Harry Potter i Zniewolone Dusze 25.rtf

(45 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 25: POROZMAWIAJMY O NAS

 

     Moody siedział w gabinecie Dumbledore'a, wpatrując się w buzujący na kominku ogień. Na jego zniekształconej twarzy odbijał się smutek i oszołomienie.

     - Znałem ją od dziecka – powiedział ochryple. - Jej ojciec był jednym z najlepszych aurorów – i jednym z najlepszych ludzi, jakich znałem. Katrina wdała się w niego. Odziedziczyła jego poczucie sprawiedliwości i uczciwość. Kiedy poszła w jego ślady... - Moody szybko przetarł rękawem oczy. - Była wzorowym aurorem, jednym z najlepszych. Ojciec był z niej dumny. A teraz...

     - Śmierciożercy zabili jej ojca i brata – odparł Dumbledore łagodnie. - Najwidoczniej było to dla niej zbyt wiele.

     - To nie usprawiedliwia morderstwa! - upierał się Moody.

     - Nie. Nie usprawiedliwia. Ale jest powodem.

     Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Snape.

     - Severusie, jak się czuje Draco? - spytał dyrektor.

     - Już dobrze. Wywar Imperius przestał działać. Musieliśmy zatrzymać go siłą, bo upierał się, że musi wyjść ze skrzydła szpitalnego i odnaleźć profesor Knight – odparł Snape, unosząc brew i patrząc znacząco na Moody'ego. Stary auror skrzywił się i odwrócił wzrok.

     - Jak dobrze to słyszeć – powiedział Dumbledore.

     - Jeśli to wszystko, muszę teraz zająć się innymi sprawami – oznajmił Mistrz Eliksirów.

     - Oczywiście, Severusie.

     Snape skinął głową i ruszył do drzwi, ale zatrzymał go Moody.

     - Potter mówi, że ty wiedziałeś – oświadczył auror opryskliwie, ruchem głowy wskazując na stojącego z tyłu Harry'ego, który słuchał całej rozmowy w milczeniu.

     Mistrz Eliksirów zerknął szybko na chłopaka i zwrócił się do Moody'ego.

     - Zgadza się.

     - Skąd?

     Na wargach Snape'a zaigrał słaby, gorzki uśmieszek.

     - Twoja własna zasada, Moody: nie ufaj nikomu. Zauważyłem ją raz, kiedy opuszczała zamek podczas gwałtownej burzy z piorunami – a to dość nietypowa pogoda jak na poobiednią przechadzkę. Poszedłem za nią i teleportowałem się do Londynu, gdzie Knight spotkała się z kimś, kto - jak wiedziałem - jest śmierciożercą. Najpierw pomyślałem, że przyłączyła się do Czarnego Pana. Kiedy jednak nazajutrz przeczytałem, że ten człowiek nie żyje, od razu zrozumiałem, że to ona jest zabójcą. Postanowiłem, że będę miał ją na oku, dopóki nie zdobędę jakiegoś dowodu jej winy. Parę razy ją śledziłem, ale zawsze mi się wymykała. Kiedy dzisiaj zobaczyłem, że Draco wychodzi z zamku, zacząłem podejrzewać, że Knight maczała w tym palce. Poszedłem za nim. Potter nas podsłuchał. Resztę już znasz.

     Moody wpatrywał się w Snape'a ze zdumieniem.

     - Wiedziałeś to wszystko i nikomu nie powiedziałeś?

     - Nie miałem dowodu, tylko moje słowo przeciwko jej. Komu byś uwierzył?

     Mężczyzna odwrócił się i wyszedł z gabinetu, zostawiając starego aurora kompletnie zbitego z tropu. Harry patrzył, jak Snape wychodzi, a potem zwrócił się do Dumbledore'a:

     - Panie dyrektorze, czy mogę już wrócić do dormitorium?

     - Tak, Harry – odrzekł Dumbledore. - Nie ma potrzeby, byś dłużej tu tkwił. Dobrej nocy.

     Gryfon skinął dyrektorowi głową na pożegnanie i wyszedł. Na zamku szumiało już jak w ulu i Harry zdumiał się, jak szybko plotki rozprzestrzeniały się w Hogwarcie. Nie minęły przecież nawet dwie godziny od chwili, kiedy ze Snape'em przyprowadzili Malfoya do skrzydła szpitalnego. Zaraz potem przybył Dumbledore i McGonagall. Snape szybko wyjaśnił całą sytuację i został z Malfoyem, podczas gdy Harry poszedł z dyrektorem do jego gabinetu. Czekali tam Moody, Tonks i Shacklebolt, którzy wysłuchali historii Harry'ego z powątpiewaniem. Moody nie chciał z początku uwierzyć, ale wreszcie dał się przekonać. Tonks i Shacklebolt opuścili zamek, by zaalarmować ministerstwo. Teraz pozostawało tylko czekać, aż DBP wytropi Knight.

     Kiedy Harry przeszedł przez dziurę pod portretem Grubej Damy, okazało się, że pokój wspólny Gryffindoru jest pełen uczniów.

     - Harry! - krzyknął Ron, machając do przyjaciela z kącika, w którym siedział razem z Ginny, Hermioną i Neville'em.

     - Słyszałeś już? - zapytała Hermiona, kiedy chłopak przepchnął się przez tłum i usiadł z przyjaciółmi.

     - Tak, słyszałem – odrzekł. - A w zasadzie to byłem przy tym.

     - Tak właśnie sądziliśmy – oznajmiła Ginny po cichu.

     - Więc to prawda? - dopytywał się Neville. - Profesor Knight jest Pogromcą Śmierciożerców?

     - Tak. - Harry opowiedział im w skrócie, jak skorzystał z Mapy Huncwotów, żeby śledzić Malfoya i Snape'a. - Poszedłem za nimi i okazało się, że Malfoy był pod wpływem Wywaru Imperius, który dostał od Knight. Wywabiła go w ten sposób z zamku, i Snape'a też. Chciała zabić Malfoya tak, żeby wina spadła na Snape'a. Kiedy zorientowała się, że równie tam byłem i nie będzie mogła doprowadzić swojego planu do końca, deportowała się.

     - Trudno mi uwierzyć, że to profesor Knight zabiła tych wszystkich ludzi – przyznał Neville, zasmucony.

     Ron potrząsnął głową.

     - Teraz widać, że każdemu może odbić.

     - Tak, a na dodatek przez cały ten czas chodziłem do niej i zasięgałem jej rady – wyznał Harry z goryczą.

     - Nie możesz się za to winić – zaprotestowała Ginny. - Przecież ona była jednym z najlepszym aurorów. No i Moody przysłał ją tu, żeby szpiegowała Snape'a. Nie mogłeś o tym wszystkim wiedzieć.

     - Wiem, ale przez cały czas tańczyłem, jak mi zagrała. To ona mi powiedziała, że widziała Snape'a ze śmierciożercą, który później zginął w metrze. A potem powiedziała, że to pewnie ktoś spoza Hogwartu zasadził w jaskini żądlącą tentakulę. A ja jej uwierzyłem.

     - Skąd mogłeś wiedzieć, że cię okłamuje? - pocieszała go Hermiona.

     - Jak myślicie, co się z nią stanie, kiedy ministerstwo ją złapie? - głowił się Neville.

     - Sądzę, że ześlą ją do Azkabanu – odparła Hermiona.

     - Jeśli ją złapią – dodała Ginny. - Jak dotąd niezbyt byli tym zainteresowani.

     - Chyba że śmierciożercy dorwą ją pierwsi – zauważył Ron. - Dała im przecież nieźle popalić.

     Neville pobladł.

     - Tak sobie myślę, że babcia będzie okropnie zmartwiona. Znała tę rodzinę bardzo dobrze, a profesor Knight jest jedyną osobą, która przeżyła.

     Przygnębienie Neville'a udzieliło się wszystkim i przez jakiś czas Gryfoni siedzieli w milczeniu.

     - Ciekawe, co Dumbledore zrobi z lekcjami obrony? - odezwała się w końcu Hermiona.

     Harry zerknął na nią, zaskoczony. Jakoś nie zastanawiał się nad zajęciami.

     - Pewnie da kogoś na zastępstwo, nie uważasz? - stwierdziła Ginny.

     - Jeśli uda mu się kogoś znaleźć – wtrącił Ron. - Teraz wszyscy się będą bali, no nie?

     - Ale musimy mieć nauczyciela! - wykrzyknęła Hermiona. - Przecież w tym roku zdajemy owutemy!

     - Na pewno zdasz, Hermiono – pocieszył ją Harry. - Wszyscy zdamy. Nie martw się na zapas.

     - Łatwo ci mówić – sarknął Ron. - Dostaniesz Wybitny, nawet jeśli nie będzie już ani jednej lekcji.

     Harry zaczerwienił się, choć w duchu przyznawał Ronowi rację. Poczuł jednak ukłucie zwątpienia, przypomniawszy sobie ostatnie słowa Knight: „Musisz się jeszcze wiele nauczyć o pojedynkowaniu, Potter.”

 

***

 

     Następnego ranka Dumbledore oficjalnie wyznał prawdę i uczniowie wysłuchali go w ponurej ciszy. Wielu z nich słyszało już plotki, jednak większość nie dowierzała własnym uszom. Knight była bowiem jedną z ostatnich osób, które można by podejrzewać o mordowanie śmierciożerców.     - Sprawa ta ma dla nas dość daleko idące konsekwencje – ciągnął dyrektor. - Lekcje obrony przed czarną magią zostają odwołane do końca roku.

     Przez salę przebiegł niezadowolony pomruk i Dumbledore podniósł głos.

     - Zamiast tych lekcji będą się odbywać praktyczne zajęcia z obrony. Wszyscy uczniowie będą brać w nich udział tutaj, w Wielkiej Sali. Plan zajęć jest następujący: w poniedziałki wieczorem, klasy pierwsza, druga i trzecia będą mieć zajęcia z profesor McGonagall. We wtorki klasy czwarta i piąta będą mieć zajęcia z profesorem Flitwickiem, zaś w czwartki klasy szósta i siódma będą mieć zajęcia z profesorem Snape'em.

     - Czemu nam zawsze dostaje się Snape? - marudził Ron, kiedy dyrektor skończył przemówienie.

     - Pewnie dlatego, że wie najwięcej o czarnej magii – odparła Hermiona.

     - To czemu Dumbledore po prostu nie da mu tej pracy?

     Przybycie sów z poranną pocztą przerwało dalszą dyskusję na temat Mistrza Eliksirów. Na pierwszej stronie „Proroka” widniał nagłówek: „Mroczny Rycerz”* i wszyscy się tym zainteresowali. Artykuł pod nagłówkiem zawierał krótką historię rodziny Knight i jej kariery aurorskiej oraz opis morderstw na jej ojcu i bracie. Tekst miał wydźwięk raczej współczujący i kończył się dość obojętnym stwierdzeniem, że Knight była wciąż na wolności i w związku z tym prawdopodobnie pojawią się nowe ofiary.

     W „Żonglerze” podano skróconą wersję artykułu z „Proroka”, natomiast więcej miejsca poświęcono krytyce ministerstwa. Tekst ostrzegał, że zezwalając aurorom na rzucanie Klątw Niewybaczalnych ministerstwo sprawiało, że osoby pokroju Katriny Knight zaczynały uważać, iż stoją ponad prawem. Ponadto stwierdzono bez ogródek, że zważywszy na doskonały przebieg służby Knight, ministerstwo z pewnością nie będzie starało się ją szybko schwytać.

     Harry nie był pewien, czy ma się z tego cieszyć, czy raczej nie. Kiedy odłożył gazetę i rozejrzał się po twarzach swoich kolegów zrozumiał, że wszyscy odczuwają podobną ambiwalencję. Nikt nie komentował artykułu, kiedy zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali. Z racji na odwołane lekcje obrony, Gryfoni skierowali się prosto do wieży. Harry wziął się za odrabianie prac domowych, co zajęło mu czas aż do lunchu, po którym było zielarstwo. Chłopak pozwolił się pochłonąć szkolnej rutynie, żeby przestać myśleć o Knight. Udało mu się to aż do kolacji, potem jednak myśli powróciły, kiedy zobaczył uczniów pierwszej i drugiej klasy kierujących się do Wielkiej Sali na zajęcia z obrony.

     Harry był już niemal spóźniony na sesję legilimencji ze Snape'em i bał się do niego iść. Jak dotąd nie było okazji, by poruszyć kwestia roli, jaką Gryfon odegrał w spisku Moody'ego i Knight. Teraz miał stanąć z Mistrzem Eliksirów twarzą w twarz i obawiał się tej konfrontacji.

     Mimo tego stanął przed drzwiami gabinetu Snape'a punktualnie o siódmej i od razu rzuciło mu się w oczy, że przed mężczyzną piętrzyło się o wiele więcej papierów niż zazwyczaj.

     - Potter, nie stój tak – rzucił Snape gniewnie, kiedy Harry podszedł do jego biurka. - Siadaj. Mam teraz mało czasu, kiedy przypadły mi jeszcze zajęcia Knight.

     Gryfon usiadł i zaczął recytować przeprosiny, których tekst miał już z grubsza ułożony w głowie.

     - Przepraszam, panie profesorze. Nie miałem pojęcia, że to Knight mordowała tych wszystkich śmierciożerców...

     - Najwyraźniej – przerwał mu Snape, pisząc coś na pergaminie. - Nie ma to jednak żadnego związku ani z moją pracą, ani z powodem, dla którego tu jesteś.

     Mężczyzna odłożył pióro, oparł ręce na biurku i splótł dłonie razem, patrząc wprost na Harry'ego.

     - Rób swoje, Potter, dopóki nie znudzi ci się wędrowanie po moim umyśle.

     Gryfon gapił się na nauczyciela bez słowa. Snape był doskonale opanowany, najwidoczniej gotów od razu przystąpić do rzeczy. Harry w ogóle się tego nie spodziewał. Był pewien, że zostanie zbesztany za kłopoty, jakich narobił, ale w życiu nie myślał, że Snape będzie po prostu udawał, że nic się nie stało. Chłopak szalenie bał się przyznać się nauczycielowi do własnej głupoty, ale kompletne lekceważenie ze strony Snape'a było o stokroć gorsze.

     - I cóż? - spytał Mistrz Eliksirów niecierpliwie, przerywając te rozmyślania.

     - Mam po prostu zacząć? - zdziwił się Gryfon.

     Snape z irytacją uniósł brew.

     - Taki masz przecież zwyczaj, czyż nie?

     - Tak, ale...

     Mistrz Eliksirów spojrzał na chłopaka ostro i Harry westchnął głęboko.

     - Tak, proszę pana.

     Wyprostował się, skupił myśli i spojrzał Snape'owi prosto w oczy. Jak on może patrzeć na mnie tak, jakby wczorajsze wydarzenia w ogóle nie miały miejsca? Nie zapomniał przecież.

     - Potter, ja czekam.

     - Przepraszam pana.

     Harry wziął głęboki oddech i zmusił się, żeby się skoncentrować. Chwilę później znajdował się już przed znajomym sklepem, w którym Snape mieszkał i pracował.

     Gryfon nie był tutaj od kilku tygodni. Teraz jednak, kiedy Severus zniweczył jego wysiłek ujawnienia tożsamości tajemniczego nieznajomego, Harry pojął, że bez współpracy młodzieńca nigdy nie osiągnie celu. Musiał przynajmniej przekonać Snape'a, żeby mu nie przeszkadzał.

     Chłopak wszedł do sklepu i od razu zobaczył Severusa stojącego przy kociołku. Młodzieniec zerknął na Harry'ego z widocznym zaskoczeniem.

     - Co ty tu robisz? Nie powinieneś raczej szukać kolejnych sposobów na to, jak wydrzeć ze mnie wszystkie moje sekrety?

     - Akurat teraz wolałbym z tobą porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko temu.

     - Nie sądzę, by ten eliksir cię interesował – odrzekł Snape lekceważąco.

     - Nie chciałem rozmawiać o eliksirach.

     Młodzieniec spojrzał na Harry'ego podejrzliwie.

     - A o czym?

     - O czymkolwiek. Chodź, pójdziemy się przejść i pogadamy.

     - Jestem zajęty – odparł Snape chłodno, kierując wzrok z powrotem na kociołek.

     - Zawsze jesteś zajęty. Co byś nie robił, może poczekać. Obaj o tym wiemy.

     - Nie mam o czym z tobą rozmawiać.

     - Coś się wymyśli.

     Snape obrzucił Harry'ego rozeźlonym spojrzeniem.

     - Nie rozumiesz, że „nie” znaczy „nie”?

     - Zgadza się.

     Młodzieniec potrząsnął głową, zniecierpliwiony, ale zmniejszył ogień pod kociołkiem.

     - W porządku. Miejmy to już za sobą.

     Wyszedł ze sklepu, a Harry za nim. Ruszyli spacerkiem wzdłuż ulicy i Snape odezwał się pierwszy.

     - Mów prawdę. Czego chcesz?

     - Przecież ci powiedziałem. Chcę pogadać.

     Snape rzucił Gryfonowi kąśliwy uśmieszek.

     - Dobra. To pogadajmy.

     Harry zawahał się przez chwilę, bo w zasadzie nie zaplanował zbyt szczegółowo swojej nowej taktyki. Z grubsza jednak wiedział, co zamierza osiągnąć, i zastanawiał się nad jakimś niewinnym tematem, który nie nasunie Severusowi dalszych podejrzeń.

     - Często chodzisz na spacery?

     - Nie za bardzo – odparł Snape kpiąco. - A ty często zadajesz takie głupie pytania?

     Gryfon zignorował zaczepkę.

     - Lubię spacerować.

     - Urocze – skomentował Snape zgryźliwym tonem.

     - W dzieciństwie zawsze to robiłem, kiedy pokłóciłem się z ciotką i wujem. Awantury były prawie każdego dnia, więc dużo spacerowałem.

     - Czemu się tyle kłóciliście?

     - Głównie dlatego, że mnie nienawidzili.

     - Czemu? Kazałeś im wychodzić razem z tobą?

     - Nie. Wujek i ciotka musieli się mną zająć po śmierci moich rodziców. To ten typ mugoli, który nie chce mieć do czynienia z czarodziejami. Oczywiście wtedy o tym nie wiedziałem. Dopóki nie dostałem listu z Hogwartu, nie miałem pojęcia, że jestem czarodziejem. Byłem przekonany, że nienawidzą mnie tak po prostu.

     Snape zerknął na towarzysza ze zdumieniem.

     - Jak mogłeś nie wiedzieć, że jesteś czarodziejem?

     - Wuj i ciotka nigdy mi o tym nie powiedzieli. Widzisz, oni myśleli, że jak się nie dowiem, to będę taki, jak oni.

     Mina Snape'a wyraźnie świadczyła o tym, co myślał na temat tak absurdalnego przekonania.

     - A co się stało z twoimi rodzicami?

     - Zabił ich jeden czarnoksiężnik, kiedy byłem bardzo mały. Miałem nieco ponad rok.

     Harry poczuł, jak Severus sztywnieje.

     - Przykro mi – powiedział młodzieniec.

     - Mi też.

     Przez chwilę szli w ciszy, zanim Harry znów się odezwał.

     - W mojej okolicy było ładniej, ale tak samo pusto. A przynajmniej ja tak to odczuwałem. Nie miałem w ogóle przyjaciół. Wszyscy mi dokuczali, bo byłem dziwny i robiłem rzeczy, których nikt nie rozumiał. Wujek i ciotka głównie za to na mnie krzyczeli. Czasem nie wypuszczali mnie ze schowka przez tydzień.

     - Ze schowka?

     - Tak. Spałem w schowku pod schodami.

     Severus spojrzał na Harry'ego podejrzliwie, jakby sądził, że ten stroi sobie z niego żarty. Najwidoczniej jednak prostolinijność Gryfona sprawiła, że Snape mu uwierzył. Młodzieniec odwrócił wzrok i zmarszczył brwi. Milczał przez dłuższą chwilę, a potem się odezwał:

     - Przynajmniej twój ojciec cię nie bił.

     Harry zerknął na Severusa, ale ten szedł ze wzrokiem zwróconym w drugą stronę.

     - Racja – zgodził się Gryfon. - To by chyba było o wiele gorsze.

     Czekał, aż Snape dokończy myśl, ale młodzieniec się nie odezwał. Harry zapytał niepewnie:

     - A twoja mama? Jaka ona była?

     Severus wzruszył ramionami, nadal patrząc w drugą stronę.

     - W porządku. Umarła, kiedy byłem mały.

     - Co się z nią stało?

     Snape zawahał się przez chwilę i odpowiedział tonem, który miał być obojętny:

     - Zachorowała i mugolscy lekarze nie umieli jej wyleczyć.

     - A Święty Mungo?

     Severus milczał przez chwilę i odpowiedział bardzo cichym głosem:

     - Była zbyt chora, żeby samej się tam dostać, a mój ojciec nie mógł jej pomóc. Wysłał sowę do jej rodziny z prośbą o pomoc. To był chyba pierwszy i ostatni raz, kiedy wysyłał sowę. Czekaliśmy na odpowiedź, ale nigdy nie nadeszła.

     - Może sowa nie dotarła?

     - Oczywiście, że dotarła! Wróciła bez listu - warknął Snape, tracąc panowanie nad sobą. Zmierzył Harry'ego chmurnym spojrzeniem. - Nic ich nie obchodziliśmy. Banda zarozumiałych zwolenników czystej krwi. Wydziedziczyli matkę za to, że poślubiła mugola. Nie chcieli mieć z nami nic wspólnego. Nie przyszli nawet na jej pogrzeb.

     Młodzieniec odwrócił wzrok i odetchnął głęboko, próbując stłumić targające nim emocje. Kiedy znów się odezwał, jego głos był spokojny.

     - Tamtego dnia przysiągłem, że będę lepszym czarodziejem niż oni wszyscy razem wzięci.

     - Mógłbym się założyć, że ci się to udało – powiedział Harry szczerze. Po chwili dodał: - Ty przynajmniej pamiętasz swoją mamę. Ja moich rodziców w ogóle nie pamiętam.

     Snape spojrzał na niego i uśmiechnął się z goryczą.

     - Takie właśnie jest życie: niesprawiedliwe. Niektórzy mają wszystko, nawet jeśli na to nie zasłużyli, a reszta zostaje z niczym. Możesz liczyć tylko na siebie.

     - Możesz też liczyć na swoich przyjaciół.

     Snape uniósł brew i spojrzał na Gryfona sceptycznie.

     - Doprawdy?

     - Możesz liczyć na mnie.

     Młodzieniec popatrzył na Harry'ego badawczo.

     - Przekonamy się.

 

***

 

     Kiedy Gryfon ostatecznie opuścił umysł nauczyciela, od razu się zorientował, że jego wizyta trwała znacznie dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Mistrz Eliksirów od razu to potwierdził, zerkając przelotnie na zegar. Po chwili spojrzał nań ponownie, tym razem bardziej uważnie.

     - Potter, już prawie dziewiąta - zauważył. - Co ty, na Merlina, robiłeś?

     - Przepraszam, profesorze – odparł Harry gładko. - Nigdy nie wiem, co się będzie działo, a niektóre rzeczy po prostu zabierają więcej czasu niż inne.

     Chłopak odwrócił się i ruszył ku drzwiom, ale nauczyciel odezwał się znowu. Tym razem w jego głosie dało się słyszeć zaskoczenie i podejrzliwość.

     - Co ty mi zrobiłeś?

     Harry zerknął w tył z konsternacją.

     - Co?

     Mężczyzna wstał, zaciskając pięści, najwyraźniej rozwścieczony. Jednak to nie gniew w oczach nauczyciela zaszokował Harry'ego, lecz wyraz wstrętu i niesmaku.

     - Co ty mi zrobiłeś?

     - Nic! - upewnił go Gryfon, co zresztą było prawdą. Przecież tylko rozmawiał z Severusem.

     Snape wykrzywił pogardliwie usta.     - Masz mnie za głupca, Potter? Mogę nie pamiętać, co wyczyniałeś w mojej głowie, ale i tak odczuwam tego skutki! Mów zaraz, co zrobiłeś!

     Harry wpatrywał się w nauczyciela bezradnie, czując jak ogarnia go panika. Nie zrobił przecież nic, co mogłoby wywołać taką gwałtowną reakcję. To było zupełnie bez sensu – przecież Severus był zadowolony, że mógł porozmawiać. Pod koniec wyglądał na bardziej szczęśliwego, rozluźnionego i spokojnego, niż Harry go kiedykolwiek widział. Teraz jednak Snape zachowywał się tak, jakby wyrządzono mu coś okropnego, jakby chłopak popełnił co najmniej straszną zbrodnię.

     - Profesorze, daję słowo, że nic panu nie zrobiłem – wyznał Gryfon z desperacją. - Nigdy bym panu nic nie zrobił.

     Mistrz Eliksirów spojrzał na ucznia spod przymrużonych powiek i Harry poczuł nagle, że jest atakowany. Umysł Snape'a wściekle naparł na jego własny z taką siłą, że chłopak odczuł to niemal jak fizyczny cios. Gryfon wzdrygnął się, ale nie uciekał. Wiedział, że to tylko pogorszy sprawę, a poza tym nie miał nic do ukrycia. Nic złego przecież nie zrobił.

     Mentalna obecność nauczyciela znikła z taką samą szybkością, z jaką się pojawiła. Gniew Snape'a przygasł i mężczyzna popatrzył na Harry'ego z konsternacją.

     - Powiedziałem panu, że nic panu nie zrobiłem – obruszył się Gryfon.

     - Najwyraźniej nie – przyznał Snape, odwracając wzrok. - W porządku, Potter. Możesz już iść.

     Harry nie poruszył się.

     - Nie powiedział mi pan, co się stało. Dlaczego myślał pan, że ja...

     - To bez znaczenia. Prawdopodobnie to tylko skutek zbyt długiego kontaktu mentalnego. Nieważne, co tam robisz ani jakie to jest dla ciebie istotne, Potter. Nie możesz pozostawać w moim umyśle aż tak długo. Jeśli to się powtórzy, położę kres tym zajęciom, zrozumiano?

     - Tak, proszę pana.

     - Więc idź.

     Harry wyszedł z gabinetu, zastanawiając się, czy aby na pewno to czas trwania mentalnego kontaktu wzburzył Snape'a tak bardzo. Zdarzało się przecież, że Gryfon bywał w umyśle Dumbledore'a co najmniej tak samo długo, ale dyrektor nie sprawiał wrażenia szczególnie tym poruszonego. Jednak Snape to nie Dumbledore. Jeśli zbyt przedłużony czas połączenia umysłów mógł spowodować taką reakcję, czy dyrektor nie powinien go ostrzec? Możliwe jednak, że to akurat Mistrz Eliksirów reagował alergicznie na intensywne penetrowanie podświadomości. Nie był to przecież pierwszy raz, kiedy Snape sprawiał wrażenie poruszonego po tym, jak Harry opuścił jego umysł.

     Chłopak zastanawiał się, co takiego wyczuł nauczyciel, że był tak wzburzony. Przecież nie działo się nic niepokojącego. W porównaniu z atakami śmierciożerców i pościgiem za nieuchwytną, mroczną postacią ta sesja przebiegła spokojnie – a nawet przyjemnie.

     Rozmowa z Severusem potoczyła się lepiej, niż Harry się spodziewał. Gryfon planował tylko naprawić swoje stosunki z młodzieńcem na tyle, żeby ten nie interweniował, kiedy Harry będzie próbował odkryć tożsamość nieznajomego w czerni. Tymczasem jednak Severus okazał się być dużo bardziej interesującym rozmówcą niż Harry przypuszczał. Początkowo młodzieniec był nieufny i otwarcie kwestionował motywy Gryfona. Harry jednak miał tę przewagę, że wiedział o Severusie więcej niż Snape o nim, a poza tym miał za sobą wieloletnią praktykę w wydobywaniu z ludzi informacji i wiedział, jak wciągnąć kogoś w rozmowę.

     Kiedy już Severus przekonał się, że Harry nie ma złych zamiarów, rozmowa potoczyła się gładko. Gryfon była bardzo zainteresowany uwagami Snape'a na temat jego dzieciństwa, zaraz jednak okazało się, że mają o wiele więcej wspólnych tematów. Dyskusja o Hogwarcie i ulubionych przedmiotach zakończyła się wymianą zdań na temat czarnej magii. Potem przeszli do uprzedzeń czarodziejów odnośnie czystości krwi, co wiązało się rzecz jasna z Voldemortem i współistnieniem świata czarodziejów i mugoli. Dalej poruszyli kwestię ministerstwa i popełnianych przez nie błędów; zahaczyli nawet o problemy Snape'a jako początkującego nauczyciela. Harry nie przejmował się napomknieniami Severusa o „zarozumiałych palantach”, którzy naprzykrzali mu się w szkole. Gryfon nie miał w ogóle ochoty opuszczać swojego towarzysza i został z nim, dopóki był w stanie podtrzymywać mentalne połączenie. Zadziwiające, jakim cudem coś tak pozytywnego mogło wzburzyć Snape'a do tego stopnia?

     Chłopak ocknął się z zamyślenia i zdał sobie sprawę, że znalazł się przy gargulcu pilnującym wejścia do gabinetu dyrektora. Miał już nawyk przychodzić tu po każdej sesji ze Snape'em, więc i teraz wszedł na ruchome schody. Dumbledore oczywiście już na niego czekał. Harry pospiesznie zrelacjonował przebieg wypadków.

     - Nie miałem zamiaru tak go zdenerwować – tłumaczył. - Nie spodziewałem się, że przebywanie w jego umyśle przez dwie godziny spowoduje taki skutek.

     Starszy czarodziej pogłaskał brodę w zamyśleniu.

     - Nie uważam, by problem tkwił w tym, jak długo tam byłeś. Dwie godziny mentalnego kontaktu nie wyrządzą nikomu żadnej szkody, upewniam cię więc, że pod tym względem nie musisz się martwić. Profesora Snape'a wzburzyło raczej to, co robiłeś w jego podświadomości.

     - Ale ja nic takiego nie zrobiłem!

     Dumbledore podniósł rękę, uciszając protesty chłopaka.

     - Oczywiście, że zrobiłeś. Przeprowadziłeś z Severusem długa rozmowę, która, jak się wydaje, wciągnęła was obu.

     - Dlaczego to taki problem?

     Dyrektor uśmiechnął się smutno.

     - Przypomnij sobie, Harry, jak cię ostrzegałem, abyś przebywając w umyśle profesora Snape'a nie robił i nie mówił nic, czego normalnie byś nie zrobił i nie powiedział w jego obecności.

     - Pamiętam, ale...

     - Powiedz mi, czy wyobrażasz sobie, że byłbyś w stanie rozmawiać z profesorem Snape'em tak, jak dzisiejszego wieczoru rozmawiałeś z Severusem?

     Harry poruszył się niespokojnie i odwrócił wzrok.

     - Nie.

     - I tutaj właśnie tkwi sedno problemu. Harry, traktujesz Severusa jako kogoś odrębnego od profesora Snape'a, podczas gdy są oni jedną i tą samą osobą. Mimo że nie zdają sobie sprawy ze swojego istnienia, na każdego z nich oddziałuje to, co przytrafia się drugiemu. Nie oczekuj, że jeden z nich ci zaufa, jeśli nie potrafisz zaskarbić sobie zaufania drugiego. Profesor Snape wyczuwa ten konflikt, nawet jeśli pozostaje nieświadomy jego źródła.     - W takim razie możemy równie dobrze przerwać te lekcje. Nigdy nie uda mi się dowiedzieć, kim jest tamten człowiek w czarnych szatach, jeśli Severus nie zaufa mi choć trochę.

     - Zgadza się. Bez jego współpracy raczej nie rozwiążesz tej zagadki.

     - Czyli przerywamy? - zapytał Harry z niedowierzaniem.

     Dumbledore uśmiechnął się i zerknął na Gryfona znad swoich okularów-połówek.

     - Tego nie powiedziałem. Chodziło mi o to, że twoje stosunki z profesorem Snape'em muszą być równie dobre, jak z Severusem.

     Chłopak wytrzeszczył na dyrektora oczy.

     - No chyba pan żartuje. Chyba nie myśli pan, że... Przecież Snape jest równie przystępny co smok w swoim legowisku! Niemożliwe, żebyśmy się choć w połowie tak zaprzyjaźnili. On mnie nawet nie lubi. Po prostu wyrzuci mnie za drzwi!

     - Profesor Snape nie jest być może szczególnie przyjazną osobą, ale z tego, co wspominałeś, Severus też nie. Rozumiem oczywiście, że łatwiej jest wyciągnąć rękę do osoby mniej więcej w twoim wieku niż do nauczyciela, który jest od ciebie dwa razy starszy i mógłby być twoim ojcem. Tym niemniej musisz zyskać zaufanie profesora Snape'a, jeśli chcesz, żeby Severus ci zaufał. Obawiam się, że jak dotąd postępowałeś wręcz odwrotnie.

     Harry westchnął ciężko.

     - Rozumiem, proszę pana. Spróbuję.

     Gryfon wyszedł z gabinetu poważnie zniechęcony. Jeśli kiedykolwiek między nim a Snape'em było jakieś zaufanie, rozwiało się bezpowrotnie już dawno temu i Harry nie miał pojęcia, jak je odbudować. Jak miał w ogóle zacząć, kiedy Mistrz Eliksirów po prostu udawał, że nic się nie dzieje i nie chciał z nim rozmawiać? Chłopak zgrzytnął zębami na myśl o tym, co musi zrobić. Trzeba było po prostu wmanewrować Snape'a w rozmowę tak samo, jak Harry zrobił to z Severusem – i mieć nadzieję, że nauczyciel nie wlepi mu miesięcznego szlabanu za bezczelność.

     Gryfon zatrzymał się. Po raz kolejny pozwolił, żeby nogi same go niosły, i tym sposobem znalazł się przy wejściu do wieży Gryffindoru. Było już późno i po korytarzach prawie nikt się nie kręcił. Chłopak wiedział, że powinien iść do dormitorium i zostawić rozwiązanie tej sprawy na inny dzień, ale już i tak zbyt wiele dni w tym roku spędził na roztrząsaniu problemów, jakie sprawiał milczący, oschły nauczyciel. Harry nie mógł znieść myśli o kolejnym dniu, gdy jego umysł będzie zajęty obawami przed spotkaniem ze Snape'em. Gryfon wiedział, że musi zrobić choć jeden krok naprzód.

     Postawiwszy sobie ten cel, odwrócił się i zszedł z powrotem do lochów. Mistrz Eliksirów nadal siedział w swoim gabinecie i sprawdzał prace. Kiedy chłopak szedł do środka, Snape zerknął na niego z zaskoczeniem.

     - Potter, a ty co tu robisz?

     - Muszę z panem porozmawiać.

     - Trochę już na to za późno. Z czymkolwiek przyszedłeś, musi to poczekać do jutra.

     - Raczej nie. Opowiedziałem profesorowi Dumbledore'owi, co się dzisiaj stało, i wytłumaczył mi, że muszę zgadnąć, co było nie tak i to naprawić.

     Mistrz Eliksirów spojrzał na ucznia z przekąsem.

     - Doprawdy? Powiedział konkretnie, że trzeba to zrobić teraz?

     - Ja muszę to zrobić teraz.

     - W porządku zatem. Jak już ci wcześniej wyjaśniłem, to twoja zbyt długa obecność w moim umyśle była powodem mojego... zdenerwowania. Jestem pewien, że nie chciałeś zrobić nic złego i że nie powtórzysz tego błędu. Tym samym sprawę uważam za zakończoną. Nie będziemy więcej do tego wracać.

     - A wczoraj? Tę sprawę też uważa pan za zakończoną?

     - W zasadzie to tak – odparł Snape gładko. - W każdym razie nie ma to nic wspólnego z tym, co się dzisiaj wydarzyło.

     - Właśnie, że ma.

     Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi.

     - W jaki sposób?

     - Pamięta pan, jak w zeszłym roku mówił mi, że nasze dalsze lekcje nie będą miały sensu, jeśli panu nie ufam?

     Snape spojrzał na Harry'ego spod przymrużonych powiek.

     - Pamiętam.     - Uważam, że teraz mamy ten sam problem. Wydaje mi się, że był pan dzisiaj... zdenerwowany... dlatego, że mi pan nie ufa.

     - Cóż za fascynująca teoria, Potter – skomentował nauczyciel kwaśno. - Z pewnością się nad nią zastanowi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin