MAGIA-Tęsknię za moim faraonem.doc

(5 KB) Pobierz

Tęsknię za moim faraonem

 

Fot. Łukasz Woźnica

Dziś Lucyna Łobos jest wdzięczna lekarzom za ich błąd, który 15 lat temu doprowadził ją do śmierci klinicznej. To wydarzenie obudziło w niej niezwykłe zdolności.

 

Przedawkowana podczas operacji narkoza spowodowała, że Lucyna znalazła się przez chwilę po "tamtej stronie". - To doświadczenie zupełnie mnie odmieniło - wspomina. - Z biegiem czasu zrozumiałam, po co jestem na Ziemi.

Urodziła się we Wrocławiu, w 1949 roku, jako drugie z czworga dzieci swych ro- dziców - najsmutniejsze, wyobcowane, żyjące we własnym świecie. Nie potrzebowała bliskości innych ludzi, nie umiała się bawić z rówieśnikami. Wiele razy nabierała nagłej pewności, że jej rodzina nie jest jej rodziną. Gdyby była, to przecież by ją kochali, rozumieli. I ona by ich kochała.

 

- Dzieci źle traktowane przez matkę i ojca czasem podejrzewają, że to nie są ich prawdziwi rodzice - mówi Lucyna. - Wyobrażają sobie, że zostały zamienione w szpitalu albo adoptowane. Ja tego tak nie postrzegałam. Czułam się obco w jakimś głębszym sensie, jakbym przez pomyłkę znalazła się nie tylko w tej rodzinie, ale również na tej planecie.

Malutka wiedźma

 

Kilkuletnia Lucyna potrafiła przewidzieć, co się zdarzy za tydzień, miesiąc, rok... Czasem były to sympatyczne przepowiednie, ale czasami mówiła także: "W piątek sąsiadkę zabierze pogotowie. A wujek zachoruje, we wrześniu umrze". Skąd to wiedziała? Niestety, sprawdzało się wszystko, co mówiła. Rodzice karcili ją za takie gadanie. - I oni, i rodzeństwo, i znajomi chyba się mnie po prostu bali - mówi dzisiaj.

 

Po maturze Lucyna podjęła naukę w studium fizykoterapii i została masażystką. Zaczęła też szukać informacji o źródłach swej odmienności - w opracowaniach z zakresu medycyny niekonwencjonalnej, jasnowidzenia, bioenergii. Zaprzyjaźniła się też z pewnym księdzem, bo jej nie krytykował, lecz uważnie słuchał. Do-strzegł niezwykłe możliwości Lucyny i skontaktował ją z dr. Stefanem Rybczyńskim, poznańskim lekarzem, znanym nie tylko z badań nad nowotworami, ale i z szacunku dla nieakademickich metod leczenia i diagnozowania.

- Doktor uznał, że powinnam doskonalić wrodzone predyspozycje. I nie bać się manifestacji duchowych; one po prostu są, należy pozwolić im się prowadzić. Prawie nic z tego nie rozumiałam. Domyślałam się, że chodzi o moje zdolności przewidywania przyszłych zdarzeń. "Nie tylko - uśmiechał się doktor Rybczyński. - Z czasem sama zrozumiesz..."- wspomina Lucyna Łobos. Zaufała mu. Doktor nauczył ją m.in. pracy z wahadełkiem i rozpoznawania chorób przez dotyk. - Chore organy mają inną temperaturę, wrażliwe ręce szybko to wyczują - tłumaczy. - Dzięki praktyce u doktora Rybczyńskiego mogłam później pomóc wielu ludziom. Ktoś przychodził na masaż, zalecony przez

ortopedę, a ja prosiłam, żeby natychmiast zrobił badania nerek, bo zaczyna dziać się coś niedobrego.

 

Wizyta po "tamtej stronie"

 

Do Lucyny na dobre przylgnęła opinia "czarownicy". Ale znalazł się odważny mężczyzna, który uległ czarowi tej filigranowej blondynki. Ślub wzięli w 1969 roku. - Mój mąż miał już doświadczenia związane z mieszkaniem pod jednym dachem z "czarownicą" - śmieje się Lucyna. - Jego babcia była znanym medium. Żartował, że taki już jego los. Inni faceci po prostu mają babcie i po prostu się żenią, a on musi przygarniać jakieś duchy czy inne byty.

Lucyna urodziła dwóch synów. Zaczęła prowadzić "zwykłe" życie kobiety zatrudnionej na dwóch etatach: w domu i w ośrodku medycyny holistycznej, gdzie pracowała jako masażystka i radiestetka. Pod koniec 1988 roku jej mąż zmarł nagle na serce. Nie miała żadnych przeczuć, żadnych wizji. Podobnie jak wtedy, gdy rok później musiała poddać się poważnej operacji.

- Wiedziałam, że wtedy też umarłam - opowiada o najsilniejszym doznaniu swojego życia. - Znalazłam się w jasnym, wirującym tunelu, w złotobursztynowej poświacie. Droga prowadziła lekko w górę. Nie widziałam ani łąk, ani pięknych ogrodów, o których często mówią ci, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Słyszałam za to piękną muzykę. Było mi dobrze i chciałam iść dalej. Nagle usłyszałam ciepły męski głos, który powiedział: "Musisz wracać. My się z tobą skontaktujemy".

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin