Śmierć uderza z półobrotu.rtf

(255 KB) Pobierz

R.L. Stine

 

Śmierć uderza z półobrotu

 

Przełożył Jan Jackowicz

Siedmioróg

 

rozdział 1

Jenny Simpson po raz pierwszy zobaczyła nowego chłopaka na dwa tygodnie przed morderstwem.

Był przystojny. Jego spokojny, pełen wdzięku sposób poruszania się znamionował wrodzoną zręczność i siłę. Był wysoki i smukły. Na szczupłej twarzy, ocienionej opadającą na czoło, ciemną, kędzierzawą czupryną, malował się wyraz powagi. Jenny zastanawiała się, czy kiedykolwiek zagościł na niej uśmiech.

Przyglądając mu się badawczo, Jenny nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. Ciemnych, zamyślonych, chmurnych.

Jakby czymś zaniepokojonych, przemknęło jej przez głowę. Pełnych jakiejś dziwnej melancholii.

Musiała zamrugać, aby oderwać się od nich. Poczuła, że za chwilę-jej twarz spłonie gorącym rumieńcem.

Poważna sprawa. Chłopak ma naprawdę fantastyczne oczy, pomy

ślała odwracając głowę w kierunku swej szarej szafki dokładnie

w chwili, gdy „nowy" przechodził za jej plecami. Ale dlaczego zrobi

łam się taka sentymentalna?              "              '     '

Korytarzem przeszły dwie czołowe klakierki drużyny „Tygrysów", ubrane w krótkie, biało-brązowe spódniczki i bluzki. Jenny rozpoznała Corky Corcoran i jej przyjaciółkę Kimmy Bass. Szły chichocząc i popychając się wesoło.

Obróciła głowę w drugą stronę, w sam czas, aby jeszcze dojrzeć znikającego za rogiem chłopaka. Zwrócił na nią uwagę? Chyba nie.

— Jenny, musisz coś wreszcie z sobą zrobić — mruknęła do siebie tonem wymówki.

Tuż nad rzędem szafek zadzwonił nagle dzwonek, przyprawiając ją o dreszcz. Książki wypadły jej z rąk na dno schowka. Korytarz prawie zupełnie opustoszał. Większość uczniów poszła do domu albo na pozalekcyjne zajęcia.

Jenny także chciałaby być już w domu, aby móc pouczyć się trochę

 

5

 

«

 

do kwartalnego egzaminu z nauk społecznych. Musiała jednak wykonać przedtem pewną robotę.

Miała już zatrzasnąć drzwi schowka, w ostatniej chwili wstrzymała się jednak. Otworzyła je jeszcze szerzej i z niepokojem przejrzała się w wiszącym na nich lusterku.

Szybkimi ruchami dłoni przygładziła swe proste, lekko rudawe włosy. Ich długie sploty opadały jej aż na ramiona. Potarła dłonią bladokremową skórę policzka, aby zetrzeć z niej jakąś brudną plamkę.

Z głębi lustra wpatrywała się w nią bez przekonania para niebieskich oczu. Wygładziła niebieską bluzkę, włożoną na luźną żółtą podkoszulkę.

Jenny była niezbyt wysoka i bardzo szczupła. Zwykle wkładała mnóstwo różnych ciuchów. Dopiero mając na sobie kilka warstw zaczynała wyglądać tak, jak lubiła. Jednak jej przyjaciółki Faith i Eve wytykały jej to bezustannie, twierdząc, że w ten sposób chce powiększyć swą figurkę.

              Chłopcy nie zwracają na ciebie uwagi, ponieważ prawie cię nie

widać — żartowała Faith.

W uszach Jenny brzmiał jak żywy kpiący głosik Faith.

              Masz figurę modelki, a ubierasz się jak jakiś brzuchaty babsztyl,

w dodatku przy nadziei.

Sama Faith miała w sobie wiele naturalnego wdzięku. Była blondynką o żywym, ruchliwym usposobieniu, po prostu idealnym typem amerykańskiej nastolatki. Nic nie było w stanie zniechęcić jej do udzielania Jenny porad na temat ciuchów i makijażu.

Jenny nigdy jednak nie pacykowała niczym swej buzi. Tak naprawdę nie chciała wyglądać jak marna kopia Faith. Pragnęła być w swym zewnętrznym wyglądzie po prostu sobą. Tyle że nie bardzo wiedziała, na czym właściwie ma polegać ta jej odrębność.

Ale, ale, gdzie też mogą się podziewać Faith i Eve, pomyślała obrzucając spojrzeniem pusty korytarz, a potem zatrzasnęła drzwi schowka. Może czekają już w biurze pana Hernandeza? I być może rozpoczęły już liczenie pieniędzy beze mnie?

Lekkim truchtem zaczęła biec w kierunku położonej od frontu kancelarii dyrektora. Po drodze minęła dwóch nauczycieli, którzy dopinali guziki płaszczy w drodze na szkolny parking. Z dołu doszły ją wesołe

 

śmiechy uczestników kursu dla inicjatorów sportowych owacji, organizowanego w sali gimnastycznej na parterze.

Mam nadzieję, że szybko uwiniemy się z liczeniem tych pieniędzy, przemknęło jej przez głowę. Muszę dziś odrobić tyle zadań.

Wraz ze swymi dwiema przyjaciółkami Jenny została wybrana do komitetu, który urządzał szkolne zabawy i bale. Dziś miały policzyć wpływy kasowe i wręczyć pieniądze nowemu dyrektorowi, panu Hernandezowi.

Pieniędzy było mnóstwo. Bal okazał się prawdziwym sukcesem. Ale tylko sukcesem finansowym, nie osobistym, pomyślała z lekkim żalem Jenny.

Zarówno Eve, jak i Faith spotykały się z chłopcami. Faith przyszła oczywiście z Paulem Gordonem. Chodzili ze sobą już od wielu tygodni. Także Eve przyprowadziła na bal swoją sympatię, lana Smitha,

Skręcając na rogu, z którego widać już było kancelarię dyrektora, Jenny westchnęła ciężko. Tylko ona z całej trójki nie miała jeszcze

chłopaka.

Mimo wszystko przyszła na ten bal. Musiała to zresztą zrobić z racji swych funkcji w komitecie. Parę razy zatańczyła nawet z jakimiś chłopcami. Ale tak naprawdę nie bawiła się dobrze. Przez cały czas obserwowała, jak Faith i Eve tańczą ze swoimi sympatiami, i starała się nie poddawać ogarniającym ją uczuciom zazdrości i osamotnienia.

To było w ostatnią sobotę wieczorem. A dziś był już poniedziałek. Pierwszy dzień całego życia, jakie mi jeszcze pozostało, pomyślała. Ile by nie miało jeszcze trwać.

Minęła tabliczkę z napisem: PETER HERNANDEZ, DYREKTOR, pociągnęła za klamkę i z rozpędu wpadła do obszernego przedpokoju.

              Przepraszam za spóźnienie, dziewczyny...

Nagle zdała sobie sprawę, że w pokoju nie ma nikogo. Gdzie mogą być Eve i Faith?

Zrobiła kilka kroków w kierunku gabinetu dyrektora. Ze szczeliny uchylonych drzwi padał snop światła.

              Czy jest tam ktoś?

Cisza.

Założę się, że Faith umówiła się z Paulem, pomyślała. Prawdopodobnie Paul spóźni się przez nią na trening koszykówki.

 

 

 

6

 

¥

 

Ale co się stało z Eve? Nie może łazić teraz z Ianem, ponieważ Ian po lekcjach pracuje.

Spojrzała na wiszący przy ścianie wielki zegar. Prawie za kwadrans trzecia. Przeciągnęła obiema dłońmi po swych długich, rudawych włosach, a potem potrząsnęła głową, aby przywrócić im ich naturalne ułożenie.

Drzwi na korytarz otworzyły się nagle i do środka wpadła Eve. Miała nachmurzoną minę, zdradzającą wewnętrzne wzburzenie. W sztucznym, płynącym z góry świetle jej długie, błyszczące włosy lśniły prawie granatowym odcieniem. Oliwkowozielone oczy ciskały błyski kipiące podekscytowaniem.

              Słyszałaś już? — rzuciła jednym tchem. — Deena Martinson zerwała z Garym Brandtem!

              Co takiego? — Jenny otworzyła ze zdziwienia usta. — W sobotę wieczorem byli razem na balu. Skąd o tym wiesz?

              Dopiero co rozmawiałam z Deeną — odparła Eve odrzucając przez ramię swe ciemne włosy, które rozsypały się po cytrynowozielo-nym sweterku. — Trocheja to zdenerwowało, ale nie za bardzo. Mówi, że nadal pozostali przyjaciółmi.

Jenny w zamyśleniu kiwnęła głową.

              Jak ty to robisz, że dowiadujesz się o wszystkim jako pierwsza?

              To żadna sztuka dowiedzieć się czegoś przed tobą — odcięła sięEve. — Ty nigdy nic nie wiesz!

Jenny parsknęła wymuszonym śmiechem.

              No cóż, chyba nie będziemy czekać na Faith — powiedziała podchodząc do stojącego przy ścianie owalnego stołu. — Zabieramy się do roboty. Gdzie są te pieniądze?

              Jak to? — zaskoczona Eve wybałuszyła ma koleżankę oczy.

              Pieniądze — powtórzyła z odcieniem niecierpliwości Jenny. — Gdzie one są?              _,

              Byłam pewna, że to ty masz je ze sobą — wykrzyknęła Eve.

Jenny poczuła nagle, że serce podchodzi jej do gardła.

              Nie żartuj, Eve — powiedziała starając się zachować spokój. —

Przecież to ty miałaś odebrać pieniądze od pani Fritz po ostatniej lekcji.

Oczy Eve przestały ciskać wesołe iskierki. Jej twarz spoważniała nagle.

 

              Dziś rano Faith odebrała pieniądze zamiast mnie — powiedziała.

— Włożyła je do swojego schowka. Ale ponieważ nie znalazła ich tam

po zajęciach, pomyślała, że tyje wzięłaś.

Jenny poczuła, że nogi uginają się pod nią.

              Ale ja tego nie zrobiłam! — krzyknęła przeraźliwie.

              Och, nie! — jęknęła Eve potrząsając głową. — To oznacza... to oznacza, że ktoś je ukradł!

rozdział 2

Jenny ze ściśniętym gardłem wpatrywała się w przyjaciółkę. Przełknęła ślinę, próbując zebrać się jakoś w sobie.

              Ależ, Eve — krzyknęła. — My... my przecież jesteśmy za to

odpowiedzialne. To jest ponad tysiąc dolarów. Jeżeli...

Poczuła nagle, że cały pokój wiruje wokół niej. Nie mogła pozbierać myśli.

Eve pociągnęła ją za rękaw.

              Chodź. Musimy znaleźć Faith. Szybko.

Jenny pobiegła za nią pustym korytarzem. Z dołu nadal dochodziły skandowania zgromadzonych w sali gimnastycznej uczestników kursu. Przed fontanną w głównym holu stało śmiejąc się paru nauczycieli.

Jenny wcale nie było do śmiechu. Czuła się tak, jakby się miała za chwilę rozpłakać.

Jeśli rzeczywiście ktoś ukradł pieniądze, to w jaki sposób one zdołają je zwrócić? I czy to one zostaną oskarżone o kradzież?

Nie. Nigdy. To w żaden sposób nie mogło się wydarzyć, próbowała podnieść się na duchu.

Znalazły Faith stojącą przed jej własnym schowkiem. Czesała swe jasne włosy.

              Faith, te pieniądze! — krzyknęła Jenny przeraźliwym, pełnym strachu głosem. — Znalazłaś je? Masz je?

              Oczywiście — odparła obojętnym tonem Faith, a potem wyjęła ze schowka zieloną, płócienną torbę. — Są tutaj.

 

 

 

8

 

9

 

Odłożywszy torbę Faith posłała Eve spojrzenie pełne wyrzutu.

              Och, Eve, obiecałaś przecież, że nie zrobisz Jenny takiego głu

piego kawału.

Eve parsknęła śmiechem. W jej oczach znowu pojawiły się wesołe iskierki.

              To było zbyt podłe! — krzyknęła Faith. — Postanowiłyśmy, że nie zrobimy tego.

              Ja... ja nie mogłam się po prostu powstrzymać — stwierdziła Eve zanosząc się ciągle od śmiechu, a potem wyciągnęła obie ręce do Jenny i zawisła na jej szczupłych ramionach. — Przepraszam. Naprawdę przepraszam cię za to. Ale... ta twoja mina. Warto było to zrobić, żeby zobaczyć tę minę na twojej twarzy! — Znowu zatrzęsła się od śmiechu, tuląc jednocześnie Jenny w ramionach.

Faith pokręciła głową z wyrazem dezaprobaty, w końcu jednak i ona zaczęła się śmiać.

              Takie z was przyjaciółki — powiedziała cicho Jenny, a potem ze złością odskoczyła od Eve. — Obie jesteście okropne. Nie mogę uwierzyć, że zdobyłyście się na taką podłość.

              To był tylko żart — powiedziała Eve, wycierając załzawione od śmiechu oczy.

              Też mi coś! — odparła cierpko Jenny.

              Nie powinnaś była jednak tego robić — zwróciła się Faith do Eve, upychając szczotkę do włosów w małej kieszonce plecaka. — Wiesz przecież, jaka Jenny jest wrażliwa.

              Przepraszam cię, Jenny — powtórzyła Eve, próbując zmusić swą śniadą buzię do przyjęcia poważnego wyrazu. — Naprawdę.

Chodźmy wreszcie policzyć te pieniądze — powiedziała niecierpliwym tonem Jenny, a potem sięgnęła po zieloną torbę. — Im prędzej przekażemy je panu Hernandezowi, tym lepiej.

Nie czekając na odpowiedź koleżanek ruszyła w kierunku kancelarii. Faith i Eve pospieszyły za nią.

Tuż za zakrętem korytarza Jenny zobaczyła go znowu.

Najpierw ujrzała ciemne, zatroskane czymś oczy. Dopiero potem zdała sobie sprawę, że jego blada twarz jest dziwnie wykrzywiona.

Omal się nie zatchnęła, ujrzawszy na podłodze koło jego stóp małą kałużę jasnoczerwonej krwi.

10

 

— Pomóż mi, proszę — odezwał się cicho.

W tym momencie zobaczyła krew kapiącą z jego ramienia.

rozdział 3

Rzuciła się ku niemu ze zduszonym krzykiem. Za nią podbiegły obie jej przyjaciółki.

Chłopiec ciężko łapał powietrze, krzywiąc się z bólu. Na białym rękawie jego koszuli widać było powiększającą się plamę krwi.

              Co się stało? — krzyknęła Eve.

              To... to nie jest takie straszne, jak się wydaje — powiedział chłopiec podciągając rękaw. — Naprawdę.

              Ale ta krew... — zaczęła Faith.

Jenny cofnęła się o krok, trzymając torbę z pieniędzmi na wysokości bioder, jakby się chciała nią osłonić.

              Może byście pomogły mi znaleźć gabinet pielęgniarki — powiedział chłopiec. — Jestem tu nowy. Nie wiem, gdzie go szukać.

              Zaprowadzę cię — oświadczyła Faith, ujmując go za niezra-nioną rękę.

              Ja też z wami pójdę — powiedziała szybko Eve. — Gabinet jest na górze, trzeba iść tymi schodami. Pielęgniarka powinna jeszcze być. Co ci się stało?

              Głupi wypadek — odparł chłopiec potrząsając głową. Jego cie-mnokasztanowa czupryna opadła mu przy tym na czoło. — Chciałem pomóc jakiejś dziewczynie — powiedział zerkając w stronę Jenny. — Na dworze. Rąbnęła rowerem w płot. Wiecie, tam, za parkingiem.

Powiedziawszy to chłopiec skrzywił się z bólu. Jenny spojrzała na kałużę krwi na podłodze.

              Jej rower utkwił w płocie — ciągnął z zakłopotaną miną. — Wyciągnąłem go, ale jakiś drut skaleczył mi ramię. Przeciął skórę.

              Chodźmy zobaczyć, czy jest jeszcze pielęgniarka — ponagliła ich Faith, ciągle trzymając chłopca za rękę. — Jak masz na imię?

              Ross. Ross Gabriel — powiedział.

11

 

Faith i Eve poprowadziły go na górę.

              Ja... ja zaniosę lepiej te pieniądze do kancelarii — krzyknęła za

nimi Jenny.

Zajęte rozmową z Rossem przyjaciółki nie odpowiedziały jej.

              Przyjdźcie tam zaraz, dobrze? — krzyknęła za nimi.

Cała trójka zniknęła za zakrętem schodów.

Jenny włożyła ciężką torbę pod pachę i ostrożnie okrążywszy jasno-czerwoną kałużę, ruszyła z chmurną miną w stronę kancelarii.

              To nie było fair — mruknęła pod nosem. — Ja zobaczyłam

go pierwsza.

Kiedy Faith i Eve dotarły do kancelarii, Jenny zajęta już była sortowaniem banknotów, których cały stos leżał na owalnym stole.

              Zastałyście pielęgniarkę? — zapytała zerkając znad leżących

przed nią pieniędzy.

Faith z uśmiechem skinęła głową.

              Tak. Uratowałyśmy Rossowi życie. Powinien być wdzięczny.

              Czuję, że się w nim zakochałam! — westchnęła Eve.

              On rzeczywiście ma w sobie coś oryginalnego — przyznała bez namysłu Faith siadając przy stole. — Jak myślisz, czy on w ogóle potrafi się uśmiechać?

              Co za różnica? — odparła Eve, a potem wzięła do ręki plik jednodolarówek i powoli przepuściła je przez palce. — On jest po prostu kapitalny. Nie wiesz, skąd przyjechał?

Faith odpowiedziała jej wzruszeniem ramion.

              Podobają mi się jego oczy — stwierdziła po chwili. — Miałam wrażenie, jakby przenikały mnie na wylot. Patrzył na mnie nie odrywając...

              No wiecie, ja zobaczyłam go pierwsza! — palnęła nagle Jenny, zaskoczoną ostrością swego głosu.

Faith otworzyła ze zdumienia oczy.

              Jenny, tobie też się spodobał? Nie odezwałaś się do niego nawet jednym słowem.

              Dlaczego nie poszłaś z nami do pielęgniarki? — zapytała Eve przysiadając się do stołu.

12

 

 

              Sa... sama nie wiem — wyjąkała cicho Jenny. Poczuła, że zaczynają ją palić policzki.

              Ojej, aleś się zaczerwieniła! — powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem Eve, wyciągając wskazujący palec w jej stronę.

              Musisz przestać wreszcie zachowywać się tak nieśmiało wobec chłopaków — pouczyła ją Faith, obojętnie bawiąc się stosem pięcio-dolarówek. — Chłopakom trudno jest zgadnąć, że ci się podobają.

              Posłuchaj specjalistki w tych sprawach — dodała Eve przewracając oczami.

Faith odrzuciła z ramion kłąb swych jasnych włosów.

              Mogłabym może podejść po prostu do niego i powiedzieć: „Pój

dziemy po lekcjach na coca-colę?" Albo poprosić go, żeby poszedł ze

mną w sobotę wieczorem do kina.

Eve upuściła plik banknotów, które rozsypały się po stole.

              Co takiego? Umówiłabyś się z Rossem? Nie zapominasz przy

padkiem o Paulu?

Po twarzy Faith przemknął demoniczny uśmieszek.

              Paul jest taki denny — powiedziała Eve, unikając wzroku przyjaciółki. — Naprawdę nie wiem, co ty właściwie w nim widzisz?

              Nie wystarcza ci, że jest wysoki, miły i przystojny, a poza tym jeździ najfajniejszym samochodem w całym Shadyside, no i w zeszłym roku świetnie wypadł na olimpiadzie — próbowała wybronić się Faith.

Jenny chętnie dodałaby coś jeszcze do tej wyliczanki. Paul był obiektem jej sekretnych westchnień.

              Musisz jednak przyznać, Faith, że on sam jest swoim najwięk

szym wielbicielem — powiedziała Eve, nadal unikając spojrzenia

przyjaciółce w oczy. — Co za zarozumialec! Mówiąc otwarcie, robi

mi się niedobrze, kiedy widzę, jak latasz za nim niczym mały piesek,

który dawno nie widział swojego pana.

Z ust Faith wyrwał się groźny pomruk. Zdusiła go jednak i wzięła

głęboki oddech.

              Nie mam zamiaru pozwolić ci, Eve, żebyś doprowadziła mnie do białej gorączki — powiedziała cicho. — Jesteś zbyt nędzną kreaturą.

              Co takiego? Ja? Nędzną kreaturą? — krzyknęła Eve.

              Jesteś po prostu zazdrosna o Paulą — powiedziała oskarży-

13

 

cielskim tonem jej przyjaciółka. — To ty jesteś tym oszalałym małym pieskiem. Przyglądałam ci się, jak się przylepiałaś w sobotę na balu do lana. Tańczyłaś tak blisko niego, że wołami nie można by cię było oderwać.

Eve wybałuszyła na nią oczy.

Jenny roześmiała się.

              Całe szczęście, że jesteśmy tak dobrymi przyjaciółkami — powiedziała. — W przeciwnym razie ktoś mógłby powiedzieć, że się po prostu nienawidzimy!

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin