SKANDYNAWSKIE WSPOMNIENIEMeczyfajer
Tak więc znowu uciekłem. Od rodziny i znajomych, których miałem już dosyć, studiów i chyba ogólnie Polski, która trochę mnie już przytłaczała. Kto by pomyślał, że w wieku dwudziestu jeden lat będę au-pair dwóch ślicznych chłopców w uroczym miasteczku na północy Finlandii? Nie przepracowywałem się tutaj, prawdę powiedziawszy nie traktowałem tego przedsięwzięcia jak pracy, miałem czas na rozmyślania, olbrzymi dom z sauną, rower i samochód do dyspozycji, a co za tym idzie, szybki dostęp do basenu i siłowni. Do tego jeszcze śnieg i narty. Tak więc kiedy rodzice oznajmili mi, że wyjeżdżają z dziećmi na tydzień do rodziny i jak chcę, mogę sobie zostać na straży domu, pomyślałem, że to już lekka przesada i że muszę się za coś zabrać. Nie minęły dwie godziny, odkąd pomachałem rodzicom i chłopcom na pożegnanie, a zadzwonił mój telefon. – Pewnie zapomnieli … – pomyślałem sobie, ale myśl urwała się, bo wyświetlała mi się Elina, córka matki z pierwszego małżeństwa, chyba w moim wieku. Coś tu śmierdzi, pomyślałem – przenigdy do mnie nie zadzwoniła, co więcej, z trudnością podtrzymywała ze mną konwersację, chyba będąc zazdrosną, że w jej rodzinnym domu mieszka ktoś obcy i zabawia jej braciszków (tak przynajmniej tłumaczyła mi sama matka). Mieszkała zresztą ze swoim chłopakiem parę kilometrów od nas, jak tak bardzo chciała, mogła się przecież nimi zajmować. – Halo? – Cześć… – zaczęła niepewnie po angielsku. – Bo moi rodzice wyjechali, i ja bym chciała zrobić imprezę. Chyba nie masz nic przeciwko, co? Zresztą będzie dużo fajnych ludzi, więc na pewno ci się spodoba – mówiła tak, jakbyśmy byli znającymi się od lat kumplami. Tani chwyt, no ale przecież się nie postawię. – No jasne, wiadomo – odpowiedziałem nieco rozbawiony tym, jak musi się czuć skrępowana tą sytuacją, w której musi prosić mnie o przyzwolenie. – To co, kiedy i jak? – zapytałem – Dziś, jutro i pojutrze, będę o piątej, by trochę poprzesuwać meble itede. Każdy przynosi coś do jedzenia, też możesz coś zrobić. Wychodziło na to, że impreza zaplanowana była o wiele wcześniej. Utwierdziłem się w tym przekonaniu wraz z napływającą falą gości, było ich bowiem w sumie ze dwunastu. Przychodzili stopniowo, powitania, gadka szmatka, większość naprawdę starała się być miła, ktoś coś tam słyszał o Polsce, ale mimo wszystko bardzo cieszył ich fakt, że studiowałem fiński przez rok zanim tu przyjechałem. W pewnym momencie przyszedł Tuomas, o rok starszy brat Eliny, z którym dosyć dobrze się dogadywałem. Zaczęliśmy gadać o koncercie, na którym się spotkaliśmy tydzień wcześniej, potem zeszliśmy na muzykę, do dyskusji włączyły się dwie nieznane mi osoby. Kątem oka dostrzegłem, że w korytarzu pojawił się nowy gość. Spotkaliśmy się wzrokiem w momencie, kiedy zdejmował czapkę, spod której wyfrunęła czupryna pięknych blond włosów. Był po prostu piękny. Na oko siedemnaście lat, typowo nordycka uroda – niebieskie oczy, delikatne rysy. Patrzyliśmy na siebie niemożliwie długo, przynajmniej tak mi się zdawało. Moi rozmówcy rozpłynęli się gdzieś w przestrzeni, byli gdzieś daleko, jakby za szybą. Patrzyłem mu w oczy jak w ósmy cud świata. Zazwyczaj w takich sytuacjach próbuję się chociaż jakoś zakamuflować, ale tym razem chyba mi nie wyszło. W jego odwzajemnianym spojrzeniu malował się znak zapytania, lekkie zdziwienie, ale mimo wszystko zainteresowanie. Elina już od progu coś mu opowiadała, ale widziałem, że w tym momencie w ogóle nie docierał do niego potok jej słów. – Hej, Soren, do cholery! Słyszysz w ogóle, co do ciebie mówię? – przerwała swój wywód, po czym śledząc trajektorię jego spojrzenia, natrafiła na moje rozpłynięte w uwielbieniu oblicze. – Ahaaaa…. – zaintonowała sugestywnie i uśmiechnęła się z lekka szyderczo. Wiedziała, że lubię chłopaków. Cała rodzina wiedziała i nikt mi tu nie miał tego za złe. Ten komfort bycia sobą to coś, co najmilej wspominać będę z Finlandii. Wstałem powoli z fotela i podszedłem się zapoznać. Miał niesamowite imię. Uścisk rąk, chcesz coś do picia, usiądźmy – i tak się zaczęło. Rozmowa kleiła się jak w jakiejś bajce. Popijając wino gadaliśmy o wszystkim, o swoich kolejach życia, muzyce, filmach, sporcie. Siedziałem na kanapie z jakąś koleżanką Eliny, którą Soren musiał znać, Soren zaś siedział na fotelu obok. Gdy jednak koleżanka zeszła z kanapy, od razu przysiadł się do mnie. W tym momencie już kompletnie wyalienowaliśmy się od towarzystwa. Czas popłynął jak rzeka, przegadaliśmy bite trzy godziny, nic nawet nie jedząc. Miał w sobie tyle energii i entuzjazmu do wszystkiego, że poczułem się przy nim o wiele młodszy, dosłownie jak małe dziecko. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Nasz kontakt wzrokowy stawał się coraz intensywniejszy i dłuższy, i dopiero kiedy poczułem fizycznie ciepło jego ciała, zdałem sobie sprawę, że mimowolnie przybliżamy się do siebie. Soren właśnie opowiadał mi o najlepszych trasach na narty w okolicy, i że się jutro tam wybierzemy, kiedy przypadkowo, w wirze gestykulacji położył mi rękę na kolanie. Gdy się spostrzegł, cofnął ją jak oparzony. Delikatnie się zaczerwienił i spuścił wzrok, na co ja tylko spojrzałem mu głęboko w oczy i uśmiechnąłem się. Wpatrywał się we mnie z lekko rozchylonymi ustami, z których wydobywał się przyspieszony oddech. Wahał się – z każdym wdechem w jedną, z wydechem zaś w drugą stronę, oczy natomiast nieśmiało szukały oparcia dla jakiegoś wewnętrznego postanowienia. Chcąc jakoś pomóc, zaczerpnąłem powietrze i ułożyłem usta w zapytanie. Nie zdążyłem. Soren zamknął oczy i powoli i delikatnie, a zarazem kompletnie niespodziewanie, pochylił się nade mną bliżej niż kiedykolwiek. Jego wargi musnęły mój policzek tak delikatnie, że nie potrafiłem stwierdzić, kiedy pocałunku jeszcze nie było, a kiedy już był. Moment, w którym przylgnął do mnie ustami, trwał niecały wdech, ale w moim wnętrzu zaognił on karnawał chemicznej euforii przeplatanej niedowierzaniem. Od dołu kręgosłupa aż po szyję eksplodował ciepły dreszcz. Czegoś takiego nie można sobie wstrzyknąć czy wciągnąć. To jest magia. Powoli odlepił swoje usta od mojego policzka, pozostając tuż przy nim chwilę. Odsunął się na miejsce, z którego startował, rozchylając oczy. Na jego twarzy zarysowało się delikatne uśmiechnięte zmieszanie, wyczekiwanie na znak, że to, co się dzieje, jest w porządku. Łoskot serca całkowicie opanował moje ciało, nawet dochodzące do mnie dźwięki pulsowały w rytmie wybijanym przez krew w żyłach. Czułem, że nie do końca jestem obecny, otrząsnąłem się więc nieco i skupiłem wzrok. Był tam nadal, a moje zachowanie musiało zasiać w nim strach, że to jakaś pomyłka. Był przepiękny. Uśmiechnąłem się i jak najdelikatniej tylko mogłem, wsunąłem rękę w jego lśniące włosy, mierzwiąc je i głaszcząc jego głowę. Rozpromienił się jak dziecko i nie odrywając ode mnie wzroku, usiadł mi na kolanach. Dopiero wtedy uprzytomniłem sobie, gdzie tak naprawdę jesteśmy, ale on uśmiechnął się łobuzersko i położył mi palec na ustach, kiwając uspokajająco głową. Wziął moją rękę, pocałował i oplótł sobie wokół pleców. Były chude ale sprężyste, z każdym najdrobniejszym ruchem kłębiły się w nich pięknie zarysowane mięśnie. Przytulił się do mnie, na wpół opierając się o mnie, na wpół o oparcie fotela. Zatopiliśmy się w siebie, głęboko oddychając, aż po jakimś czasie oddychaliśmy w jednym rytmie. Zapach, którym emanował, słodkawy i chłopięcy, odurzył mnie bez reszty. Nasze oddechy stopniowo zwalniały, aż przysnąłem. Obudził mnie odgłos stukających o siebie szklanek. Ktoś poprzestawiał krzesła, ktoś rozpalił drewno w kominku, pozapalał świeczki. Dużo ludzi się zmyło. Mały zdawał się spać. Nie mogłem się oprzeć. Musnąłem jego wargi swoimi. Nie otwierając oczu, uśmiechnął się szelmowsko i odwzajemnił pocałunek, tym razem nieco głębiej, tak, że po raz pierwszy poczułem wilgoć jego ust. Całowaliśmy się wolno, a wraz z nami zwolniła cała rzeczywistość dookoła. Nie padło ani jedno słowo, nie było w tym ani krzty łapczywości, żadnej gry. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Nie dotykaliśmy się nawet rękami. Nasze języki przeplatały się w spontanicznej harmonii, przemykały leniwie po wargach i zębach, które co jakiś czas wpijały się w usta i wywoływały delikatne napięcie, rozładowywane subtelnością pocałunków. Siedzieliśmy półtora metra od kominka i zrobiło nam się bardzo ciepło. Jakoś bez słowa zrozumieliśmy, że chcemy wyjść.. Ze zdumieniem zauważyłem, że w domu nie ma już nikogo, poza śpiącą na górze Eliną i jej chłopakiem. Na zegarze wybiła druga. – Chcę dzisiaj spać przy tobie – powiedział, kiedy wygramoliliśmy się na zewnątrz, po czym zaczął się śmiać, czym od razu mnie zaraził. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w głąb ogrodu, który przechodził w las. Iglaki uginały się pod pierzyną śniegu, a na opalizującą w świetle latarni ścieżkę, którą Soren mnie ciągnął, obalały się grube płaty śniegu. Było tak pięknie, a chłód tak przyjemny. Momentalnie wpadliśmy w euforię. Soren, śmiejąc się jak wariat, pocałował mnie, spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się w sposób, który sugerował, że zaraz coś napsoci. I ruszył jak z procy, znikając za opadającym w dół ostrym zakrętem leśnej ścieżki. Zanim zrozumiałem, co się dzieje, byłem już zdany wyłącznie na ślady na śniegu, bardzo wyraźnie zaznaczone dzięki temu, że ścieżka ta służyła za trasę narciarską, a chodzenie po niej było w sumie zabronione. Zerwałem się do biegu, wzdłuż śladów. Po paru minutach złapałem właściwy sobie oddech. Czułem, że naprawdę się zakochałem. Nie tylko w nim. W całym świecie. Świat jest piękny! Ile razy słyszałem czy wypowiadałem te słowa. Ale dopiero teraz poczułem je każdą żywą komórką ciała. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Przez głowę przewalały mi się tysiące myśloobrazów. Jeszcze dziesięć godzin temu jechałem do supermarketu specjalnie po to, żeby kupić torbę żelków i opchać się nimi, nim nawet zdążę wyjść ze sklepu na parking. I tak codziennie. Jak nie cukierki, to paznokcie, znerwicowana szczęka musiała mieć ujście, zagryzać się na śmierć. Potem dziesięć razy dziennie oglądać się przed lustrem, wciągając brzuch, spinając tyłek i strojąc najróżniejsze pozy w poszukiwaniu tej "najpiękniejszej". Co za, kurwa, absurd! Właśnie miałem wybuchnąć śmiechem, kiedy ślady, po których kroczyłem, urwały się. Przystanąłem w oczekiwaniu na dalszy ciąg historii. Musieliśmy pokonać ze dwa kilometry, znałem dobrze drogę, na której się znajdowałem. Wychodziła już ona z lasu i przechodziła w wylotową ulicę do centrum, krzyżując się na początku z kameralnym osiedlem domków. Soren zaszedł mnie od tyłu i objął w pasie, tuląc się do mnie bardzo mocno. – Tam mieszkam. Zanieś mnie – powiedział ziewnąwszy i zawiesił się na mnie. Mieszkał w dosyć typowym fińskim piętrowym domu. Tyle przynajmniej mogłem stwierdzić przy tak ograniczonej widoczności. Z rozmów pamiętałem, że wynajmuje go z czwórką innych ludzi. Po cichu przeprawił mnie przez korytarz, schody i wylądowaliśmy w bardzo miłym pokoiku, na środku którego leżał olbrzymi, wysoki materac. Zapalił lampkę stojącą w kącie. Jej światło wyeksponowało półkę z mnóstwem świeczek, kremów i olejków. Soren rozebrał się całkowicie i położył na brzuchu, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem, niesamowicie harmonizującym z tym jego uśmieszkiem. Zapaliłem parę świeczek i zgasiłem lampkę, wcierając w ręce pierwszy napotkany olejek. Malinowy. Uklęknąłem ponad jego nogami. Miał przepiękne ciało. Skojarzył mi się z kotem, którego widziałem kiedyś na wakacjach nad jeziorem. Kot ten żył na dziko, był bardzo chudy i mały, i nie gardził niczym, włączając kukurydzę z puszki, której używałem do łowienia ryb. Kiedy jednak złapałem go, twardość, zwartość i zwinność jego mięśni objawiła się mi w ułamku sekundy, bo tylko tyle mu starczyło, żeby mi się wyrwać. Pamiętam swój szok, że coś tak małego ma taką siłę, jednocześnie uprzytomniając słabość człowieka zmiękczonego przez cywilizację. Okrężnymi ruchami całych dłoni zacząłem rozprowadzać olejek po jego gładkich plecach, przez dłoń, szyję, aż do prześlicznych pośladków. Jego ciało wznosiło się i opadało w myśl miarowego oddechu, kołysząc mnie w ten sam rytm. Wszystko, co do tej pory dowiedziałem się o masażu, nabrało głębszego sensu. Harmonia ciał, wymiana energii, cała ta mistyczna otoczka stała się faktem. Jednocześnie piękno jego ciała przytłaczało mnie na kształt nieogarniętej boskości, każdy ruch był dla mnie niezwykle istotny, bo miałem do czynienia z czymś ze sfery sacrum, wymagającym najbardziej wyrafinowanego rytuału i czułości. Stopniowo przechodziłem do właściwego masażu, przenikając palcami poszczególne mięśnie, które nabierały młodzieńczej różowości nachodząc krwią. I tak, uciskając łopatki, rozcierając boki, ugniatając tereny okołokręgowe doszedłem do pośladków, których dołków mogłem szczerze pozazdrościć. Były bardzo fińskie – wystarczy pójść na basen czy saunę, by się przekonać, że niezależnie od rozmiarów brzucha niemal wszyscy Finowie mają zgrabne, ozdobione dołeczkami pośladki, przynajmniej faceci... Im mocniej je masowałem, tym większe oznaki podniecenia mały zaczął zdradzać. Ruszał powoli biodrami, ocierając się o łóżko i sugestywnie mrucząc. Rozczulił mnie ten widok nagrzanego chłopczyka, zszedłem więc ręką niżej, a on podniósł się nieznacznie, umożliwiając mi dojście do epicentrum swojej seksualności. Kiedy pogramoliłem się do jego jąder, przesmykając palcami po miękkich blond włoskach, które je porastały, z jego twarzy na dobre zniknął wciąż do tej pory obecny uśmieszek zgrywusa, pana sytuacji. Pojawił się w zamian za to na mojej. Pragnął orgazmu. Błagał mnie wzrokiem, łapiąc kurczowo za pieszczącą go rękę i ciągnąc ją dalej. Wtedy dotarło do mnie, że naprawdę się zakochałem. Poczucie przewagi, fakt że spętany był więzami pożądania, za których koniec trzymałem ja, nie przynosił mi tej niezdrowej satysfakcji co zwykle. Poczułem, że rozładowanie tego niebywałego napięcia, w którym tak rozkosznie prężył się i wił przede mną, stało się moim przeznaczeniem, że tu i teraz nadarzyła się okazja, żeby wnieść do świata coś pięknego. Sugestywnie wskazałem mu, by obrócił się na plecy i schyliłem głowę pomiędzy jego nogi. Miał prześliczne przyrodzenie, gładkie i kształtne, było tak rozpalone, że z zamkniętymi oczami mogłem odczuć jego bliskość. Zacząłem go lizać, powoli i pociągle na całej długości, schodząc coraz niżej aż do jąder, a on odpowiedział powolnym dyszeniem, w którym słychać było wyraźnie, że uśmiecha się w zadowoleniu. Moje podniecenie narastało i delikatnym ruchem ręki wsunąłem go sobie do ust. Jedną ręką pieściłem jego delikatnie owłosione podbrzusze, drugą przesuwałem po penisie ssąc jego żołądź. Nasze spojrzenia się spotkały, gdyż mały najwyraźniej lubił przyglądać się temu, co mu się robi. Jego na wpół obecny, rozmyty wzrok i rozchylone, uśmiechnięte usta podnieciły mnie do maksimum. Zapuszczałem się ustami coraz niżej i niżej, a jego westchnienia przeplatały się teraz z pojękiwaniami. Konwulsyjnie począł poruszać biodrami, a ja pozwoliłem mu wsuwać się tak głęboko, jak chce. Wkrótce wsuwał się już po samo gardło, co, nie ukrywam, że mnie w szczególny, nieco masochistyczny sposób podnieca, tym bardziej, że mogłem dosięgnąć mu językiem jąder. Już się nie uśmiechał, oczy miał kurczowo zamknięte i jęczał głośno, pokrzykując od czasu do czasu: tak! W spazmie rozkoszy chwycił rękę, którą głaskałem go po brzuchu i zaczął ssać mi z początku palec, potem dwa i trzy naraz. Jego oddech przyspieszał z każdą chwilą, wyrwałem więc wilgotną rękę i przeszedłem do drażnienia jego najintymniejszych okolic, chcąc zobaczyć, czy mu się to podoba. Krzyczał teraz w taki sposób, że wiedziałem, że od spełnienia dzielą go sekundy. Nagle chwycił mnie mocno za włosy, krzyknął coś nieartykułowanego dwa razy, a za trzecim już wrzasnął, wytryskując mi w usta strumieniem gorącego nasienia. Natychmiast, wciąż owładnięty ekstazą, wciągnął mnie na siebie i zlizał spermę z mojej twarzy, po czym zdjął ze mnie koszulkę, rzucił mnie na plecy i położył się na mnie, wtulając się we mnie mocno. Był zmęczony, ale szczęśliwy. Mruknął, że czuje się ze mną kochany i bezpieczny. Pogłaskawszy go po głowie, powiedziałem tylko, żeby zasnął już sobie. Wkrótce zasnąłem, wsłuchany tylko w jego spokojny oddech i odurzony tym przecudownym zapachem chłopięcego ciała. Zapowiadał się piękny dzień. Meczyfajer
ostryas