I Ty możesz być świętym.doc

(32 KB) Pobierz
I Ty możesz być świętym

I Ty możesz być świętym



 

Często spotykamy się ze stwierdzeniem – „O jaki on święty”. W dzisiejszych czasach ma ono wydźwięk negatywny, obraźliwy. Bronimy się za wszelką cenę aby tak nas nie nazywano. Już lepiej jak powiedzą o nas: cwaniak, kombinator, zarozumialec, łobuz. Zatem, czy niemożliwą rzeczą jest życie według zasad bożych? Przyjrzyjmy się postaci św. Jana Marii Vianneya, którego życie przebiegało w nie mniej trudnych warunkach niż nasze - czasy rewolucji francuskiej - kiedy za przyznanie się do Boga ścinano głowy na gilotynie.

Urodził się 8 maja 1786 r. w Dardilly, wiosce położonej 10 km od Lyonu, jako czwarte z siedmiorga dzieci gospodarnego chłopa Mateusza i jego żony arii Vianney. Ochrzczono go w dniu urodzenia. Jako chłopiec pasał bydło. Już od najmłodszych lat lubił chodzić do kościoła i często się modlił, podczas gdy jego rówieśnicy zajmowali się zabawą. Szczęśliwe dzieciństwo przerywają wydarzenia rewolucji francuskiej, skierowane również przeciwko Kościołowi. W 1799 r. w Ecully przystępuje potajemnie do pierwszej Komunii świętej.
Od dzieciństwa pragnie zostać księdzem. Pod okiem dobrego proboszcza z Ecully, ks. Karola Balleya, uczy się przez 3 lata łaciny, ale z miernym skutkiem. Jesienią 1809 r. musi przerwać naukę, bowiem zostaje powołany do armii napoleońskiej. Po dezercji (nie może pogodzić się z zabijaniem bliźnich) ukrywa się w Noes, aby w marcu 1811 r. powrócić do swego nauczyciela ks. Balleya. To dzięki jego poparciu dostaje się w 1812 r. do seminarium w Verriores, a rok później rozpoczyna naukę w seminarium św. Ireneusza w Lyonie. Tutaj ma również trudności z łaciną, która jest językiem wykładowym. Jego pierwszy egzamin wypada fatalnie i kleryk Vianney odesłany zostaje do domu.
Protektor Jana Marii Vianneya, ks. Balley, ani myśli rezygnować, gdyż widzi w swoim podopiecznym znakomitego kandydata na księdza. Nie zraża go nawet to, że onieśmielony Jan Maria nie zdaje ponownego egzaminu przed obliczem szacownej komisji. Doprowadza do „poprawki” w swojej plebanii, którą Jan Maria czując się pewniej, zdaje bez problemu. Kończy szczęśliwie naukę w seminarium. Idzie pieszo do katedry w Grenoble, gdzie biskup Simon wyświeca go na kapłana. Jest jedynym kandydatem do święceń. Gdy ktoś z otoczenia ordynariusza zwraca mu uwagę, że musiał się solidnie namęczyć z jednym kandydatem, biskup Simon replikuje: „Nie jest zbyt męczące jeżeli wyświęca się dobrego kandydata”. Prorocze słowa. Od 1815 r. do 1818 r. jest wikariuszem swego ukochanego opiekuna ks. Balleya. Po jego śmierci otrzymuje nominację na proboszcza w Ars. Błotnistą drogą posuwa się wóz zaprzężony w parę wołów. Siedzi na nim młody kapłan. Na granicy parafii klęka w grzęzawisku i modli się. Chłopcu, który pomógł mu trafić na miejsce mówi: „Wskazałeś mi drogę do Ars, a ja ci wskażę drogę do nieba”. Z ludzkiego punktu widzenia nie mógł gorzej trafić. Wioska Ars, licząca zaledwie 230 mieszkańców miała podłą sławę. O jej mieszkańcach mówiono, że tylko chrzest odróżnia ich od bydląt. Miejscowi parafianie byli zaniedbani religijnie, mężczyźni przesiadywali w oberży, a młodzież spędzała czas na hulankach. Pierwsze kroki nowy proboszcz skierował do kościoła. Upadł przed Najświętszym Sakramentem i modlił się o nawrócenie parafii. Jak na taką dziurę, plebania była urządzona komfortowo, natomiast kościół znajdował się w opłakanym stanie. Nikt nie przypuszczał, że wraz z przyjściem nowego proboszcza coś się zmieni. Świętość nowego proboszcza pociąga parafian. Mówią o nim – „ognisko miłości i miłosierdzia”. „Takiego proboszcza tutaj nie było” – powtarzają. Dziwili się, kiedy z mieszkania usuwał drogie meble po poprzedniku, zadowalając się skromnymi sprzętami. Godzinami modlił się przed Najświętszym Sakramentem. Sypiał bardzo krótko na gołych deskach. Prawie nic nie jadł. Parafianie zbudowani jego postawą zaczynają coraz częściej wypełniać pusty kościółek, nawet w dni powszednie, zaś pobliska oberża traci stałych klientów. Jest coś, co szczególnie urzeka parafian – to niezmordowana służba w konfesjonale. Potrafi 15 godzin dziennie słuchać spowiedzi. Przyjeżdżają do niego ludzie z najodleglejszych stron, a maleńkie Ars przeżywa istne oblężenie. W 1827 r. po dziewięciu latach swojej posługi, może powiedzieć: „Ars nie jest już tym samym Ars”. Do świątobliwego proboszcza przybywają liczni pielgrzymi, zamożniejsi dojeżdżają dyliżansem z Lyonu. Przez 41 lat jego duszpasterzowania przez Ars przewinął się milion ludzi.
Pod koniec życia coraz bardziej zażenowany rozgłosem wokół swojej osoby. Coraz częściej proszony jest o uzdrowienia. Rzeczywiście, wiele cudów dokonało się za jego wstawiennictwem. Domorośli malarze zaczęli sprzedawać jego portrety, a ludzie zwracali się z prośbą o ich pobłogosławienie. Najpierw wzbraniał się, a potem skapitulował, mówiąc: „Cały ten mój karnawał ma także dobrą stronę. Bóg posługuje się różnymi środkami”. Czuje się jednak niegodny i winny całego zamieszania, zamierza więc opuścić Ars. Ucieka nocą do Dardilly, jednak jego parafianie ciągną doń i usilnie namawiają do powrotu. Ks. Vianney nie ma teraz wątpliwości, że jego miejsce jest w Ars.
Na dwa dni przed śmiercią prosi, aby nie przysyłano doń doktora, bo nie będzie miał mu czym zapłacić. Przed pokojem proboszcza tłoczą się zatroskani parafianie. Umierającego odwiedza biskup Langalerie, który z szacunkiem całuje dłonie proboszcza. Ks. Vianney wyraża pragnienie, aby być pochowanym w Ars. Jan Maria patrzył na świat, na wszystko co stworzył Bóg, oczami pełnymi zachwytu. Wszystko było dla niego cudem i darem. Toteż kiedy konał podano mu wiatyk, na widok Jezusa w Najświętszym Sakramencie zawołał zachwycony ze łzami w oczach: „Skoro ja nie mogę iść do Niego, On przychodzi do mnie!”. Umiera 4 sierpnia 1859 r. o czwartej nad ranem. Kiedy, wbrew jego woli, rozebrano go po śmierci, ukazał się , jak powiedział obecny przy tym ks. Toccanier, „obraz wyczerpania ludzkiego w jego najwyższym stadium”.

Św. Jan Maria Vianney jest patronem proboszczów. Jego wspomnienie obchodzone jest 4 sierpnia. Tak się corocznie składa, iż w tym dniu przez naszą parafię przechodzi Pielgrzymka Archidiecezji Lubelskiej na Jasną Górę. W czasie sprawowanej Mszy Świętej pątnicy i zgromadzeni mieszkańcy naszej parafii modlą się za przyczyną św. Jana Marii w intencji Naszego Ks. Proboszcza i innych proboszczów w Kościele Katolickim.

Może wielu ludzi zastanawia się, skąd wziął się zwyczaj całowania ziemi przez Naszego Ojca Świętego, kiedy przybywa z wizytą pasterską do danego kraju.
Zwyczaj ten rozpoczął młody ksiądz Wojtyła, po powrocie ze studiów w Rzymie. Kiedy dostał „aplikatę”, czyli przydział pracy w parafii Niegowić, szedł wśród łanów zbóż, a gdy przekroczył granicę parafii, ukląkł i ucałował ziemię.
Później powie, że powtórzył gest św. Jana Marii Vianneya, kiedy ten dochodził do swojej parafii w Ars.

„Gdyby można było zrozumieć wszystkie dobra zawarte w Komunii Świętej, nie trzeba by było niczego więcej, by zadowolić serce człowieka”
Św. Jan Maria Vianney

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin