Polština: (Olga Tokarczuk: Podróż ludzi księgi.)
Markiz lubił przeglądać się w lustrach. W swoim dużym domu miał wiele pięknych kryształowych luster, którym pozwalał rozmieniać swoje życie na krótkotrwałe, przemijające obrazy.
Lustra w domu Markiza zawiesili przodkowie jego żony, która dostała ten dom w posagu. Portrety przodków wisiały teraz w hallu na dole, patrząc na świat żywych z niezrozumiałą pychą ludzi, których już nie ma. Za życia byli bardziej postawni, bo Markiz, żeby zobaczyć się w lustrze, musiał się lekko wspinać na palce. Lubił przyłapywać swe odbicie wtedy, kiedy zaaferowany czymś, zapominał o sobie i przestawał się kontrolować. Wówczas jego spojrzenie wymykało się spod powiek i pędziło ku najbliższej powierzchni lustra, spotykając tam samo siebie. Markiz nie był zadowolony. Kiedy oko spotyka swoje odbicie, widzi tylko oko. A gdzie jestem ja, gdzie moja odmienność, moja niepowtarzalność, moja samotność? Czy widzę siebie takim, jak widzą mnie inni? Czy to naprawdę ja? Najważniejsze dla Markiza było uchwycenie momentu, kiedy jest się szybszym niż własne odbicie, kiedy przyłapuje się je na chwilę przedtem, zanim ono powtórzy gest. Jest to tak krótka chwila, że prawie się jej nie zauważa. Ale na tym właśnie polega prawda lustrzanego odbicia, wszelkiego podwojenia -- jest się wtedy bardziej świadomym swojej jedyności. To chwila, w której rodzi się moc.
Markiz dążył do osiągnięcia mocy. Żeglował niczym Ulisses po wzburzonych wodach życia, od portu do portu. A każdy następny był bogatszy w dobra, w prestiż, w sławę. I żaden nie był jego portem.
Pochodził ze średnio zamożnej rodziny hugenotów. Jego dziadek za zasługi dla króla Francji otrzymał tytuł szlachecki. Wtedy jeszcze Francja słynęła z tolerancji i nie przywiązywano większego znaczenia do kwestii Boga. Ojciec Markiza roztrwonił pieniądze i królewskie zaufanie. Popłynął przez ocean do kolonii, gdzie zamierzał założyć własną dynastię. Wrócił chory i przedwcześnie postarzały. Zmarł pewnej nocy, kiedy jego oddalony o kilkadziesiąt mil syn, studiujący w Paryżu, nie mógł zasnąć. Markiz nazwał to przeczuciem, bo wierzył w przeczucia, nie odróżniając ich zresztą od lęków. Nienawidził swojego ojca tak mocno, jak tylko synowie potrafią nienawidzić własnych ojców. Ale także go podziwiał. Podziwiał jego odwagę brania życia lekko i nieodpowiedzialnie, jakby to było majowe święto. Podziwiał jego siłę przebicia i łatwość pokonywania drogi w górę lekkim krokiem niedzielnego wędrowca. Podziwiał jego męskość i niezależność. I w końcu podziwia ł to, że można nie zapuścić w życiu korzeni. Markiz już jako dziecko doskonale wiedział o kobietach ojca, z czym ten zresztą wcale się nie krył, w jakiś systematyczny, okrutny sposób znęcając się nad matką. Wtedy Markiz marzył, by świat pozwolił mu ojca zabić.
Horní lužická srbština
Jehnjatko dźěše swoju ćetu wopytać. Ta bydleše za horu při zelenych łukach. Ducy zetka lišku. Ta zawoła: „Jehnjatko, stój, chcu će zežrać!“ Jehnjatko so stróži a praji z ćeńkim hłosom: „Luba kmótra, čakaj hišće, wšak sym tak suche. Du k swojej ćeće za horu, tam so napasu a wukormju. Potom směš mje zjěsć“ Liška wotmołwi: Nó derje, da dźi! Ja čakam, doniž so njewróćiš.“ Jehnjatko běžeše a zetka psa. Pos praji: „Jehnjatko, stój, zežeru će!“ Jehnjatko wustróžane prosyše z ćeńkim hłosom: „Kmótře, čakaj hišće, wšak sym tak suche. Póńdu k ćeće za horu, tam so napasu a wukormju. Potom směš mje zjěsć!“ Pos wotmołwi: „Derje, da tam dźi - Dočakam, doniž so njewróćiš.“ Jehnjatko běžeše a přińdźe k ćeće. Měješe so tam derje. Jědźeše a paseše so, nakormi so a bu tołste kaž bubon. Potom zawoła na ćetu: „Luba ćeta, što započnu? Pos a liška na mje čakatej a chcetej mje zežrać.“
Ćeta wotmołwi: „Njeboj so, lube dźěćo! Tu je stary bubon, do toho zalěz a kulej so po horje dele.“ Tak zalěze jehnjatko do bubona a waleše so po horje dele. Ducy po dróze čakaše pos a zawoła: „Bubono, njejsy tołste jehnjo widźał?“ Jehnjo wotwoła z tołstym hłosom: „Hišće so pola ćety pase. Ale bórze přińdźe!“ A bubon so kuleše dale.
Při dróze sedźeše liška a zawoła: „Bubono, njejsy tołste jehnjo widźał?“ Jehnjo wotmołwi z tołstym hłosom: „Sym widźał, hišće so pola ćety pase. Bórzy pak přińdźe.“ A bubon so kuleše dale. Liška zakřiča: „To běše hłós jehnjeća. Wono je zalězło do bubona. Šibałe jehnjo!“ Spěšnje liška za bubonom ćěriše, ale podarmo. Njedohoni jón!
Dolní lužická srbština
1.|: A pśecej nam njej možno gromaźe byś :|
A jaden raz dej-, a jaden raz dej-
A jaden raz dejmy roztyla hyś.
2. |: A roztyla hyś a zasej pśiś :|
A hyšći tśi raz, a hyšći tśi raz
A hyšći tśi raz tak wjaselše byś.
3. |: A wezmi se kłobuk a mantel a mjac. :|
A něnt jan wandruj, a něnt jan wandruj,
A něnt jan wandruj, a lubcycka płac.
4. |: A nagranjaj, nagranjaj kaž ty coš :|
A nagroniš ty, a nagroniš ty,
A nagroniš ty mě njebuźoš!
„Slěpjanska narěč“
1. |:Ty sy tajka wikotata,
ja pak tajka njejsym:|
|: Daj mi jedne jajko! :|
Daj mi jedne jajko!
Daj mi lubjej dwě!
2. |:Tłusta rić a ćeńke nogi,
to su burske dźowki:|
3. |:Wšycka rola pódworana,
naša ležy pusta:|
4. |: Wšycke dźowki woženjone,
naša chodźi tłusta:|
lezynski1