Nigdy twój.docx

(13 KB) Pobierz

Nigdy twój

 

Jest piękny; tak piękny, że jego widok zapiera dech w piersiach. Zawsze jak magnes przyciąga uwagę wszystkich kobiet. Nawet mężczyźni patrzą na niego pożądliwie; zwłaszcza teraz, kiedy jest starszy. Och, Elizabeth dostrzega to - nie jest głupia ani bezmyślna, mimo niedojrzałego zachowania. Zauważa wszystkich swoich rywali i jest tym bardziej szczęśliwa, kiedy Ciel nie okazuje im zainteresowania. Delektuje się każdym jego uśmiechem jak nagrodą, nawet tymi, które nie sięgają ust; każdym czułym spojrzeniem, które jej posyła. Tylko jej. Jako jego narzeczoną, postrzega siebie inaczej od pozostałych, siedzącą na tronie niedostępnym dla zwykłych ludzi, ponieważ tylko ona zajmuje specjalne miejsce u boku Ciela, jej Ciela. Nigdy nie uważa się za osobę arogancką, chociaż czasem przy nim pozwala sobie na impertynencję.

Sebastian przesuwa się obok Ciela i widelec panicza Phantomhive upada z brzękiem na talerz. Chłopak wygląda na zdenerwowanego, kiedy lokaj pyta go z cieniem ironii w głosie, czy stało się coś złego. Czy zaskoczyłem cię, paniczu? Jesteś tak niezwykle wrażliwy na dotyk, nieprawdaż? Elizabeth śmieje się, kontynuując jedzenie ciasta, i wznawia przerwaną rozmowę o nowych sklepach w Londynie.

Pamięta jeszcze, jaki był, zanim się zmienił - radosny, uśmiechnięty chłopiec, którym zachwycały się spotkane przypadkowo na ulicy kobiety. Zdarza się, że zauważa czasem w tym obecnym Cielu tamtego, którego znała przed laty. Stał się teraz bardziej zdecydowany, dojrzały, nauczył się ukrywać swoje myśli przed intruzami. Chwilami Elizabeth pragnie, by się otworzył, by powrócił dawny Ciel, by pozwolił jej zbliżyć się do siebie, jednak wie, że wymaga od niego zbyt wiele. Nie chce kłopotać go swoimi potrzebami i pragnieniami, gdy przełamuje jego wewnętrzne bariery. Chce stać u jego boku, chce go wspierać - należy do niej i jest to najwspanialszy dar, jaki mogłaby sobie wyobrazić.

Nie potrafi jednak zignorować tego natrętnego wewnętrznego głosu. Głosu, który ostrzega ją i wskazuje możliwe niebezpieczeństwa. To spojrzenie, które posłał Sebastianowi, ten dotyk, te oschłe, pozbawione znaczenia słowa… to nieważne, prawda? Czuje, że coś ściska ją w gardle, że pochłaniają ją emocje, wypełniając wewnętrzną pustkę. Nie, nie dotykaj, nie podchodź tak blisko, cofnij się... Czasem musi powstrzymywać się, by nie odepchnąć lokaja i nie domagać się, by Ciel patrzył jedynie na nią.

Strach dopada ją w nocy, lecz znika, gdy tylko znów znajdzie się w jego towarzystwie. Drażni go jej dziecinny entuzjazm na widok strojów i ładnych drobiazgów, a błagania o nowe kapelusze kompletnie ignoruje. Elizabeth śmieje się z tego złego humoru, podczas gdy on delektuje się zapachem pitej herbaty. Kiedy w końcu ulega i uśmiecha się, dziewczyna czuje, jak serce jej rośnie, i nie może się nadziwić, jak mogła się tym wszystkim tak zamartwiać.

Ludzie przyglądają mu się, ale zazwyczaj starają się zachować wyraźny dystans. W przeciwieństwie do niej. Kąciki ust Sebastiana unoszą się do góry, sprawiając, że jej policzki oblewają się rumieńcem, kiedy przymila się do Ciela. Chłopak pozostaje jednak nieświadomy swoich wielbicieli. Pomoc lokaja dodaje Elizabeth otuchy, kiedy on zachęca ich do tańca, rzucając przy tym Cielowi surowe spojrzenie, gdy ten robi buntowniczą minę. Naprawdę jest taka niemądra. Jak mogła w ogóle sądzić, że coś ich łączy…?

Będzie stała u boku Ciela, stłumi to kłucie w sercu i zacznie doceniać wszystko, co on może jej dać. Jak wiele czy jak mało by tego nie było.

I nawet, kiedy przyłapuje go przyciśniętego do ściany, ze zlepionymi od potu włosami i rozsuniętymi szeroko nogami, gdy Sebastian opiera się o niego i mruczy z nieznaną jej słodyczą wprost do jego ucha - nawet wtedy najchętniej zignorowałaby piekący ból w piersi. Przypomina sobie jednak, w jaki sposób lokaj później na nią patrzył: nie ze współczuciem, nawet nie z cieniem zakłopotania - nie, w jego oczach był ten błysk, w którym dało się odczytać rozbawienia i ciekawość, pojawiające się i znikające niemal zbyt szybko, by można było to zauważyć. Ale on jest mój, chce krzyczeć Elizabeth. Sebastian uśmiecha się do niej przyjemnie, a ona czuje przeszywające zimno.

Będzie stała u boku Ciela, nie domagając się jego miłości - chce, by ofiarował ją dobrowolnie. Zaciska kurczowo w dłoniach suknię, aż bieleją jej palce. Odbicie Elizabeth jest zniekształcone w roztrzaskanym na kawałki lustrze.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin