Pod czerwoną różą.txt

(372 KB) Pobierz
KAROL OLGIERD BORCHARDT

POD CZERWON� Rӯ�

Matecznik
Ca�e moje dzieci�stwo i m�odo�� up�yn�y pod wielkim wp�ywem mojej matki i jej rodziny. Urodzi�em si� w Moskwie, w klinice mego ojca, kt�ry by� lekarzem. Zanim to jednak si� sta�o, matka moja zosta�a zmuszona do tego ma��e�stwa. Obydwoje pochodzili z powiatu oszmia�skiego i nawet byli spokrewnieni przez dziada Baniewicza, powsta�ca z 1863 roku. Pocz�tkowo matka, niezbyt zachwycona uczuciem ojca, ukry�a si� w miejscowo�ci Lejpuny na Suwalszczy�nie, gdzie zosta�a nauczycielk�. Kiedy jednak ojciec j� odnalaz�, wyj�� pistolet i (co by�o w�wczas w modzie) powiedzia�: - Albo pani wyjdzie za mnie za m��, albo w tej chwili si� strzelam... - Takie to gwa�towne wydarzenia poprzedzi�y moje przyj�cie na �wiat.
Matka moja by�a osob� energiczn� i niezale�n�. Mog� j� nawet nazwa� pierwsz� polsk� sufra�ystk�. Wi�c gdy ojciec zosta� powo�any do wojska i wyjecha� do Azji, zastawi�a swoje srebra i uciek�a ze mn� do Pary�a. Ryzykowa�a przy tym wiele. W owe czasy m�� m�g� �on� sprowadzi�, uciekaj�c si� do pomocy policji, m�g� zabra� jej dziecko - pomimo �e zamieszkali�my u rodziny ojca.
Mia�em w�wczas trzyna�cie miesi�cy. Wi�cej ojca swego nie widzia�em. P�niej kilka razy mia�o doj�� do mego spotkania z ojcem, ale zawsze co� stan�o na przeszkodzie. Ostatnio w sierpniu 1939 roku, wracaj�c z urlopu w �urawach, by�em ju� z ojcem um�wiony (mieszka� w�wczas w Warszawie przy Marsza�kowskiej), ale spotka�em wuja Raczkiewicza, kt�ry poradzi� mi, bym jak najszybciej wraca� na "Dar", je�li nie chc� by� odci�ty od Gdyni. Gdy jesieni� 1949 roku wr�ci�em do kraju, ojciec m�j ju� od kilku lat nie �y�.
Po latach odnalaz�y mnie... moje siostry przyrodnie - Karusia i Bo�enka, c�rki mego ojca z drugiego ma��e�stwa. Pomog�y mi ustali� lub potwierdzi� uzyskane wcze�niej wiadomo�ci o rodzie Borchardt�w.
Przodkowie moi byli dworzanami ksi�cia Karola kurlandzkiego i wraz z nim przenie�li si� z Brunszwiku do Kurlandii. Wszystko wskazuje, �e po mieczu wywodz� si� z baron�w kurlandzkich i mam prawo piecz�towa� si� herbem brunszwickim. Zapytana przeze mnie Karusia (aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie), czy co� wie na ten temat, odpowiedzia�a: - Oczywi�cie, zawsze nazywano mnie baron�wn�. Co prawda p�niej kr�lewn�, ale to ju� zupe�nie inna historia.
Imiona Karol i Karolina, bardzo cz�sto powtarzaj�ce si� w rodzinie Borchardt�w, nie s� przypadkowe i maj� zwi�zek w�a�nie z ksi�ciem Karolem. Matka ojca, a moja babka, by�a z pochodzenia W�oszk� o nazwisku Nicolai.
Wydaje mi si�, �e m�j ojciec mia� jakie� szczeg�lne zdolno�ci uzdrowicielskie. Z przedwojennych warszawskich gazet mam wycinki, kt�re donosz� o jego wielkich sukcesach w leczeniu raka. Przywraca� zdrowie ludziom, kt�rym inni lekarze nie dawali ju� �adnych szans. Du�� wag� przyk�ada� do czysto�ci powietrza, w�a�ciwego oddychania, diety. W�asnym nak�adem wyda� ksi��eczk� "Dlaczego g��d leczy". Z zemsty za ewentualn� strat� klient�w rze�nicy warszawscy wybili szyby w oknach jego gabinetu.
Po k�dzieli sw�j rodow�d mog� rozpocz�� od trzech si�str Kleczkowskich: Amelii, Zofii i Michaliny. Wysz�y one kolejno za m��: Amelia za Adama Wa�kowicza, Zofia za Ottona Boera, a Michalina za Ignacego Litawor-Aramowicza.
Moja ga��� wyrasta z pnia rodziny Litawor-Aramowicz�w, posiadaj�cych maj�tek R�ys�aw. (Pradziad Ignacy Litawor-Aramowicz 16 lat sp�dzi� na Syberii). Mieli cztery c�rki i trzech syn�w. C�rki da�y pocz�tek nowym rodzinom, wychodz�c za m��: Aniela za Joachima Niekraszewicza, Jadwiga za Wyszy�skiego, Amelia (moja babka) za Leokadiusza Narwid-Raczkiewicza, Michalina za Antoniego �ukaszewicza.
Wszystkie te rodziny �y�y ze sob� bardzo blisko i wsz�dzie czu�em si� jak u siebie w domu. Moja rodzona babka Amelia z Litawor-Aramowicz�w Raczkiewiczowa zmar�a bardzo m�odo, na p�uca. Zostawi�a troje dzieci: Olgierda (zmar� tak�e na p�uca w 1912 roku, kuruj�c si� na Krymie), kilkunastoletni� w�wczas Maryni� (moj� matk�) i najm�odszego Mieczys�awa. By�a jeszcze druga c�rka - Zofia, ale zmar�a we wczesnym dzieci�stwie.
Choroba babki poch�ania�a wiele pieni�dzy, wymagaj�c cz�stych wyjazd�w "do w�d". Podczas nieobecno�ci rodzic�w folwarkiem rodzinnym �urawy (przed 1863 rokiem - �urawie) zarz�dza�a czternastoletnia Marynia, radz�c sobie znakomicie i wzbudzaj�c podziw okolicznych s�siad�w. Folwark jednak nie dawa� dostatecznie du�ej intraty i dziad podj�� si� funkcji zarz�dcy wielkiego maj�tku Gowarcz�w.
Wr�c� jeszcze do Pary�a, w kt�rym sp�dzi�em pi�� lat. Matka moja pracowa�a w magazynie m�d, rysuj�c modele modnych kreacji i zarabiaj�c w ten spos�b na �ycie. Wkr�tce z przera�eniem stwierdzi�a, �e mog� zosta� Francuzem. M�wi�em doskonale po francusku, po polsku zna�em jedynie "Katechizm ma�ego Polaka", powtarzany bez specjalnego zrozumienia za matk�. Do roku 1911 uda�o si� mej matce tyle zaoszcz�dzi�, �e wr�cili�my do Wilna, a stamt�d zosta�em odwieziony do s�ynnej na ca�y powiat oszmia�ski mojej ciotecznej babuni Michasi �ukaszewiczowej, seniorki rodu. B�d�c wdow�, z trudem wychowywa�a i kszta�ci�a troje dzieci. Maj�tek Byk�wka straci� wiele ze swej �wietno�ci od czasu, gdy brat m�a, J�zef �ukaszewicz, zosta� skazany na �mier� za udzia� w zamachu (sporz�dzi� materia� wybuchowy) na �ycie cara Aleksandra III. By� w�wczas studentem wydzia�u matematyczno-przyrodniczego w Petersburgu. Jego ojciec wyb�aga� na osobistej audiencji u cara zmian� wyroku na do�ywocie. Kosztowa�o to jednak sporo i obci��y�o maj�tek. J�zef �ukaszewicz przebywa� w Twierdzy Szlisselburskiej blisko dziewi�tna�cie lat (aresztowany 2 marca 1887, uwolniony 20 listopada 1905). Do uwolnienia wprawdzie przyczyni�a si� rewolucja, jednak�e koszty by�y tak�e znaczne.
Babunia i obydwie ciotki naturalnie m�wi�y po francusku, ale z pozosta�ymi osobami we dworze musia�em pocz�tkowo porozumiewa� si� na migi. Wkr�tce jednak, ku zdumieniu, a nawet przera�eniu ciotek, z francuskiego o paryskim akcencie przeszed�em wprost na bia�oruski, doskonalony w zabawach z wiejskimi r�wie�nikami.
Babunia Michasia by�a wyroczni�. Przede wszystkim zosta�em pozbawiony swoich paryskich bucik�w, bo najlepsze s� z w�asnej sk�ry. Po �niadanie musieli�my i�� o wschodzie s�o�ca do otaczaj�cych dw�r las�w. O jednym z nich m�wiono MATECZNIK. Storczyki tam rosn�ce mia�y stanowi� unikatowe okazy, nigdzie ju� nie wyst�puj�ce. Ten matecznik babunia najwi�cej kocha�a. Nie pozwoli�a �ci�� ani jednego drzewa, nawet na pokrycie koszt�w kurs�w literackich jednej z ciotek, ucz�cej si� na nich w Warszawie. Ka�de drzewo przecie� mog�o s�u�y� za tarcz� dla powsta�ca. W czasach mego dzieci�stwa atmosfera popowstaniowa by�a wci�� �ywa, mo�e bardziej ni� dzisiaj pami�� drugiej wojny �wiatowej.
Przyje�d�ali bardzo uczeni krewni ogl�da� i podziwia� matecznik. Nied�wiedzi ju� w nim nie by�o. Ostatni nied�wied�, o jakim s�ysza�em, �y� w rodzinnym dworze babuni Michasi (a tym samym i mojej rodzonej babki Amelii), w R�ys�awiu nad Berezyn� oszmia�sk�. By� pomocnikiem kucharza i do jego obowi�zk�w nale�a�o zaopatrywanie kuchni w wod� i drewno. Misia tego bardzo lubi�y psy i ch�tnie z nim baraszkowa�y, ale gdy ni�s� drewno, szczeka�y na niego zawzi�cie. Mi� nie pozostawa� d�u�ny i ciska� w nie polanami, co si� najbardziej psom podoba�o i chyba o to im tylko chodzi�o.
Wprawdzie nied�wiedzi w mateczniku nie by�o, za to wilk�w nie brakowa�o. Id�c do lasu, przechodzili�my ko�o ogrodzenia, za kt�rym pas�y si� byki i wo�y. W owych czasach orano nimi po zaprz�eniu do sochy. Przysz�e w�asnego wyrobu ubrania ros�y w postaci lnu. Utkane z lnu p��tno bieli�o si� na ��kach ko�o krynic pomi�dzy lasami.
Ciotki uznawa�em za wszechwiedz�ce i orientuj�ce si� najlepiej, co i gdzie w lesie ro�nie. Rozpoczynali�my od zbierania poziomek. Ciotki wiedzia�y, gdzie rosn� najwi�ksze, najbardziej soczyste. W cieniu. Te s�odkie - w miejscach nas�onecznionych. Jednocze�nie dojrzewa�y czernice, a potem maliny, bor�wki.
Przechodzili�my przez zagajniki z olbrzymich brz�z, za kt�rymi latem wschodzi�o s�o�ce. Nast�pnie skr�cali�my w prawo, w olbrzymi las jod�owy - w�a�nie nazywany matecznikiem. By�a to kraina niebotycznych jode�. Tam gdzie jod�y ros�y rzadziej i by�o wilgotno, kr�lowa�y te podziwiane przez wszystkich storczyki. Za D�BUSZKAMI, jak zwano las olbrzymich d�b�w, zachodzi�o s�o�ce. Tu� za nimi le�a�a kraina moich nocnych marze� przy ognisku - rojsty. Zabierano mnie czasem na rojsty na nocleg, podczas kt�rego pas�y si� konie. Najwi�ksz� jednak atrakcj� by� dojazd na rojsty i jazda powrotna na wypocz�tych i rw�cych z kopyta koniach. O�ywa�y w�wczas zas�yszane w nocy przy ognisku opowie�ci ch�opc�w pilnuj�cych koni. Tematu do nich dostarcza�y te ziemie "przesi�kni�te" histori�. Rojsty dochodzi�y do oszmia�skiego traktu, wysadzonego brzozami, kt�ry niejedno widzia�, mi�dzy innymi przechodzi�y nim wojska napoleo�skie. We wsi Kurhany, le��cej za traktem, mieszka�a jeszcze staruszka licz�ca sobie sto kilkana�cie lat. Gdy przychodzi�a do babuni, by�a pierwsz� osob� w domu, bo jako dwunastoletnia dziewczynka na w�asne oczy widzia�a Napoleona. Na pro�b� babuni jej odwiedziny ko�czy�y si� zawsze udzielanym przez ni� nam wszystkim b�ogos�awie�stwem.
Z d�buszek wracali�my do domu z naczyniami pe�nymi jag�d. Na �niadanie g��wn� potraw� by�y poziomki, czernice lub maliny ze �mietank� "prosto od krowy", z wieczornego udoju. O cukrze nie by�o mowy. Zjawia� si� na stole wyj�tkowo, gdy podejmowano go�ci. By� przechowywany w kredensie, w olbrzymiej czeczotkowej szkatule. Cukier zast�powa� mi�d z licznych pasiek w sadzie.
W porze grzyb�w wyruszali�my do lasu po �niadaniu - zn�w z wszechwiedz�cymi ciotkami. Zbierali�my g��wnie borowiki, jesieni� rydze. Pocz�tkowo musia�em ka�dy grzyb pokaza�, zanim w�o�y�em do koszyka, borowiki bowiem r�ni�y si� mi�dzy sob� barw� czapek i kszta�tem. Inne by�y z zagajnik�w, inne z matecznika, jeszcze inne z d�buszek. Tam ros�y kr�pe, o kolorze orzechowopopielatym. Ma�e borowiki odk�adano do posolenia na zim�, troch� wi�ksze suszono na s�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin