mahaliem - O mój borze! Tylko nie kolejny facet w ciąży!.doc

(47 KB) Pobierz

O mój borze! Tylko nie kolejny facet w ciąży!

Autor: mahaliem

Beta: Natala

Para: HP/SS, trochę HG/RW i HP/DM

Rating: R

Gatunek: humor i crack

Link: tu

Ostrzeżenia: jeśli przeczytacie m-preg, to prawdopodobnie strawicie wszystko inne, nie zależnie od treści, więc po co zwracacie sobie głowę czytaniem ostrzeżeń?

Od tłumaczki: przed przeczytaniem proszę przypomnieć sobie, że stowarzyszenie WESZ to po angielsku SPEW.

Wprowadzenie: Harry i Snape zakochują się w sobie, rodzi im się dziecko i żyją długo i szczęśliwie – NIE! (poza tą wzmianką o dziecku, która niestety się zgadza)

 

Prolog

Dlaczego to zawsze muszę być ja? – pomyślał Harry.

Od chwili, w której Snape zabił Dumbledore'a minęły już dwa lata. W ciągu nich Harry dowiedział się, że stało się to z rozkazu samego dyrektora, ale nawet ta wiedza nie zmusiła go do polubienia swojego byłego nauczyciela. Nie pomógł także niezaprzeczalny fakt, iż stały dopływ informacji, jakie dostarczał Snape był niezmiernie użyteczny.

Razem ze swoimi przyjaciółmi Harry przeszukał cały czarodziejski świat w celu odnalezienia i zniszczenia horkruksów. Potem zmierzył się z Voldemortem na wzgórzu nieopodal Hogwartu, zdeterminowany, by go zabić. Na śmierć. Niestety plan nie zadziałał. Voldemort wygrał pojedynek, a Harry ledwie uszedł z życiem. W związku z tym Zakon przystąpił do poszukiwań jakiegoś zaklęcia, jakiegoś sposobu na zniszczenie Czarnego Pana.

W końcu nikt inny jak Artur Weasley znalazł w Ministerstwie kopię opisu starodawnego uroku, który mógł, prawdopodobnie, być może zadziałać. Naturalnie Zakon stwierdził, że nie można zmarnować takiej szansy.

Urok był potężny i skomplikowany. Wymagał, by jeden czarodziej naznaczony przez namierzanego jako wróg i jeden naznaczony jako sprzymierzeniec powołali na świat dziecko. Podczas kiedy niemowlę rosło i nabierałoby sił czarodziej będący pod urokiem stawałby się coraz słabszy.

Widniejąca na czole Harry'ego blizna w kształcie błyskawicy jednoznacznie wskazywała na to, że został on przez Voldemorta mianowany wrogiem. Harry nie był z tego powodu zbyt szczęśliwy, ale pocieszało go to, że choć raz z faktu, że jest wydymany przez los będzie miał jakieś dymanie.

Tylko kto miałby być drugim rodzicem dziecka?

— Moglibyśmy porwać Bellatriks — zasugerował Ron.

— Nigdy. — Harry'ego zemdliło na samą myśl.

Remus przytaknął.

— To powinien być ktoś lojalny naszej sprawie.

— Ekhem — Draco, który dołączył do Zakonu zaraz po tym, jak Voldemort zamordował jego matkę, głośno oczyścił gardło.

— Ktoś mógłby wkraść się między szeregi Voldemorta i przyjąć znak — oznajmiła radośnie Ginny, zanim pani Weasley zdążyła ją uciszyć.

Draco podniósł lewe ramię i zaczął nim machać.

Harry zdecydował, że powinien mu pomóc, więc pochylił się w jego kierunku i szepnął mu do ucha:

— Zwykle nie musimy podnosić rąk, gdy chcemy coś powiedzieć.

Przewracając oczyma Draco wstał i przemówił do wszystkich zebranych:

— Kandydat musi mieć znak, być członkiem Zakonu i posiadać nieprzeciętny spryt. Co sprowadza nas do tylko jednego wyboru.

— Oczywiście — powiedziała z podekscytowaniem Hermiona. – Że też wcześniej nie zdałam sobie z tego sprawy.

Draco uśmiechnął się.

— To musi być profesor Snape!

— Snape! — wrzasnął Draco zaskoczony oświadczeniem Hermiony.

Zakon zgodził się z Hermioną. Draco opadł na krzesło z rezygnacją, a wszyscy pozostali zaczęli sobie gratulować tak fantastycznego rozwiązania sytuacji.

Harry także zastanawiał się, czy nie pospieszyli się trochę z ogłoszeniem końca swoich problemów. Szczególnie teraz, kiedy jego własne dopiero się zaczynały.

Stał rozebrany do rosołu i gapił się na blady, kościsty tyłek mężczyzny, którego nienawidził najbardziej na świecie.

— Nie stój tu jak słup soli. Zabierz się do roboty — warknął Snape przez ramię. — I przyłóż się do tego.

Harry zdecydował, że tak właśnie wygląda piekło.

 

Część pierwsza: poczęcie.

— Co to niby ma znaczyć: „nie podziałało”? — zapytał Harry.

Skulony w rogu kanapy w salonie na Grimmauld Place pod numerem dwunastym, ramionami obejmując kolana, Harry czekał aż Remus odpowie na jego pytanie.

— Jest mi ogromnie przykro – powiedział łagodnie wilkołak. — Ale Severus nie zaszedł w ciążę. Obawiam się, że będziecie zmuszeni spróbować jeszcze raz. — Harry wyglądał, jakby miał zaraz wykonać swoją wersję „zbuntowanego nastolatka”, ale mimo to Remus kontynuował. — Będziecie musieli utrzymywać... kontakty aż uzyskamy pewność, że jest w ciąży.

— Nie moglibyśmy zrobić tego w słoiku, czy jakoś tak?

— Już to przerabialiśmy, Harry. Żeby doszło do zapłodnienia i żeby urok zadziałał musi nastąpić fuzja dwóch magicznych jednostek. – Remus siadł na kanapie i spojrzał z niepokojem na Harry'ego. — Czy jest coś o czym chciałbyś ze mną porozmawiać? Może mógłbym ci jakoś pomóc w tym zadaniu?

Na pewno istnieje zaklęcie, umożliwiające rzucającemu je zapadnięcie się pod ziemię – pomyślał Harry. Będę musiał poprosić Hermionę, żeby je dla mnie odszukała.

— Snape mnie denerwuje — wymamrotał.

— Jestem pewien, że uda wam się dojść do porozumienia i zacząć współpracować.

Harry potrząsnął głową.

— Cały czas na mnie wrzeszczy, rządzi się.

Remus zamilkł na chwilę, żeby przetrawić tę ostatnią informację, a jego zabarwione obawą zainteresowanie przerodziło się w coś dużo bardziej ożywionego.

— Naprawdę? Severus ci rozkazuje? Co, tak dokładnie, mówi?

— No wiesz — Harry lekko wzruszył ramionami.

— Czy zmusza cię do błagania? — spytał ostrożnie Remus. — Żąda, abyś klęknął na czworaka? Każe ci nazywać go swoim panem?

— Nie! — Harry wbił wzrok w Remusa zastanawiając się, co wstąpiło w Lupina, że pomyślał takie rzeczy. — Tylko mówi mi, co i jak mam robić.

— Och – Remus zdawał się być rozczarowany tą odpowiedzią. — Mogę ci tylko zasugerować, abyś stosował się do jego wskazówek. W końcu to on jest z was dwóch bardziej doświadczony.

Harry przytaknął z pochmurną miną.

 

***

 

— Panie Potter, to nie w kociołku pan miesza, a nawet gdyby, to i tak rezultat byłby żałosny — skrytykował ostro Snape. — Czy konieczne jest, abym ponownie zademonstrował poprawny ruch?

— Nie, nie — zaprzeczył pospiesznie Harry.

— Być może to brak odpowiedniego wyposażenia z pana strony jest prawdziwą przyczyną klęski całego przedsięwzięcia.

Harry spojrzał w dół na rzeczone wyposażenie, które zdawało się więdnąć. Oczywiście proces ten nie umknął uwadze drugiego z „uczestników tego przedsięwzięcia”.

— Nawet, gdyby był pan heteroseksualny, z całą pewnością linia Potterów zakończyłaby się na panu, jeśli to ma być przykład pańskich zdolności do prokreacji.

To się nigdy nie uda — pomyślał Harry, zdejmując nogi Snape'a ze swoich barków i wysuwając się z niego.

 

***

 

— Więc — zagadnął Malfoy, siadając na kanapie tuż obok Harry'ego. – Snape już zaciążył?

Harry zrobił kwaśną minę.

— Nie.

Odsunął się od Malfoya. Dlaczego ten palant zawsze musiał siadać tak blisko niego?

— W czym problem? — zapytał Malfoy, wiercąc się i przemieszczając aż ich nogi znów się stykały.

W odpowiedzi Harry wykrzywił się jeszcze bardziej. Poczuł lekki podmuch wiatru koło ucha. W tym domu panowały dziwne przeciągi.

— Słyszałem, że masz problem z doprowadzeniem się do i pozostawaniem w stanie gotowości — powiedział niskim głosem Malfoy. – Mógłbym ci w tym pomóc.

— Jak? — zapytał zirytowany Harry. Lekko zabolał go płatek ucha. Przeciągnął dłonią po boku głowy, mając nadzieję, że jakikolwiek owad go ugryzł, następnym razem zabierze się za Malfoya.

— Być może powinieneś spróbować z atrakcyjniejszym partnerem — szepnął Malfoy. – Może z blondynem.

Harry zastanowił się nad tym przez chwilę. Gdyby Snape wyglądał lepiej, pewnie ułatwiłoby to sprawę. Wstał, czując się o wiele raźniej. Draco, który wcześniej się o niego opierał, przewrócił się na właśnie zwolnione miejsce.

— Nie jestem pewien, jak Snape wyglądałby z jasnymi włosami — powiedział Harry. — Ale poza tym, to podsunąłeś mi świetny pomysł. Dzięki, Malfoy.

Pomimo faktu, iż wrogość między nimi wygasła już jakiś czas temu, to że Harry mu podziękował musiało nieźle zaskoczyć Draco. Jak bowiem inaczej wyjaśnić oszołomienie na twarzy blondyna, gdy Harry opuścił pokój?

 

***

 

— Co ty chcesz, żebym zrobił? — ryknął Snape.

— Umyj włosy — powtórzył Harry.

— A jeśli odmówię?

— Rozkażę Zgredkowi, żeby cię w tym wyręczył.

Snape spojrzał na niego wzdłuż swojego wielkiego nosa.

— Jeśli to zrobisz, to ten skrzat zostanie rozczłonkowany, a jego pozostałości zawekowane w słoiku, nim słońce zdąży zajść.

— W takim razie wynajmę do tego Remusa i pana Weasleya — Harry zacieśnił swój uchwyt na biodrach Snape'a.

— Nie ważyliby się — wydyszał Snape. — Są zbyt mądrzy, by ryzykować mój gniew.

— Świetnie. W takim razie będę musiał rzucić na ciebie urok, który sprawi, że gdziekolwiek nie pójdziesz, będzie się nad tobą unosiła chmura, z której będzie padać woda z szamponem. — Snape zignorował groźbę, więc Harry dodał. — Szampon będzie pachniał wanilią.

— Nienawidzę zapachu wanilii. Jest mdły.

— Więc lepiej sam umyj włosy.

Odpowiedź na tę ostatnią uwagę nie nadeszła, gdyż Snape był zbyt zajęty pospiesznym nabieraniem powietrza i dygotaniem, by jej udzielić. Czując jak jego mięśnie zaciskają się wokół niego, Harry pozwolił sobie zatracić się w przyjemności.

Chociaż wygląd jego partnera nie został w najmniejszym stopniu ulepszony, dyskusja przynajmniej uniemożliwiła Snape'owi obrażanie Harry'ego do momentu, gdy chłopak nie był w stanie utrzymać wzwodu. Harry stwierdził, że będzie musiał jeszcze raz podziękować Malfoyowi za radę.

 

***

 

— Nadal ani śladu dziecka? — zapytał Harry'ego kilka dni później pan Weasley.

Harry potrząsnął głową i wpakował do ust kolejną porcję jajecznicy w nadziei, że zostanie to odebrane jako zakończenie rozmowy.

Sugestia okazała się zbyt subtelna.

— Ale wszystko działa prawidłowo, nie? — pan Weasley spojrzał w dół na krocze Harry'ego.

Harry przełknął jajecznicę. Hermiona powiedziała wcześniej, że zaklęcie na zapadanie się pod ziemię jest całkowicie zbędne. Poradziła, że jeśli będzie miał ochotę zniknąć, to może założyć pelerynę niewidkę albo deportować się.

Będzie musiał poszukać tego czaru sam.

— Wszystko działa poprawnie — wymamrotał.

Pan Weasley szturchnął go łokciem w bok.

— Robisz to z profesorem Snape'em tak często jak to możliwe, nie?

Może powinien zapomnieć o całej sprawie z zapadaniem się pod ziemię i po prostu popełnić samobójstwo?

— Um... tak, sir. Dwa razy w ciągu nocy, przez większość dni.

— W takim razie rezultaty powinny już być.

Pan Weasley zatrzymał się na chwilę, jakby szukał sposobu na delikatne poruszenie tematu. Harry wzdrygnął się na samą myśl o tym, co takie zachowanie mogło oznaczać.

— Harry — mężczyzna ściszył głos do szeptu. – Czy wiesz, na czym polega reprodukcja u czarodziejów?

— Mówiłem panu, że robię to dwukrotnie w ciągu prawie każdej nocy — powiedział niepewnie Harry, czując lekkie zmieszanie.

Pan Weasley uciszył go szybko i rozejrzał się po pustej kuchni, by zobaczyć, czy nikt nie podsłuchuje.

— Czarodzieje poczynają dzieci trochę inaczej niż mugole.

— Zauważyłem. W końcu to ja robię to z mężczyzną co noc, próbując go zapłodnić.

— Nie, nie o to mi chodzi – pan Weasley zastanowił się przez chwilę. — Nie tylko o to. Sekret tkwi w prawdziwym uczuciu, które musi pojawić się pomiędzy partnerami.

Harry wbił zszokowane spojrzenie w mężczyznę.

— To dlatego tak wiele czarodziejskich rodzin posiada zaledwie jedno dziecko, podczas gdy Weasleyowie mają ich pełną chatę — dodał pan Weasley.

— W takim razie całe to przedsięwzięcie skazane jest na porażkę — stwierdził Harry. — Między mną a Snape'em nigdy nie będzie „prawdziwego uczucia”.

— Ale to można obejść – pan Weasley pochylił się i ściszył głos do tego stopnia, że Harry musiał wytężać słuch, by go usłyszeć — Jeśli chociaż jeden z was będzie czuł się choć trochę... powiedzmy... doceniony, to może to zastąpić prawdziwe uczucie.

— Doceniony? Dlaczego ktoś miałby się czuć...— zdanie urwało się w momencie, gdy Harry znalazł odpowiedź na własne pytanie.

Pan Weasley przytaknął.

— Masz rację. Sekretem jest gra wstępna.

 

***

 

— Potter, co ty wyprawiasz? – wysyczał Snape.

— A na co to wygląda?

— W tej chwili powiedziałbym, że próbujesz utopić mój prawy sutek w oceanie swojej odrażającej śliny.

Harry przegryzł znajdującą się pod jego ustami skórę, co spowodowało, że Snape krzyknął, po czym chłopak uniósł głowę, by napotkać groźne spojrzenie mężczyzny.

Gdyby zabijanie wzrokiem było naprawdę możliwe, Zakon musiałby przeprowadzić na Harrym rytuały nekromancyjne, by ten mógł nadal walczyć po ich stronie.

— Próbuję cię zadowolić — burknął Harry.

— I najwyraźniej spektakularnie ci się to nie udaje. Jeśli pragniesz mnie zadowolić, to czy mogę zasugerować, abyś użył zmieniacza czasu, powrócił do przeszłości, odnalazł swojego ojca i uczynił z niego impotenta, byś ty sam przestał istnieć?

Wzdrygając się Harry wysunął się z kościstego ciała Snape'a.

— To nie działa.

— Niedopowiedzenie roku.

Harry spojrzał na Snape'a z wahaniem.

— Może... może mógłbyś sam powiedzieć, co lubisz — kiedy Snape spojrzał na niego podejrzliwie, Harry zdecydował, że będzie brnął dalej.— Wiesz, żeby się upewnić, że będzie ci dobrze.

Harry nastawił się na kolejną kąśliwą uwagę. Kiedy żadna nie nadeszła, spojrzał na Snape'a, który wpatrywał się w niego w oszołomieniu. Patrzył w milczeniu, jak Snape bierze kilka oddechów. Wreszcie mężczyzna odpowiedział.

— Masaż nie byłby mi zbyt wstrętny.

— Och — przez chwilę Harry siedział w miejscu, zaskoczony brakiem ataku na swoją osobę bądź swoich przodków, po czym wstał z łóżka. – Sądzę, że będziemy potrzebowali jakiegoś olejku albo balsamu.

— W szufladzie, Potter.

Wyjąwszy słoik Harry przyjrzał się przez chwilę jego zawartości. Wyglądała bardzo podobnie do substancji, której używali jako nawilżacza. Jednakże kiedy otworzył pojemniczek, okazało się, że zaspach był o wiele bardziej kuszący. Chociaż Harry chciał zapytać o skład balsamu, powstrzymał się. Nie był w nastroju na wykład na temat tego, że powinien był uważać na lekcjach eliksirów.

— Odwróć się — powiedział i poczekał, aż Snape spełni prośbę.

Harry zaczął ogrzewać porcję balsamu w dłoniach, jednocześnie zastanawiając się, jak zabrać się do masowania Snape'a. Logicznie byłoby zacząć od barków. Harry spojrzał na nie i od razu porzucił ten pomysł. Będzie musiał znów zbierać się na odwagę, nim zdecyduje się siąść okrakiem na Snapie.

Zamiast tego przesunął się w dół łóżka i przycupnął przy nogach mężczyzny. Ostrożnie podniósł z łóżka prawą stopę Snape'a i zaczął nacierać ją balsamem.

Kiedy tak masował, Snape wydał z siebie niski, ochrypły jęk. Ton owego dźwięku był tak pożądliwy i lubieżny, że Harry poczuł, jak jego ciało odpowiada.

Być może pan Weasley wiedział, o czym mówił.

 

***

 

— Gratulacje, Harry! — wykrzyknął Remus, wchodząc następnego wieczora do jadalni. — Nadeszły wyniki badań, które potwierdzają, że zostaniesz ojcem.

Podczas gdy zebrani Weasleyowie wykrzykiwali swoje gratulacje, spojrzenia Harry'ego i Snape'a spotkały się. Ron klepnął przyjaciela po plecach.

— To chyba znaczy, że znów będziesz miał wolne wieczory. Powinniśmy wszyscy wybrać się gdzieś, żeby to uczcić.

Harry skinął głową na zgodę i zaczął bezczynnie przysłuchiwać się, podczas gdy Hermiona i Ron robili plany. Gdy Snape z trzaskiem odłożył widelec na stół i odmaszerował głośno tupiąc, Harry pomyślał, że był chyba jedynym, który to zauważył.

 

Część druga: ciąża

Harry powoli otworzył drzwi do pokoju Snape'a. Kiedy starali się o dziecko, starszy mężczyzna zmodyfikował magiczne bariery tak, by przepuszczały one także Harry'ego. Widać zapomniał zmienić je z powrotem.

Harry zamknął za sobą drzwi.

— Profesorze Snape?

Zabłysł płomień świecy i Harry zobaczył, jak mężczyzna siada na łóżku. Jego zwykłe groźne spojrzenie zdawało się być chłodniejsze niż zazwyczaj. Ten fakt zaszokował Harry'ego — nie sądził, by coś takiego było w ogóle możliwe.

— Panie Potter, jeśli choć przez moment pomyślał pan, że będziemy kontynuować nasze kontakty, to sugeruję, by wziął pan swój...

— Nie — przerwał mu pospiesznie Harry. – Nie, nie przyszedłem tu z tego powodu. Nigdy, przenigdy nie chciałbym tego znowu robić.

Grymas niezadowolenia na twarzy Snape'a stał się jeszcze wyraźniejszy.

— Nie mówię, że to było takie okropne, czy coś w tym stylu. No dobrze, nie było to aż tak przyjemne, bo ty naprawdę nie jesteś bardzo miły, i nie jesteś ani trochę w moim typie, i...

— Panie Potter, czy przyszedł tu pan w celu obrażania mnie, czy stanowi to interesujący efekt uboczny?

— Przyszedłem, bo wszyscy mi gratulowali, tak, jakbyś ty nie miał z tym nic wspólnego. Nie byłoby w porządku, gdybym wyszedł z Ronem, Ginny i Hermioną, a ty zostałbyś sam.

— Ach i tu mnie pan ma, panie Potter. Zamierzałem rozpaczać nad stratą pańskiej nieustającej i niezmiernie irytującej obecności w moim pokoju.

Harry skierował się do wyjścia.

— Więc wszystko z tobą w porządku?

— Poza tym, że zostałem wybudzony z głębokiego snu przez imbecyla, to miewam się zupełnie dobrze.

Czując dziwne przygnębienie, Harry poszedł do własnego pokoju.

Godzinę później odkrył, że nie może zasnąć. To była pierwsza noc w ciągu ostatnich tygodni, jaką miał spędzić we własnym łóżku. Wydawało mu się ono zbyt duże i zbyt puste.

Powiercił się, poszukał wygodnej pozycji do snu, po czym nie znalazłszy jej, wstał i jeszcze raz podreptał do pokoju Snape'a.

— Profesorze? – powiedział cicho, wchodząc do sypialni. Zaszeleściło prześcieradło.

— Och, na... – Harry usłyszał, jak Snape wzdycha. Znów świeca oświetliła pokój. — Jeśli nalegasz na narzucanie mi swojej obecności, Potter, sugeruję, byś przynajmniej zrobił z siebie pożytek.

Harry'emu zaparło dech w piersiach. Czy to możliwe, że Snape chciał, żeby on... żeby on... Myśli Harry'ego musiały w jakiś sposób uwidocznić się na jego twarzy, gdyż Snape warknął:

— Chodziło mi o masaż. Moje stopy czekają.

Harry wyjął słoik z szuflady i zabrał się do pracy.

 

***

 

— Panie Weasley?

Harry bardzo długo czekał na możliwość porozmawiania z ojcem Rona w cztery oczy. Tego ranka, kiedy pan Weasley wstał od śniadania i wyszedł z kuchni, by przygotować się do pracy, Harry podążył za nim.

— O co chodzi, Harry?

— Pana żona była w ciąży tyle razy, że chyba mógłby mi pan udzielić kilku rad, powiedzieć, czego mam się spodziewać po Snapie.

Pan Weasley przekrzywił głowę na bok i zrobił „hmm”.

— Po pierwsze, jako że profesor jest mężczyzną, to wszystko będzie odbywało się trochę inaczej. Ale spodziewam się, że na tym etapie może się szybko męczyć. Chociaż wątpię, by się do tego przyznał, więc zwróć na to szczególną uwagę.

Harry przytaknął. Tyle mógł zrobić.

— Poza tym, jeśli sobie dobrze przypominam, to Molly stawała się w tym okresie trochę nawiedzona.

Z kuchni dobiegł szczęk garnków i patelni i specyficzny odgłos tłukącej się na drobne kawałki porcelany. W tle wrzaski i krzyki mieszały się z grzmiącym o swoim niezadowoleniu głosem Snape'a.

Kilkoro Weasleyów w towarzystwie Hermiony i Remusa wbiegło do pokoju w nadziei na ucieczkę. Nie uszli bez szwanku – większość została obryzgana jajecznicą i dżemem. Z Rona i George'a ściekał sok dyniowy.

— Stanie się trochę nawiedzony? — spytał Harry pana Weasleya. — Jak będę mógł to zauważyć?

 

***

 

Harry spojrzał groźnie na Snape'a.

— Nienawidzę cię!

— Twoje uczucia w stosunku do mnie są mi całkowicie obojętne. Zawsze były.

— Jesteś wrednym, złośliwym draniem, który nigdy nie miał przyjaciół i nigdy nie będzie ich mieć!

— Ten fakt nie martwi mnie w najmniejszym stopniu.

— Ale tym razem — kontynuował Harry. — Naprawdę przesadziłeś. Jeśli choć przez chwilę pomyślałeś, że zamierzam zapomnieć, jak ty....

— Och! — przerwał mu Snape. Kurczowo złapał się za lekko wypukły brzuch, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. — Wierzę, że dziecko właśnie dało znak życia.

— Dziecko kopnęło? — powtórzył Harry.

Podszedł do Snape'a i położył swoją dłoń tuż przy jego. Po chwili poczuł pod nią lekkie poruszenie.

— Poczułem je! Poczułem nasze dziecko! — wykrzyknął podekscytowany.

Kiedy tak stali obok siebie, Harry uśmiechnął się. Już od kilku dni podejrzewał, że Snape czuje ruchy dziecka. Ale mężczyzna zbyt lubił manipulować i był zbyt przebiegły, by to po prostu ogłosić. Czekał, aż nadarzy się chwila, w której będzie mógł wyciągnąć z tego faktu najwięcej korzyści. Nowina taka jak ta nadawała się wprost idealnie na zakończenie awantury.

Którą Harry wszczął właśnie z tego powodu.

 

***

 

Pewnego deszczowego popołudnia Ron zdybał Harry'ego w salonie.

— Harry — zaczął nerwowo. — Nie jestem pewien jak o to zapytać, ale...

— Po prostu powiedz, Ron.

Rudzielec przytaknął, po czym rozejrzał się, by zobaczyć, czy nikt nie słucha.

— Sypiasz ze Snape'em?

— Dlaczego wszyscy o to pytają? — warknął Harry. — Przynajmniej raz w tygodniu Draco pyta mnie o to samo. Przynajmniej ty nie macałeś mojego tyłka, kiedy pytałeś.

Ron zastanowił się nad czymś przez chwilę, a potem potrząsnął głową.

— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie: czy ty i tłustowłosy gnojek się posuwacie?

Harry skrzyżował ramiona.

— Ten tłustowłosy gnojek jest matką, to znaczy ojcem... Nie to też nie to — Harry zastanowił się i spróbował jeszcze raz: — Nosi moje dziecko i doceniłbym, gdybyś odnosił się do niego z szacunkiem.

Ronowi opadła szczęka. Dopiero po kilku próbach udało mu się wydobyć z siebie słowa:

— Robicie to, nie? Ty i Snape się chędożycie.

Harry nigdy nie planował uprawiać seksu ze Snape'em, gdy przestało to już być konieczne. Ale Snape lubił, gdy masowano mu się stopy. Za każdym razem, jak Harry to dla niego robił, Snape jęczał i wił się, co podniecało Harry'ego do granic wytrzymałości. Wtedy Snape kazał mu przestać się ociągać i zabrać do roboty, i... i to nie oznaczało, że lubił Snape'a, czy cokolwiek w tym stylu.

— Wierz mi — powiedział Ron, jednocześnie próbując przyswoić tą informację. – Ty i Snape. Nigdy nie myślałem o Snapie w ten sposób. Niedobrze mi na samą myśl. Ale Snape musi być w tym całkiem dobry, jeśli ty nadal jesteś zainteresowany. I pomyśleć, że przez cały ten czas, kiedy musiałeś go dmuchać, litowałem się nad tobą, a ty się świetnie bawiłeś.

Harry westchnął. Nie mogło być już gorzej.

— Powiedz — zaczął powoli Ron. — Jeśli Snape jest tak cholernie utalentowany, to czy myślisz, że mógłby udzielić Hermionie kilku rad?

A jednak mogło.

 

***

 

— Jak dziecko wydostanie się na zewnątrz? — zapytał pewnej nocy Harry.

— W taki sam sposób jak się tam dostało.

— Fuuj!

— Przy pomocy magii, idioto — warknął Snape. — Kiedy uznają, że dziecko jest gotowe, rzucą zaklęcie, które przetransportuje je na zewnątrz mojego ciała.

— To dobrze — odparł Harry. Ziewnął, przeciągnął się i przytulił bliżej. Dopiero gdy Snape dźgnął go łokciem między żebra, odsunął się na przyzwoitą odległość.

 

***

 

— Nie nazwę mojego dziecka Groch — oznajmił stanowczo Harry.

— Imię brzmi Roch. Na drzewie genealogicznym Prince'ów jest wielu Rochów.

— Groch nie rośnie na drzewach — na wszelki wypadek Harry zrobił unik po wypowiedzeniu tej ostatniej kwestii. Snape go nigdy nie uderzył, ale na wszystko jest pierwszy raz. Nie padł żaden cios, co tylko zachęciło Harry'ego do kontynuowania. — Nie widzę powodu dlaczego nie możemy mu dać na imię James.

Twarz Snape'a poczerwieniała z gniewu.

— Albo Syriusz — zasugerował Harry, w większości po to by zobaczyć, czy z uszu Snape'a buchnie para. Tego jednego jedynego razu, kiedy napomknął, że być może nie wszystkie kilogramy, które przybrał Snape były spowodowane ciążą, mógł przysiąc, że widział niewielkie smużki unoszące się obok głowy Snape'a.

— Dlaczego nie damy mu Półgłówek, po ojcu?

— To twoje drugie imię? – cholera, nadal żadnej pary. – W każdym razie już lepszy Półgłówek od Grochu.

— Imię brzmi Roch — syknął Snape przez zaciśnięte zęby.

 

***

 

Harry spróbował otworzyć drzwi, ale Snape musiał zmienić zabezpieczenia. Kurcze, drań potrafił być szybki. Harry chwycił różdżkę i czystą siłą przedarł się przez bariery, by otworzyć drzwi.

Snape obrócił się, by stawić mu czoła. W dłoni trzymał różdżkę.

— To nie to, co myślisz — powiedział Harry, siląc się na spokój.

— Czy chcesz przez to powiedzieć, że ty i pan Malfoy nie całowaliście się? — głos Snape'a drżał z gniewu.

— Nie, to znaczy tak, ale to nie było tak. Właśnie wróciliśmy z misji, podczas której uratowałem Malfoya od grupy śmierciożerców. Był mi wdzięczny.

Snape zaśmiał się gorzko.

— I ta wdzięczność wymagała od niego, by wepchnął ci język do gardła.

— Był naprawdę, naprawdę wdzięczny.

Snape przysunął się bliżej i Harry podjął walkę z impulsem do zrobienia kroku w tył.

— Więc być może potrafisz mi wyjaśnić, dlaczego nogi pana Malfoya były owinięte wokół twojej talii, podczas gdy demonstrował uznanie dla swojego wybawcy.

Harry przełknął z trudem.

— Nie mogę tego wyjaśnić, bo nie mam pojęcia, o co mu chodziło. Malfoy zawsze był dziwny. Myślę, że jest to spowodowane chowem wsobnym.

Snape oniemiał wpatrzony w Harry'ego. Jego twarz przybrała bardzo dziwny wyraz. Chłopak stwierdził, że mógł to być w rzeczywistości jakiś rodzaj uśmiechu.

— Dlaczego tak się na mnie patrzysz?

— Nigdy sobie nie wyobrażałem, że twoja kompletna i nieskończona głupota okaże się być jedną z większych zalet jakie posiadasz.

Przez chwilę Harry marszczył czoło w koncentracji, po czym dał sobie spokój. Później będzie miał czas główkować nad tym, co Snape miał na myśli. Na obecną chwilę wystarczyło mu, że mężczyzna wydawał się już nie być na niego zły.

— Już w porządku — powiedział Harry, usiłując poprawić Snape'owi samopoczucie. — Wiem, że to przez twoje szalejące hormony.

Chwilę później Harry wybiegł z sypialni goniony przez błyskające różnymi kolorami uroki. Chyba nie powinien był tego mówić.

 

***

 

Snape leżał na wznak i czekał aż nadejdzie właściwa chwila na rzucenie zaklęcia, które miało za zadanie przetransportowanie dziecka na zewnątrz.

— Tak, jak podejrzewałem, Molly Weasley i inne kobiety przeceniały siłę bóli porodowych.

Harry patrzył z powątpiewaniem w oczach, podczas gdy Molly piorunowała Snape'a spojrzeniem. Dwie godziny później ściany zaczęły topić się od siły uderzającej w nie magii Snape'a.

— Zabiję cię, Potter za to, że w ogóle wsadziłe...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin