Nahai Gina - Pawi krzyk.rtf

(823 KB) Pobierz

GINA B. NAHAI

 

 

 

Pawi Krzyk

(Cry of the Peacock)

(tłum. Teresa Lechowska)

 


Prolog

1982

 

W więzieniu kobiecym, do którego Strażnicy Rewolucji zabrali Pawicę, osiem osób spało w jednoosobowej celi. Siedziały zajmując każdy centymetr rojącej się od szczurów podłogi, skute przez wiele tygodni z zawiązanymi oczami, dopóki nie nabawiły się jakiejś choroby, nie zostały stracone albo zwolnione. Dostawały dwa posiłki dziennie - rzucano im na ubrudzoną kałem podłogę chleb i orzechy. Co rano Strażnicy wyprowadzali na podwórze przed pluton egzekucyjny pewną liczbę więźniarek. Zdejmowali im opaski z oczu i stawiali pod zbryzganym krwią betonowym murem. Potem strzelali do nich - czasem prawdziwymi kulami, a czasem ślepymi nabojami.

Mułłowie urządzali fałszywe egzekucje, żeby wymusić przyznanie się do winy albo powiększyć łapówkę, którą każdy więzień powinien dać za swoje uwolnienie. Reżim Boga był zachłanny i nie znał litości. Często aresztowano ludzi nie za przestępstwa, które mogli popełnić w przeszłości, lecz wyłącznie z jednego powodu - żeby zmusić ich do oddania ukrytych albo zainwestowanych za granicą pieniędzy. Kiedy zabrano już wszystkie pieniądze i wymuszono przyznanie do winy, ładowano broń i więzień padał pod murem.

Pawica, tkwiąca w celi skuta, z opaską na oczach, słyszała strzały i mogła zliczyć więźniarki, które powracały żywe. Siedziała w więzieniu od trzech tygodni i wciąż jeszcze nikt nie podjął decyzji co do jej losu. Przybyła tu pewnego popołudnia wojskowym dżipem otoczona przez Strażników Rewolucji, z odsłoniętą twarzą i włosami nie zakrytymi. Jej strój szokował i urągał wszystkim zasadom islamu: jaskrawe szyfony i ogniste jedwabie, żółte chusty, bluzka z cekinami i pas wyszywany złotem na wymiętej aksamitnej spódnicy. Na nogach miała białe pensjonarskie pończochy i atłasowe pantofle ozdobione kryształami górskimi i paciorkami, na nadgarstkach z tuzin złotych bransolet, na szyi niezliczone sznury pereł, na każdym palcu pierścionki. Kieszenie miała pełne złota i drogich kamieni, a w pantoflach tysiącrialowe banknoty. Jednakże to nie ten strój tak zaszokował mułłów, lecz jej wiek. Pawica Żydówka jest tak stara, mówili, że pamięta czasy, kiedy Bóg był dzieckiem.

Więźniowie mułłów byli młodzi i starzy, jedni mieli ledwie sześć lat, inni aż dziewięćdziesiąt. Aresztowano kobiety oskarżane o działalność kontrrewolucyjną i takie, które używały lakieru do paznokci i robiły sobie makijaż. Więziono komunistów i nacjonalistów, Żydów i wyznawców bahaizmu, a przede wszystkim muzułmanów, którzy nie chcieli przestrzegać reguł narzucanych przez mułłów. Nigdy jednak nie trafił tu nikt równie sędziwy jak Pawica i mułłowie nie wiedzieli, co z nią począć.

Strażnicy zaprowadzili Pawicę do celi, gdzie przeszukała ją kobieta w sukni do pięt z długimi rękawami, o włosach schowanych pod chustą. Zabrała jej całą biżuterię i wszystkie pieniądze. Potem odesłała ją na przesłuchanie.

- Ile masz lat? - spytał młody mułła, nawet na nią nie spojrzawszy.

Pawica wbiła w niego wzrok.

- Odpowiedz! - rozkazał, nadal na nią nie patrząc. - Ile masz lat?

- Urodziłam się w roku zarazy.

Podniósł wzrok.

- Jakiej zarazy?

Nic nie wiedział o przeszłości.

- Jakiej zarazy? - Podniósł się z miejsca, dyszał na nią. - Odpowiedz! - Cuchnął potem i amerykańską whisky.

Urodziłam się w roku zarazy, chciała powiedzieć Pawica, chowałam się w podziemnej jaskini, gdzie w ciemnościach po ścianach łaziły wszy i skorpiony, a w każdym wypitym łyku wody pływały robaki.

- Jakiej zarazy?

Strażnicy zaprowadzili ją do celi. Mijały tygodnie. Codziennie słyszała strzały. Współwięźniarki pytały o to samo.

- Ile masz lat?

Kobieta po prawej stronie była komunistką i powiedziała, że chodzi o ludobójstwo. Ta po lewej stronie była gospodynią domową i nie miała pojęcia, dlaczego ją aresztowano. Mehrullah Strażnik stojący na korytarzu był ojcem, który posłał swoje dzieci na wojnę tylko dlatego, że wierzył, iż zginą i pójdą prosto do nieba.

- Pawico! - krzyknął pewnego ranka, gdy na podwórku strzelano. Przyszedł po nią, a zatem jej los został przesądzony. - Pawico! - krzyknął raz jeszcze i wtedy zaczęła chwiejnie podnosić się na nogi.

Otwarto drzwi. Mehrullah Strażnik zdjął jej opaskę z oczu. Oślepiło ją światło, przenikając głowę na wskroś. Wstała oszołomiona i przytrzymała się ściany. Kiedy mogła już coś widzieć, spostrzegła, że Mehrullah mierzy ją wzrokiem.

- Więc ile miałaś lat? - spytał, jakby jej życie już się skończyło.

Pawica oderwała się od ściany.

- Mam sto szesnaście lat - powiedziała. - I zamierzam jeszcze pożyć.

 

1796

 

W celi komunistką, która mówiła, że chodzi o ludobójstwo, posiusiała się na podłodze ze śmiechu.

Estera Wróżka była wysoka i szeroka w ramionach, skórę miała ciemną i lśniącą jak oliwa, którą smarowała sobie brzuch i ręce, żeby jej nie pierzchły. Powieki jej oczu, czarnych jak wody Zatoki Perskiej, zawsze przysypane były połyskliwym pudrem z azotanu srebra. Wargi miała grube i czerwone jak serce młodego ptaszka, włosy długie, rozwichrzone i równie ciemne jak oczy, głos głęboki, wibrujący i pełen tajemniczości.

Urodziła się na południu, w portowym mieście Bandar Abbas nad Zatoką Perską. Podobnie jak wiele Żydówek z tych stron dorastała pracując jako służka w haremie u żon bogatych Arabów i Persów. Szyła im ubrania, splatała włosy w warkocze, odbierała przychodzące na świat dzieci. A przy tym uprawiała czary.

Twierdziła, że obejrzawszy dłoń nowo narodzonego dziecka, potrafi przepowiedzieć, co je czeka; umie przygotowywać eliksiry i pisać czarodziejskie formułki, dzięki którym bezpłodne kobiety staną się brzemienne, potrafi wyganiać strach z serc starców i sprowadzać do domu zabłąkanych małżonków. Zbierała przeróżne rzeczy - kawałki tkanin, zwierzęce szkielety, jaszczurcze i kocie ogony, pasemka włosów zmarłych dziewic. Czekały zamknięte na klucz w skrzyni na taki dzień, gdy przyjdzie jedna z jej pań i poprosi, żeby otruła żonę rywalkę albo wywołała ospę u powinowatej.

- Przynoszę ci, pani, czary i szczęście, i wiedzę zmarłych szeptała Estera kobietom w haremie z muzułmańskim akcentem, którym nauczyła się zastępować własny z getta. - Potrafię sięgnąć w twoją przeszłość, odsłonić tajemnice twojego smutku. Znam twoje grzechy i twoje pragnienia. Potrafię sprawić, by spełniły się twoje życzenia.

Estera Wróżka widziała przyszłość we śnie.

Przed laty, jeszcze jako dziecko, przepowiedziała śmierć marynarzy we wzburzonych wodach Zatoki Perskiej. Później, nim jeszcze pierwsze brytyjskie statki zjawiły się w porcie Bandar Abbas, całymi nocami opisywała to kobietom w haremie.

- Olbrzymie góry drewna przepłyną przez Zatokę. Będą na nich mężczyźni o oczach w kolorze morza i skórze połyskliwej jak księżyc.

Kobiety z zapartym tchem słuchały jej wieszczb.

- Mężczyźni opuszczą statki i pójdą do miasta. Będą szukać naszych kobiet i dadzą im dzieci o zamglonych oczach, które śnić będą o odległych górach. Bogatych ograbią z ich skarbów, a biednych z honoru. Zostawią nam w zamian dar o wiele cenniejszy od tego, co zabrali: wiedzę - głos Estery dudnił pośród ścian haremu - o szerokim świecie.

Wiedziała więcej, niż mówiła. Znała opowieści tak dziwne i nieprawdopodobne, że nikt w nie by nie uwierzył, tajemnice tak ciemne i przerażające, że zachowywała je dla siebie. Umiała czytać ludziom z oczu, wkradać się w ich sny i przenikać umysły.

Mimo tych wszystkich umiejętności Estera Wróżka pędziła życie w samotności i niewolnictwie. Była Żydówką. Jej matka pracowała i umarła na służbie u rodziny szejka. Szejk odziedziczył też Esterę. Jako niewolnica bez twarzy, skazana była na utratę młodości i pragnień. A później, gdy już będzie za stara, by pracować, odeślą ją do getta poza granice Bandar Abbas i tam umrze. Nigdy nie wyjdzie za mąż - tylko Żyd mógł ją poślubić, ale żaden Żyd nie ożeni się z dziewczyną wychowaną w haremie. Nie będzie mieć dzieci ani własnego domu, ani wolności.

Co wieczór patrzyła, jak żony w haremie malują twarze i usta, nacierają się wonnościami i oczekują na przybycie męża, który wybierał jedną z nich. Potem, leżąc na łóżku, wyobrażała sobie tę żonę w ramionach szejka - ciała splecione ze sobą niczym węże, oddechy wyznaczające upływ czasu. Rozmyślała o świecie poza murami haremu, poza Bandar Abbas. Myślała o miejscach oglądanych w swoich snach. Miała piętnaście lat i jej ciało płonęło z żądzy.

Zaczęła w nocy opuszczać harem. Czekała, aż żony położą się do łóżek i zasną rzezańcy. Wtedy przekradała się przez rozległe wyschnięte ogrody domu szejka i wymykała na ulice Bandar Abbas. Wkładała cienki biały zawój zarezerwowany dla muzułmanek, zdejmowała żółtą łatę, którą wszyscy Żydzi nosili na ubraniach. Szła do portu, wdychała powietrze pachnące spalonym drewnem, słuchała nawoływań rybaków wśród fal i obserwowała przezroczyste jak duchy cienie łodzi i palm odbijające się w ciemnych wodach. Czekała, zlana potem w bezlitosnym żarze typowym dla krajów południa, włosy miała wilgotne i słone, a w uszach aż jej trzeszczało od chrobotania szczurów biegających w górę i w dół po drzewach. Niekiedy podchodził do niej jakiś mężczyzna.

- Zabierz mnie stąd. - Uśmiechała się do niego oczami ciemniejszymi od nocy. - Kochaj mnie do starości.

Zabierał ją do drewnianej chaty nad morzem i kładł nagą na dywanie. Estera Wróżka zamykała oczy i modliła się o miłość. Wyczuwała zapach wódki w pocie kochanka, lęk przed morzem w jego oddechu. O świcie szła z nim do portu i patrzyła, jak wiosłuje, odpływając wolno ku rekinom.

Wracała co noc, czekała na mężczyznę, który zaznawszy jej ciepła otworzy swoje serce i rano ją przytuli, prosząc, by została. Używała wszystkich swoich mocy, żeby przekonać mężczyzn, pisała zaklęcia i chowała im we włosy, wieszała talizmany nad ich łóżkami. Zjawiała się w snach, gdy spali, wyczarowywała miłość, której sami nigdy by do niej nie czuli. Wszystkie zaklęcia jednak zawodziły, czary zdały się na nic i Estera Wróżka była wciąż sama.

Przez trzy lata szukała mężczyzny w Bandar Abbas. Zawsze wracała z niczym i jeszcze bardziej samotna. Pewnej nocy zapłakała, błagając ciemności o ratunek: „Ratujcie mnie” - prosiła tak dobrze jej znane duchy. „Pomóżcie mi zmienić swój los”.

Kiedy usnęła, przyśniła jej się kraina, której nigdy przedtem nie widziała i o której nigdy nie słyszała - świat spokoju i obfitości, gdzie mężczyźni wydawali się więksi od Boga i złoto kwitło na każdym polu. Widziała pałac cały ze szkła, spał w nim król nie lękający się sztyletu zabójcy. Widziała mężczyzn rozporządzających boską mocą, kobiety stąpające po ziemi z dumą, pieniądze i klejnoty i takie piękno, jakiego nie śmiała nawet sobie nigdy wyobrazić.

- Udam się tam - przysięgła ciemnościom. - Będę tam szła i nie spocznę aż do śmierci.

Następnego dnia wzięła wszystkie swoje pieniądze i kupiła sobie miejsce w karawanie kierującej się na północ. Wędrowali przez trzy tygodnie - mężczyźni jechali na przedzie, siedząc po turecku w drewnianych pudłach wiszących na grzbietach wielbłądów i mułów, kobiety szły w tyle za zwierzętami. W nocy obozowali na drodze albo spali w karawanserajach. Estera Wróżka trzymała się osobno i udawała muzułmankę. Kiedy dotarli do Isfahanu, odłączyła się od karawany i poszła szukać żydowskiego getta. Zawędrowałam wystarczająco daleko, pomyślała. Przeznaczenie zgubiło jej ślad.

Żydowskie getto w Isfahanie nazywało się Dżujibar. Składało się z domów i sklepów, starego placu, czterech synagog i trzech łaźni. Zbudowano je na nieużytkach - na warstwie nieprzepuszczalnej gliny, która stanowiła dobry fundament dla domów, ale pozwalała na wykopanie tylko płytkich studni, a te szybko wysychały. W studniach roiło się od robaków - długich mlecznobiałych stworzeń, które bez końca wypełzały z ziemi w olbrzymich ilościach. Zsuwały się po ścianach studni, wpadały do wody i tam składały jajeczka. Naprzeciwko getta w Isfahanie rzeka Zajande, Dawca Życia, nawadniała setki akrów ziemi i zapewniała jedne z najbogatszych plonów w kraju. Wodą jednak zarządzali mułłowie, a ci odmawiali jej Żydom.

Żydzi żyli w getcie jak mrówki uwięzione w podziemnej norze. Mieszkali w parterowych lepiankach, małych, bez okien, oddzielonych od podwórka koślawymi, walącymi się filarami z czerwonej gliny. Na podwórku znajdował się zbiornik ze stojącą wodą, gdzie kobiety prały ubrania i zmywały naczynia, w lecie kąpały się dzieci, a nocami kumkały żaby. W rogu była wygódka - zwykła dziura w ziemi - a obok wpuszczony w ziemię piec, którego używali wszyscy mieszkańcy.

Żydów uważano, jak wszędzie w Persji, za nieczystych i niedotykalnych. Nie pozwalano im mieszkać ani pracować poza gettem, sadzić i siać, pić wody z publicznych źródeł. Mężczyźni nosili czerwone albo żółte łaty na ubraniach, kobiety zakrywały twarze zawojami gęstszymi od tych, które obowiązywały muzułmanki. Wszystko, czego dotknął Żyd, było na zawsze splamione. Oskarżony o przestępstwo nie mógł świadczyć w swojej obronie. Nie wolno mu było nawet wyjść z getta w dzień deszczowy, bo obawiano się, że deszcz mógłby zmyć nieczystość z jego ciała i skalać muzułmanina. Estera Wróżka popatrzyła na getto i zrobiło jej się zimno. Uświadomiła sobie, że wprawdzie uciekła z haremu, ale nie wyzwoliła się z więzów.

Próbowała znaleźć sobie jakieś lokum, spotykała się jednak z niechętnym wzrokiem i dociekliwymi pytaniami. Plotkowano o niej od chwili, gdy się pojawiła. Nazywano ją nierządnicą, bo podróżowała bez mężczyzny, i bezbożnicą, bo twierdziła, że zna przyszłość. Mieszkańcy getta byli podejrzliwi, ponieważ mówiła innym dialektem i jadła co innego niż oni. Chcieli wiedzieć, dlaczego opuściła Bandar Abbas.

- Przybyłam, by odmienić swój los - powiedziała im Estera Wróżka, jakby była Bogiem. - Przybyłam tu, żeby rozstać się ze swoim przeznaczeniem i znaleźć nowe życie.

Nikt tego nie rozumiał.

Musiała zostać wygnana, orzekli, ukarana przez swoich i wypędzona za jakieś przestępstwo, które tu chciała ukryć.

Pewno to złodziejka, cudzołożnica, dziwka. Musi stąd odejść i zabrać ze sobą zepsucie.

- Cóż to - krzyknął do Estery rabin Jehuda Sprawiedliwy w czasie sabatowego kazania. - Odejdź i zabierz swoje talizmany i czary!

Estera Wróżka nie mogła walczyć z gettem. Przybyła jednak do Isfahanu z pewnego powodu i dla tegoż powodu chciała tu pozostać: w sercu miasta, dawnej stolicy Persji, stał, jak jej mówiono, pałac cały ze szkła. Uważała, że sprowadził ją tutaj wieszczy sen.

Wiedziała, że gdyby była zamężna, Żydzi by jej nie wygonili. Rozejrzała się więc i znalazła sobie Grubego Sikającego Izaaka - mężczyznę rosłego, o łysej czaszce i tak nieśmiałego, że odwracał wzrok za każdym razem, gdy go mijała. Miał herbaciarnię na samym skraju getta i mieszkał sam. Pewnego razu będąc dzieckiem usiadł z kolegami, żeby zjeść zupę z miski. Dla wszystkich by nie wystarczyło, chłopcy wiec się o zupę pobili. Izaakowi bardzo chciało się jeść, ale był zbyt nieśmiały, żeby się bić, toteż wstał w środku kłótni i nasikał do zupy. A potem siadł i z płaczem ją zjadł.

Ta historia z dzieciństwa Izaaka spodobała się Esterze Wróżce. Podobały jej się też jego oczy, które nie śmiały na nią spojrzeć, i samotność przypominająca jej własną.

Wybrała się wobec tego w odwiedziny do Izaaka - najpierw we snach; zjawiała się w nich co noc i wymawiała jego imię. I kiedy późną nocą, gdy całe getto już spało, zapukała do jego drzwi, wiedziała, że jej nie odrzuci.

Gruby Sikający Izaak leżał przerażony w łóżku. Nie spał o tej późnej porze, grubo po północy, i słuchał wołania Estery. Przez wiele nocy o niej śnił - o wysokiej dziewczynie, którą przedtem już widział, ale której nie mógł umiejscowić. Usiłował przypomnieć sobie we śnie, kim ona jest, i łamał sobie głowę aż do zmierzchu. Stała tak blisko niego, że czuł zapach jej skóry. Teraz wreszcie przemówiła i ten głos go przebudził.

Szedł więc ku niej, przyciągany jej wołaniem i chęcią wzięcia Estery w ramiona. Stała u jego drzwi, cień w nocy, i nim jej dotknął, wiedział, że pod czarnym czadorem jest naga, że włosy ma rozpuszczone, długie i ciemne jak oczy, skórę miękką i język bardzo czerwony.

Weszła do domu i wśliznęła się do łóżka Izaaka - pod chłodną kołdrę pachnącą tytoniem i kurzem - i uczyła go tego, czego nauczyła się o miłości w długie ciemne noce w Bandar Abbas. Wracała co noc, pod osłoną ciemności przemykała się do herbaciarni z nory w rumowisku, w której spędzała dni. Izaak bał się, że sąsiedzi zobaczą ją, jak wchodzi do jego domu; czekał na nią ze świecą, po czym zamykał drzwi i modlił się, by nikt nie usłyszał ich szeptów. Częstował ją herbatą i daktylami, i wszystkim, co miał w domu. Przerażała go jej namiętność, a o tysiąc rzeczy nie śmiał pytać. Czekał, aż przemówi pierwsza.

- Poślub mnie - powiedziała - a dam ci syna. Zostanę na zawsze w twoim domu i nigdy nie zaznasz cierpienia.

Izaak leżał obok niej - zimny, milczący. Spodziewał się takiej propozycji i zastanawiał, co powie, gdy ją usłyszy. Jeśli poślubi Esterę, zostanie na wieki zhańbiony, nie będzie mógł spojrzeć ludziom w oczy. Wszyscy go wykpią, przyjaciele wykluczą ze swego grona. Nikt nie żeni się z kobietą, o której wiadomo, że nie jest dziewicą.

Jest stara, przekonywał sam siebie, ma pewno z osiemnaście albo i więcej lat, łono zmęczone i skalane nasieniem innych mężczyzn. Może nigdy nie dać mi dziecka, a jeśli da, to nie będę wiedział, czy jest moje.

W czasie długiej ciszy, która zapadła, Estera Wróżka domyśliła się wątpliwości Izaaka i zapłonęła gniewem. Kochała się z nim ponownie, tym razem ze złością, a Izaak przez cały czas nie śmiał jej spojrzeć w oczy. Potem opuściła jego dom i zapowiedziała, że już nie wróci.

Gruby Sikający Izaak śnił o niej po nocach pełnych udręki i oczekiwania. Widział siebie leżącego obok Estery, a gdy się budził, okazywało się, że jest sam. Stał przez cały dzień przed herbaciarnią, licząc na to, że Estera przejdzie koło jego drzwi. Nie potrafił przestać jej pragnąć; paliło go każde miejsce, którego dotknęła ostatnim razem. Poszedł jej szukać.

- Wróć! - zawołał.

Następnego dnia się pobrali.

W noc swojego wesela Estera Wróżka poczęła. Śnił jej się ptak o ślepych oczach i srebrnych skrzydłach - olbrzym lecący ku niej z czerwonego pustynnego nieba, przed którym pierzchały szczury i skorpiony, kryjąc się w ziemi w panicznym strachu. Zbliżał się, jego skrzydła połyskiwały pod światło i tuż przed wschodem słońca wylądował na dłoniach Estery. Miał kobiece piersi.

Estera Wróżka obudziła się i pomacała swoje ciało. Twarz i szyję miała wilgotne. Włosy przylgnęły jej do gardła, jakby chcąc ją udusić. Dotknęła brzucha, pachwin. Przymknęła oczy. W ciemności ujrzała swoje dziecko.

Powiedziała Izaakowi, że urodzi chłopca i nie będzie on wyglądał jak ci, których zna. Powiedziała, że będzie mądry, przyniesie chwałę ojcu i pewnego dnia będzie kroczył w słońcu w pełni sławy i z dumą w oczach. Izaak chciał jej wierzyć, ale całe getto się śmiało.

Dziecko, mówili, przyjdzie na świat wcześniej niż należy. Będzie wyglądać jak Arab albo jakiś obcy i w ogóle nie będzie podobne do Izaaka. Musiało zostać poczęte w niemałżeńskim łożu - przez Izaaka albo może kogoś innego. Estera z pewnością przybyła do Isfahanu już w ciąży. Uciekła z rodzinnego miasta, chcąc ukryć swoją hańbę i znaleźć mężczyznę na tyle naiwnego, żeby się z nią ożenił.

- Strzeżcie się - napominał kobiety w kazaniach rabin Jehuda Sprawiedliwy. - Dziecko poczęte w grzechu naznaczone będzie piętnem hańby swojej matki.

Gruby Sikający Izaak zaczął żywić wątpliwości i nie mógł się ich pozbyć. Kochał Esterę, kochał jej zapach, jej głos. Pragnął jej i pragnął obiecanego przez nią syna i byłby całkiem zadowolony, gdyby tylko getto mu na to pozwoliło. Nie mógł nic na to poradzić, że po kilku tygodniach inaczej patrzy na Esterę. Udał się do Jehudy Sprawiedliwego.

- Musisz zaczekać, zanim osądzisz - radził rabin. Starał się robić wrażenie spokojnego, ale oczy, jak przypomniał sobie później Izaak, błyszczały mu z podniecenia.

- Oblicz tygodnie brzemienności żony i oznacz dzień rozwiązania. Jeśli dojdzie do niego przed upływem dziewięciu miesięcy i dziewięciu dni, to znaczy, że urodzi bękarta. Wtedy przyjdź do mnie i ustalimy sprawiedliwą karę.

Minął miesiąc, potem drugi. Każdego wieczoru, gdy już leżeli w łóżku, Gruby Sikający Izaak kładł dłonie na brzuchu żony i modlił się, by dziecko, które nosiła w łonie, było jego. Potem zasypiał, a Estera czuwała, zalękniona, jakby uwięziona w pułapce. Wiedziała, co ludzie mówią o niej i o dziecku. Wiedziała, jaki jest los cudzołożnych żon. Dała synowi na imię Noe. Błagała go, żeby odczekał pełnych dziewięć miesięcy, zanim upomni się o swoje miejsce na świecie.

Jednakże pewnej nocy w siódmym miesiącu ich małżeństwa obudziła się i ujrzała, że w łóżku pełno jest krwi. Pobiegła do piwnicy i zamknęła za sobą drzwi na klucz.

Poród odbywała w samotności, bezgłośnie, przez trzy dni nie opuszczając piwnicy. Ukucnęła nad tacą pełną popiołu, wbiła paznokcie w twardą ziemię i gwałtownie wymiotowała przy każdym skurczu, póki nie wyrzuciła z siebie całych ciemności i wszystkich lęków i nie poczuła ciepła dziecka wyślizgującego się spomiędzy jej ud.

Estera Wróżka zawinęła synka w czador, potem spaliła łożysko. Na dworze czekał Jehuda Sprawiedliwy. Otworzyła drzwi piwnicy i wyszła ku swemu przeznaczeniu.

Schodzili się od świtu, stali grupkami wokół głównego placu, w drzwiach domów i sklepów wzdłuż ulicy, na dachach domów wychodzących na plac. Na godzinę przed południem upał stał się nie do zniesienia. Kobiety pocąc się pod czarnymi czadorami i grubymi zasłonami, przyciskały dzieci do piersi i wzdychały z nadzieją. Mężczyźni stali razem, co chwilę spluwali na ziemię i rozmawiali o sprawach obojętnych. Ich uwaga skoncentrowana była jednak gdzie indziej, głowy mieli zaprzątnięte oczekiwaniem na zdarzenie, które przyszli obejrzeć. Od śmierci Sabije Cudzołożnicy przed pięćdziesięciu laty w getcie nie została ukarana żadna kobieta.

W południe z isfahańskich minaretów doleciał jękliwy ton muzułmańskiego namazu. Chwilę potem przyprowadzono Esterę Wróżkę - z twarzą nie zasłoniętą, nie zakrytym ciałem i gołymi nogami. Jehuda Sprawiedliwy orzekł, że kobiecie, która straciła cześć, nie wolno ukazywać się w przyzwoitym odzieniu.

Usiadła na środku placu, na ziemi, krzyżując nogi i chowając je pod spódnicę. Była blada po porodzie, krwawiła tak mocno, że musiała owijać się wieloma warstwami płótna. Z piersi zamiast pokarmu wydzielał jej się przezroczysty płyn, gorzki i ostro pachnący. Dziecko, które urodziła i nazwała Noe, musiały karmić obce kobiety. Estera Wróżka straciła wolę walki, nie pamiętała nawet, czego właściwie szukała w Isfahanie. Jej oczy pozbawione były blasku, głos bezdźwięczny.

Jehuda Sprawiedliwy odczekał odpowiednio długą chwilę, po czym ukazał się na placu. Mimo skwaru był w długim czarnym chałacie, białej koszuli zapiętej po samą szyję i czarnym kapeluszu na głowie. Jego rude włosy jarzyły się w słońcu, co sprawiało, że piegowata skóra wydawała się jeszcze bardziej żółta. Podszedł do Estery Wróżki, spojrzał na widzów, wciągnął powietrze. Wiedział, że to chwila jego triumfu.

Rozpoczął kazanie:

- Powiedziane jest w Torze, że zła niewiasta jest jak wąż - zaczął spokojnie, potem odwrócił się od audytorium i stanął twarzą do Estery. - Zatruwa życie męża i dzieci i rozsiewa nawet po śmierci swoje nasienie na pokolenia, a zatem owoce potępienia kwitnąć będą w jej domu po wieczne czasy.

Widział, że Estera drży, i sprawiało mu to przyjemność. Śnił o tym dniu, przez całe życie z tęsknotą i oczekiwaniem modlił się o jego nadejście. Od dwudziestu lat był głównym rabinem getta. Wygłaszał wszystkie kazania, obchodził wszystkie święta, udzielał wszystkich ślubów, a nawet uczestniczył we wszystkich pogrzebach i przez cały czas czekał na tę szansę - chwilę, w której zostanie wezwany do osądzenia, decydowania o czyimś losie, stanowienia prawa.

- Przewinienia niewiasty wykraczają poza szkodę jednego człowieka! - Podniósł głos. - Grzech przeciwko rodzinie i czci owocuje bluźnierstwem, ściąga wszelkie przekleństwa, deprawuje społeczność do samych korzeni. Zdrada jednej osoby spowoduje upadek całej wspólnoty!

Przerwał. Siedząca przed nim Estera Wróżka sprawiała wrażenie małej - mniejszej od dziecka, mniejszej od czarodziejek, które w opowieściach szalonych poetów rodziły się z westchnień starych kobiet i łez dziewiczych panien młodych.

Wiedział, że mógł był wystąpić w obronie Estery. Mógł poprosić Izaaka o dowód jej niewierności, rozważyć możliwość, że dziecko urodziło się przedwcześnie. Mógł był zrobić to, co naprawdę głosiła Księga - prosić o pobłażanie, domagać się wybaczenia, zabronić zemsty. Mógł był uratować Esterę i jej dziecko. Lecz żeby tak postąpić, musiałby zrezygnować z jedynej swojej szansy na nieśmiertelność.

- Przeto los jednej osoby musi służyć jako nauczka dla wszystkich - wygłosił werdykt. - Nierządnicy - wskazał na Esterę - nie powinno się skazywać na śmierć, gdyż Tora nie zaleca zemsty. Zamiast tego musi zostać publicznie zawstydzona, aby wszyscy, którzy ją znają, mogli świadczyć ojej przewinie i poznali konsekwencje jej zdrady. Tak by... - Tu przerwał. Panowała ogłuszająca cisza. - Tak by mogła żyć dalej, pohańbiona i bez czci, nie ważąc się ukazywać swojej twarzy i nie mogąc jej ukryć.

Gruby Sikający Izaak zatykał sobie uszy rękami w odległej herbaciarni, gdzie wciąż widział cień Estery, i płakał jak dziecko.

 

Kiedy rabin skończył kazanie, wystąpił z nożem Dawid syn Rzeźnika. Chwycił lewą ręką włosy Estery i pociągnął do tyłu, zadzierając jej brodę do góry. Widział teraz szybko pulsującą żyłę z boku szyi. Przystąpił do golenia głowy osądzonej.

Dawid syn Rzeźnika żałował, że podjął się tego zadania. Był dobrym rzeźnikiem, zręcznym i uczciwym, i schludniejszym od większości kolegów po fachu. W swojej jatce potrafił oskubać pięć kurcząt jednocześnie. Trzymał między palcami ich łapy i podcinał kurczakom gardła, potem oskubywał je tak szybko, że biegały jeszcze po jatce bez piór i ze zwisającymi głowami, póki nie wyciekła z nich ostatnia kropla krwi i nie padły na ziemię. Potrafił szybciej od innych mężczyzn w getcie obedrzeć ze skóry owcę i wypatroszyć ją, zanim zagotuje się woda na potrawkę. Lecz nigdy przedtem nie golił kobiecej głowy. Nóż zaplątał mu się we włosach, jak tylko przyłożył go do głowy Estery, musiał wyszarpywać go na siłę. Ciągnął ją za włosy i zacinał czaszkę. Krew sączyła się z każdego kawałka skóry, który udało mu się obnażyć.

Golenie głowy Estery zabrało godzinę. Na ziemi koło stóp kobiety legła sterta włosów. Krew ciekła jej po czaszce, twarzy, szyi. Bez włosów oczy wydawały się większe niż zwykle. Twarz miała bladą i tak ściągniętą, jakby wyryto ją rylcem. Dawid syn Rzeźnika popatrzył na nią i zrozumiał, że zgrzeszył. Przez wiele tygodni potem każde zwierzę zabite w jego jatce będzie miało próżne żyły. Zakopywał je w ziemi ponosząc stratę za stratą, koszerne prawo zabrania bowiem Żydom jedzenia zwierząt bez krwi, a muzułmanin nie kupiłby mięsa od Żyda. Dawid syn Rzeźnika naszpikował grunt pod swoją jatką indykami i barankami, i cały czas wiedział, że płaci za swoje przewinienie wobec Wróżki.

Związał Esterze ręce z tyłu i dźwignął ją na nogi. Następnie sięgnął do worka leżącego na ziemi i wyjął barani żołądek - biały, śliski, połyskujący wilgocią. Naciągnął go na ogoloną głowę Estery. Potem złapał ją w pasie i posadził na grzbiecie muła.

Wyprowadzał muła z placu. Tłum cofał się niechętnie. U wylotu ulicy biegnącej od placu utorowała sobie ku nim drogę Parwane Płaczka. Przez trzydzieści siedem lat była żoną mężczyzny o dwóch kikutach, które nigdy nie stały się nogami. Wysforowała się do przodu, zajrzała Esterze w twarz, po czym plunęła na nią, wykrzywiając usta z pogardą.

- Ja pozostałam cnotliwa! - syknęła.

Przez cały ten dzień Dawid syn Rzeźnika paradował z Esterą po getcie. Idąc, bębnił drewnianym kijkiem w blaszaną puszkę i śpiewał:

- Chodźcie, chodźcie wszyscy, zobaczcie nierządnicę!

Ochrypł, ręce go bolały i na stopach porobiły się pęcherze, ale szedł dalej. Zatrzymał się późną nocą, gdy kara dobiegła końca. Rozwiązał ręce Esterze i oddał jej czador.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin