotać.

Popychałyśmy go w kierunku drzwi.

              Do widzenia, Al — powiedziałam.

Odepchnął nas i zwrócił się do Hillary:

              Twój tatuś jest nieźle zarabiającym lekarzem. Założę się, że

masz dwadzieścia dolarów.

Hillary odsunęła się od niego i westchnęła znużona.

              Dlaczego miałabym ci dać choćby centa?

Al przysunął się do ucha Hillary. Tak blisko, że mógłby chwycić zębami dyndający pomarańczowy, szklany kolczyk.

              Z powodu chemii — wyszeptał Al na tyle głośno, że obie

z Taylor mogłyśmy go usłyszeć.

Hillary westchnęła.

              Nie chcesz chyba, żeby pan Marcuso dowiedział się, że ściągałaś na zeszłorocznym teście zaliczeniowym.

              Nie możesz mnie szantażować — syknęła Hillary przez zaciśnięte zęby.

Al wybuchnął śmiechem.

              Czemu nie? Któż oprócz mnie mógłby to zrobić?

              Ale to ty dałeś mi ściągi! — broniła się Hillary. — Wcale cię o to nie prosiłam. Dałeś mi je.

              I skorzystałaś z nich, prawda? — zapytał radośnie Al. —

 

 

 

12

 

13

 

Gdyby jakiś mały ptaszek powiedział panu Marcuso, że ściągałaś, oblałby cię. I nie przyjęliby cię na tę fantastyczną uczelnię, która zaakceptowała twoją kandydaturę. Oj joj joj!

              Al, byłeś kiedyś fajnym chłopakiem — powiedziałam, kręcąc

głową. — Jak stałeś się taki nieznośny?

Pociągnął mnie za włosy.

              Biorę przykład z ciebie! — odparł, śmiejąc się z własnego dowcipu.

              Przestań się włóczyć i męczyć ludzi — wtrąciła Taylor. Siedziała nadal za stołem. Pomyślałam, że może stół służy jej za

tarczę. Osłaniają przed Alem.

              No właśnie. Spadaj stąd — nalegałam. — Zobacz, czy cię nie

ma za drzwiami.

Ale Hillary już grzebała w teczce. Wyjęła banknot dwudziestodo-larowy i położyła go na wyciągniętej dłoni Ala.

              Kiedy mi je zwrócisz? — zapytała nie patrząc na niego. Trzy

mała wzrok wbity w teczkę z zeszytami.

              Dobre pytanie — uśmiechnął się głupawo Al. — Poddaję się. Wsunął pieniądze do kieszeni spodni i ruszył do wyjścia.

              Bawcie się dobrze, dziewczyny!

Zdążył ujść zaledwie trzy kroki, gdy moja mama otworzyła oszklone drzwi.

              O! Dzień dobry pani — Al nie mógł ukryć zdziwienia. Znów

zaczerwienił się po uszy.

Mama weszła do kuchni, dźwigając pod pachami dwie wielkie torby zakupów.

              Cześć! Wcześniej dziś wróciłam.

Al wziął od niej jedną torbę i zaniósł na blat kuchenny.

Mama postawiła drugą na podłodze. Odgarnęła włosy. Tak jak ja ma ciemnobrązowe włosy i wielkie, brązowe oczy, które są największym atutem naszej urody.

Mama mówi, że wyglądam zupełnie jak Demi Moore.

Zawsze gdy to słyszę, radzę jej, żeby kupiła sobie okulary.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin