„- Więc czymże jesteś?- Określać, znaczy ograniczać.”Oscar Wilde
Nieokreślony
Ciel miał zły zwyczaj uciekania z budynków. W tej chwili stał przed jednym z nich, z kieszeniami lżejszymi o kilka monet z powodu kosztów podróży. Oceniał, że jest pusty, widząc sczerniałe drzwi i zaprawę murarską kruszejącą między cegłami.Zazwyczaj hrabia nie musiał płacić ani pensa, jeśli Sebastian był woźnicą – dziś nie był, wciąż pozostawał w rezydencji, nieświadomy i właśnie to było głównym punktem całej tej farsy. Sebastian, eksperyment.Każdy pośrednik w handlu nieruchomościami, warty swojej ceny, powiedziałby ci: położenie, położenie, położenie. Było najważniejsze i koniec. Budynek powinien być wystarczająco daleko od rezydencji, by coś o tak krótkim zasięgu, jak teleportacja nie sięgnęło go w czasie. Powinien być wystarczająco wysoki, by zapewnić szybki, aczkolwiek nieprzewidywalny koniec. Powinien być na tyle niski, by zminimalizować czas potrzebny na spadanie, ponieważ więcej czasu w powietrzu oznacza więcej czasu dla demona na dostanie się tutaj, a to spowoduje, że gra stanie się zbyt łatwa, nieprawdaż? Widzisz, Ciel miał to wszystko dokładnie przemyślane. Rozpraszając chmarę kruków, która krążyła nad zwłokami wędrownego szczura, i odsuwając włókniste pajęczyny, utorował sobie drogę na dach opuszczonego budynku. - Nie radziłbym ci wysiadać w tej niebezpiecznej okolicy, Lordzie Phantomhive - powiedział, niebędący Sebastianem woźnica, na co Ciel odpowiedział zjadliwie: - Dlaczego? Nie zauważyłeś, że to mój plac zabaw? Moje własne podwórko?Spojrzał w dół. Ziemia pod jego stopami wydawała się być tak odległą; jeśli spadłby z tej wysokości, roztrzaskałby się jak porcelanowa lalka. Ignorując błysk irytującego uczucia znanego jako strach – jasnego, oślepiającego, gorzkiego Niechcęumierać – Ciel rzucił się z dachu głową w dół. Zamknął oczy przed pędem brudnego powietrza, które unosiło się zbyt szybko na jego spotkanie. W tym samym momencie ostry ból wybuchnął pod jego przepaską.Nie był samobójcą. To nie była próba odebrania sobie życia. A może była?Niemożliwym było, by ktokolwiek zdołał go dosięgnąć, a tym bardziej uratować. Chociaż z drugiej strony, to był Sebastian. Silne ramiona otoczyły go, a zderzenie z ziemną nigdy nie nastąpiło. - Boże drogi, wygląda na to, że znalazłeś sobie niebezpieczne hobby, mój panie.Nie bardziej niebezpiecznie od bratania się z dwulicowymi, bezdusznymi i wypranymi z emocji demonami, pomyślał Ciel. Demonami z uśmiechem, który oczarowałby nawet śmierć; oczami, które obiecały ci świat i wszystko w nim; z twarzami tak zapierającymi dech w piersiach, że róże więdły ze wstydu u ich stóp. ***To było obsesją, która rozpoczęła się wraz z myślą. Nieustającą, wyłaniającą się z tyłu głowy Ciela jak zaraza.Jednak Ciel nigdy by się do tego nie przyznał, o nie. On nazywał to ciekawością. Przemijającym kaprysem.Chciał przetestować granicę fasady człowieczeństwa Sebastiana. Chciał narysować linię między demonem a śmiertelnikiem. Chciał określić, co to znaczy być człowiekiem. Chciał, och jak bardzo tego chciał, pragnął... ***- Jak dostałeś się tam tak szybko? - Ciel siedział przy swoim mahoniowym biurku, palcami obejmując filiżankę z herbatą. - Skąd w ogóle wiedziałeś, gdzie byłem? Mów. Sebastian umieścił misę, niedawno pełną palonego kremu, z powrotem na wózku, odpowiadając niespiesznie: - Kiedy emocje panicza są szczególnie... silne, potrafię dostrzec je poprzez pańskie prawe oko, czasem również przez to wewnętrzne, jeśli uczucie radości, podniecenia, smutku, złości – cokolwiek to jest, jest wystarczająco intensywne. - Potrafisz czytać mi w myślach? Jak? - Czując się całkowicie odsłoniętym, Ciel przypomniał sobie nagły przypływ przerażenia na chwilę przed tym, jak skoczył i pulsowanie pentagramu. - Nie czytać – wyjaśnił demon. - Widzieć jedynie przyczynę tych emocji.Ukłonił się, przygotowawszy się do wyjścia. - To tylko kolejny aspekt naszego kontraktu; dość użyteczny, jeśli mogę tak powiedzieć. Poczułem pański strach i zobaczyłem obraz budynku, na którego szczycie pan był – musiał pan myśleć o nim dość mocno. Chociaż... - Sebastian zatrzymał się przy drzwiach, troskliwym tonem dodając: - Widziałem również niedawno całkiem sporo siebie. - Bzdura. – Ciel zmrużył oczy. - Śledziłeś mnie tam. Byłeś jednym z kruków, prawda?Sebastian wyglądał na zdziwionego.- Kruk, mój panie? - powtórzył, Ciel jednak wiedział lepiej – usłyszał śmiech w tym głosie, zobaczył sposób, w jaki czerwone oczy błysnęły radością. - Zniżać się do wygrzebywania martwych szczurów. Podejrzewam, że mogłem się tego po tobie spodziewać. - Nie powinien pan oceniać nikogo po jego przyzwyczajeniach żywieniowych – powiedział lekko Sebastian, zamykając za sobą drzwi. ***Był ciepły sobotni poranek, kiedy pojawił się u niego po raz pierwszy. Był rozgrzany i rozleniwiony, co potrafił spowodować jedynie dobry odpoczynek w nocy. Delektował się tym, ponieważ lady Elizabeth Phantomhive była w tym czasie na wycieczce we Francji i dlatego miał całe łóżko tylko dla siebie. Wolna chwila przyniosła wspaniały brak obowiązków i pośpiechu. Złote promienie słońca wpadały przez niezasłonięte okno i Ciel zabrał śniadanie do łóżka wraz z codziennymi gazetami , których jednak nie czytał. Wspierał się na ogromnych, puchowych poduszkach, zadając Sebastianowi leniwe pytania pomiędzy kęsami bułeczki z masłem. Pytania takie jak „Czy jest tam Bóg?” lub „Jak smakuje dusza?”, czy nawet „Czy możesz zostać wyegzorcyzmowany?”Sebastian wziął pod uwagę jego informacje, jednak odpowiedzi, których udzielał, były mniej niż satysfakcjonujące: „Jeśli pan w niego wierzy”, „To zależy od duszy”, „Czy chciałby mnie pan wyegzorcyzmować, paniczu?”I wtedy Ciel zapytał: - Co tworzy demona? - Miał na myśli, jak powstają demony, jednak... - Co klasyfikuje ludzi? - było pytaniem, którym odpowiedział mu służący. Ludzie nie są źli jak ty jesteś, chciał powiedzieć Ciel, jednak wtedy przypomniał sobie krzyki, łańcuchy i maski bez oczu, zapach palonej skóry i ból, ból, ból... - zbladł. Sebastian zachichotał. - Naprawdę jesteśmy od siebie tak różni?***Był tam cień, który dryfował z pokoju do pokoju, zawsze utrzymując się na krawędzi wzroku Ciela, zwykle czając się z tyłu jego myśli. Od czasu do czasu mówił, czego pragnie, zawsze składając ofertę, którą ten niezmiennie odrzucał. Pojawiał się tylko, gdy nie było tam Sebastiana, a może był to on sam? Ciel nie miał już takiej pewności. ***Przyzwyczajenia żywieniowe. Oczywiście. - Jedź – powiedział Ciel podczas mijającej kolacji, odkładając swoje srebrne sztućce. Spożywali właśnie główne danie – pieczony kurczak, filet z ryby, placek ze szpinakiem, gotowane grzyby, tłuczone ziemniaki i wiele więcej możliwości szczodrego wyboru jedzenia. Autentyczne zaskoczenie przecięło twarz Sebastiana. - Czy potrawy nie są w twoim guście? - Lubię je. Jedz. - To nie byłoby zgodne z....- Rozkazuję ci. Możesz wybrać, cokolwiek chcesz. - Tak, mój panie – powiedział Sebastian i usiadł naprzeciwko hrabiego. Ciel był wystarczająco blisko, by widzieć dokładnie moment, kiedy źrenice Sebastiana zmieniły się w szpary, moment, kiedy czerwone jak wino tęczówki zaświeciły się jaskrawym szkarłatem, iskra podniosła włoski na karku Ciela – ach – zadrżał, ponieważ to uczucie było zbyt znajome, zbyt podobne do tego, kiedy przygotowywał się do skoku z budynku. Zadrżał, ponieważ czuł, jakby Sebastian wpatrywał się w niego, nie widząc jego twarzy, zamiast tego wewnątrz niego, pieszcząc trzepoczącą rzecz nazywaną jego duszą prostym spojrzeniem. Uderzył w czułe miejsce przerażająco blisko jego serca, niezamącony niczym strach, jednak w tym samym czasie chciał, chciał...Nie myśl. Odwrócił wzrok, jednak, szczerze mówiąc, nie pomogło to zbytnio, ponieważ wciąż czuł ciepły oddech na swoich policzkach, zabarwiający je na różowo, owijający się wokół kształtu jego własnych ust niczym cudowna obietnica śmierci. Odziana w białą rękawiczkę dłoń Sebastiana zwinęła się w pięść , leżąc na równie nieskazitelnym obrusie.- Czy zwykle bawisz się swoim jedzeniem podobnie jak teraz? - zapytał cicho Ciel. Czerwona iskra zanikła równie niespodziewanie, jak się pojawiła. Sebastian natychmiast wziął nogę kurczaka z talerza i wgryzł się w nią. Kości złamały się idealnie na pół z przyprawiającym o mdłości chrupnięciem. Jeden z nich oddychał nierówno. Drugi nie oddychał wcale. - Przepraszam – powiedział spokojnie służący i wyszedł, czarny cień ciągnął się za nim. Ciel nie ruszył tego wieczoru reszty swojego obiadu. ***- Boisz się śmierci, paniczu?Prychnięcie. - Oczywiście, że nie.- Ach tak?- Śmierć ma tylko jedną kartę, którą może grać. Moim zdaniem życie jest zdecydowanie bardziej przerażające. Posiada całą talię.***Pewnego dnia Elizabeth wróciła z miasta z hamakiem. Sebastian powiesił go w ogrodzie między dwoma dębami. Początkowo sądził, że to absurd – kto chciałby bujać się w siatce, jak uwięziona w pajęczynie mucha? Jednak pewnego późnego popołudnia sam z tego skorzystał. Rozsiadł się w hamaku z lemoniadą i egzotycznymi owocami – bananami, arbuzem i ananasem na tacy, stawiając je tak, by mieć je na wyciągnięcie ręki. Musiał przyznać, że nie było to takie złe. Lizzy siedziała na batystowym krześle naprzeciwko niego, delikatna i śliczna, pod falbaniastym parasolem, sącząc swoją lemoniadę z wystawionym małym palcem. Opowiadała mu o tym, co widziała we Francji, kiedy przerwało jej miauczenie. Był to czarny kot. I mimo że koty zazwyczaj nie lubiły Ciela – zresztą z wzajemnością – ten wskoczył na hamak; jego kosmata głowa ustawiła się naprzeciw jego. Ciel spojrzał na niego beznamiętnie - sekundkę; to nie mógł być on, prawda? Jednak Sebastian wybrał ten moment na wyłonienie się z dopiero co przygotowanym napojem, oferując dolewkę. Służący zatrzymał się jednak, gdy zobaczył kota, i było oczywistym, że go rozpoznaje. Przyglądał mu się przez chwilę z czułością, a później skrzywił się z dezaprobatą.Co? Ciel uniósł brwi. - Nie patrz tak, sam do mnie przyszedł. Okazało się, że demony również mogą być zazdrosne. Jednak być zazdrosnym o Ciela z powodu głupiego kota? Hrabia kichnął gwałtownie. - Weź go sobie, jeśli kochasz go tak bardzo – powiedział pomiędzy kichnięciami. - Jestem cholernie pewny, że go nie chcę. ***Ciel nie wiedział, że Elizabeth często wpatrywała się w Sebastiana zielonymi, rozszerzonymi złowrogo oczami z taką samą zazdrością. Sebastian uśmiechnął się. On wiedział. ***W labiryncie londyńskiego śródmieścia znajdowało się skromne, zdecydowanie cieniste miejsce. Główny hol „chronił” tuzin kobiet, z lekko zamglonymi oczami i ubraniami, które nie pozostawiały wiele dla wyobraźni. Nie był to jednak zwykły dom publiczny, o nie. Dziewczyny były otępiałe, piękne, dobrze utrzymane i doświadczone w sposób, który dla Ciela niewiele znaczył. Ludzie musieli płacić ogromne kwoty, by zamówić nawet jedną godzinę w nocy. Niczym zaskakującym nie było więc, że Viscount Druitt był jego stałym bywalcem.Ciel ustawił kobiety w rzędzie. Był tam różnorodny wybór: każda z nich miała inny wzrost, wiek, długość włosów i ich kolor, budowę ciała i tak dalej; niektóre były wręcz egzotyczne.Powiedział Sebastianowi, by wybrał jedną, starając się brzmieć obojętnie. Sebastian zapytał, dlaczego. Ciel powiedział – czasowa rozrywka. Demon odpowiedział, że ma zły gust. Ciel był gotowy odwrócić się i odejść, kiedy Sebastian nagle wskazał na jedną z kobiet.- Ta. Dziewczyna, którą wybrał, była piękna, jednak nie znaczyło to zbyt wiele w pokoju pełnym pięknych kobiet. Miała ciemne włosy, które opadały na jej ramiona. Uśmiechała się szeroko, tak jak została wytrenowana, odsłaniając dwa rzędy perłowo białych zębów i kiwała uwodzicielsko pomalowanymi palcami. Sebastian wszedł za nią do środka. Później Ciel zapytał, dlaczego wybrał akurat tę dziewczynę. - Była samotna – odpowiedział demon. - Od kiedy ci zależy? - dopytywał się, ściągając razem brwi. - Ponieważ jej dusza była smutna. Słodko – gorzka. - Zjadłeś ją?! - Nie, oczywiście, że nie – zaśmiał się Sebastian. - Nie w tym znaczeniu, tak czy inaczej... Ciel warknął cicho z głębi gardła, co było sygnałem, że rozmowa została zakończona. Słowa wciąż jednak odbijały się echem w jego głowie. Była samotna, była samotna. ***Później, kiedy spojrzał w lustro, Ciel zorientował się, że dziewczyna miała niebieskie oczy.***Na zewnątrz drzewa gubiły swoje brązowiejące liście jeden po drugim. Finnian miał szczęśliwy dzień, odkrywając na nowo rozpad materii organicznej i stopniowo coraz bardziej go to pochłaniało. W środku, chroniony przez ciężkie jedwabne zasłony, siedział Ciel z twarzą ukrytą w dłoniach. - Wydaje mi się, że wariuję – powiedział cieniowi w rogu pokoju. - Mówią, że prawdziwi szaleńcy nie wiedzą o własnym szaleństwie – odpowiedział cień. - Winię ciebie, Sebastianie – kontynuował Ciel, ignorując go.Cień zabuczał nisko i jedwabnie podchodząc bliżej, aż znalazł się zaraz obok Ciela. - Muszę się nie zgodzić, mój panie. Myślę, że byłeś już złamany długo przed tym, zanim mnie spotkałeś. - Jestem przez ciebie nie do naprawienia. - Wiesz, że potrafię cię zreperować – wyszeptał cień. Kusząco, ociekając perswazją i oddychając w ucho Ciela, tak delikatnie, jak tylko mógł, równie rzeczywisty, co mgła. Ciemność owinęła się wokół jego ramion, przyciągając go bliżej, skacząc wzdłuż jego szyi i wywołując przeciągłe westchnięcie. - Jeśli mi pozwolisz...- Ja... Zostaw mnie. - Ciel zacisnął zęby. - To... rozkaz. Cień natychmiast zniknął. Podwójne drzwi kołysały się i Sebastian pojawił się w przejściu, niszcząc mrok panujący w pomieszczeniu, i Ciel skulił się z twarzą ukrytą w dłoniach, jego oddech przyspieszył. - Paniczu? Wszystko w porządku? - Cholera, dlaczego wciąż tu jesteś? Powiedziałem, żebyś mnie zostawił! - krzyknął hrabia. Zaskoczony Sebastian ukłonił się i zamknął drzwi. Stał nieruchomy i milczący, widząc wizerunek siebie ponownie w myślach Ciela. Usłyszał dochodzący zza ściany jęk frustracji. Kontrakt na jego dłoni dał o sobie znać złudnym bólem, który był mu nieznany, jednak jeśli miałby dać mu imię, nazwałby go „pożądaniem serca”.***Sebastian prawie nie wyrobił się w czasie, kiedy Ciel ponownie skoczył z budynku. Tulił swojego pana przed tym, jak ten wypluł:- Postaw mnie, wiem, jak się chodzi. Jestem za stary, by być noszonym. Obserwował, jak Ciel łapał wątły oddech, z ciężkimi przez chwilę płucami, by matowym głosem oznajmić:- Nie ułatwia mi panicz pracy, ani trochę, przez baraszkowanie na dachach o trzeciej nad ranem w mieście.Ciel miał wystarczająco dużo energii, by wyglądać na obrażonego. - Ja nie baraszkuję. - Więc jeśli nie ma panicz nic przeciwko, zapytam – w co się bawisz, mój panie? - Ludzie - wydyszał - są określani przez swoje błędy. Sebastian zastanowił się nad tym. - To smutne i prawdziwe. Wolałby panicz, żebym zawiódł, ratując go?- Nie mógłbyś – powiedział Ciel przed pogrążeniem się w napadzie kaszlu. Sebastian wziął go z powrotem na ręce, pomimo słabych protestów, po czym skierował się w stronę domu. - Gratuluję pańskiej epifanii, jednakże następnym razem preferowałbym używanie mniej ekstremalnego sposobu na udowodnienie mi swojej racji - wymruczał w jego włosy. - Nie to było istotą tego – wychrypiał Ciel w zgięcie jego szyi. - Zawsze będziesz po mojej stronie, prawda?- Zawsze, mój panie. Jednak dla osoby, która spogląda na śmierć z góry, panu naprawdę podoba się witanie jej od czasu do czasu. - Ty – wymamrotał - będziesz moją śmiercią. ***Istotą było – istotą było...- Paniczu – przypomniał mu, prawie czule. - Jestem demonem. Zawsze nim będę. Ty jesteś człowiekiem. Te prawdy nie ulegną zmianie. - Oczywiście - odgryzł się Ciel, ale w głowie powtarzał cicho i z rozpaczą "Wiem, wiem"Ludzie są określani przez swoje błędy.***Sebastian nauczył Ciela, jak wycelować broń. Ciel nauczył sam siebie, jak ukraść jego serce i ciągnąć cyngiel. Po tym, jak po raz pierwszy wpakował kulkę pomiędzy czyjeś oczy, upuścił broń i wpatrywał się w swoje dłonie z oczami rozszerzonymi zrozumieniem. - Zabiłem człowieka – wyszeptał z histerią wkradająca się w jego głos. - Moje dłonie – spójrz, nie ma na nich krwi. Są czyste. Jednak – ten mężczyzna obok jest martwy, zabiłem...W nagrodę - biała rękawiczka na jego ramieniu i blady uśmiech.- Bardzo dobrze. Świetna dokładność. Ciel podskoczył, jakby ktoś go poraził, mrugając szybko. Później, całkowicie opanowanym głosem, stwierdził:- Jesteśmy siebie warci. – Złączył dłonie poniżej zegarka, chowając je przed widokiem. - Nie, jeśli chodzi o umiejętności strzeleckie. Wpatrywali się w leżące na ziemi ciało, kawałki czaszki i rosnącą kałużę szkarłatu otoczoną piekielną różową mgiełką. - Sądzę, że nie. ***Cień wrócił tym razem w nocy, gdy Ciel znajdował się w łóżku z Elizabeth śpiąca tuż obok niego. Jego oczy zwęziły się, kiedy go zobaczył. - Nie ośmielisz się.- Och – zachichotał. – A jednak. – I bez jakiegokolwiek unoszenia czy miętoszenia prześcieradeł wsunął się pod przykrycie, naciskając całkowicie na Ciela, tak jakby chciał go wchłonąć, oplatając leniwie dłonie wokół jego pasa. To było chore, pokręcone w każdą stronę, jednak kiedy Ciel otworzył usta, by wydać jeden rozkaz, głos uwiązł mu w gardle i wyszedł jako płytki wydech powietrza. Ciemność muskała spód jego koszuli nocnej, tańcząc wokół linii jego nóg. Czarne nici musnęły jego policzek. - Czy twoja dama kiedykolwiek zapytała, czy może zajrzeć pod twoją opaskę?- Co?- Czy wiesz... - powiedział konwersacyjnie, sięgający wyżej – Ciel wzdrygnął się i cichy jęk opuścił jego usta. - ...że zastanawia się, jak wygląda twoje oko pod tym; że wie, że ściągasz to, kiedy z nią nie śpisz?- Ja, ja nie... – głos był napięty, przebity ostrymi wdechami. Nieco wyżej, bliżej... – pojedynczy kosmyk wyrysowany wiecznym piórem kształtów na mlecznej skórze. Ciel pogrzebał na wpół stłumiony jęk w jedwabiu i pierzu, drżąc. - Jednak się o tym nawet nie dowie, czyż nie? Ponieważ to nasz sekret. - Jeszcze wyżej, muskając nagą skórę po wewnętrznej stornie uda. - Mój pierwszy i jedyny panie...Głos, jego głos, dokładnie i ponownie w uchu Ciela, czysto sprecyzowany, miękko wypowiedziany, prawie doprowadził go do skraju niesamowitego szaleństwa. - Ciel.- Ciel – zapytała zmartwiona Elizabeth, a cień zniknął. - Ciel, co się stało? Trzęsiesz się. Prostując się, hrabia złapał twarz Elizabeth i desperacko przycisnął swoje usta do jej, jego ciało płonęło, a umysł oszalał. Na dole Sebastian rutynowo po raz ostatni sprawdzał dom. Wypalony pentagram i przebłysk myśli – po raz kolejny właśnie o nim – było jedynym ostrzeżeniem, jakie otrzymał, zanim poczuł niezwykłe, przemożone pragnienie, które uderzyło w niego falą. Zaciskając zęby, zmusił się, by zachować spokój, nawet gdy jego oczy zalśniły czerwonym szturmem. To niemal bolało.***Była północ. Ciel wciąż był w trakcie nauki, z dłońmi złożonymi przed nim, wpatrując się beznamiętnie w nicość - było ciemno, więc mógł widzieć jedynie pustkę. - Nie powinieneś być już w łóżku? - Sebastian wszedł, niosąc świecznik. Chwiejne płomienie koncentrowały rzucane światło na części pokoju. - Sebastian – powiedział Ciel. - Odłóż świecznik. Demon posłusznie umieścił go na podłodze z pytającym spojrzeniem.- Zdejmij frak – dodał hrabia. Ten zaś, rozpinając marynarkę, wzruszył ramionami, czując się nieswojo, i złożył ją ostrożnie. Znalazła się obok świecznika. - Kamizelkę również. - Przepraszam? - Zdejmij kamizelkę – stwierdził spokojnie Ciel. Sebastian utrzymywał wzrok na chłopcu, kiedy wyłuskał guziki z ich dziurek i położył brązową kamizelkę na marynarce, formując na podłodze schludny stos. - I krawat. Czarny jedwab został niespiesznie rozsznurowany i odłożony na resztę ubrań. - Teraz – powiedział Ciel – się nie ruszaj. - Otworzył jedną z szuflad biurka i wyciągnął z niej pistolet. Uniósł go, wycelował i strzelił.Kula poleciała prosto i dokładnie uderzyła w wyznaczony punkt. Sebastian popatrzył na swoją klatkę piersiową, gdzie krew już wykwitła w postaci różowych płatków, plamiąc jego białą koszulę. Kaszlnął z grzeczności w swoją pięść i niewielki kawałek metalu upadł na jego dłoń.Ciel podziwiał pracę swoich rąk, chorobliwie szkarłatny obrazek, który stworzył. - Sebastianie, w przeciwieństwie do ludzi, demony nie kłamią, prawda? - Odłożył broń do szuflady. - Podejdź tu. Gdy Sebastian był wystarczająco blisko, Ciel złapał go za nadgarstek. Odnalazł pulsujący rytm, dudniący znak cyrkulującej krwi i wykonującego swoją pracę organu, ponieważ to było właśnie tym, prawda? Organem, niczym więcej, niezdolnym do czucia czegokolwiek innego niż być może fizycznego bólu spowodowanego uszkodzeniem kardiologicznym. Bestia była spokojna, bez cienia traumy, przez którą serce powinno było właśnie przejść. - Paniczu. - Przepraszam za to, Sebastianie. - Głos Ciela był bardzo zmęczony. - Możesz odejść. Sebastian położył kulę na biurku Ciela, podniósł porzucone ubrania i świecę, po czym wycofał się elegancko. Niecałą minutę po tym, jak wyszedł, do środka wbiegli Elizabeth i służący, wciąż w szlafmycach. - Ciel! Wydawało mi się, że słyszałam wystrzał, nic ci nie jest?- Och, dlaczego na podłodze są plamy krwi?- Panie, nie jesteś nigdzie ranny, prawda?- Nic mi nie jest – zapewnił ich. Jednak nie był, nie do końca. ***Sebastian wiedział, czego pragnie jego pan i jako służący rodziny Phantomhive, jak mógłby nie spełnić jego pragnienia?Tak więc, następnym i ostatnim razem, kiedy Ciel uciekł z budynku, Sebastian go nie złapał. To nie znaczyło przecież, że miał zamiar pozwolić nosicielowi umowy umrzeć. Miał lekarzy i medyków dosłownie czekających wokoło brzegu „wypadku” i jak tylko to się stało, oni zajęli się Cielem na miejscu.***Kiedy hrabia w końcu się obudził, niemal miał nadzieję, że tak nie jest, ponieważ teraz czuł ból. Leżał w łóżku, jego głowa była owinięta w bandaże, podobnie jak klatka piersiowa; noga i ręka znajdowały się w szynach. Obraz był nieostry, jednak mógł zobaczyć pochylającego się nad nim Sebastiana. - Popełniłem błąd, mój panie. Nie uratowałem cię – powiedział. - Czy to sprawia, że jestem człowiekiem?- Jak? - zaśmiał się Ciel, sucho i wymuszenie, szybko jednak przestał, ponieważ sprawiało to zbyt wielki ból. - Cóż, masz kilka złamanych żeber, do tego wstrząśnienie mózgu i lewą nogę złamaną w dwóch różnych miejscach oraz kilka skaleczeń – wyliczył Sebastian. - Przez jakiś czas będziesz czuł się okropnie. - Gdzie jestem?- W rezydencji Phantomhive. Powiedziałem lady Elizabeth, że miałeś wypadek, jadąc dorożką. Wyszła kupić ci prezent na poprawę zdrowia. Zapadła cisza. Dla Ciela ciężkim zadaniem było uformowanie choć jednej spójnej myśli w jego zamąconym mózgu. Rozpoznawał baldachim swojego łóżka za głową Sebastiana. Było jasno, więc musiał być dzień. Wyczuwał antyseptyki i zupę pomidorową. Skupił się na powrót na twarzy Sebastiana.- W przeciwieństwie do ludzi, demony nie kłamią – wychrypiał. Jego służący skinął twierdząco. - Skłamiesz dla mnie. Tylko raz. Tylko teraz – skrzywił się. - Proszę.Oczy Sebastiana rozszerzyły się, jednak uśmiechnął się. - Oczywiście, mój panie. Uniósł zdrową dłoń Ciela i pocałował ją, starannie, delikatnie, by nie naruszyć żadnych ran, zamykając z namaszczeniem oczy.- Kocham cię – powiedział. - Koch...
Wywern