II LIGA.rtf

(277 KB) Pobierz
II LIGA

II LIGA

I.

Sparus skończył, razem z siostrą, zmywać naczynia po niedzielnym obiedzie, kiedy zadzwonił dzwonek. Mała jak zwykle rzuciła się do drzwi chcąc pierwsza zobaczyć gościa. Chłopak tylko pokiwał głową i uśmiechnął się pod nosem. W jej wieku też się tak zachowywał. Być może nawet teraz miałby ochotę pobiec w kierunku wejścia, lecz od niedawna nabrał przekonania, że 13 rok życia zobowiązuje do poważniejszego zachowania. Zerkając tylko w kierunku przedpokoju, odruchowo wstawił czajnik z wodą na gaz.
Wychodząc z kuchni zderzył się w drzwiach z siostrą.
- Ann!
- Ktoś do ciebie – szepnęła, odskoczyła w bok i tajemniczo się uśmiechnęła. – Tata prosi, abyś zrobił herbatę i zaniósł do gabinetu.
- Kto przyszedł?
- Nie powiem rzuciła krótko.
Widział, że kochała się z nim przekomarzać.
- A pamiętasz pająka, którego zabrałem z twojego pokoju? Do tej pory mieszka za moim łóżkiem. Wczoraj mówił mi, że znowu zatęsknił do twoich lalek – dodał mimochodem.
Nie patrzył w jej kierunku, więc nie widział jak pokazała mu język.
- Umiesz rozmawiać z pająkami? – zdziwiła się po chwili, bo jeszcze tego nie słyszała.
- Pewnie. A ty nie? Myślałem, że wszyscy to potrafią – beztrosko odpowiedział, kiedy kątem oka zobaczył, jak bacznie mu się przygląda.
- To tego uczą cię w szkole?
- Nie tylko tego, mała, ciekawska panienko – powiedział i przytulił ją do siebie. – Jeszcze wielu innych rzeczy, o których takie malutkie dziewczynki dowiadują się, kiedy dorastają.
- Mama też o tym wiedziała? – spytała i mocniej przytuliła się do brata.
- Tak Anno. Mama o wszystkim wiedziała – pocałował ją w czubek głowy. – Gdyby tylko mogła, opowiedziałaby ci o tym.
- Dobrze jej tam jest? – spytała, bo, choć minęły trzy lata, dziewczynka nadal tęskniła za matką.
- Nie wiem czy gdziekolwiek może być jej dobrze bez nas. Bez taty, Petera, Toma, ciebie... – zawahał się czekając aż przerwie mu wyliczankę.
- ... bez ciebie – dokończyła.
- No i oczywiście beze mnie – dodał śmiejąc się. – Skoro nie chcesz powiedzieć kto przyszedł, to pomóż mi przygotować ciastka.

Kilka minut później Anna zapukała do drzwi i Sparus wszedł do gabinetu, niosąc przygotowaną herbatę.
Ojciec, jak zwykle, siedział przy biurku, na którym leżały sterty papierów. Spar zawsze, kiedy był w domu, starał się doprowadzić miejsce pracy ojca do porządku, lecz, jak mawiała matka, pewnych rzeczy nie da się zmienić. Ojciec - niepoprawny marzyciel, przelewający na papier swoje myśli i spostrzeżenia, nigdy nie potrafił odłożyć rzeczy na miejsce. Przez to w domu panował bezustanny bałagan. Często rzeczy zagubione w kuchni odnajdywały się w łazience lub sypialni chłopaków.
- Sparusie, chciałbym abyś kogoś poznał – rzekł ojciec wstając i kiwając głową w kierunku siedzącego w dużym fotelu mężczyzny.
- Nazywam się Dumbledore – przedstawił się starszy mężczyzna i wyciągnął rękę w stronę wysokiego, szczupłego chłopaka.- Jestem dyrektorem szkoły w Hogwarcie.
- Witam dyrektorze – odpowiedział Sparus i pytająco spojrzał na ojca.
- Profesor Dumbledore, chciałby z tobą porozmawiać.
- W czym mogę pomóc? – zapytał i usiadł na sąsiednim fotelu.
- Widzisz chłopcze, chciałbym, abyś jeszcze raz rozważył możliwość nauki w Hogwarcie – przerwał na chwilę, uniósł dłoń i wstrzymał pytanie chłopca. – Dwa lata temu nie przyjąłeś naszego zaproszenia. Zgodziliśmy się na to, ze względu na śmierć twojej matki. Lecz nadszedł czas, abyś otrząsnął się z tego i spróbował jednak rozpocząć naukę...
- Tato – przerwał Spar starszemu mężczyźnie. – Mówiłeś, że jeśli się nie zgodzę, będę mógł zostać w domu. Miałeś mnie nie zmuszać do wyjazdu.
- To prawda, ale...
- Pozwól John, ja to wytłumaczę twojemu synowi – rzekł spokojnie Dumbledore i dalej przyglądał się chłopakowi znad małych trójkątnych okularów. – Prawdą jest chłopcze to, że nie jesteśmy w stanie zmusić cię do przyjęcia naszej propozycji. Nawet gdybyśmy się mocno starali, jeśli nie będziesz chciał pojechać do Hogwartu, nie mamy mocy, aby cię do tego przymusić. Prawdą jest jednak również to, że... – Dumbledore zmrużył oczy - ... bardzo cię potrzebujemy. Trzy lata temu sytuacja wyglądała inaczej. Żałowałem, że odmówiłeś, ale rozumiałem twoje motywy. Wiele się jednak zmieniło, i dlatego muszę prosić cię, abyś jeszcze raz to przemyślał. Liczę, że będę w stanie przekonać cię do zmiany decyzji.
- Dlaczego właśnie mnie pan potrzebuje? – naciskał chłopak.
- Bo nie widzę nikogo innego, kto mógłby mi pomóc w rozwiązaniu problemu.
- Ja? – zaśmiał się głośno Spar. – Co takiego mam w sobie, czego nie mają pańscy uczniowie Dyrektorze?
- Widzisz, Sparusie, pochodzisz z nietypowej rodziny. Twoja matka była jednym z lepszych aurorów jakich znałem, ale kiedy poznała twojego ojca, zostawiła cały nasz świat i zamieszkała z nim. Spośród całej waszej czwórki, z tego co wiem, jedynie ty masz zdolności magiczne. Żaden z twoich braci nie odziedziczył po matce umiejętności. Jeśli to, czego twoja matka nie przekazała braciom, skumulowało się w tobie, oznacza to, że twój potencjał jest wyjątkowo duży. A my teraz potrzebujemy silnych czarodziejów.
- Ale ja nie chcę być czarodziejem! – krzyknął i poderwał się z fotela. – Gdyby nie to całe czarodziejstwo, mama nadal by żyła. Nadal opiekowałaby się nami, a nie...
- Wiem, że tak na to patrzysz – przerwał po raz kolejny Dumbledore – ale wiem również, jakim wyrzeczeniem było dla niej zostawienie naszego świata. Nigdy tego nie żałowała, za bardzo was kochała, ale tak, jak trzy lata temu, kiedy prosiłem ją o pomoc, tak i dzisiaj by mi jej nie odmówiła.
- I znowu by zginęła?!
- Tak, być może znowu musiałaby zginąć...
- To głupie! – zawahał się, ale nie przeprosił. - Tato, proszę cię, powiedz coś. Nie wierzę, że chcesz abym tam pojechał – Spar szukał ratunku u ojca.
- Masz rację. Nie chcę abyś tam pojechał. Naprawdę nie chcę, ale ... – zatrzymał cisnące się na usta słowa, ale Spar już wiedział co ojciec powie i zakrył uszy rękoma - ... ona by chciała. Nigdy tego nie powiedziała, ale przez wszystkie lata naszego małżeństwa wiedziałem, że cierpi z powodu rozłąki. Nie dawała tego po sobie poznać, ale ...
- Nie wierzę tato, nie wierzę!
- To nie zmienia faktu, że tak było – tłumaczył spokojnie ojciec. - Kochała was do szaleństwa, nigdy żadnego z nas nie zostawiłaby... Ale musisz pamiętać, że kiedy dostała wezwanie, opuściła nas natychmiast...
Zapadła nieprzyjemna cisza. Ojciec na przemian wpatrywał się w, stojące wśród papierów, zdjęcia żony i syna, Dumbledore błądził wzrokiem po ścianach gabinetu, a Spar przerzucał wzrok z jednego na drugiego.
- Nadal twierdzę, że takich dzieci jak ja jest wiele. Co jeszcze dyrektorze jest we mnie takiego? – powtórzył pytanie Spar.
- Dobrze chłopcze powiem ci wszystko, co mogę, ale nie przerywaj mi i słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzał dwa razy – rzucił szybko Dumbledore i spojrzał na siadającego chłopaka. – W tym roku rozpocznie naukę w szkole pewien chłopak. Bardzo ważny chłopak. Być może nawet najważniejszy w historii naszego świata. Potrzebujemy kogoś, kto będzie miał na niego oko – wstrzymał gestem pytanie Spara. – Proszę abyś mi nie przerywał. Nie potrzebuję dla niego opiekunki, bo od tego jesteśmy my, nauczyciele. Potrzebuję kogoś, kto może stać się dla niego przyjacielem. Kogoś, komu będzie mógł zaufać, kto spojrzy na niego z pozycji ucznia. To zadanie jest tak ważne, że nie podjąłbym się wyznaczyć do niego któregoś z uczniów Hogwartu. Potrzebuję kogoś nowego, i nie ukrywam starszego, do którego będę miał zaufanie, i który zgodzi się na moje warunki – nabrał głębszego oddechu. - Musisz wiedzieć, że jeśli zgodzisz się na moją propozycję, będziesz miał bardzo pracowite wakacje. Podejrzewam, że dwa miesiące ciężkiej pracy ze mną i trzema nauczycielami dadzą wystarczające efekty. Twój ojciec mówi, że jesteś świetnym uczniem, więc najpewniej nie miałbyś kłopotów z nadrobieniem teoretycznego materiału. Praktyka musiałaby przyjść z czasem. Nie mówię od razu o dwóch latach, lecz jeden powinien wystarczyć. Będąc na trzecim roku musiałbyś, oczywiście, systematycznie nadrabiać zaległości z drugiego, ale mam nadzieję, że poradziłbyś sobie z tym bez większego problemu.
Zapadła cisza. Nawet podsłuchująca pod drzwiami Ania zamarła czekając na ciąg dalszy.
- Moim obowiązkiem jest zapewnienie tamtemu chłopakowi jak najlepszej opieki, a nie mogę trzymać go cały czas na sznurku. Musi nauczyć się samodzielności, ale jest dla nas zbyt ważny, aby dać mu wolną rękę. Spar, uwierz mi. Gdybym cię nie potrzebował, gdybym miał kogoś innego, nie prosiłbym cię o pomoc. Ale prawda jest taka, że nie mam nikogo oprócz ciebie.
- A co, jeśli się nie zgodzę?
- Wtedy być może... – Dumbledore ważył każde słowo – ...nie zdecyduję się na wysłanie sowy do chłopaka. Najpierw chciałem porozmawiać z tobą. Swoją decyzję podejmę, kiedy poznam twoją.
- Rozumiem – odruchowo rzucił Spar, choć tak naprawdę nie wiedział, co myśleć o słowach starszego mężczyzny.

Wieczorem, leżąc w łóżku, poczuł jak Anna zakrada się do pokoju. Zwykle przychodziła kiedy spał i dopiero rano zdawał sobie sprawę, że przespała, wciśnięta w kąt łóżka, całą noc. Jednak dzisiaj nie myślał o śnie, a Anna nie kryła się szczególnie ze swoją wizytą.
- Ten chłopiec potrzebuje twojej opieki, prawda? – spytała siadając na łóżku. Spar uśmiechnął się pod nosem. Tak jak podejrzewał, wiedziała dokładnie, co wydarzyło się w gabinecie.
- Tak mówił dyrektor Dumbledore.
- Mama by mu pomogła? – Anna zawsze pytała o zachowanie matki.
- Mama wszystkim pomagała Aniu – odpowiedział i przyciągnął dziewczynkę do siebie. – Nikogo nie zostawiłaby bez pomocy.
Poczuł jak Mała drży i cicho pochlipuje.
- Jeśli tak, to musisz tam pojechać. Musisz się nim zaopiekować – wtuliła się w jego ramię
- A co jeśli wy mnie będziecie potrzebować?
- My mamy siebie. Jest tata, Peter, Tom. Poradzimy sobie – przekonywała cicho.
Przytuliła się do niego mocniej.
- Będę za tobą bardzo tęsknić.
Jeszcze długo tulił ją w ramionach. Kiedy zaczęła spokojnie oddychać wstał i na przygotowanej kartce napisał kilka słów. Pozostawiona przez starszego mężczyznę, siedząca w klatce mała sówka, ożywiła się, kiedy przyczepiał jej wiadomość do nóżki.

Kiedy rano wbiegli do kuchni, zobaczyli kolejnego gościa. Obok ojca w czarnym, długim płaszczu siedział wysoki, szczupły nieznajomy.
- Spar, profesor Snape przyjechał, aby zabrać cię do Hogwartu – oznajmił ojciec.
Ciemnooki mężczyzna na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie groźnego i bardzo zasadniczego. Wiedziony impulsem chłopak skłonił głowę w geście powitania. Postanowił odłożyć na bok pierwsze wrażenia. Nie lubił oceniać ludzi po wyglądzie, jednak w obcym było coś, co mówiło, że wygląd mężczyzny może mieć wiele wspólnego z charakterem. Spar przełknął głośno ślinę i uśmiechnął się. Uśmiech, który otrzymał w zamian, mógł oznaczać tylko jedno – czarnooki nauczyciel bardzo rzadko się uśmiechał.
Kiedy kilka godzin później wychodził z domu, poczuł strach. Nie tylko on zostawiał rodzinę, on również zostawał sam. Miał wyruszyć w zupełnie nieznany, obcy świat. Być może obecność srogiego mężczyzny ułatwiła mu wykonanie pierwszego kroku. Być może również dzięki niemu jedynie dwa razy obejrzał się na stojących w progu domu siostrę i ojca.

- Powiedz mi, czego tam cię nauczyli? – Ania siedziała na kolanach brata zarzucając go strumieniem pytań.
- Na początku - jak zamienić ciekawskie dziewczynki w białe myszki – zamruczał groźnie i przybrał srogą minę.
Tylko przez chwilę patrzyła na niego, jakby uwierzyła w te słowa. Potem zaśmiała się głośno i przytuliła głowę do jego policzka. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Spar jutro wyjedzie i długo nie będzie go widzieć. Wiedziała, że decyzję o podjęciu wyzwania podjął w dniu wysłania sowy, a nie jak wszyscy sądzili, po powrocie z korepetycyjnych wakacji.
- Myślisz, że dobrze robisz? – spytał ojciec, przypatrując się grającym w szachy synom.
- Nie wiem, tato. Naprawdę, nie wiem – odpowiedział i przestawił wieżę na szachownicy. - Być może dopiero za kilka lat będę w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Tom znowu oszukujesz! Nie gram z tobą więcej – ostrzegł brata, który ze śmiechem kradł mu co jakiś czas figury z szachownicy.
- Bardzo dużo rozmawiałem z profesorem Dumbledorem i, choć nie podzielam jego zdania, wierzę, że troszczy się o tego chłopaka – przerwał na chwilę i pogroził bratu palcem. – Wiesz – zawahał się - nie zgodziłem się na propozycję Dumbledore’a. Nie zostanę przyjacielem tego dzieciaka. Jeśli prawdą jest to, co mówi o nim dyrektor, to nie potrafiłbym go okłamywać. Znajdzie innych przyjaciół. A ja postaram się tylko być jak najbliżej niego i w razie potrzeby, może będę w stanie mu pomóc, lub znaleźć kogoś, kto się tym zajmie.
- Widziałeś go? – zaciekawił się ojciec i zabrał z rąk Spara śpiącą Annę.
- Tak – zaśmiał się głośno. – To był prosty i przebiegły plan dyrektora. Zabrał mnie do niego na samym początku. Przez trzy dni mieszkałem u jakiejś zwariowanej czarownicy, w otoczeniu mnóstwa kotów i mogłem przyglądać się chłopakowi do woli.
- I co o nim sądzisz? – odezwała się w ojcu zawodowa ciekawość.
- Chyba mógłbym go polubić. Na pozór sprawia wrażenie opuszczonego i nieszczęśliwego, ale jestem przekonany, że tkwi w nim ciepło, które szybko można byłoby rozniecić. Chyba rzeczywiście jest osamotniony. Być może nie brakuje mu tylko miłości, ale również jakiegoś celu. Tego też nie wiem, tato. Ale jeśli prawdą jest to, co mówi Snape, to Hogwart może być dla niego twardą szkołą życia. Może nawet ten pomysł z opiekunem nie był taki zły. Zobaczymy.
- Będziesz na siebie uważał, prawda? – zaniepokoiła się Ania, podnosząc głowę z ramienia ojca.
- Pewnie, że będę. Zresztą, pamiętaj, mała księżniczko, że to jest szkoła pełna nauczycieli. Jeśli ktoś zamieni mnie w wielkiego pająka, to pewnie znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie mnie odczarować – rzucił pocieszająco, ale wiedział, że jej nie uspokoił. – Posłuchaj Mała. Tam jest wielu nauczycieli. Kilku z nich poznałem i, choć nie znam ich za dobrze, doskonale wiem, że nie pozwolą, aby uczniom stała się krzywda. Są tam nie tylko po to, aby nas uczyć. Mają się również nami opiekować.
Powoli otworzył zaciśniętą dłoń. Lśniąca kula wolno oderwała się od ręki chłopca i uniosła w powietrze. Zamigotała różnokolorowymi światłami i skierowała w stronę zauroczonej dziewczynki. Spar delikatnie dmuchnął i na powierzchni kuli pojawiła się para małych czarnych oczu. Szybko mrugnęły w kierunku dziewczynki i zginęły w srebrnym pyle rozpadającego się przedmiotu.
- Och! – westchnęła.
- Twoja matka uwielbiała to dla was robić – przypomniał ojciec.
- Wiem ojcze. Pamiętam – przytaknęła, i z uśmiechem spojrzała na brata.
Kiedy wszyscy położyli się spać, Spar jeszcze długo siedział z ojcem w gabinecie. Starali się nie rozmawiać o tym, co czeka ich następnego dnia, lecz każdy temat kończył się na wyjeździe chłopaka. W końcu przestali go omijać i Spar przez długie minuty opowiadał ojcu o swoich obawach i wątpliwościach. Potem, równie długo, słuchał wskazówek ojca. Kiedy powiedzieli sobie to, co jedynie ojciec z synem potrafią, zapadła długa cisza. Zegar wybił godzinę trzecią i Spar poczuł, jakby ocknął się z letargu.
- Wiesz tato, nikt w Hogwarcie nie przyznał się, że potrafi to robić – powiedział i uniósł dłoń, nad którą unosiła się mała postać, śpiącej piętro wyżej, siostry. – Dziwne...
 

II.

Spar od kilkunastu minut siedział w przedziale pociągu do Hogwartu czytając książkę. Zdążył przyzwyczaić się już do myśli o samotnej podróży, kiedy drzwi rozsunęły się ostrożnie. Stała w nich dwójka dzieciaków. On, najwyraźniej pragnący być w każdym innym miejscu na świecie, i ona, sprawiająca wrażenie pewnej siebie, z błyskiem inteligencji w oku.
- Czy jest może wolne miejsce? – zapytała.
Spar spojrzał na nią ze zdziwieniem, bo pytanie raczej zaprzeczyło wrażeniu, jakie wywarła na nim dziewczyna.
- Nawet kilka, z tego co widać – odpowiedział.
Przyjrzał się dwójce uczniów, uśmiechnął i wskazał na wolne siedzenia.
- Zapraszam. Jak widzicie tłoku zbytniego nie ma.
- Jestem Hermiona Granger. A to Neville Longbottom. Jesteśmy nowymi uczniami Hogwartu – wyrecytowała jednym tchem pakując bagaże na wysokie półki.
- Aj, Hermiona, nie widziałaś Teodory? – chłopak o bujnych włosach nieporadnie rozglądał się dookoła.
- Neville, babcia schowała ją do pudełka. Pudełko jest w torbie, a torbę trzymasz na kolanach – tłumaczyła powoli kręcąc głową.
- Teodora? – Spar wydał się zaciekawiony.
- To moja żaba. Dostałem ją od wujka, ale ciągle mi ginie.
- No tak, z żabami tak to zwykle bywa – mruknął z uśmiechem i wrócił do lektury.
Zanim pociąg ruszył, do przedziału weszło jeszcze kilku pierwszoroczniaków. Zaczął się szum, rwetes i chłopak zaczął żałować, że wpuścił pierwszą dwójkę.
Mimochodem przysłuchiwał się prowadzonym rozmowom. Wydawało się, że wszyscy, niezależnie czy pochodzili z rodzin czarodziejskich, pół czarodziejskich, czy czysto mugolskich, odczuwali strach przez szkołą. Hermiona, trochę wywyższającym się tonem, starała się wyjaśniać niektóre wątpliwości, lecz nawet ona nie wiedziała wszystkiego. Spar przeczuwał, że cała gromada tylko czeka na moment, kiedy zainteresuje się nimi i wtedy go zaatakuje.
- Eee, Sparusie... – usłyszał, w chwili, kiedy zamierzał się zdrzemnąć. Podniósł leniwie powieki.
Siedem par oczu wpatrywało się w niego z przejęciem.
- Może mógłbyś nam trochę opowiedzieć o Hogwarcie. No wiesz o tym, co się tam dzieje i jak tam jest – tym razem odezwał się sympatyczny, ciemnoskóry chłopak.
- Chyba nie mogę wam pomóc. Ja też jadę tam po raz pierwszy. Może nawet wiem o nim mniej niż wy – rzekł uśmiechając się do nich. – A już na pewno mniej, niż Hermiona.
- Ale jesteś starszy od nas – zdziwił się chłopak.
- Jestem, to prawda, ale nie chodziłem do Hogwartu. Ani do innej szkoły magii – zaśmiał się - bo pewnie zaraz o to spytacie.
- A gdzie...
- Przestań Dean, nie widzisz, że on nie chce o tym mówić – zastopowała kolegę dziewczyna.
Była bystra i Spar znowu pomyślał o kryjących się w jej głowie pokładach inteligencji.
- Nie ma w tym żadnej tajemnicy – wyrecytował, przygotowaną razem z Dumbledorem, opowieść. – Przez dłuższy czas nie było mnie w Anglii i nie mogłem rozpocząć nauki. Trochę uczułem się sam, miałem też wakacyjne korepetycje. Więc, mimo tego, że będę tutaj pierwszy rok, nie będę z wami chodził na zajęcia. Zdałem część wyrównujących egzaminów i jestem na trzecim roku, choć kilka przedmiotów nadal mam do tyłu.
- Przydzieli cię już gdzieś? – Neville powoli nabierał pewności w rozmowie ze starszym chłopakiem.
- No tak, właściwie to już mnie przydzielili. Spośród wszystkich opiekunów jedynie Pani Sprout zgodziła się mnie przyjąć – powiedział z żalem w głosie. - Będę Puchonem – rzucił i zaśmiał się głośno słysząc jęk dzieciaków.
Spojrzał na przypatrującą mu się dziwnie Hermionę.
- No dobrze – pokiwał głową. – Przecież tylko żartowałem – wyjaśnił patrząc na nią. – Miałem tiarę na głowie i to ona, a nie Pani Sprout uznała, że typowy Puchon ze mnie – dodał i zamilkł na chwilę.
Doskonale wiedział, że wybór nie był tak jednoznaczny. Tiara podczas ceremonii przydziału głośno protestowała przeciw przełamywaniu szkolnych zasad i regulaminów. Wyrzucała dyrektorowi, że sam podejmuje decyzje o losie uczniów, lecz kiedy profesor McGonagall założyła mu ją na głowę, zamilkła i nie odzywała się przez kilka tygodni.
- Ja też pewnie tam trafię – wyszeptał z rezygnacją Neville, wyrywając Spara z zamyślenia.
- A nawet jeśli tak będzie, to co się stanie? Spójrz na mnie. Jestem Puchonem i nie zamierzam się tym martwić. Widocznie tak musiało być – rzucił Spar i poklepał chłopaka po ramieniu. – Przydział do Puchonów nie jest końcem świata, uwierzcie mi - dorzucił.
Rozejrzał się po otaczających go twarzach i mrugnął porozumiewawczo.
- A teraz wracajmy do swoich zajęć – stwierdził i zajrzał ponownie do książki.
Kilka minut później, kiedy Spar znowu próbował zasnąć, drzwi przedziału otworzyły się głośno. Na czele stojących dzieciaków tkwił szczupły, blady chłopak. Zamykająca tyły tęga dwójka, na pierwszy rzut oka, mogła uchodzić za straż przyboczną blondyna. Przyjrzeli się wszystkim dokładnie, zwracając szczególną uwagę na dziewczynę i Spara. Kiedy blondyn powiedział coś cicho do stojących za plecami osiłków, cała trójka wybuchła głośnym śmiechem i bez słowa wyszła z przedziału. Po krótkiej chwili Spar ruszył za nimi. Stanął niedaleko drzwi i z uwagą przyglądał się zaglądającej do kolejnych przedziałów trójce.
Niedługo później w drzwiach stanęli przebrani w szaty Hermiona i Neville. Rozdzielili się i każde z nich poszło w inną stronę szukając Teodory, która spokojnie spała pod zostawioną w przedziale książką. Spar ruszył za Hermioną, która szybko weszła do jednego z sąsiednich przedziałów. Kiedy doszedł go podniesiony głos Pottera chciał interweniować, lecz nie zdobył się na to.
Wątpliwości, jakie miał od momentu pierwszego spotkania z Dyrektorem, odżyły z nową siłą. Pamiętał jak prosił Dumbledore'a, aby nie opowiadał mu o Potterze. Chciał sam poznać dzieciaka, a nie opierać się na zdaniu innych. Ale dopiero podczas pobytu w Londynie postanowił zmienić warunki umowy. Obserwując Pottera przez kilka dni uznał, że chłopak zasługuje na prawdziwych, a nie narzuconych z góry, przyjaciół. Dlatego po powrocie do Hogwartu przedstawił dyrektorowi swój plan. Ku jego zaskoczeniu Dumbledore nie był zdziwiony i niemal bez żadnego sprzeciwu zaakceptował usunięcie się Spara w cień Harry'ego.
Kiedy z przedziału wypadła z krzykiem wędrująca trójka, Puchon ocknął się z zamyślenia. Jeden z chłopaków trzymał w górze lekko krwawiącą dłoń. "Może wcale nie będę miał tak wiele pracy jak podejrzewałem" – pomyślał Spar i uśmiechnął się pod nosem.

Od pierwszych dni pobytu w szkole, Spar zaczął doceniać umieszczenie go w Hufflepuff. Nikłe, przekazane przez panią Sprout, informacje o nim wystarczyły, aby uczniowie przyjęli go życzliwie i ze zrozumieniem. Przysłowiowa przyjaźń Puchonów pozwoliła mu szybko zadomowić się wśród trzecioroczniaków. Z dnia na dzień czuł się, na obcym terenie, coraz pewniej i jak na typowego trzynastolatka przystało nie miał większych problemów z nawiązywaniem nowych znajomości. W ciągu kilku pierwszych dni zyskał nawet opinię dobrego kolegi, głównie dzięki lekcjom, które odrabiał i pozwalał korzystać z nich innym. Ponieważ nadal nadrabiał zaległości z poprzednich lat, dużo czasu spędzał w bibliotece. Tam często kręciła się wokół niego grupka młodszych Puchonów, którym czasami pomagał w lekcyjnych problemach.

Od początku września, oprócz regularnych zajęć III roku, Spar kontynuował wakacyjne lekcje z niektórych przedmiotów. Jednym z nich były eliksiry, które chłopak lubił i których najbardziej się obawiał.
Spar najwięcej czasu podczas wakacji spędził z Mistrzem Eliksirów i choć musiał przyznać, że nauka pod jego okiem była trudnym, ale i interesującym przeżyciem, sam Mistrz był dla niego wielką zagadką. Ciągle smutny, bez cienia uśmiechu i radości na twarzy, był tak różny od niego, że chłopak na początku źle czuł się w jego towarzystwie. Z upływem czasu Spar przyzwyczaił się do, milczącego przez większość czasu, wysokiego mężczyzny. Nauczył się doceniać jego wiedzę i umiejętność jej przekazywania. Czasami nawet miał wrażenie, że nauczyciel stracił na swojej oschłości i trochę przychylniej patrzy na niego. Wiedział jednak doskonale, że początek roku szkolnego wiele zmieni, zarówno w ich relacjach, jak i ocenach, jakie będą sobie nawzajem wystawiać.
Przekonał się o tym już w pierwszym tygodniu nauki, kiedy za spóźnienie nauczyciel pozbawił jego dom 10 punktów. Równie ciężkie były same lekcje, podczas których za najmniejsze przewinienie Hufflepuff tracił punkty. Nawet ciężka praca Spara i kilku innych Puchonów nie wyrównywała ponoszonych strat. Nie były one jednak w najmniejszej części tak wielkie, jak te, które ponosił Gryffindor za sprawą Pottera.

- Profesorze Snape? – zagadnął Spar pod koniec pierwszego tygodnia lekcji wyrównawczych.
Nauczyciel siedział przy swoim wielkim biurku i sprawdzał pracę domową pierwszego roku głośno komentując niekompetencję uczniów.
- Profesorze... – powtórzył głośniej, kiedy Snape dalej nie zwracał na niego uwagi.
- Potter! – wysyczał jedynie, podniósł głowę i spojrzał na ucznia.
“Dziwna sprawa – pomyślał. - Chłopak przybył do szkoły dwa lata za późno i przez dwa miesiące starał się nadrobić zaległości. I, co najciekawsze, prawie mu się to udało. Nadal największe zaległości miał w eliksirach, lecz on sam dopuścił chłopaka do zajęć trzeciego roku. Widać było, że dzieciak pracuje bardzo ciężko, a na dodatek do eliksirów miał i zacięcie, i odpowiednią dawkę cierpliwości. I może nawet niewielki talent.”
Właściwie Snape mógłby przestać udzielać mu korepetycji, lecz musiał przyznać to przed samym sobą - nie przeszkadzały mu spotkania z chłopakiem. Nigdy nie przyznałby, że je lubi, ale śmiało mógł powiedzieć, że mu nie przeszkadzają.
Mistrz nadal dziwił się, dlaczego tiara przydzieliła chłopaka do Hufflepuff. Widział w tym jednak zbyt dużą ingerencję Dyrektora, by otwarcie zapytać o jej powody. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Spar nie pasuje do Puchonów. Właściwe nie pasował też do Slytherinu. Miał zbyt małą wiedzę i zacięcie do nauki, jak na przydział do Ravenclaw, więc pozostawał Gryffindor. Ale tiara ...
- Profesorze... – Spar próbował zwrócić uwagę nauczyciela po raz trzeci.
- Tak? – burknął i spojrzał niecierpliwie. Nie lubił jak uczniowie przyłapywali go na nieuwadze.
- Uczy pan profesorze Pottera, prawda? Zastanawiam się, czy ... – zapytał Spar stawiając na biurku Mistrza kociołek z przygotowanym eliksirem.
Snape spojrzał na zawartość. Roztwór był idealny. Kolor, gęstość, nawet delikatny zapach świadczyły, że jest poprawnie wykonany.
- Uczę wszystkie dzieciaki w tej szkole, panie Johnatt, z czego oczywiście zdaje pan sobie sprawę – odburknął. - A Potterowi nie zamierzam poświęcić nawet minuty więcej, z czasu, jaki dla niego przeznaczam na lekcjach i, pewnie w niedalekiej przyszłości, na szlabanach – przerwał niecierpliwie.
Spar poczuł, że uderzył w czuły punkt Mistrza.
- Mogę powiedzieć jedynie, że to bezczelny, niezważający na nic, poza czubkiem własnego nosa, szczeniak. Od dnia, w którym pojawił się w szkole, stara się zachowywać tak, jakby był jedynym ratunkiem świata czarodziejów. Najważniejszy wśród Gryfonów, najważniejszy w szkole, najważniejszy na świecie – wyrzucał z siebie coraz szybciej. – Mogę mieć jedynie nadzieję, że nie zamierza pan wstąpić do Klubu Miłośników Cud Dziecka.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin