Józef Flawiusz - Wojna Żydowska.rtf

(1191 KB) Pobierz

Józef Flawiusz

 

WOJNA ŻYDOWSKA

 

KSIĘGA PIERWSZA

 

1. Wojnę, którą toczyli Żydzi z Rzymianami - a była to największa wojna nie tylko z tych, które zdarzyły się za naszej pamięci, lecz zapewne także z tych, które znamy z opowiadań, jak to miasta zmagały się z miastami lub też narody z narodami - różnie historycy przedstawiają. Jedni, nie będąc sami świadkami wydarzeń, zebrali chaotyczne i sprzeczne z sobą opowieści, które zasłyszeli i opisują je na sposób sofistyczny, drudzy wprawdzie patrzyli na rozgrywające się wypadki, lecz fakty ukazali w fałszywym świetle już to z chęci przypodobania się Rzymianom, już to z nienawiści do Żydów. Pisma ich przeto pełne są bądź oskarżeń, bądź pochwał, lecz zgoła nie ma w nich rzetelności w relacjonowaniu faktów. Ja tedy Józef, syn Mattiasa [Hebrajczyk z pochodzenia], kapłan jerozolimski, który z początku sam walczyłem z Rzymianami, a później stałem się przymusowym świadkiem zdarzeń, postanowiłem dać poddanym cesarstwa rzymskiego opowiadanie przełożone na język grecki z tego dzieła, które poprzednio ułożyłem w ojczystym języku i posłałem barbarzyńcom w górnych krainach.

2. W czasie bowiem, kiedy doszło do wybuchu tego, jak powiedziałem, największego buntu, państwo rzymskie trawiła choroba wewnętrzna. Tymczasem u Żydów wykorzystało tę niespokojną sytuację i wznieciło powstanie stronnictwo rewolucyjne, które pod względem posiadanych sił i środków stało wówczas u szczytu. A gdy niepokoje te przybrały wielkie rozmiary, jedni wiązali z tym nadzieję, że zawładną całą wschodnią częścią cesarstwa, drudzy zaś żyli w obawie, że ją utracą. Żydzi liczyli na to, że wraz z nimi powstaną także ich pobratymcy zza Eufratu, gdy tymczasem Rzymian trzymali w szachu sąsiedni Gallowie, a Celtowie także nie siedzieli spokojnie. Po śmierci Nerona powstało ogólne zamieszanie i wielu uznało, że nadeszła odpowiednia chwila, by sięgnąć po najwyższą władzę, a wojsku, które spodziewało się korzyści, miła była myśl o zmianie stosunków. Wydawało mi się rzeczą absurdalną pozwolić, by prawda o tak ważnych wydarzeniach została wypaczona i żeby Grecy i ci Rzymianie, którzy nie brali udziału w walce, pozostali w nieświadomości tych faktów, zdani jedynie na opowieści pełne pochlebstw i zmyśleń, podczas gdy Partowie i Babilończycy, najbardziej odległe szczepy arabskie, nasi pobratymcy zza Eufratu i mieszkańcy Adiabeny mieli możność, ponieważ sam się o to postarałem, dokładnie dowiedzieć się, jak doszło do wojny, przez jakie piekło cierpień ona wiodła i jaki był jej koniec.

3. Otóż pisarze ci mają czelność mienić swoje dzieła historycznymi, choć nie tylko nie podają w nich rzetelnych wiadomości, ale nawet, moim zdaniem, w ogóle nie osiągają celu, który sobie postawili. Pragnąc bowiem przedstawić wielkość Rzymian, stale wyrażają się z lekceważeniem o czynach dokonanych przez Żydów i starają się je pomniejszyć. Nie mogę jednak sobie wyobrazić, jak można by uznać za wielkich tych, co pokonali słabych. Pisarzy owych przy tym nie obchodzi ani to, jak długo trwała wojna, ani jak liczne były zastępy toczącego ciężkie boje wojska rzymskiego, ani wreszcie jak znakomici dowodzili nimi wodzowie, którzy musieli niemało ponieść trudów pod murami Jerozolimy. I jeśli pomniejsza się ich sukcesy, to, zdaniem moim, tym samym odziera się ich ze sławy.

4. Nie mam zamiaru iść o lepsze z tymi, co wynoszą pod niebiosa potęgę Rzymian, i ze swej strony wywyższać wszystko, czego dokonali moi rodacy, lecz pragnę rzetelnie przedstawić czyny jednej i drugiej strony. Nie mogę wszakże, gdy wspominam te wydarzenia, ukryć własnego stanu ducha i folgując swoim uczuciom, nie zapłakać nad niedolą mojej ojczyzny. Bo że do zguby doprowadziły ją waśnie wewnętrzne i że to właśnie tyrani żydowscy zmusili Rzymian do wkroczenia wbrew ich chęci i ściągnęli na [święty] Przybytek ogień, świadkiem niechaj będzie sam Cezar Tytus, który dokonał dzieła zburzenia. Wszak on w czasie całej tej wojny litował się nad ludem zdanym na łaskę i niełaskę buntowników i wielekroć rozmyślnie odwlekał chwilę zdobycia miasta, przedłużając czas trwania oblężenia, aby winowajcy mogli się opamiętać. Jeżeli zaś kto chciałby zarzucić, że zbyt surowo oceniamy tyranów lub ich rozbójnicze bandy, albo że opłakujemy nieszczęścia ojczyzny, niechaj wybaczy uczucia, które nie godzą się z charakterem dzieła historycznego. Albowiem miastu naszemu, jedynemu ze wszystkich, które znajdują się pod panowaniem rzymskim, przypadło w udziale wznieść się na wyżyny największej szczęśliwości i stoczyć się znowu na samo dno upadku. W moim przekonaniu wszystkie nieszczęścia, jakie zna cała historia ludzkości, bledną w porównaniu z tymi, które dotknęły Żydów. Trudno się też oprzeć uczuciom goryczy, bo za to odpowiedzialności nie ponosi nikt z obcego plemienia. Jeśli ktoś miałby mi bardzo za złe to uleganie sentymentom, niechaj tylko same fakty poczyta za odnoszące się do historii, a żale przypisze osobie samego dziejopisa.

5. I ja może miałbym słuszne powody do krytykowania uczonych greckich, którzy będąc świadkami wydarzeń tak niezwykłych, że w porównaniu z nimi zupełnie bledną wojny prowadzone w dawnych czasach, występują jedynie w roli krytyków, obrzucając błotem tych, co podejmują na tym polu rzetelny trud. Jeśli nawet sami górują nad nimi swoim stylem, to ustępują im pod względem rzeczowego podejścia. Opisują oni czyny Asyryjczyków i Medów, jak gdyby w opowiadaniach starożytnych historyków nie były one należycie przedstawione. Tymczasem nie dorównują owym autorom ani siłą wyrazu, ani obiektywnością poglądów. Albowiem każdy z tamtych wkładał sporo trudu w sprawę opisania dziejów współczesnych, a okoliczność, że był naocznym świadkiem wydarzeń, dawała opowiadaniu większą jasność, kłamstwo zaś w oczach tych, co znali prawdę, uchodziło za rzecz haniebną. Zaiste, utrwalenie w pamięci tego, co jeszcze [nie] zostało opisane, i przekazywanie potomności zdarzeń swoich czasów są rzeczą chwalebną i godną uznania. Nie ten jednak zasługuje na miano rzetelnego pisarza, który ogranicza się do przerobienia planu i układu cudzego dzieła, lecz ten, który potrafi wnieść coś nowego i nadać swemu opowiadaniu własny kształt. Co do mnie, to jako człowiek z obcego narodu oddaję w ręce Greków i Rzymian z niemałym nakładem środków i wysiłku ułożone dzieło, upamiętniające wielkie czyny. A co się tyczy rdzennych Greków, to przy ubijaniu interesów handlowych i w sprawach sądowych otwierają się im usta i rozwiązują języki, lecz w dziedzinie historii, gdzie trzeba mówić prawdę i żmudnym wysiłkiem gromadzić fakty, stają się niemymi, pozostawiając opisywanie czynów swoich władców ludziom miernym i źle poinformowanym. Niechaj więc przynajmniej u nas prawda historyczna będzie w poszanowaniu, skoro nie dbają o nią Grecy.

6. Opowiadać dawne dzieje Żydów, jakim byli narodem, w jakich okolicznościach wyszli z Egiptu i jakie krainy przemierzyli w swoich wędrówkach, jakie kolejno zajmowali ziemie i jak z nich potem ustępowali - wydaje mi się w tej chwili rzeczą niestosowną. Byłoby to zresztą zbędne, skoro wielu Żydów przede mną dokładnie opisało dzieje naszych przodków i owe dzieła niektórzy Grecy przełożyli na swój język, niewiele odbiegając od prawdy. Zacznę więc opowiadanie od tego momentu, w którym zatrzymali się autorzy opisujący owe czasy i nasi prorocy. Z następnych wydarzeń opiszę szczegółowo i jak najrzetelniej potrafię wojnę, którą sam przeżyłem, a to, co się działo, zanim przyszedłem na świat, omówię tylko pobieżnie.

7. Opowiem więc, jak Antioch, zwany Epifanesem, zajął szturmem Jerozolimę i po trzech latach i sześciu miesiącach władania miastem został wypędzony z kraju przez synów Asamonajosa; następnie jak ich potomkowie, wiodący spory o władzę królewską, doprowadzili do wmieszania się w te sprawy Rzymian i Pompejusza. Dalej będę mówił o tym, jak syn Antypatrowy Herod obalił ich rządy, przyzwawszy na pomoc Sosjusza, jak lud podniósł bunt po śmierci Heroda, kiedy władzę cesarską nad Rzymianami sprawował August, a prowincją zarządzał Kwintyliusz Warus, jak wybuchła wojna w dwunastym roku panowania Nerona, co wydarzyło się za Cestiusza i do jakich ziem wtargnęli Żydzi po swoich pierwszych wystąpieniach zbrojnych.

8. Następnie przedstawię, jak obwarowali oni okoliczne miasta, a Neron, zaniepokojony o losy państwa wskutek klęsk poniesionych przez Cestiusza, powierzył dalsze prowadzenie wojny Wespazjanowi; dalej - jak ten wraz ze starszym ze swoich synów najechał krainę żydowską, jak silne wiódł z sobą zastępy rzymskie i wojska posiłkowe, które podjęły trud walki w Galilei, i jak zajmował tam miasta bądź łamiąc całkowicie ich opór siłą, bądź opanowując je w drodze układów. W tym miejscu opowiem o karności wojennej Rzymian i wyszkoleniu legionów, rozległości i właściwościach obu części Galilei, o granicach Judei jako też osobliwościach kraju, jego jeziorach i źródłach i wreszcie dokładnie opiszę losy każdego z zajętych miast, tak jak to sam widziałem lub przeżyłem. Bo i z własnych przejść niczego nie zataję, skoro będę zwracał się do osób, które je znają.

9. Dalej będzie mowa o tym, jak w chwili, gdy sprawy przybrały dla Żydów niepomyślny obrót, umarł Neron, a Wespazjan, który już wyruszył był na Jerozolimę, musiał zawrócić z drogi wskutek wyniesienia go do godności cesarskiej, jakie znaki zapowiadały mu to wyniesienie, do jakich zaburzeń doszło w Rzymie, jak on, wbrew swej woli obwołany cezarem przez żołnierzy, udał się do Egiptu, aby ująć ster rządów, jak doszło do wojny domowej wśród Żydów, jak tyrani opanowali władzę i jakie wiedli ze sobą spory.

10. Potem opowiem, jak Tytus opuścił Egipt i ponownie wkroczył do naszego kraju, w jaki sposób, gdzie i jak liczne ściągnął wojska, w jakiej sytuacji znajdowało się rozdzierane waśniami miasto w chwili jego nadejścia, jakie przypuszczał na nie ataki i ile wzniósł wałów.

Dalej czytelnik dowie się o zasięgu potrójnej linii murów i ich rozmiarach, o stanie obronnym miasta, planie świątyni i Przybytku, a nadto jeszcze o dokładnych wymiarach tych budowli i ołtarza, o niektórych zwyczajach świątecznych, siedmiu stopniach oczyszczenia, funkcjach religijnych kapłanów oraz o ich szatach i szatach arcykapłana, a do tego dojdzie jeszcze opis miejsca "świętego świętych". Niczego nie będę taił ani niczego nie dodam do faktów, które już zostały wyświetlone.

11. Z kolei przedstawię, jak tyrani okrutnie obchodzili się ze swymi rodakami, a jak Rzymianie okazywali łaskawość względem ludzi z obcego plemienia, i jak Tytus, pragnąc ocalić miasto i Przybytek, wzywał powstańców do pertraktacji. Opiszę także dokładnie, przez jakie cierpienia i nieszczęścia musieli ludzie przejść czy to wskutek wojny, czy buntu lub głodu, aż dostali się do niewoli. Nie pominę również niedoli dezerterów ani kar wymierzanych jeńcom. Następnie opowiem, jak Przybytek stał się pastwą płomieni wbrew woli Cezara, ile świętych skarbów jeszcze wydarto płomieniom, jak padło całe miasto, jakie znaki i niezwykłe zjawiska to zapowiadały, jak pojmano tyranów, jak wielka była liczba zaprzedanych w niewolę i jakie były dalsze losy poszczególnych jeńców. Dalej -jak Rzymianie łamali ostatnie punkty oporu i burzyli twierdze w innych miejscach, jak Tytus objeżdżał cały kraj, zaprowadzając w nim ład, oraz jak powrócił do Italii i odbył triumf.

12. Całą tę treść ująłem w siedmiu księgach. Tym, którzy znają fakty i byli naocznymi świadkami wydarzeń tej wojny, nie dałem żadnego powodu do tego, aby mnie potępiali lub oskarżali, ponieważ dzieło to napisałem dla ludzi miłujących prawdę, a nie w celu dostarczania rozrywki czytelnikom. Opowiadanie zacznę od wypadków, które wymieniłem na początku przeglądu treści.

 

ROZDZIAŁ I

 

1. W czasie, kiedy Antioch, zwany Epifanesem, wiódł spór z Ptolemeuszem VI o zwierzchnictwo nad całą Syrią, wśród przedniej szych Żydów powstały niesnaski, których źródłem była rywalizacja o najwyższą władzę w państwie. Żaden bowiem z wysoko postawionych mężów nie chciał podlegać innym, mającym równie wysoką pozycję. Wtedy to Oniasz, jeden z arcykapłanów, wziął górę nad innymi i wypędził synów Tobiasza z miasta. Ci zaś schronili się do Antiocha, którego gorąco nakłaniali, aby korzystając z ich usług jako przewodników wkroczył do Judei. Król, żywiąc taki zamiar od dawna, dał się przekonać i wyruszywszy na czele mnogiego wojska, zajął miasto szturmem. Krwawo rozprawił się ze stronnikami Ptolemeusza i zostawił żołnierzom całkowicie wolną rękę w plądrowaniu miasta, a sam nawet złupił Przybytek i na okres trzech lat i sześciu miesięcy wstrzymał nieprzerwanie co dzień składane ofiary. Arcykapłan Oniasz zbiegł do Ptolemeusza i otrzymawszy od niego miejsce w obwodzie Heliopolis, założył w nim miasteczko na wzór Jerozolimy oraz wzniósł przybytek podobny do tamtejszego. O tej sprawie opowiemy jeszcze w odpowiednim miejscu.

2. Antiocha nie zadowoliło ani tak niespodziewane zawładnięcie miastem, ani jego splądrowanie, ani tak wielka masakra. Działając pod wpływem niepohamowanych namiętności i dobrze pamiętając o trudach poniesionych podczas oblężenia, zmuszał Żydów, aby łamiąc prawo ojczyste pozostawiali niemowlęta nie obrzezanymi i składali na ołtarzu ofiary ze świń. Zarządzenia te spotkały się z powszechnym oporem, który najwybitniejsi przypłacili życiem. Na domiar złego Antioch przysłał jako dowódcę załogi Bakchidesa, który przy swojej naturalnej skłonności do okrucieństwa otrzymywał jeszcze bezbożne zalecenia i nie znał granic w czynieniu bezprawia. Brał kolejno na tortury co znakomitszych obywateli i dzień po dniu dawał publicznie miastu odczuć naocznie jego klęskę, a gdy przebrała się miara zbrodni, w końcu doprowadził uciemiężonych do tego, iż odważyli się wziąć odwet.

3. Tak więc Mattias, syn Asamonajosa, jeden z kapłanów pochodzący ze wsi o nazwie Modein, uzbroiwszy się razem z członkami rodziny - a miał pięciu synów - zgładził Eakchidesa, posługując się nożami. Nie czując się jednak bezpiecznie ze względu na zbyt silną załogę, natychmiast uszedł w góry. Lecz gdy przystało doń wielu zwolenników spośród ludu, nabrał odwagi i porzucił góry, a po stoczeniu zwycięskiej bitwy z wodzami Antiocha wypędził ich z Judei. Sukces ten utorował mu drogę do władzy, a uwolnienie się od cudzoziemców sprawiło, iż sprawował ją zgodnie z wolą rodaków. Umierając przekazał rządy starszemu ze swych synów, Judzie.

4. Juda, licząc się z tym, że Antioch nie będzie siedział spokojnie, zaczął werbować ludność tubylczą do swego wojska i pierwszy zawarł układ przyjaźni z Rzymianami. Gdy zaś Epifanes znowu najechał jego kraj, energicznie nań natarł i zmusił go do odwrotu. Rozgrzany tym sukcesem zaatakował garnizon w mieście (nie był jeszcze bowiem wypędzony) i wyparłszy żołnierzy z Górnego Miasta, zepchnął ich do Dolnego (ta część miasta nazywa się Akra). Po opanowaniu świątyni oczyścił cały ten obszar i opasał murem. Kazał też sporządzić nowe naczynia do obrzędów religijnych i wniósł je do Przybytku, gdyż poprzednie zostały zbezczeszczone. Zbudował także inny ołtarz oraz wznowił składanie ofiar. I tak właśnie miasto znów przybierało swój święty charakter, gdy tymczasem zmarł Antioch, zostawiając jako spadkobiercę swego królestwa i wrogości do Żydów syna Antiocha.

5. Ten przeto zebrał siły liczące pięćdziesiąt tysięcy wojska pieszego, około pięć tysięcy jazdy i osiemdziesiąt słoni i ciągnął przez Judeę aż do jej części górzystej. Kiedy zajął miasteczko Betsuron, w miejscowości zwanej Betsacharia, gdzie jest tylko wąskie przejście, zastąpił mu drogę Juda ze swoimi zastępami. Zanim jeszcze starły się szeregi obu stron, jego brat Eleazar spostrzegł wśród słoni jednego niezwykle wysokiego, dźwigającego olbrzymią wieżę i chronionego złocistym pancerzem. Sądząc, że siedzi na nim sam Antioch, wybiegł daleko przed własne linie, przebił się przez ciżbę wrogów i dotarł aż do słonia. Nie mogąc jednak dosięgnąć domniemanego króla, gdyż ten znajdował się zbyt wysoko, ugodził zwierzę mieczem w brzuch, zwalił je na siebie i przygnieciony ciężarem wyzionął ducha. I tym sposobem niczego więcej nie dokazał, prócz tego, że pragnął dokonać wielkiego czynu, stawiając sławę nad życie. Tymczasem jeździec jadący na słoniu okazał się zwykłym żołnierzem. Gdyby zresztą przypadkiem był nim sam Antioch i tak śmiałek ów niczego by więcej nie osiągnął, jak pozostawienie wrażenia, że wybrał śmierć jedynie w nadziei, iż dokona wspaniałego czynu. Dla brata był to znak zapowiadający wynik całej bitwy. Chociaż bowiem Żydzi stawiali zacięty i wytrwały opór, jednak wojska królewskie, górujące liczbą i mające szczęście po swojej stronie, wyszły zwycięsko. Juda poniósł ciężkie straty w ludziach i zbiegł z resztą żołnierzy do okręgu Gofny, Antioch natomiast wkroczył do Jerozolimy, gdzie zatrzymał się ledwie kilka dni z powodu braku żywności, po czym wycofał się zostawiając załogę, jaką uznał za dostatecznie silną, a resztę swego wojska odprowadził do Syrii na leże zimowe.

6. Po wycofaniu się króla Juda nie spoczął na laurach. Gdy skupiły się przy nim liczne zastępy rodaków, sam jeszcze do tego zebrał żołnierzy, którzy ocaleli po walce, i wydał bitwę wojskom Antiocha w pobliżu wsi Akedasa. Tu wyróżnił się w boju i sporo nieprzyjaciół położył trupem, lecz sam także poległ. Kilka dni później zginął również jego brat, Jan, padając ofiarą spisku uknutego przez zwolenników Antiocha.

 

ROZDZIAŁ II

 

1. Następcą jego został brat Jonates. Oprócz innych kroków, które poczynił, aby się zabezpieczyć przed własnymi ziomkami, umocnił także swoją władzę, zawierając układ przyjaźni z Rzymianami, oraz doprowadził do pojednania się z synem Antiocha. Wszelako to wszystko nie wystarczyło do zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Albowiem tyran Tryfon, który był opiekunem młodego Antiocha i już poprzednio spiskował przeciw niemu, usiłował pozbyć się jego przyjaciół. Przeto kazał podstępnie pochwycić i uwięzić Jonatesa, gdy ten zjawił się z nielicznymi towarzyszami u Antiocha w Ptolemaidzie, po czym ruszył na Judeę. Odparty następnie przez Szymona, brata Jonatesa, i rozwścieczony poniesioną klęską, skazał swego jeńca na śmierć.

2. Szymon, który sprawną ręką ujął ster rządów, podbił pobliskie miasta Gazarę, Joppę i Jamnie oraz po pokonaniu załogi zrównał Akrę z ziemią. Następnie wystąpił jako sprzymierzeniec Antiocha przeciwko Tryfonowi, którego król oblegał w Dorze, zanim przedsięwziął wyprawę na Medów. Chociaż Szymon dopomógł w obaleniu Tryfona, jednak nie zdołał pohamować przez wzgląd na siebie chciwości króla. Niedługo potem bowiem Antioch wysłał z wojskiem wodza swojego Kendebajosa, aby pustoszył Judeę i zmusił Szymona do uległości. Ten mimo podeszłego wieku prowadził wojnę z iście młodzieńczą energią. Synów swoich wysłał z najwaleczniejszymi mężami przodem, a sam zabrał część sił i nacierał na innym odcinku. W różnych miejscach, między innymi w górach, urządzał zasadzki i we wszystkich przedsięwzięciach odnosił sukcesy. Po wspaniałym zwycięstwie został mianowany arcykapłanem. Wyzwolił on Żydów spod panowania macedońskiego, które trwało sto siedemdziesiąt lat.

3. I on tak samo zginął, mianowicie w czasie uczty jako ofiara spisku uknutego przez zięcia Ptolemeusza. Ten uwięził także żonę Szymona z dwoma synami i wysłał ludzi, aby zabili trzeciego, Jana, który zwał się też Hirkanem. Młodzieniec jednak, ostrzeżony o ich zbliżaniu się, szybko pomknął do miasta, licząc przede wszystkim na naród pomny czynów jego ojca oraz czujący do Ptolemeusza nienawiść z powodu jego nadużyć. Ten także podążył do miasta, aby wejść inną bramą, jednak naród go odrzucił, przyjąwszy przedtem z wielką skwapliwością Hirkana. Toteż natychmiast wycofał się do jednej z twierdz położonych powyżej Jerycha, zwanej Dagon. Tymczasem Hirkan objął urząd arcykapłański piastowany przez jego ojca i po złożeniu ofiary Bogu spiesznie ruszył na Ptolemeusza, pragnąc przyjść z pomocą swojej matce i braciom.

4. Kiedy szturmował twierdzę, miał ogólną przewagę, lecz słabą jego stroną było uleganie szlachetnym uczuciom. Otóż Ptolemeusz, ilekroć był już bliski poddania się, wyprowadzał matkę i braci na dobrze widoczne miejsce na murze i katował ich, grożąc przy tym, że strąci ich w dół, jeśli Hirkan natychmiast się nie oddali. Na ten widok nad gniewem Hirkana górę brały uczucia litości i lęku. Lecz matka, której ducha nie zmogły ani tortury, ani groźba śmierci, wyciągając ręce zaklinała syna, aby nie dał się żadną miarą zmiękczyć zadawanym jej gwałtem i nie oszczędzał bezbożnika. Milsza będzie bowiem jej śmierć z ręki Ptolemeusza niż życie wieczne, jeśli tylko on poniesie karę za zło, które wyrządził ich domowi. Kiedy więc Jan był pod wrażeniem mężnej postawy matki i słuchał jej błagania, rwał się do szturmu, lecz znów, gdy miał przed oczyma katusze i udręki, jakie znosiła, mięknął i nie mógł się oprzeć przygnębieniu. Tak przeciągało się oblężenie, aż nadszedł rok spoczynku, który Żydzi święcą co siedem lat, tak jak siódmy dzień tygodnia. Uwolniony takim sposobem od oblężenia Ptolemeusz zabił braci Jana wraz z jego matką i zbiegł do Zenona o przydomku Kotylas. Ten był samowładcą Filadelfii.

5. Rozwścieczony ciosem zadanym mu przez Szymona, Antioch poprowadził swoje wojsko na Judeę i rozłożywszy się pod Jerozolimą, począł oblegać Hirkana. Ten zaś otworzył grób Dawida, który był najbogatszy z królów, i zabrał stamtąd skarb wartości ponad trzech tysięcy talentów. Z sumy tej wypłacił Antiochowi trzysta talentów i skłonił go do zaniechania oblężenia, a za pozostałą część zaczął, jako pierwszy wśród Żydów, utrzymywać wojska najemne.

6. Kiedy Antioch później wyprawił się na Medów, dał przez to Hirkanowi sposobność, by mógł wziąć odwet. Toteż ów natychmiast uderzył na miasta syryjskie uważając, że zastanie je - jak też istotnie było - ogołocone ze zdatnego do walki wojska. Takim sposobem wziął pod swoją władzę Medabę i Samagę z miastami sąsiednimi, następnie Sykimę, Argarizim (Garizim) i jeszcze plemię Chutejczyków, rozsiadłe wokół świątyni zbudowanej na wzór jerozolimskiej. Zajął też wiele innych miast w Idumei, wśród nich Adoreos i Marisę.

7. Dotarł nawet do Samarii - jest tam teraz założone przez króla Heroda miasto Sebaste - i ze wszystkich stron otoczył ją wałem, poruczając zadanie oblegania synom swoim, Arystobulowi i Antygonowi. Gdy zaś ci przystąpili do dzieła z całą bezwzględnością, mieszkańcy miasta tak wielki cierpieli głód, że szukali wprost niewiarygodnych rzeczy do jedzenia. Wezwali na pomoc Antiocha o przydomku Aspendios, który chętnie spełnił ich prośbę, lecz pobity przez wojska Arystobula i ścigany przez braci aż do Scytopolis zdołał jednak umknąć. Bracia natomiast zwrócili się przeciwko Samarytanom i znów zamknęli mieszkańców w obrębie murów, a po zajęciu miasta obrócili je w perzynę, ludność zaś zaprzedali w niewolę. Ponieważ odnoszone sukcesy nie ostudziły ich zapału, przeto pomaszerowali z wojskiem do Scytopolis, które zniszczyli, i złupili całą krainę z tej strony góry Karmel.

8. Zawiść wzbudzona szczęśliwymi przedsięwzięciami Jana i jego synów stała się zarzewiem buntu mieszkańców kraju, którzy występując przeciwko nim na masowych wiecach, nie spoczęli, aż rozniecili płomień otwartej wojny i sami doznali klęski. Resztę swoich dni Jan dokonał w szczęśliwych okolicznościach i po wspaniałych rządach, które sprawował pełne trzydzieści lat, zmarł pozostawiając pięciu synów. Zasługuje on na miano prawdziwie szczęśliwego i nie było, jeśli chodzi o jego osobę, żadnego powodu do uskarżania się na los. Sam bowiem skupił w swojej osobie dające mu bezwzględną przewagę zakresy działania: najwyższą władzę, urząd arcykapłański i dar proroczy. Bóg bowiem mówił do niego i dlatego żadne z przyszłych wydarzeń nie były przed nim zakryte. On też przewidział i przepowiedział, że jego dwaj starsi synowie nie utrzymają się przy władzy. Warto opowiedzieć o ich tragicznym losie i pokazać, jak daleko im było do szczęścia swego ojca.

 

ROZDZIAŁ III

 

1. Otóż po śmierci ojca najstarszy z nich, Arystobul, zmienił formę rządów na władzę monarszą i pierwszy włożył diadem królewski po czterystu siedemdziesięciu jeden latach i trzech miesiącach od czasu, kiedy naród wyzwolony z niewoli babilońskiej powrócił do swego kraju. Z braci swych najbliższego sobie według starszeństwa Antygona, do którego zdawał się być przywiązany, traktował jak równego sobie godnością, a pozostałych kazał związać i osadzić w więzieniu. Więzy nałożyłrównież swojej matce, która wiodła z nim spór o prawo do tronu - ją bowiem Jan pozostawił jako władczynię państwa i w swoim okrucieństwie posunął się tak daleko, że zamorzył ją głodem w więzieniu.

2. Dosięgła go jednak kara za to, ugodziwszy jego brata Antygona, którego miłował i z którym dzielił godność królewską. Jego także zabił, a stało się to wskutek oszczerstw, które wymyślali niecni dworzanie. Arystobul zrazu nie dawał wiary tym doniesieniom, gdyż brata kochał, i pogłoski te kładł po większej części na karb zawiści. Gdy jednak razu pewnego Antygon przybył z wyprawy z wielkim splendorem, aby wziąć udział w święcie, kiedy to buduje się zwyczajem przodków ku chwale Bożej namioty, zdarzyło się, że w owych dniach Arystobul był złożony chorobą. Na zakończenie uroczystości Antygon, otoczony świtą ciężkozbrojną i odziany jak najokazalej, wstąpił do świątyni, aby szczególnie gorąco pomodlić się w intencji brata. Wówczas owi nikczemni ludzie zjawili się u króla i opowiedzieli mu o eskorcie ciężkozbrojnych i wystąpieniu Antygona, które wydało się o wiele za wspaniałe, jak na poddanego królewskiego przystało. "Przybył (mówili) z bardzo silnym zastępem wojska, aby go zabić. Nie może znieść tego, że z królestwa przypadły mu ledwie zaszczyty, gdy tymczasem sam mógłby zasiąść na tronie".

3. Z wolna i nie bez oporu począł dawać wiarę tym podszeptom. Przedsięwziął przeto takie środki ostrożności, aby nie zdradzić się ze swoimi podejrzeniami, a równocześnie zabezpieczyć się na wszelki wypadek. Polecił tedy swojej straży przybocznej zająć stanowisko w pewnym mrocznym przejściu podziemnym - sam leżał w twierdzy zwanej dawniej Baris, później Antonia - rozkazując zostawić Antygona w spokoju, jeśli nie będzie miał oręża przy sobie, natomiast zabić go, jeśli będzie szedł uzbrojony. A do Antygona wyprawił posłańców, aby mu oznajmili, że ma przybyć bez broni. Sposobność tę bardzo chytrze wykorzystała królowa ze swymi wspólnikami do uknucia spisku. Otóż namówili oni posłańców, aby zataili rozkaz królewski, a Antygenowi oświadczyli, iż brat jego słyszał, jakoby zaopatrzył się w Galilei we wspaniałą zbroję i ozdoby wojskowe, lecz choroba nie pozwoliła mu tego dokładnie obejrzeć. "Teraz jednak (miał on niby to powiedzieć) skoro zamierzasz ruszyć w drogę, bardzo rad bym cię zobaczyć w pełnym uzbrojeniu".

4. Antygon, usłyszawszy te słowa (nastawienie brata do niego nie budziło żadnych złych podejrzeń), udał się z orężem jakby na paradę wojskową. A skoro znalazł się w mrocznym przejściu, które zwało się Zamkiem Stratona, został zamordowany przez straż przyboczną. I tak dostarczył on przekonującego dowodu na to, że oszczerstwo może zniszczyć wszelkie więzy przyjaźni i natury i że żadne ze szlachetnych uczuć nie jest tak silne, aby mogło w każdym wypadku oprzeć się zawiści.

5. W związku z tą sprawą zdumiewać może także zachowanie się Judy, który należał do rodu esseńczyków. Nie zdarzyło się, aby w swoich przepowiedniach podawał coś błędnego lub w ogóle mijał się z prawdą. Otóż gdy wówczas ujrzał Antygona kroczącego przez dziedziniec świątyni, zawołał do ludzi zaufanych - a spora gromada uczniów zebrała się wokół niego: "Ach, lepiej by było, żebym już teraz nie żył, bo prawda umarła przede mną i nie sprawdziła się jedna z moich przepowiedni. Bo oto ten Antygon żyje, a dziś właśnie miał zginąć. Miejscem jego śmierci przez los wybranym jest Zamek Stratona. Leży on stąd w oddaleniu sześciuset stadiów, a minęły już cztery godziny dnia. Sam czas przekreśla możliwość sprawdzenia się mojej przepowiedni". Wyrzekłszy te słowa zasmucony starzec pogrążył się w zadumie. Lecz już po niedługim czasie nadeszła wiadomość o zabójstwie Antygona w miejscu podziemnym, które także nosiło nazwę Zamku Stratona, podobnie jak leżąca nad morzem Cezarea. To właśnie zmyliło owego wieszcza.

6. Wyrzuty z powodu tej zbrodni rychło wpędziły Arystobula w chorobę. Rozpamiętując popełnione morderstwo, nieustannie gryzł się w duszy i począł niedomagać, aż w końcu przez nadmierne strapienie nastąpiło pęknięcie we wnętrznościach i zwymiotował obficie krwią. Wynosząc ją jeden ze sług, którzy go pielęgnowali, potknął się -jakby za zrządzeniem opatrzności Bożej - w tym samym miejscu, w którym zabito Antygona, rozlewająć krew mordercy na widoczne jeszcze plamy po zabitym. Świadkowie tego wydarzenia od razu podnieśli okrzyk przerażenia sądząc, że sługa rozmyślnie wylał w tym miejscu krwawą libację. Słysząc te odgłosy król zapytał, co się stało. A gdy nikt nie odważył mu się odpowiedzieć, tym silniej nalegał, aby mu to wyjaśniono. W końcu, pod wpływem groźby wymuszenia tego siłą, powiedziano mu prawdę. Wtedy on zalał się łzami i westchnąwszy, jak mu jeszcze pozwalały siły, rzekł: "Nie było mi danym ukryć się ze swoimi zbrodniami przed potężnym okiem Bożym i szybko dosięga mnie kara za zabójstwo członka rodziny. Jak długo, bezwstydne ciało moje, będziesz więzić duszę skazaną na pomstę brata i matki? Jak długo będę wylewał kroplę po kropli krew moją jako libację dla nich? Niechaj wezmą ją od razu całą i niech Bóg już nie drwi więcej z ofiar wylewanych z moich wnętrzności". Ledwie wyrzekł te słowa, natychmiast zakończył życie, a sprawował władzę królewską nie dłużej niż jeden rok.

 

ROZDZIAŁ IV

 

1. Wdowa uwolniła jego braci i ustanowiła królem Aleksandra, który z racji swojego wieku oraz ze względu na stateczność charakteru zdawał się zasługiwać na pierwszeństwo. Doszedłszy do władzy, jednego z braci, który pretendował do tronu, kazał zgładzić, a tego, który wolał trzymać się z dala od spraw publicznych, pozostawił w spokoju.

2. Doszło także do starcia zbrojnego między nim a Ptolemeuszem o przydomku Laturos, który zajął miasto Asochis. Choć niemało swoich przeciwników położył trupem, szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Ptolemeusza. Lecz gdy ten, zwalczany przez swoją matkę Kleopatrę, wycofał się do Egiptu, Aleksander obiegł i zajął Gadarę oraz Amatus, który niewątpliwie był najznaczniejszą z twierdz położonych za Jordanem i zawierał niezwykle cenne skarby Teodora, syna Zenona. Ów zaś, zjawiwszy się niespodziewanie, zagarnął swoje mienie i bagaż królewski oraz wyciął w pień około dziesięciu tysięcy Żydów. Aleksander zniósł jednak ten cios i zwróciwszy się ku wybrzeżu zagarnął Gazę, Rafię oraz Antedon, który król Herod nazwał później Agryppias.

3. Kiedy ujarzmił te miejscowości, naród żydowski powstał przeciw niemu w czasie pewnego święta (albowiem podczas gdy Żydzi świętują, szcze- gólnie łatwo zapala się u nich płomień buntu). I nie byłby chyba w stanie stłumić sprzysiężenia, gdyby nie przyszło mu z pomocą wojsko najemne. (Byli to Pizydyjczycy i Cylicyjczycy, jako że Syryjczyków, którzy mieli dziedziczną niechęć do narodu żydowskiego, nie werbowano do wojska najemnego). Zabił ponad sześć tysięcy buntowników, po czym uderzył na Arabię. Tutaj podbił krainy Galaad i Moab i nałożył na nie haracz. Następnie znowu skierował się przeciwko Amatus. Ponieważ Teodor przeraził się jego sukcesami, Aleksander wziął twierdzę opuszczoną i zrównał ją z ziemią.

4. Z kolei uderzył na króla arabskiego Obedasa, który w okolicy Gaulany urządził nań zasadzkę. Aleksander dał się wciągnąć w pułapkę i stracił całą swoją armię, która została zepchnięta do głębokiego wąwozu i stratowana kopytami ogromnej liczby wielbłądów. Sam uszedł do Jerozolimy, gdzie ogrom jego klęski pobudził naród, od dawna mający go w nienawiści, do wzniecenia powstania. I tym razem był on górą i w kolejno stoczonych w ciągu sześciu lat bitwach zabił nie mniej niż pięćdziesiąt tysięcy Żydów. Jednakże zwycięstwa, które doprowadziły do wyniszczenia własnego królestwa, nie dały mu zadowolenia. Dlatego też odłożył broń i starał się dojść do zgody z poddanymi w drodze perswazji. Lecz taka zmiana w jego sposobie myślenia i niestałość postępowania wzbudziła w nich jeszcze większą wrogość. Kiedy zapytał, jaka jest tego przyczyna i co ma czynić, aby się uspokoili, odpowiedź brzmiała: "Umrzeć". Ale nawet gdyby leżał martwy, mówili, trudno byłoby pojednać się z tym, co dopuścił się takich czynów. Równocześnie zwrócili się o pomoc do Demetriusza zwanego Akajrosem. Gdy zaś ten, licząc na osiągnięcie większych korzyści, z łatwością na to przystał i nadciągnął ze swymi zastępami, Żydzi połączyli się ze sprzymierzeńcami koło Sykimy.

5. Aleksander wystąpił przeciwko połączonym siłom na czele armii liczącej tysiąc jeźdźców i osiem tysięcy najemnego wojska pieszego. Po jego stronie stanęło jeszcze około dziesięciu tysięcy sprzyjających mu Żydów. Przeciwnicy natomiast rozporządzali siłą składającą się z trzech tysięcy jeźdźców i czternastu tysięcy żołnierzy pieszych. Zanim starły się z sobą szeregi tych wojsk, królowie próbowali przez heroldów nakłonić żołnierzy przeciwnej strony do dezercji. Demetriusz miał nadzieję, iż tym sposobem uda mu się odciągnąć od Aleksandra wojsko najemne, a Aleksander tego samego oczekiwał od żydowskich sprzymierzeńców Demetriusza. Skoro jednak ani Żydzi nie dali się przejednać, ani Grecy nakłonić do złamania wierności, sprawę rozstrzygnięto orężem w boju. Bitwę wygrał Demetriusz, mimo że najemnicy Aleksandra dali dowody wprost niezwykłej odwagi i dzielności. Następstwa wyniku walki okazały się jednak odwrotne, niż tego oczekiwały obie strony. Ci, co wezwali Demetriusza na pomoc, po odniesionym zwycięstwie nie wytrwali przy nim, zaś do Aleksandra, który zbiegł w góry, przystało sześć tysięcy Żydów, którzy ulitowali się nad nim z powodu tej odmiany losu. Taki obrót rzeczy odebrał chęć do walki Demetriuszowi, który sądząc, iż Aleksander znowu stał się równorzędnym w walce przeciwnikiem i że stoi za nim cały naród, wolał się wycofać.

6. Po odejściu sprzymierzeńców pozostali mieszkańcy bynajmniej nie poniechali waśni, lecz prowadzili zawziętą wojnę z Aleksandrem, aż ten, wytraciwszy sporą ich liczbę, wpędził pozostałych do miasta Bemeselis i po jego zdobyciu uprowadził w niewolę do Jerozolimy. Niepohamowana złość jego wyrażała się w tak srogim postępowaniu, że dopuścił się wielce bezbożnego czynu: ośmiuset spośród jeńców kazał ukrzyżować w środku miasta i na ich oczach poderżnąć gardła ich żonom i dzieciom. Sam tymczasem przyglądał się temu widowisku pijąc i leżąc z nałożnicami. Toteż tak wielkie przerażenie ogarnęło naród, że osiem tysięcy ludzi z obozu jego przeciwników zbiegło nocą z całej Judei, a kresem ich wygnania stała się dopiero śmierć Aleksandra. Zapewniwszy takimi środkami, po wielu latach i z trudem, spokój w swoim królestwie, nie uciekał się więcej do oręża. 

7. Lecz do powstania nowych zamieszek przyczynił się Antioch, zwany Dionizosem, brat Demetriusza i ostatni z rodu Seleukosa. Aleksander, obawiając się tego, że ów przedsięwziął wyprawę na Arabów, kazał wykopać między górzystym terenem powyżej Antypatryda a wybrzeżem morskim koło Joppy głęboki rów, a przed tym wykopem wzniósł wysoki wał i wbudował weń drewniane wieże, aby zamknąć miejsca, którymi najłatwiej można było wtargnąć. Wszelako nie udało mu się powstrzymać Antiocha, gdyż ten wieże spalił i zasypawszy rów przeszedł przezeń ze swoim wojskiem. Uważając szukanie zemsty na tym, który stawił te przeszkody, za rzecz mniej ważną, od razu podążył przeciwko Arabom. Król arabski, wycofując się do okolic kraju bardziej dogodnych do stoczenia bitwy, raptownie zawrócił swoją jazdę - liczyła ona dziesięć tysięcy ludzi - i natarł na nie ustawione w szyku bojowym wojska Antiocha. Wywiązała się gwałtowna bitwa i dopóki żył Antioch, oddziały jego stawiały opór, choć z rąk Arabów ginęło niemało jego ludzi. Z chwilą jednak, gdy on także padł, walcząc ciągle na przedzie w najbardziej zagrożonych miejscach, aby śpieszyć z pomocą chwiejącym się szeregom, zaczął się ogólny odwrót. Większość żołnierzy poniosła śmierć bądź na polu walki, bądź też w czasie ucieczki. Reszta ratowała się do wsi Kana, lecz wszyscy, oprócz nielicznej garstki, wyginęli z braku żywności.

8. Po tym wydarzeniu mieszkańcy Damaszku, żywiąc nienawiść do Ptolemeusza, syna Mennajosa, przyzwali Aretasa i ustanowili go królem Celesyrii. Ów wyprawił się na Judeę, pokonał Aleksandra w bitwie, po czym w myśl zawartego układu wycofał się. Aleksander natomiast zajął Pellę i pomaszerował na Gerazę, gdyż znowu skusiły go skarby Teodora. Zamknął jej załogę potrójnym wałem i wziął to miejsce bez walki. Podbił także Gaulanę i Seleucję oraz tak zwany Wąwóz Antiocha. Nadto opanował silną twierdzę Gamalę i po usunięciu jej dowódcy Demetriusza, wskutek licznych skarg na niego, powrócił do Judei po pełnych trzech latach trwania kampanii. Po tym sukcesie naród przyjął go owacyjnie, lecz dla niego koniec wojny zbiegł się z początkiem choroby. Cierpiąc z powodu czwartaczki, mniemał, że pozbędzie się tej słabości, jeśli znów podejmować będzie energiczne działania. Dlatego też przedsiębrał w niestosownych porach wyprawy wojenne i zmuszając ciało do ponoszenia trudów ponad siły, doszedł kresu życia. Zmarł wśród wielkiego zamętu, dzierżąc władzę monarszą dwadzieścia siedem lat.

 

ROZDZIAŁ V

 

1. Rządy w królestwie przekazał swojej żonie Aleksandrze, żywiąc przekonanie, że Żydzi będą wobec niej okazywać szczególną uległość, była bowiem jak najdalsza od jego brutalności, a przeciwstawiając się zbrodniom, pozyskała sobie życzliwość mieszkańców. I nie omylił się w swoich oczekiwaniach. Ster rządów niewiasta owa mocno dzierżyła w swym ręku dzięki szacunkowi, jaki zdobyła sobie pobożnością. Przestrzegała bowiem tradycją uświęconych obyczajów ojczystych z niezwykłą sumiennością i od początku występowała przeciw tyma, co przekraczali święte prawa. Z małżeństwa jej z Aleksandrem urodziło się dwóch synów: starszego z nich Hirkana ustanowiła arcykapłanem, mając na względzie jego wiek, a także jego zbyt gnuśne usposobienie, żeby mógł trudzić się sprawowaniem rządów w państwie, młodszego zaś Arystobula, który odznaczał się żywym temperamentem, skazała na zamknięcie się w życiu prywatnym.

2. W cieniu jej władzy do znaczenia zaczęli dochodzić faryzeusze. Była to grupa Żydów, którzy cieszyli się opinią wyróżniających się spośród innych pobożnością i skrupulatnym objaśnianiem praw. Aleksandra, która sama też objawiała wielką gorliwość w sprawach Bożych, nazbyt się z nimi liczyła, oni zaś stopniowo coraz bardziej wykorzystywali niewieścią prostoduszność, aż w końcu wzięli w swoje ręce faktyczne rządy w państwie i mogli skazywać na wygnanie i stamtąd odwoływać, uwalniać lub więzić, kogo tylko chcieli. Krótko mówiąc, oni korzystali z dobrodziejstwa władzy królewskiej, a wydatki i kłopoty spadały na barki Aleksandry. Potrafiła jednak świetnie pokierować ważnymi sprawami: podwoiła swoją armię, organizując stały zaciąg, i nadto zwerbowała jeszcze niemało wojska najemnego, tak że nie tylko trzymała w ryzach swój naród, ale również budziła postrach u obcych władców. Umiała rządzić innymi, lecz nią samą rządzili faryzeusze.

3. W taki to sposób faryzeusze zgładzili jednego z wybitnych mężów i przyjaciela Aleksandra, Diogenesa, zarzuciwszy mu, że to on właśnie był doradcą króla, kiedy z jego rozkazu ukrzyżowano osiemset osób. Nakłamali również Aleksandrę do stracenia jeszcze innych ludzi, którzy podburzali Aleksandra przeciw owym mężom. A że ona przez swą bogobojność ustępowała im, skazywali na śmierć, kogo im się podobało. Najwybitniejsi z tych, którzy czuli się zagrożeni, schronili się do Arystobula. Ten przekonał swoją matkę, by oszczędziła owych mężów ze względu na ich pozycję, a jeśli sądzi, że nie są bez winy, aby wydaliła ich z miasta. Tak więc ci, mając zapewnione bezpieczeństwo, rozproszyli się po kraju. Aleksandra zaś wyprawiła wojsko na Damaszek, posługując się pretekstem, jakoby Ptolemeusz stale uciskał to miasto, i wzięła je w swoje władanie, jako że nie poczyniło ono większych przygotowań do obrony. Króla Armenii zaś Tigranesa, który rozłożył się przed Ptolemaidą i oblegał Kleopatrę, starała się pozyskać przy pomocy pertraktacji i obietnicą podarków, lecz jego zmusiły do szybkiego wycofania się zaburzenia wewnętrzne we własnym kraju, kiedy to Lukullus wkroczył do Armenii.

4. Tymczasem Aleksandrę złożyła choroba, a młodszy z jej synów, Arystobul, wykorzystując sytuację z pomocą swoich zwolenników - a miał ich wielu i szczerze oddanych, gdyż pociągał ich jego żywy temperament - zawładnął wszystkimi twierdzami. Po zwerbowaniu wojska najemnego za pieniądze, którymi się w nich obłowił, sam ogłosił się królem. Gdy Hirkan skarżył się na to postępowanie, matka, litując się nad nim, kazała zamknąć żonę i dzieci Arystobula w Antonii. Była to twierdza leżąca w północnej stronie świątyni: dawniej, jako się rzekło, zwała się Baris, a później, gdy Antoniusz osiągnął najwyższą władzę, otrzymała obecną nazwę, podobnie jak od imion Sebastos i Agryppa pochodzą nazwy miast Sebaste i Agryppias. Zanim jednak Aleksandra podjęła kroki przeciw Arystobulowi z powodu obalenia brata, zakończyła życie po dziesięciu latach sprawowania rządów.

 

ROZDZIAŁ VI

 

1. Prawdziwym spadkobiercą władzy stał się Hirkan, któremu Aleksandra powierzyła jeszcze za swojego życia rządy w królestwie, lecz Arystobul górował nad nim energią i zdolnościami. Kiedy doszło między nimi w pobliżu Jerycha do rozprawy zbrojnej o władzę w państwie, większa część wojska opuściła Hirkana, przechodząc na stronę Arystobula. On sam zdołał zbiec z żołnierzami, którzy przy nim wytrwali, do Antonii i wziął zakładników, aby ocalić swoją głowę. Byli nimi żona i dzieci Arystobula. Wszelako zanim waśń między nimi zaszła zbyt daleko, pojednali się z sobą na takich warunkach: Arystobul miał zostać królem, Hirkan natomiast zrzec się tronu i doznawać wszystkich zaszczytów jako brat królewski, lecz wyrzec się pozostałych. Do zgody na tych warunkach doszło w świątyni, gdzie na oczach otaczającego tłumu uścisnęli się serdecznie, po czym zamienili się mieszkaniami: Arystobul udał się do pałacu królewskiego, a Hirkan powrócił do domu Arystobula.

2. Po tak nieoczekiwanym dojściu Arystobula do władzy strach padł na niektórych jego przeciwników, a zwłaszcza na od dawna znienawidzonego przezeń Antypatra. Był on Idumejczykiem z pochodzenia i przez swój ród, bogactwo i wyższość pod innym względem był pierwszym mężem w narodzie. Otóż nakłonił on jednocześnie Hirkana, aby zbiegł do króla arabskiego Aretasa i starał się odzyskać królestwo, a tego, aby go przyjął i z powrotem na tron wprowadził. Charakter Arystobula opisał w jak najciemniejszych barwach, a wynosił pod niebiosa Hirkana, [prosząc, aby go przyjął]. Przekonywał go, że byłoby rzeczą stosowną, aby ten, kto stoi na czele tak wspaniałego królestwa, wyciągnął pomocną dłoń do człowieka, któremu dzieje się krzywda. A krzywdy doznaje - wywodził - Hirkan, którego pozbawiono tronu należnego mu z racji starszeństwa. W ten sposób przygotował ich obu, po czym nocą zbiegł wraz z Hirkanem z miasta. Uciekając, ile mu siły starczyło, dotarł bezpiecznie do miejscowości zwanej Petrą. Jest to stolica królestwa Arabii.

Tutaj powierzył Hirkana opiece Aretasa, którego starał się urobić, prowadząc z nim częste rozmowy i obiecując liczne podarki, aż w końcu nakłonił go do oddania wojska pod jego rozkazy, aby znów wprowadziło go do kraju. Liczyło ono pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy pieszych i jazdy. Takiej sile Arystobul nie był w stanie się oprzeć. Pobity w pierwszej bitwie, został zepchnięty do Jerozolimy. I byłby po przypuszczeniu szturmu dostał się do niewoli, gdyby wtedy wódz Rzymian Skaurus nie wmieszał się w ich spór i nie spowodował przerwania oblężenia. A tego w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin