Braun Maria - Psychologia domowa.pdf

(698 KB) Pobierz
Maria Braun-Gałkowska
Psychologia domowa
(Małżeństwo - dzieci - rodzina)
Wydanie II poszerzone
Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne
Olsztyn 1987
Przepisała Marianna Żydek
Jurkowi i dzieciom
Wstęp
Od kilku lat publikuję w "Gościu Niedzielnym" w rubryce "Psychologia
domowa" teksty dotyczące psychologii rodziny. Uskładało się ich już sporo i
tak powstała ta książka. Opiera się częściowo na wiedzy teoretycznej, a
częściowo na doświadczeniu zebranym poprzez liczne spotkania w poradni
psychologicznej, na kursach dla narzeczonych, w grupach małżeństw, wreszcie
we własnym domu. Ze wszystkich tych spotkań, zarówno z autorami przez
lektury ich prac, jak i spotkań bezpośrednich, dużo skorzystałam i choć
trudno już dziś powiedzieć, co od kogo, wszystkim bardzo serdecznie
dziękuję.
Najpierw miałam zamiar w ogóle nie pisać wstępu, myśląc, że wprowadzenia
pisze się do prac naukowych, poważnych i długich, a do takiej domowej
książeczki, to niepotrzebne. Potem jednak przypomniałam sobie, że i w domu
nie wchodzi się wprost do pokoju. Najpierw jest przedpokój, który - jeśli
zwrócić na niego uwagę - nie tylko przestrzennie jest "wstępem" do
mieszkania właściwego, ale również wprowadza przybysza w jego charakter.
Bardzo różne bywają przedpokoje: przestronne i ciasne, obite wytworną
boazerią lub całe zawieszone płaszczami, ciemne i jasne, wesołe i ponure.
Już przedpokój mówi dużo o domownikach. W naszym na przykład stoi masę
butów: duże, średnie i malutkie, juniorki, baletki, grube buty turystyczne
i kalosze. Staram się zawsze, żeby były pochowane i zawsze znowu jakoś
wychodzą na wierzch. W przedpokoju stoi też telefon, który bardzo często
dzwoni i słychać wiele innych dźwięków: szum pralki, pisanie na maszynie,
magnetofon, pianino i oczywiście głosy ludzkie: głosy dorosłych i dzieci,
kolegów dzieci i przyjaciół tych kolegów. Taki przedpokój dużo mówi o
mieszkańcach domu, a zarazem wyjaśnia trochę charakter i tytuł tej
książeczki.
Psychologia domowa - bo problemy domowe, czyli pojawiające się prawie w
każdej rodzinie, na które warto chyba spojrzeć także z psychologicznego
punktu widzenia. Psychologia bowiem jest nauką, która może dużo pomóc w
życiu codziennym, gdzie wiele błędów popełnia się z braku odpowiedniej
wiedzy. Często za mało się jeszcze korzysta z tej wiedzy, jeśli chodzi o
zapobieganie zaburzeniom i jako z pomocy do coraz lepszego kierowania swoim
życiem. "Domowy" jest też sposób mówienia o nich. Można oczywiście napisać,
że pozytywne ustosunkowania interpersonalne w diadzie małżeńskiej stymulują
interioryzację norm dotyczących prospołecznych zachowań u innych
uczestników interakcji rodzinnej, ale - choć dodaje to powagi książkom,
które mają być poważne - w domu wystarczy powiedzieć po prostu, że jeśli
rodzice się kochają, dzieci mają zwykle bardziej przychylne nastawienie do
ludzi.
Domowe są też książki cytowane. Najczęściej jest to literatura dla
dzieci. Czytałam wprawdzie pewną ilość książek naukowych z dziedziny
psychologii, ale żadnej tyle razy co opowiadań o Muminkach. Dzieci lubią
słuchać historyjek, które znają, czyta się więc im wiele razy to samo, aż
przy kolejnym dziecku umie się je prawie na pamięć. Słoń Trąbalski,
Muminek, Kubuś Puchatek czy Filifionka stają się jakby domownikami, są
symbolami różnych zachowań i prezentują w syntetycznym skrócie postawy i
poglądy na życie. Podobnie żyją w domu wiersze, bo "to na co filozofowie
potrzebują księgi, poeta potrafi wyrazić w kilku słowach".
Może jeszcze trzeba wyjaśnić, dlaczego powołuję się na Pismo Święte. Nie
cytuje się go w pracach czysto psychologicznych, opartych na empirycznych
badaniach i pozostających tylko na płaszczyźnie naukowej. Ten wyraźny
podział źródeł jest potrzebny przy uprawianiu nauki, ale dom nie jest domem
albo psychologicznym albo religijnym. Wuj to jest wuj - wyjaśniłby Zagłoba,
a dom to po prostu dom. Jeśli więc jest domem chrześcijańskim, te
płaszczyzny łączą się w nim nierozdzielnie.
Można natomiast rozróżnić płaszczyzny opisu i postulatów. Zarzucał mi
jeden z czytelników "Gościa Niedzielnego", że to co piszę o rodzinie, jest
nieprawdziwe, bo w rzeczywistości istnieje bardzo wiele dramatów, a nawet
tragedii rodzinnych. Chyba ma rację, tylko że te dramaty wszyscy znają. Nie
próbuję więc opisywać ich jeszcze raz, ani też zaprzeczać im z tanim
optymizmem. Jeśli się ma oczy dostrzegające ludzi, widzi się i przeżywa
bardzo wiele nieszczęść. Tym doświadczeniom można przeciwstawić jedynie
nadzieję, że może być inaczej i tę nadzieję przekładać na język bardzo
zwykłych codziennych spraw.
Na przykład buty w naszym przedpokoju - choć są zwykle porozrzucane,
dobrze choć wiedzieć, jak powinny stać. Zresztą czasem się to przecież
udaje, na przykład w wigilie wielkich świąt (bo w same święta jest w domu
tyle osób, że znowu robi się bałagan). Cóż z tego, że często jest inaczej
niż byśmy chcieli - nie warto tego opisywać. Lepiej zastanowić się nad tym,
jak mogłoby być i jak do tego zmierzać.
Czym jest rodzina
Kobiety i mężczyźni
W swoich Katechezach środowych ("Mężczyzną i niewiastą stworzył ich") Jan
Paweł II mówi, że wobec wszystkich niecierpliwych pytań naszych czasów
dotyczących odwiecznej relacji mężczyzna - kobieta, Chrystus odwołałby się
"do początku", czyli do rzeczywistości, o której mówi Księga Rodzaju.
"Bóg stworzył człowieka; na swój obraz stworzył go, na obraz Boga
stworzył go, mężczyzną i kobietą stworzył ich" (Rdz 1, 27), czytamy.
Mężczyzna i kobieta są więc tacy sami jako ludzie (na obraz Boży), ale od
początku też różni. Są tożsami w człowieczeństwie, ale różni przez
odmienność płci, umożliwiającą zjednoczenie tak bliskie, by stać się
"jednym ciałem". Tak więc ostatecznym stworzeniem człowieka jest stworzenie
jedności dwojga.
Radość Adama po stworzeniu Ewy (Rdz 2, 23) wskazuje na szczęście, jakie
daje ta wspólnota osób, która jest jednocześnie obrazem społeczności Trójcy
Świętej. Ta trudna do pojęcia zawrotna perspektywa wskazuje, jak świętym
może być związek małżeński zwracający się "do początku".
Warto to sobie uświadomić, gdyż patrząc na związki kobiety i mężczyzny,
można często spostrzegać je jako zjednoczenie przez walkę, a nie przez
miłość. Już same określenia często używane w tej dziedzinie kojarzą się z
walką: "podrywanie", "zdobywanie", "uleganie". Chłopcy znajdują satysfakcję
w "podbojach", a porządne dziewczęta myślą o "obronie". Widzą mężczyznę
jako przeciwnika, przed którym trzeba się obronić albo zwyciężyć
podporządkowując swoim zamiarom. Obie strony traktują się jak przedmioty,
które można wykorzystać dla swoich celów. Podobnie w małżeństwie jedna
strona często chce sobie podporządkować drugą.
Nie tak miało być "na początku". Bóg stwarzając człowieka jako mężczyznę
i kobietę polecił im współdziałanie w rozwoju ("rośnijcie"), życiu
rodzinnym ("mnóżcie się") i pracy ("czyńcie sobie ziemię poddaną") i we
wszystkich tych sprawach mieli być dla siebie pomocą. Odnosi się to do
wspólnoty małżonków, ale na pewno także do całego społeczeństwa, w którym
kobiety i mężczyźni mają współdziałać, uzupełniać się i pomagać sobie, a
nie walczyć o podporządkowanie i wykorzystanie drugiej strony.
Chodzi więc nie o "zdobywanie" i "obronę", ale o miłość bo zwycięstwo
jednej strony nad drugą nie jest zwycięstwem, lecz wspólną przegraną.
Dlatego więc we wzajemnym kontakcie trzeba starać się wczuwać w sytuację
drugiego, dążyć do wzajemnego dobra i wzajemnego zrozumienia trudności,
także tych, które wynikają z fizjologii ciała i uwarunkowań kulturowych.
Różnice między kobietą a mężczyzną, które w pogawędkach wymieniane są
zwykle jako cechy "lepsze" i "gorsze", nie są przez naukę jednoznacznie
określone. Brak wystarczających badań na ten temat nie oznacza oczywiście
braku różnic, ale każe pamiętać o tym, że cechy przypisywane obu płciom w
różnych popularnych publikacjach są często powtórzeniami myślowych
stereotypów i nieuzasadnionymi uogólnieniami.
Niewątpliwie inaczej jest zbudowane ciało kobiety i mężczyzny, różnice
dotyczą budowy genetycznej każdej komórki organizmu, proporcji hormonów
żeńskich i męskich (oba typy hormonów są i u kobiet i u mężczyzn),
działania narządów seksualnych, wyglądu zewnętrznego, siły mięśni. W
działaniu narządów zmysłowych różnice są nieznaczne. Ogólny poziom
inteligencji jest średnio biorąc taki sam, natomiast jej poszczególne
czynniki różnią się.
U kobiet częstsza jest zręczność manualna, łatwość nawiązywania kontaktu,
zainteresowania estetyczne, religijne i sprawami innych ludzi. U mężczyzn
częstsze są zdolności i zainteresowania techniczne, mechaniczne, myślenie
abstrakcyjne i nowatorskie, myślenie o ostatecznym wyniku dzieła. Kobiety
częściej mają nastawienie na kontakt z ludźmi, mężczyźni na zadania do
zrealizowania.
Praktycznie biorąc, różnice między jednostkami tej samej płci są większe
niż między średnimi cechami mężczyzn i kobiet. Dlatego opinie stereotypowe,
choćby były nawet uzasadnione, niewiele pomagają w zrozumieniu
poszczególnych osób. W każdym razie uogólnienia mówiące, że kobieta jest
uczuciowa, a mężczyzna zmysłowy nie są prawdziwe i powodują wiele złego,
utrudniając wzajemne zrozumienie. Kobiety lekceważą uczucia mężczyzn i
czują się niemal niewinne, gdy je urażają, myląc przeżywanie uczuć ze
sposobem ich wyrażania. Mężczyźni przekonani o braku zmysłowości u kobiet,
nie rozumieją ich reagowania, np. myląc zmęczenie z oziębłością.
Mężczyźni są równie jak kobiety uczuciowi, ale poprzez wychowanie nabyli
inne sposoby przejawiania uczuć; kobiety są równie zmysłowe, ale mają inne
sposoby przeżywania. Takie oceny, jak: mniej czy więcej uczuciowy, mniej
czy więcej myślący itp. zawierają w sobie ocenę wartościującą, która tylko
zaciemnia różnice prawdziwe, leżące nie w kategoriach mniej lub więcej, ale
- inaczej.
Nie wiadomo też dokładnie, które różnice między płciami płyną z natury, a
które z uwarunkowań kulturowych i nie zawsze cechy określane jako typowe
dla jednej płci są warte wychowawczego popierania, gdyż mogą być tylko
wynikiem niewłaściwych układów społecznych, np. bierność kobiet i
niewrażliwość mężczyzn. Także niektóre właściwości będące następstwem
uwarunkowań fizjologicznych, choć są łatwiejsze dla jednej płci, mogą być
potrzebne i dla drugiej. Jeżeli np. dzięki uwarunkowaniom fizjologicznym
(cykliczne działanie hormonów), empatia, czyli wczuwanie się w stany
psychiczne innych ludzi, jest łatwiejsza dla kobiet, nie znaczy to, żeby
nie była potrzebna mężczyznom. Podobnie to, że dla mężczyzn - ze względu na
większą stałość hormonalną - konsekwencja i stałość postępowania są
łatwiejsze, nie znaczy, że nie są one potrzebne kobietom.
Empatia nie jest cechą kobiecą ani stałość męską, ale inaczej się
uzewnętrzniają u kobiet i mężczyzn. Płeć nadaje im swoisty i trudny do
opisania koloryt stanowiący jakby dwa aspekty tej samej wartości.
Uzupełnianie się płci nie polega więc na tym, że jedna jest uczuciowa -
druga nie, jedna zmysłowa - druga nie itp. i sumowaniu się cech
przeciwstawnych, ale na bardziej subtelnej różnicy jakościowej: różnym
kolorycie przeżywania, różnej instrumentalizacji tej samej melodii.
Niełatwo określić, co jest najistotniejsze dla tego kolorytu, może jednak
trochę przybliża go spojrzenie na funkcje niezbywalnie związane z płcią,
czyli macierzyństwo kobiet i ojcostwo mężczyzn. Dotyczą one nie tylko
czynności fizycznych, ale także zadań najistotniejszych matki i ojca, czyli
tworzenia miłości i pobudzania rozwoju.
Główne zadanie matki - budzenie i umożliwianie miłości, "tworzenie
miejsca" na miłość - jest może tym, co stanowi zarazem specyficzne zadanie
każdej kobiety, choćby nie była matką w sensie fizycznym. Może właśnie ze
względu na to kobieta potrafi dostosowywać się, nawiązywać kontakt z
ludźmi, zwraca uwagę na ład i estetykę wnętrza, jest uczulona na potrzeby
innych, wyczuwa ich intencje, jest czuła i ciepła. Nie trzeba więc
kobiecości oceniać według spraw drugorzędnych jak: strój, uczesanie czy
ukształtowane pod wpływem czynników kulturowych sposoby zachowania, ale
według nastawienia na człowieka, ciepła kontaktu i gotowości dzielenia się.
Może właśnie w zadaniach ojca, które pełnić może nie tylko ojciec
fizyczny, odnaleźć możemy to, co istotne dla męskości. Nie strój,
uczesanie, oschły sposób bycia, zmysłowość czy brutalność jest miarą
męskości. Ojciec przez samo swoje istnienie przemienia związek matka -
dziecko w grupę rodzinną i ta właśnie komplikacja umożliwia rozwój. Nie
zatrzymywanie się na tym co zastane, ale szukanie nowego i trudniejszego,
dążenie naprzód, stawanie się motorem rozwoju, jest męskim sposobem bycia.
Tu też leży uzupełnianie się mężczyzn i kobiet: w nieustannym splataniu
miłości i rozwoju - nie dążenie naprzód, "po trupach", byle dalej, ale
rozwój w miłości; nie stagnacja: "Niech na całym świecie wojna, byle polska
wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna", ale miłość rozszerzająca się i
rosnąca. To jest dla człowieka "odpowiednia dla niego pomoc" - wzajemne
dawanie i przyjmowanie tego, co najważniejsze.
Rodzinne więzy
Psychologia zajmuje się życiem psychicznym człowieka: mężczyzny, kobiety,
dziecka. Te same osoby stają się przedmiotem zainteresowania psychologii
rodziny z chwilą, gdy spojrzy się na nie jako na członków specyficznej
grupy społecznej, jaką jest rodzina.
Czym jest rodzina, każdy wie. A jednak już pobieżna analiza i porównanie
sądów na ten temat wskazuje, że sprawa jest dość złożona. Rodzina - to
grupa ludzi związanych specjalnymi, bliskimi więzami. Czym jednak różni się
od innych grup, np. koleżeńskich, nie jest oczywiste. Już biorąc pod uwagę
pierwszy, najbardziej narzucający się czynnik, jakim jest pokrewieństwo,
powstają wątpliwości. Czy stanowią rodzinę ludzie nawet bardzo blisko
spokrewnieni, ale w ogóle nie utrzymujący ze sobą kontaktu? Natomiast
dzieci adoptowane, choć z rodzicami w ogóle nie związane pokrewieństwem, na
pewno należą do rodziny.
Tak więc aby rozważyć, czym jest rodzina, trzeba najpierw dokładniej
określić, czym jest grupa ludzka i czym rodzina się wyróżnia spośród innych
grup. Nie każde przypadkowe zbiorowisko ludzkie nazywamy grupą. Kilka osób
staje się nią wówczas, gdy łączą je więzy bezpośrednie: każdego z każdym. W
grupie ludzkiej dojście czy odejście jednej osoby stanowi nie tylko zmianę
ilościową, lecz także jakościową dla wszystkich pozostałych członków grupy.
Gdy w rodzinie przyjdzie na świat dziecko, zmiana dotyczy nie tylko liczby
"sztuk" w domu, ale zmienia się też sytuacja innych członków rodziny. Żona
staje się też matką; mąż - ojcem, teściowa - babcią, a jeżeli dziecko
przychodzące na świat jest drugie z kolei - matka jednego dziecka staje się
matką dwojga, jedynak - starszym z dwójki itd. Podobnie odejście z rodziny
jednej osoby, np. ojca, powoduje nie tylko liczbowe zmniejszenie rodziny,
ale zmienia zasadniczo sytuację żony i dzieci.
W grupie rodzinnej nie tylko zmniejszenie lub zwiększenie liczby jej
członków zmienia sytuację pozostałych. Także jakiekolwiek przeobrażenie się
każdego z członków rodziny ma wpływ na innych, np. usamodzielnienie się
najstarszego dziecka nie tylko zmienia jego położenie, ale także sytuację
rodziców i rodzeństwa. W rodzinie także relacje, czyli stosunki między
każdymi dwoma osobami wpływają na innych. Np. miłość między rodzicami ma
znaczenie dla dzieci, wyróżnianie przez matkę jednego z dzieci wpływa na
samopoczucie pozostałych itd.
Oddziaływanie wzajemnych więzów ma w rodzinie wyjątkową siłę, jednak i w
innych grupach można wskazać na znaczenie zmiany dotyczącej pozornie tylko
Zgłoś jeśli naruszono regulamin