Harry Potter i Zniewolone Dusze 10 i 11.rtf

(76 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY: EKSPRES DO HOGWARTU

 

     Kolejny tydzień na Grimmauld Place 12 był na szczęście pozbawiony wrażeń. Tonks pojawiła się pewnego ranka ze wszystkimi rzeczami i książkami Harry'ego na nadchodzący rok. Harry przyznał przed sobą niechętnie, że będzie musiał odrobić przynajmniej część swoich prac domowych przed rozpoczęciem zajęć. Nie miał jednak zbytniej ochoty na odrabianie lekcji. Pomijając już jego dodatkowe eliksiry, był zbyt pochłonięty rozmyślaniami nad sposobem nakrycia Snape'a podczas morderstwa – lub może lepiej, przed jego popełnieniem.

     Snape zachowywał się jak zwykle – chłodno i z rezerwą. Sprawiał wrażenie, jakby jego wybuch w obecności Harry'ego nigdy nie miał miejsca, co chłopaka ani trochę nie zdziwiło. Od początku lata Snape w ich rozmowach wystrzegał się poruszania wszelkiej niewygodnej prawdy i Harry dodał jedynie tę nową sprawę do listy nieporuszanych tematów.

     Tydzień przed początkiem roku szkolnego Snape pojawił się na śniadaniu w podróżnej pelerynie.

     – Wyjeżdżam, Lupin. Zgredek zajmie się resztą moich rzeczy.

     – Wraca pan już do Hogwartu? – spytał Harry.

     – Tak – odparł Snape. – Niezależnie od tego, jak wspaniale nam się razem pracowało, muszę przygotować się do zajęć, zanim nowy rój uczniów przybędzie do zamku, by zrujnować moje lochy i nerwy.

     Harry'emu praktycznie umknął cały sarkazm Snape'a, ponieważ zbytnio się starał, żeby nie okazywać radości z powodu zakończenia dodatkowych lekcji Eliksirów i większość słów nauczyciela uleciała mu koło uszu. Snape chyba zdał sobie z tego sprawę, bo zmarszczył brwi.

     – W razie gdybyś zapomniał, oczekuję, że odrobisz wszystkie obowiązkowe zadania na pierwsze zajęcia. Spodziewam się też, że już się za nie zabrałeś, gdyż tydzień to stanowczo za mało czasu na właściwe wykonanie ich wszystkich, a biorąc pod uwagę, jak przeraźliwie niedbały byłeś w zeszłym roku, tym razem zwrócę szczególną uwagę na twoje postępy. Obiecuję ci, że nie wywiniesz się pracą na pół gwizdka.

     – Oczywiście, profesorze – rzekł Harry tonem, który, jak mniemał, był przekonująco poważny.

     Okazało się, że nie był. Snape potrząsnął głową z widocznym obrzydzeniem, po czym bez słowa wyparował z pokoju. Harry uśmiechnął się. Był zachwycony myślą o calutkim wolnym od Snape'a i eliksirów tygodniu. Co więcej, nagle dotarło do niego, że początek roku zbliżał się wielkimi krokami i Harry poczuł dreszcz podniecenia, który zawsze mu towarzyszył przed powrotem do Hogwartu. Jego podekscytowanie było jednak przysłonięte cieniem melancholii – to będzie jego ostatni rok w szkole, o której zwykł myśleć jak o domu i nie potrafił pozbyć się myśli o tym, co czeka go poza murami zamku.

 

***

 

     W domu panowała krzątanina, gdyż Harry wraz z przyjaciółmi biegali po domu szukając ostatnich rzeczy przed podróżą do Hogwartu. Hermiona pierwsza skończyła się pakować i spędziła resztę czasu robiąc wyrzuty Ronowi, który ledwo co zaczął. Jego rzeczy wciąż leżały porozrzucane po całym pokoju.

     – Ron, skoro miałeś tyle roboty, czemu nie zabrałeś się za to wczoraj wieczorem? – zganiła go Hermiona.

     – Miałbym opuścić przyjęcie w pokoju wspólnym oraz ucztę, którą przygotował Zgredek? Zwariowałaś? Harry, widziałeś ostatni numer „Kwartalnika Quidditcha”?

     – Tutaj jest. – Harry rzucił mu czasopismo i Ron włożył je do kufra, po czym chwycił resztę czasopism, które leżały na kupce, niebezpiecznie blisko brzegu biurka. Ręczne lusterko spadło na podłogę i rozbiło się na kawałki, co sprawiło, że cała trójka podskoczyła w miejscu.

     Ron jęknął, ciskając czasopisma do kufra i zmarszczył brwi, patrząc na odłamki szkła na podłodze.

     – Skąd to się tu wzięło?

     – To moje. – Harry schylił się i podniósł jeden z większych kawałków. – Zapomniałem, że je tam położyłem.

     – Zabawne, nigdy nie podejrzewałbym cię o posiadanie lusterka, Harry.

     – Syriusz mi je dał. To nie jest zwyczajne lusterko. On też miał jedno i mieliśmy się przez nie komunikować. – Harry spojrzał z powrotem na stłuczone szkło i kontynuował głosem przepełnionym żalem: – Tyle że zanim sobie to uświadomiłem, było już za późno.

     – Słyszałam o nich – powiedziała Hermiona, zerkając Harry'emu przez ramię na fragment lusterka. – Są bardzo rzadkie. Musiało być w rodzinie Blacków od dłuższego bardzo dawna.

     Harry skinął głową.

     – Raz sądziłem, że widziałem coś w nim na początku lata, jednak chyba mi się tylko przewidziało. Ciągle mam nadzieję... Ale nawet jeśli Syriusz miał lusterko ze sobą w ministerstwie, raczej nie byłby w stanie teraz ze mną porozmawiać. To głupie z mojej strony.

     Hermiona wzięła do ręki inny odłamek, by mu się bliżej przyjrzeć.

     – To wcale nie głupie, Harry – odparła i natychmiast kawałek lusterka, które trzymał Harry zamigotał i pojawił się w nim malutki obraz patrzącej na niego Hermiony.

     – Hermiono, widzę cię!

     Hermiona zajrzała do swego małego lusterka.

     – Też cię widzę!

     – Łał, to jest super! – zawołał Ron. On także podniósł kawałek. – Harry, powiedz coś.

     Twarz Rona pojawiła się w lusterku Harry'ego i chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu.

     – Co wy robicie?

     Ginny stała w progu, patrząc na nich z ciekawością. Harry chwycił kawałek lusterka i podał go jej.

     – Spójrz na nie.

     Ginny zmarszczyła brwi w zmieszaniu, lecz zerknęła do lusterka.

     – Co widzisz? – spytał Harry.

     – Ni... Och! Harry, to niesamowite.

     Harry szybko wyjaśnił jej historię lusterka.

     – Więc dzięki nim będziemy mogli wszędzie ze sobą rozmawiać? – zapytała.

     Harry wzruszył ramionami.

     – Tak przypuszczam, jednak nigdy ich wcześniej nie używałem.

     – Wiesz, szkoda, że nie mieliśmy ich na pierwszym roku – stwierdził Ron. – Pomyśl jak użyteczne byłby za każdym razem, gdy skradaliśmy się po zamku.

     – Pomyśl o tym, jak użyteczne mogą okazać się w tym roku – zauważyła Ginny.

     – Dajcie mi wasze lusterka na chwilę – odezwała się nagle Hermiona. Wzięła cztery fragmenty i położyła je na stole. Następnie wyjęła z kufra Harry'ego kociołek i również postawiła go do góry nogami na blacie.

     – Co robisz? – zdziwił się Ron.

     – Jeśli faktycznie mamy zamiar ich używać, możemy równie dobrze robić to, nie zacinając sobie przy tym palców. – Hermiona umieściła pierwszy fragment lusterka na dnie odwróconego kociołka i wyjęła różdżkę. – Candeo!

     Czubek różdżki Hermiony zaczął się jarzyć, lecz nie zimnym światłem, które powstawało po rzuceniu zaklęcia Lumos. Przypominało ono błysk żelaza kutego w ogniu. Najpierw żarzyło się lekko czerwonym płomieniem, by zaraz rozjarzyć się na pomarańczowo, żółto, aż do oślepiającej bieli. Nawet z odległości kilku stóp, Harry czuł intensywne ciepło emanujące z drobnego źródła światła.

     Hermiona dotknęła końcem różdżki krawędzi pierwszego kawałka lusterka i ostre szkło natychmiast się stopiło. Pracowała w ten sposób ostrożnie nad całym kawałkiem, roztapiając wyszczerbione rogi, póki nie otrzymała lusterka o gładkich krawędziach, choć o nieregularnych kształtach. Wręczyła je Harry'emu, po czym zajęła się kolejnym kawałkiem.

     Harry spojrzał z uśmiechem na małe lusterko, które trzymał w dłoni. Dzięki, Syriuszu.

     Hermiona skończyła właśnie pracować nad ostatnim lusterkiem i chowała je do kieszeni, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Remus wetknął do środka głowę i uśmiechnął się.

     – Myślę, że wolałbyś to zabrać ze sobą, Harry.

     Remus wręczył Harry'emu zniszczone tekturowe pudełko, które chłopak otrzymał na urodziny od Dursleyów. Harry przyjął je z wdzięcznością. Zupełnie zapomniał o pamiątkach swojej mamy po całej aferze z atakiem śmierciożerców i tej sprawie ze Snape'em.

     – Dzięki, Remusie!

     – Nie ma za co. – Remus popatrzył na porozrzucane po łóżkach ubrania i książki, i uniósł brwi. – Za pół godziny wychodzimy, jak wiecie.

     – Nie martw się, zdążymy na czas.

***

 

     Była już za kwadrans dziesiąta, kiedy Harry, Ron, Hermiona i Ginny wreszcie zebrali się w hallu i Harry zdziwił się, że ani Remus, ani Tonks czy Moody nie byli zdenerwowani ich spóźnieniem. Tajemnica ta jednak szybko się wyjaśniła, gdy Remus oznajmił:

     – Zgredek dostarczy wasze rzeczy na stację, żebyśmy mogli aportować się bezpośrednio na dworzec Kings Cross. Biorąc pod uwagę, co stało się ostatnim razem podczas naszej wycieczki do Londynu, stwierdziliśmy, że to najbezpieczniejsze rozwiązane. – Remus skinął na Zgredka, który kręcił się w kącie i skrzat natychmiast się ożywił, pstryknął palcami i zniknął razem ze wszystkimi bagażami.

     – Na dworcu będą czekali aurorzy – powiedział Moody. – Spotkacie ich też na stacji w Hogsmeade.

     – A co z pociągiem? – spytał Harry.

     – Nic się nie martwcie – zapewnił ich Remus. – W środku będzie mnóstwo aurorów.

     – Lepiej już chodźmy, bo się spóźnią – odezwała się Tonks.

     Moody mruknął coś na zgodę i otworzył drzwi wejściowe. Wyjrzał ostrożnie na zewnątrz i kiwnął palcem, by poszli za nim. Padał chłodny deszczyk, a niebo zasnute było chmurami. Harry i reszta grupy przecinali podwórze, zmierzając do uliczki po drugiej stronie domu.

     Jedno po drugim zaczęli się aportować. Moody zniknął pierwszy, następnie zaś Tonks. Harry przywołał w myślach obraz stacji King Cross, obrócił się na pięcie i jak zwykle miał wrażenie, jakby ktoś wyciskał mu z płuc powietrze. Z cichym pyknięciem pojawił się w alejce naprzeciw stacji, tuż przy Moodym i Tonks, którzy uważnie obserwowali ulicę po drugiej stronie. Trzy kolejne pyknięcia obwieściły przybycie Hermiony, Rona oraz Ginny, która aportowała się z Remusem. Przekroczyli razem tętniącą ruchem ulicę i dotarli na stację, gdzie niepostrzeżenie prześlizgnęli się przez barierkę na peron 9 ¾.

     Harry od razu zauważył, że Remus nie przesadzał, mówiąc o ochronie. Wszędzie wystawały czujne, ponure postacie, których nie sposób pomylić było z przyjaciółmi bądź rodziną uczniów. Mimo obecności ochrony, w tłumie dało się wyczuć atmosferę niepokoju, której Harry nigdy wcześniej tu nie doświadczył. Zwyczajowe nawoływania rodziców do dzieci o ostrożność, tego ranka zdawały się szczególnie żarliwe.

     – Tędy – powiedział Remus, prowadząc ich między setkami śpieszących ku najbliższym wagonom uczniów. Harry dostrzegł pana Weasleya, który czekał przy ich bagażach. Przywitał ich wszystkich ciepło, a zaraz potem z pociągu dobiegł ich gwizd.

     – Niech wasza czwórka lepiej się pospieszy – rzekł Remus. Ron i Ginny uścisnęli ojca na pożegnanie, po czym wszyscy złapali za swoje rzeczy i wdrapali się do pobliskiego wagonu. Znaleźli pusty przedział i wepchnęli do środka swoje kufry w momencie, gdy rozległ się drugi gwizd i pociąg ruszył z miejsca.

     Ron otworzył na oścież okno i Harry wraz z resztą stłoczyli się przy sobie, by pomachać panu Weasleyowi, Remusowi, Tonks i Moody'emu. Po chwili pociąg opuścił stację i zmierzał ku przedmieściom Londynu. Deszcz rozpadał już się na dobre, więc Harry zamknął szczelnie okno i opadł na puste siedzenie obok Ginny. Hermiona wyjęła Krzywołapa z transportera i umieściła go obok Ginny, a sama usiadła naprzeciwko, obok Rona.

     Bez ostrzeżenia drzwi do ich przedziału stanęły otworem. Wielki, poważnie wyglądający mężczyzna z krótko przyciętymi czarnymi włosami i długą brodą stanął w progu, trzymając za kołnierz Neville'a Longbottoma.

     – Właź tutaj i siedź na miejscu. Uczniom nie wolno łazić po korytarzach.

     – Ale ja muszę znaleźć Teodorę! – zawołał błagalnie Neville. Typek mruknął tylko coś pod nosem i wepchnął Neville'a do przedziału, zamykając za nim drzwi.

     – Cześć, Neville. Teodora znów się zgubiła? – spytał Ron, starając się bez większego efektu wyglądać na zmartwionego.

     – Tak – odparł Neville, opadając z nieszczęśliwą miną na miejsce przy drzwiach. – Ale ten auror nie pozwoli mi jej szukać i nigdy jej nie znajdę.

     – Rozchmurz się, Neville – powiedziała Ginny. – Wróci. Zawsze wraca.

     Wówczas właśnie drzwi otworzyły się ponownie. Znów zjawił się ten sam auror, jeszcze bardziej rozeźlony niż poprzednio. Tym razem wlókł ze sobą Lunę Lovegood.

     – Cześć – odezwała się pogodnie, kiedy auror wepchnął ją do przedziału i bez słowa zatrzasnął za nią drzwi.

     – Hej, Luna. Co tutaj robisz? – spytał Harry.

     W odpowiedzi Luna wyjęła z kieszeni wielką ropuchę.

     – Teodora! – krzyknął Neville, zrywając się z miejsca i chwytając z ulgą swoją pupilkę.

     – Zobaczyłam ją, jak skakała po korytarzu i pomyślałam, że musiałeś ją zgubić. Na szczęście ten auror był tak miły, że mnie do ciebie zaprowadził.

     Harry nie uważał, by „miły” byłby epitetem, którego on by użył na określenie posępnego mężczyzny, jednak nie powiedział tego na głos. Neville podziękował wylewnie Lunie i usiadł z powrotem, wkładając niesforną ropuchę do kieszeni.

     Ginny przesunęła się, by zrobić miejsce Lunie.

     – Więc co porabiałaś w te wakacje? – spytała Krukonkę.

     – Głównie pomagałam tacie z „Żonglerem”. Sprzedaż gazety wzrosła parę miesięcy temu, od kiedy zaczęły się morderstwa śmierciożerców.

     Harry wzdrygnął się.

     – Co takiego?!

     – Nie słyszałeś? – zapytała Luna swoim sennym, beztroskim tonem. – Ktoś na nich poluje. Do tej pory zginęło sześcioro śmierciożerców i nikt nie wie, kto jest temu winny. Cała sprawa jest bardzo tajemnicza. Problem w tym, że śmierci wyglądają na zwykłe wypadki lub potyczki. Mój tata jest jednak przekonany, że są to morderstwa.

     W przedziale nastała martwa cisza, a wszyscy gapili się na Lunę z niedowierzaniem.

     – No, Neville, a jak minęło twoje lato? – spytał Harry, przerywając niezręczną ciszę. – Gdzie jest twój Mimbulus mimbletonia?

     – W domu. Był zbyt duży, by zabrać go do szkoły, a babcia go polubiła. Nuci jej, kiedy pije herbatę.

     – Zawsze lubiłam tego kwiatka – powiedziała tęsknie Luna. – Było w nim coś bardzo inteligentnego.

     Na szczęście w tym momencie drzwi przedziału otworzyły się, więc nikt nie musiał szukać odpowiedzi na to stwierdzenie. Tym razem do środka zajrzał stary, żylasty i całkiem łysy mężczyzna.

     – Tylko sprawdzam – warknął, patrząc na nich spod zmarszczonych brwi, po czym zamknął drzwi.

     – Co oni tu niby sprawdzają? – skarżył się Ron. – Myślą, że chowamy śmierciożerców w kufrach?

     – Są po prostu ostrożni, po tym co stało się... – Ginny urwała wpół zdania, lecz Neville zawołał z przejęciem:

     – Właśnie! Harry, czytałem, że w Londynie zaatakowali cię śmierciożercy! To prawda?

     – Taa – odrzekł Harry, wzruszając ramionami. Nie chciał o tym rozmawiać.

     – I zabiłeś jednego z nich?

     – Neville, to niezbyt uprzejme pytać ludzi o to, kogo zabili – stwierdziła Luna spokojnie.

     Neville wyglądał na zażenowanego.

     – Och. Przepraszam, Harry.

     – Nic nie szkodzi. Może zagramy w Eksplodującego Durnia? – zaproponował Harry, desperacko próbując skierować rozmowę z dala od śmierciożerców i zabijania. Zadziałało. Wszyscy zgodzili się na grę i wkrótce przedział wypełnił się śmiechem i odgłosem pogawędek, które wypełniły im czas, podczas gdy pociąg gnał na północ, a ulewa stopniowo się pogarszała.

     W końcu, zmęczeni grami, zajęli się sobą i w przedziale zapadła nieskrępowana cisza. Neville, który siedział naprzeciw Harry'ego, zapadł w sen. Teodora wyskoczyła z jego kieszeni i myszkowała po przedziale, obserwowana przez Krzywołapa, któremu najwyraźniej było zbyt dobrze na kolanach Hermiony, by za nią ganiać. Hermiona zajmowała miejsce obok Neville'a i studiując ich nowy podręcznik do Obrony. Ron siedział zgarbiony przy niej, czytając „Armaty Chudleya: Szanse na następne sto lat”. Luna siedziała naprzeciw Rona, patrząc sennie na skąpany w deszczu krajobraz za oknem, z pozoru nieświadoma niczego innego. Ginny także zapadła w sen. Oparła głowę o ramię Harry'ego i chłopak uśmiechnął się w jej stronę, po czym skupił uwagę na tekturowym pudełku, które wyjął z kufra.

     Nie miał jeszcze okazji, by dokładniej obejrzeć pamiątki swojej matki i postanowił skorzystać z długiej podróży pociągiem, żeby to uczynić. Na wierzchu leżały zdjęcia, które już widział, jej odznaka prefekta i wyniki sumów oraz owutemów.

     Harry był w duchu dumny, że jego mama tak dobre poradziła sobie na egzaminach. Otrzymała dziewięć sumów, w tym oceny Wybitne z Zaklęć, Zielarstwa i Eliksirów. Z tych samych przedmiotów dostała Wybitne także na owutemachach oraz Powyżej Oczekiwań z Obrony i Transmutacji. Najwyraźniej Lily Evans była znakomitą uczennicą.

     Harry odłożył wyniki egzaminów i podniósł plik związanych razem papierów. Rozsupłał je i odkrył, że trzyma kolekcję listów. Były ich prawie dwa tuziny i chyba wszystkie napisane zostały w wakacje po pierwszym roku Lily w Hogwarcie. W pudełku znajdowały się podobne pliki, więc Harry domyślał się, że były to listy z wakacji w kolejnych latach. Rozłożył pierwszy list i zabrał się za lekturę.

 

     Pozdrowienia z Francji! Czy może raczej: Bonjour! – zaczynał się list, po czym następował entuzjastyczny opis Paryża, kończący się słowami: Au revoir! Violet. Harry odłożył kartkę na bok i wziął do ręki kolejne listy.

 

      Lily!

      Nie mogę uwierzyć, że twoja siostra wyrzuciła twoje składniki eliksirów. Jest zazdrosna, ot co. Och, gdybyśmy tylko mogły rzucać czary, to byś jej pokazała! Dobry przyjaciel mojego taty prowadzi Aptekę na Pokątnej. Przyślę ci trochę nowych składników.

      Twoja przyjaciółka,

      Emma Langdon

 

 

      Cześć, Lily!

      Mam nadzieję, że miło spędzasz wakacje. Mój wujek zdobył dla nas bilety na Puchar Świata w Quidditchu! Ale klawo, co nie?! Nie mogę się doczekać! Jestem za Szkocją, rzecz jasna, ale mój brat twierdzi, że Niemcy muszą wygrać. Violet myśli, że jest nie wiadomo kim, skoro wyjechała w to lato do Francji, ale to nawet nie umywa się do Pucharu Świata! Przywiozę ze sobą mnóstwo zdjęć. Do zobaczenia we wrześniu.

      Zdrówko,

      Fish

 

 

      Evans!

      Znalazłem książkę, o której Ci mówiłem, i miałem rację. Toksyna, produkowana przez żądlącą tentakulę, jest jedną z niewielu trucizn, których nie da się wyleczyć bezoarem, choć w książce nie piszą czemu. Być może dlatego, że jest to osobliwa odmiana pół-rośliny i pół-zwierzęcia. Jest też naprawdę okropna – o wiele bardziej niebezpieczna niż jej kuzynka, jadowita tentakula. Mam książkę o egzotycznych stworzeniach, gdzie wszystko na jej temat piszą. Trucizna jest śmiertelna, rzecz jasna, ale to jeszcze nie najgorsze...

 

 

     - Witajcie, kochaniutcy – powiedziała czarownica z wózkiem ze słodkościami, zaglądając do ich przedziału. - Może coś z wózka?

     Harry odłożył kupkę listów i obudził szturchnięciem Ginny, a Hermiona to samo uczyniła z Neville'em. Wszyscy kupili sobie słodycze, by nie zgłodnieć przed dotarciem do Hogwartu, kiedy jednak czarownica wróciła na korytarz, kolejna znajoma postać - choć o wiele mniej mile widziana – pojawiła się na progu. Stał tam Draco Malfoy z rękoma głęboko w kieszeniach swoich kosztownych szat i rzekł przeciągłym głosem, ociekającym zadowoleniem:

     - Proszę, proszę, czy aby to nie sam wielki Harry Potter, zbawca świata. Tak cię chyba zwą ostatnio w gazetach, prawda?

     - Idź sobie, Malfoy – odparł Harry z rozdrażnieniem. Wstał, żeby zamknąć drzwi, jednak Malfoy wszedł do środka i mu to uniemożliwił.

     - Rok jeszcze się nie zaczął, a ty już musiałeś odgrywać bohatera, co? O tej walce w Londynie pisali przez wiele dni. Szkoda, że żaden mugol nie zginął.

     - Jesteś chory, Malfoy! - zawołała Ginny.

     - Ja przynajmniej nikogo nie zabiłem. - Odwrócił się w stronę Harry'ego. - Założę się, że jesteś z siebie dumny, Potter. Sprawiło ci to przyjemność?

     Nagle Harry'ego jakby zmroziło w środku.

     - Wynocha – wyszeptał.

     - Albo co, Potter? Mnie też zabijesz?

     Ron skoczył na nogi i odezwał się głosem drżącym od furii:

     - Prawdziwy z ciebie karaluch, Malfoy. Może byś tak się wczołgał z powrotem się tam, skąd przyszedłeś?

     Malfoy zlekceważył Rona. Jego przepełniony nienawiścią wzrok nie opuścił twarzy Harry'ego nawet na chwilę.

     - Oczywiście to chyba żadna niespodzianka, że zabiłeś właśnie śmierciożercę, Potter – biorąc pod uwagę towarzystwo, w jakim przebywasz.

     Hermiona zjeżyła się.

     - A co to niby miało znaczyć?

     - A jak myślisz? - warknął Ślizgon niecierpliwie. - Sądzisz, że nie wiem, kto go do tego namówił?

     - Zamknij jadaczkę, Malfoy! - krzyknął Harry wściekle.

     Malfoy spojrzał między Hermioną a Harrym i w jego oczach zabłysnęło zrozumienie, a zaraz potem na ustach wykwitł mu złośliwy uśmieszek.

     - Oni nie wiedzą? - Malfoy roześmiał się donośnie. - Och, genialnie, Potter! Wstydzisz się im o tym powiedzieć? Może więc mam cię wyręczyć?

     Harry złapał Malfoya za kołnierz i wypchnął go na korytarz, zatrzymując się dopiero przy przeciwległej ścianie.

     - Nie masz o niczym pojęcia, Malfoy, i jeśli rozniesiesz choć jedną plotkę lub powtórzysz komukolwiek jedno jadowite słowo, przysięgam, że pożałujesz.

     Malfoy odepchnął do siebie Harry'ego.

     - Nie waż się mi grozić. Tylko dlatego, że jesteś zbyt wielkim tchórzem, by powiedzieć im prawdę o Sn...

     Harry uderzył Malfoya pięścią w usta. Ślizgon zachwiał się i spojrzał na Harry'ego z mieszaniną zaskoczenia i oburzenia. Warcząc głucho, zamachnął się na Harry'ego, jednak Gryfon zawsze był szybszy od swojego rywala i łatwo uchylił się przed ciosem. W następnej chwili przywalił Malfoyowi prosto w nos. Ślizgon zaklął i zginął się wpół, trzymając się za nos, który obficie krwawił.

     - Jesteś równie szalony jak on! - zawołał Malfoy, plamiąc przy tym swoją szatę krwią.

     - Ostrzegałem cię.

     - A teraz ja ciebie ostrzegam. - Malfoy wyprostował się i Harry w samą porę dostrzegł różdżkę w jego wolnej dłoni. Schylił się w tym samym momencie, gdy Malfoy krzyknął:

     - Reducto!

     Harry usłyszał łomot i okrzyki zaskoczenia, kiedy zaklęcie uderzyło w coś za nim, jednak nie miał czasu, by obejrzeć na powstałe zniszczenia. Wyjął własną różdżkę z kieszeni.

     - Expelliarmus!

     Malfoy uderzył w ścianę, a różdżka wypadła mu z ręki. Harry wycelował różdżką w Ślizgona, lecz wówczas zabrzmiał inny głos:

     - Expelliarmus!

     Tym razem to różdżka Harry'ego wyleciała w powietrze i chłopak zatoczył się na ścianę. Rozejrzał się wokół. Wielu uczniów z sąsiednich przedziałów wyszło na korytarz, by zobaczyć, skąd ten cały hałas. Uwagę Harry'ego przykuli jednak trzej aurorzy, którzy mierzyli do nich różdżkami. Łysy, posępny stary auror, który zaglądał do nich rano, podszedł do nich szybko i chwycił Harry'ego gwałtownie za kołnierz. Wepchnął czubek różdżki Harry'emu pod brodę i utkwił w chłopaku bezlitosne spojrzenie.

     - Używanie magii przez nieletnich jest zabronione prawem, a atakowanie kogokolwiek w pociągu jest zabronione przeze mnie. Właśnie zarobiłeś wycieczkę do ministerstwa!

     - Nie jestem nieletni! - zaprotestował Harry. - I nikogo nie atakowałem.

     Auror popatrzył na zakrwawioną twarz Malfoya i zaprzeczenie Harry'ego zupełnie nie zrobiło na nim wrażenia.

     - Ministerstwo ostatnio ostro obchodzi się z kłamcami i awanturnikami – rzekł ponuro.

     - To Harry Potter i wcale nie jest kłamcą ani awanturnikiem! - powiedział Neville z oburzeniem, wychodząc na korytarz razem zresztą przyjaciół Harry'ego. - To Malfoy zaczął bójkę.

     Auror zerknął na Neville'a i znów zwrócił się ku Harry'emu, zatrzymując wzrok na jego czole. Efekt był niesamowity. Wyswobodził Harry'ego z uścisku i cofnął się o krok.

     - Musisz być bardziej ostrożny. Mogłem cię przekląć, wiesz - oświadczył szorstkim, lecz wyraźnie skruszonym tonem. Następnie odwrócił się w stronę Malfoya i jego spojrzenie nabrało podejrzliwości. - Malfoy, co?

     - Zgadza się – burknął Malfoy ozięble. - Draco Malfoy.

     Auror mruknął coś pod nosem.

     - Mogłem się domyślić. - Odwrócił się do pozostałych aurorów. - Zabierzcie go stąd.

     Groźnie wyglądający auror z czarnymi włosami i brodą zmierzył Malfoya wzrokiem.

     - Że co? Zabierać ode mnie łapy! - darł się wściekle Malfoy. - To Potter pierwszy mnie uderzył!

     - Opowiesz wszystko Departamentowi Bezpieczeństwa Publicznego – powiedział stary auror. - Jestem pewien, że bardzo chętnie utną sobie z tobą pogawędkę.

     - Zostawcie go w spokoju! - warknął Harry.

     Wszyscy odwrócili głowy, by spojrzeć na Harry'ego z zaskoczeniem i Harry zdał sobie sprawę, że zaskoczył również samego siebie. Ale skoro już zaczął, zignorował zdumione spojrzenia swoich przyjaciół i zwrócił się do starego czarodzieja, który najwyraźniej stał na czele grupy aurorów.

     - Niech pan wypuści Draco. Nie zrobił niczego złego. To była tylko głupia kłótnia o quidditcha. Jesteśmy obaj szukającymi w drużynach naszych domów i posprzeczaliśmy się o to, kto wygra w tym roku Puchar Quidditcha. Trochę nas poniosło. To wszystko.

     Auror popatrzył kolejno na Malfoya i Harry'ego. Nie wyglądał na przekonanego wyjaśnieniem, jakoby cała walka miała być spowodowana sporem o quidditcha, ale wyraźnie nie zamierzał też nazywać Harry'ego kłamcą. Zerknął na swojego kolegę, który wciąż trzymał Malfoya za ramię i skinął krótko głową. Mężczyzna wypuścił Malfoya i stary auror rzucił obu chłopcom rozeźlone spojrzenie.

     - Wracajcie do swoich przedziałów. Nie chcę widzieć żadnego z was, póki nie dotrzemy do Hogsmeade. W przeciwnym razie zawlokę was obu na przesłuchanie. - Podniósł głos, zwracając się do gapiów: - Reszta niech też wraca do przedziałów. I to już!

     Uczniowie z ociąganiem powrócili na miejsca. Malfoy obrzucił Harry'ego podejrzliwym, choć zaintrygowanym spojrzeniem, po czym oddalił się pospiesznie.

     - Trzymaj się z dala od kłopotów, Potter – odezwał się stary auror i ruszył korytarzem w ślad za swoimi kolegami. Kiedy mężczyzna zniknął im z wzroku, Ron wybuchnął:

     - Zwariowałeś? Coś ty sobie myślał, wstawiając się za Malfoyem?

     - Czułem tylko, że tak należy postąpić.

     Ron gapił się przez moment na Harry'ego, po czym odparł z powagą:

     - Ty jesteś szalony.

     - Harry postąpił bardzo przyzwoicie, Ron – powiedziała Hermiona. - W końcu to on zaczął tę bójkę - dodała, kierując spojrzenie pełne dezaprobaty ku Harry'emu.

     Harry minął przyjaciół i wszedł do przedziału, zanim ktoś jeszcze zdążył skomentować jego kłótnię z Malfoyem. Pomieszczenie było w opłakanym stanie. Wymierzone w Harry'ego zaklęcie Ślizgona wysadziło półkę z bagażami. Kufry wraz z ich zawartością leżały wokół sponiewierane.

     Krzywołap kulił się pod siedzeniem, wyglądając na bardzo zagniewanego. Zacisnął pazury wokół Teodory, przytrzymując ropuchę na miejscu, i na widok Harry'ego zamruczał przeciągle.

     - Świetnie. Kolejny krytyk się znalazł. - Harry westchnął i schylił się, by zebrać rozsypane po podłodze pamiątki swojej matki, a pozostali zakasali rękawy i także dołączyli się do sprzątania.

     Hermiona naprawiła półkę machnięciem różdżki i zaczęła zbierać swoje rozrzucone podręczniki. Neville, Ginny i Luna popodnosili resztę rzeczy, w trakcie gdy Ron wepchnął ubrania do swego kufra, który otworzył się, upadając na podłogę.

     Ron sprawiał wrażenie, jakby wciąż boczył się Harry'ego za uratowanie Malfoya od zaciągnięcia do ministerstwa na przesłuchanie.

     - Miałby za swoje – mruknął pod nosem, kiedy wtaszczyli kufry z powrotem na półkę bagażową.

     - Cóż, ja sądzę, że postąpiłeś słusznie, Harry – rzekła Ginny.

     - Ja również – poparła ją Luna.

     - Dzięki – odparł Harry z uśmiechem. Ucieszył się z pochwał, zwłaszcza od Ginny.

     - Ja tam myślę, że wszyscy jesteście tępi – orzekł Ron. - Jest czas na szlachetne czyny i czas, by pozwolić aurorom robić, co do nich należy.

     Hermiona popatrzyła na Rona wilkiem.

     - A od kiedy to należy do obowiązków aurorów aresztowanie uczniów za bójki?

     - Od kiedy zaczęła się ta głupia wojna – odpowiedziała Ginny, z równie ponurym spojrzeniem.

     - Mój tata mówi, że wolność osobista jest pierwszą ofiarą wojny – rzekła Luna. - Aurorzy dostali wolną rękę i tata myśli, że Departament Bezpieczeństwa Publicznego jest w pewnym sensie równie niebezpieczny, co Sami-Wiecie-Kto.

     - To chyba lekka przesada – zakpił Ron. - DBP nie torturuje i nie zabija ludzi.

     - Nic przynajmniej o tym nie wiadomo – zgodziła się Luna.

     Wszyscy zamilkli po tym oświadczeniu. Hermiona podniosła Krzywołapa i Teodora nie traciła czasu, by spróbować ucieczki ku drzwiom. Na szczęście Neville schylił się i włożył ją do kieszeni, zanim zdołała się zbytnio oddalić.

     - A tak właściwie, to o czym mówił Malfoy, Harry? - spytał Neville, przerywając krępującą ciszę, gdy wszyscy już usiedli.

     - Gadał od rzeczy, jak zwykle – oznajmił Ron z obrzydzeniem, rzucając się na swoje miejsce przy oknie, naprzeciw Harry'ego.

     Hermiona zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

     - Ale to nie ma sensu. Nikt z nas nikogo nie zabił oprócz ciebie, Harry, a ty zrobiłeś to w samoobronie. Zachowywał się, jakby...

     - Słuchaj, możemy o tym nie rozmawiać? - przerwał jej Harry.

     - Ale Harry, czemu rzuciłeś się na Malfoya...

     - Przestań! - krzyknął Harry ze złością. - Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem i nie chciałem, żeby Malfoy jeszcze mi to wytykał. To wszystko. Po prostu daj temu spokój.

     Przedział wypełniła napięta cisza, lecz Harry zlekceważył to i odwrócił się w stronę okna. Na zewnątrz jednak zrobiło się już ciemno i zamiast mijanych krajobrazów, Harry dostrzegł odbite w szybie twarze swoich przyjaciół i nie umknęły mu zaniepokojone spojrzenia, które wymienili między sobą.

     - Chyba niedługo będziemy w Hogwarcie – powiedział Neville. - Lepiej znajdę swój kufer i się przebiorę.

     - Ja też – dodała Luna. - Do zobaczenia na zajęciach, Ginny.

     Kiedy Neville i Luna wyszli, Ron wstał i szturchnął Harry'ego w ramię. - Lepiej i my się przebierzmy.

     Harry, wdzięczny za jakieś zajęcie, nieśpiesznie zajął się zawartością swego kufra. Po wydobyciu szaty, upewnił się, że pudełko jego mamy leżało bezpiecznie między resztą ubrań. Następnie włożył na siebie szatę i usiadł z powrotem na miejsce.

     Nieco ruchu rozładowało napięcie w powietrzu i wkrótce cała czwórka pogrążyła się w ożywionej rozmowie na temat nadchodzącego roku szkolnego, a w szczególności szans drużyny Gryfonów na puchar. Harry od czasu do czasu wyrażał swoje zdanie, jednak najchętniej słuchał swoich przyjaciół. Wciąż myślami wracał do zajścia z Malfoyem. Martwił się o to, jakie plotki Ślizgon zdążył już rozgłosić o Snapie. Jeśli wyjdzie na jaw, że Snape jest oskarżony o morderstwa śmierciożerców, wówczas Harry będzie mógł się pożegnać z nadzieją powstrzymania Snape'a bez interwencji ze strony władz.

     Przez moment Harry zastanawiał się, czy Ron miał rację i czy powinien pozwolić aurorom zaaresztować Malfoya, ale szybko odrzucił ten pomysł. Dumbledore powiedział mu, żeby polegał na swoim instynkcie, a on nie ufał tym aurorom za grosz. Malfoy był gnojkiem, lecz nie zasługiwał na to, żeby stać się ofiarą paranoicznego systemu sprawiedliwości. Tak samo zresztą, jak Snape – sama myśl, że mężczyzna mógłby zostać aresztowany przez tych aurorów, albo podobnych do nich, sprawiała, iż Harry czuł się niespokojniej niż zazwyczaj. Kome...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin