Szmagier Krzysztof - 07 zgłoś się - 04. 300 tysiecy w nowych banknotach.pdf

(1596 KB) Pobierz
1037747268.001.png
300 tysięcy w nowych banknotach
07
zgłoś się
Kolekcja książek
o poruczniku Borewiczu
Krzysztof Szmagier
300 tysięcy w nowych
banknotach
Daleko za miastem, trochę odsunięta od szosy, stała piętrowa willa. Wokół panowała
cisza. Nastrój pustki i odosobnienia potęgowało dochodzące poszczekiwanie psa.
Andrzej przystanął, rozejrzał się dookoła nieco zaniepokojony.
-
Diabeł tu mówi dobranoc - powiedział. Jola spojrzała na niego pełna niepokoju,
jakby się bała, że odejdzie.
- Chodź - wyszeptała, biorąc go pod rękę. Furtka była otwarta.
Kiedy stanęli przed drzwiami, wyjęła klucz i przekręciła w zamku. Weszli do środka.
-
Nie zapalaj światła - poprosiła cicho.
W hallu nie było mebli. Wnętrze ginęło w mroku. Dziewczyna skierowała się
schodami w górę.
- Postarajmy się nie obudzić gospodarzy - szepnęła do Andrzeja.
W pokoju na pierwszym piętrze zapaliło się światło. To jedno rozjaśnione okno
pogłębiało jeszcze wrażenie osamotnienia willi stojącej na pustkowiu. Z daleka
zawarczał motor. Po chwili z bocznej drogi wysunął się samochód z wygaszonymi
reflektorami. Minął willę i zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej. Za kierownicą
siedział otyły niski blondyn, o niesympatycznej kwadratowej twarzy. Za uchem miał
głęboką bliznę.
Andrzej westchnął.
- Nie zawsze jest tak, jak mówisz - ciągnął. - Tak mi się dotychczas składało, że
wszystko miałem za późno. Wieczne pióro w klasie - ostatni, bo wszyscy mieli już
długopis, wymarzony rower wtedy, kiedy modne były skutery, a dziewczyny, które mi
się naprawdę podobały, mówiły „tak" po pięciu latach, kiedy rozchodziły się po
nieudanych małżeństwach.
Jola słuchała tego, co mówił, ale chwilami robiła wrażenie, że bardziej interesuje ją
to, co się dzieje na dole.
Tymczasem w hallu wolno uchyliły się drzwi wejściowe i do środka wsunął się niski
otyły blondyn, ten, który siedział przed chwilą w samochodzie. Zaczął nasłuchiwać, co
dzieje się na górze, po czym starając się nie robić hałasu, wszedł do kuchni.
- Siadaj - powiedziała cicho.
Andrzej z trudem łapał powietrze. Potarł czoło. Sprawiał wrażenie zamroczonego.
Zaczął wkładać płaszcz, z trudem trafiając w rękawy.
- Daj, powieszę. Przecież wiesz, że chciałam, żebyś tu przyszedł i... został -
powiedziała Jola i wstała.
Andrzej pozwolił odebrać sobie jesionkę i przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę.
Rzuciła płaszcz na krzesło i utkwiwszy w nim wzrok, wolno zaczęła rozpinać bluzkę.
Pod spodem nie miała stanika.
Za oknem zrobiło się szaro. Duży szczur zatrzymał się na środku pokoju, rozejrzał
dookoła i z głośnym piskiem przebiegł między nogami krzesła, i znikł pod tapczanem.
Poniżej białego rantu pościeli zwisała bezwładnie ludzka ręka. Była nieruchoma.
W świetle wstającego dnia pokój wyglądał okropnie. Zakurzony. Z zaciekami na
ścianach i obłażącą miejscami tapetą. Wiało pustką i chłodem. Nic nie wskazywało, że
dopiero co była tu kobieta, i na to, że pokój był w ogóle zamieszkany. Pod ścianą stał
jedynie tapczan, na którym leżał na brzuchu Andrzej. Spodnie i sweter były rozrzucone
na podłodze.
Powoli zaczął się budzić i nieprzytomny, zaspany wreszcie usiadł. Czuł, że wraca mu
świadomość. Rozejrzał się po pokoju zdziwiony.
- Jola! - zawołał.
Przez chwilę nasłuchiwał. Nie było odpowiedzi. Zerwał się z łóżka. Zakręciło mu się
w głowie. Z trudem utrzymując równowagę, zaczął się ubierać.
W hallu willi ciągle jeszcze było ciemno. Drzwi na górze wolno się uchyliły. Na
schody padło trochę światła. Andrzej zatrzymał się na półpiętrze. Zobaczył swój płaszcz
na wieszaku na dole.
- Jola! - zawołał jeszcze raz.
W opustoszałym domu zabrzmiało to złowieszczo. Ciszę przełamał nagle trzask
niedomkniętego okna. Przeciąg wionął przez hall, zaszurał papierami i zatrzasnął drzwi
w pokoju, z którego wyszedł. Schody skrzypiały przy każdym kroku, kiedy mężczyzna
schodził w dół. Zauważył, że drzwi prowadzące do czterech pokojów nie miały klamek.
Przystanął, nasłuchując. Pchnął pierwsze z brzegu. Była to łazienka, brudna, od lat
nieużywana. Cofnął się. Sięgnął do płaszcza i sprawdził kieszenie. Wyjął rękawiczki,
położył je na stoliku i już miał włożyć płaszcz, kiedy pod drzwiami z prawej strony
zauważył przesuwający się po podłodze cień. Zrobił krok do przodu i zatrzymał się przy
drzwiach. Usłyszał nagle pisk i przez uchylone drzwi wybiegł ogromny szczur. Andrzej
stał jak zahipnotyzowany.
- Jola! - zawołał nerwowo.
Nikt nie odpowiedział. Pchnął drzwi i stanął w progu kuchni. Była tak samo
zaniedbana i nieużywana od lat, jak cała willa. Już miał się cofnąć, kiedy coś przykuło
jego uwagę. Zza kredensu ustawionego w poprzek pomieszczenia wystawała ludzka ręka.
Podszedł bliżej. Spojrzał za kredens i zamarł z przerażenia. Wiatr poruszył włosami
leżącego na ziemi mężczyzny. Prawą rękę miał zaciśniętą na nodze od taboretu. Na karku
czerwieniła się duża plama zakrzepłej krwi. Mężczyzna leżał na brzuchu, tak że nie było
widać jego twarzy. Andrzej bez zastanowienia odwrócił go na wznak. Ręka zaciśnięta na
taborecie przewróciła krzesło. Wystraszony, odskoczył o krok. Spojrzał na twarz denata.
Na podłodze leżał otyły blondyn z kwadratową twarzą.
Nagły przeciąg wzdął firankę i trzasnęły drzwi do kuchni. Andrzej rzucił się do
przedpokoju. Dopadł drzwi wejściowych i szarpnął za klamkę. Nie ustąpiły. Odciągnął
zasuwkę. Drzwi uchyliły się, ale tylko trochę. Przerażony nie zauważył, że były od
wewnątrz zamknięte na łańcuch. Gwałtownie się odwrócił.
- Jest tu kto? - krzyknął zdławionym głosem.
Na tle drzwi prowadzących do kuchni, w smudze padającego światła pojawiła się
ciemna postać. Mężczyzna machnął ręką w stronę Andrzeja.
Kuchnia znikła. Na sali zrobiło się widno. Mężczyzna machający ręką usiadł na
fotelu. W sali projekcyjnej było kilka osób.
- I tu właśnie kończy się muzyka, silnym, rozbudowanym akordem, który mam
zamiar wprowadzać w momentach zagrożenia. Dalej masz z głowy. Cały film idzie na
efektach.
Kruczkowski mówił do siedzącego tuż przy pulpicie Sucheckiego, szczupłego,
wysokiego, mocno szpakowatego mężczyzny. Przystojny, o dużych błękitnych oczach,
siedział zamyślony, jakby nie słuchając, co mówił kolega.
-
A co dalej? - zapytał po chwili, podnosząc oczy na reżysera.
-
Dziewczynę szantażują. Żądają pieniędzy. Przejeżdżają jej dziecko.
Doprowadzają do tego, że robi, co chcą, a w końcu i tak traci wszystko.
Suchecki spojrzał na Kruczkowskiego zamyślony. Nie wiadomo, czy zajęty był tym,
co mówił reżyser, czy myślał o czymś zupełnie innym.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin