"Raport Witolda" jest cz�ci� ksi��ki pt. "Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki 1901-1948", wydanej przez Chrze�cija�skie Stowarzyszenie Rodzin O�wi�cimskich. Ksi��ka sk�ada si� z dw�ch cz�ci: pierwsza to praca badawcza dra Adama Cyry, znanego historyka zajmuj�cego si� histori� Auschwitz-Birkenau. Praca stanowi najnowszy stan bada� nad �yciem i dzia�alno�cia rotmistrza W. Pileckiego. Druga cze�� to raport o Auschwitz napisany przez W. Pileckiego w 1945 roku we W�oszech, kt�ry publikowany jest po raz pierwszy. Jest to przejmuj�cy opis obozowych zdarze� i los�w ludzi w Auschwitz widzianych oczami wsp�ltowarzysza niedoli. Raport Pileckiego stanowi wa�ny dokument dzia�alno�ci polskiego ruchu oporu w Auschwitz. S�owo wst�pne: prof. J�zef Garlinski z Londynu, by�y wi�zie� KL Auschwitz. B��d! Nieznany argument prze��cznika. rtm. Witold Pilecki 1901- 1948 Witold Pilecki, �o�nierz Pi�sudskiego, uczestnik wojny w 1920 roku z Rosja bolszewicka, �o�nierz Wrze�nia 1939 roku, oficer AK, dobrowolny wi�zie� Auschwitz, organizator obozowej organizacji ruchu oporu (informowa� �wiat o zbrodniach faszystowskich Niemiec), uciekinier z obozu, �o�nierz Powstania Warszawskiego, jeniec oflag�w, �o�nierz II Korpusu we W�oszech. Po powrocie do Polski skazany na �mier� przez rz�d sowiecko-komunistyczny w Polsce - wyrok wykonano 25 maja 1948 roku. Zgin�� za woln� Polsk� a zw�oki jego pogrzebano gdzie� na wysypisku �mieci, tam prochy bohatera pozostaj� NN - nieznane i nierozpoznane. Chrze�cija�skie Stowarzyszenie Rodzin O�wi�cimskich http://members.shaw.ca/escapinghell/chsro.htm Ul. Wi�ni�w O�wi�cimia 20/III/10 32-600 O�wi�cim Tel. 0602/287-433 Fax. 033/843-31-86 Informacje o rtm. Witoldzie Pileckim i ruchu oporu w obozach zag�ady mo�na znale�� r�wnie� na stronach: "Escaping Hell" - Konstanty Piekarski http://members.shaw.ca/escapinghell/ RAPORT WITOLDA PILECKIEGO Wi�c mam opisa� mo�liwie suche fakty, jak tego chc� moi koledzy. M�wiono: �Im bardziej pan si� b�dzie trzyma� samych fakt�w, podaj�c je bez komentarzy, tym b�dzie to warto�ciowsze�. Spr�buj� wi�c... lecz cz�owiek przecie� nie by� z drewna - ju� nie m�wi� z kamienia (chocia� wydawa�o si�, �e i kamie� nieraz musia�by si� spoci�). Czasami wi�c, w�r�d podawanych fakt�w b�d� jednak wstawia� my�l, wyra�aj�c� to co si� czu�o. Nie wiem, czy koniecznie ma to obni�a� warto�� napisanego. Nie by�o si� z kamienia - cz�sto mu zazdro�ci�em - mia�o si� jeszcze ci�gle bij�ce, czasem w gardle, serce, ko�acz�c� gdzie� - chyba w g�owie � my�l, czasami �apa�em j� z trudem... O nich - dorzucaj�c od czasu do czasu par� odczu� - s�dz�, �e dopiero odda si� obraz prawdziwy. Dnia 19 wrze�nia 1940 roku - druga �apanka w Warszawie. Jeszcze �yje kilku ludzi, kt�rzy widzieli, jak o godzinie 6.00 rano szed�em sam i na rogu Alei Wojska i Feli�skiego stan��em w �pi�tki� ustawiane przez esesman�w z �apanych m�czyzn. Potem za�adowano nas na Placu Wilsona do aut ci�arowych i zawieziono do koszar Szwole�er�w. Po spisaniu danych personalnych w zorganizowanym tam prowizorycznie biurze i odebraniu ostrych przedmiot�w (pod gro�b� zastrzelenia, je�li si� potem u kogo� bodaj �yletka znajdzie) wprowadzono nas na uje�d�alni�, gdzie pozostawali�my przez 19 i 20 wrze�nia. W ci�gu tych paru dni niekt�rzy zd��yli ju� zapozna� si� z pa�k� gumow� spadaj�c� na ich g�owy. Mie�ci�o si� to jednak w ramach mo�liwych do przyj�cia, dla ludzi przyzwyczajonych do tego rodzaju sposob�w utrzymywania �adu przez str��w porz�dku. W tym czasie niekt�re rodziny wykupywa�y swych najbli�szych, p�ac�c ogromne sumy esesmanom. W nocy spali�my wszyscy pokotem na ziemi. Uje�d�alni� o�wietla� ogromny reflektor, stoj�cy przy wej�ciu. Po czterech stronach umieszczeni byli esesmani z broni� maszynow�. By�o nas tysi�c osiemset kilkudziesi�ciu. Mnie osobi�cie najbardziej denerwowa�a bierno�� masy Polak�w. Wszyscy z�apani nasi�kli ju� jak�� psychoz� t�umu, kt�ra wtedy wyra�a�a si� w tym, �e ca�y ten t�um upodobni� si� do stada baran�w. N�ci�a mnie my�l prosta: wzburzy� umys�y, poderwa� do czynu t� mas�. Wsp�towarzyszowi memu - S�awkowi Szpakowskiemu (wiem, �e �y� do czasu Powstania w Warszawie) proponowa�em nawet wsp�ln� akcj� w nocy: opanowanie t�umu, napad na posterunki, przy czym mia�em - przechodz�c do ubikacji - �zawadzi� o reflektor i zniszczy� go. Lecz ja przecie� w innym celu znalaz�em si� w tym �rodowisku, a to by�oby to p�j�ciem na rzecz znacznie mniejsz�... On w og�le uwa�a� to za pomys� z dziedziny fantazji. 21 wrze�nia rano wsadzono nas do aut ci�arowych i w towarzystwie eskortuj�cych motocykli z broni� maszynow�, odwieziono na dworzec zachodni i za�adowano do wagon�w towarowych. W wagonach tych przedtem widocznie musieli wie�� wapno, gdy� ca�a pod�oga by�a nim wysypana. Wagony zamkni�to. Wieziono dzie� ca�y. Pi� ani je�� nie dali. Zreszt� je�� nikt nie chcia�. Mieli�my, wydany dnia poprzedniego, chleb kt�rego wtedy ani je�� ani ceni� nie umieli�my. Chcia�o si� nam tylko bardzo pi�. Wapno pod wp�ywem wstrz�s�w rozdrabnia�o si� w py�. Unosi�o si� w powietrzu, dra�ni�o nozdrza i gard�o. Pi� nie dali. Przez szczeliny desek, kt�rymi zabite by�y okna, widzieli�my, �e wioz� nas gdzie� na Cz�stochow�. Oko�o 10 wiecz�r (godzina 22.00) poci�g si� zatrzyma� w jakim� miejscu i dalej ju� nie jecha�. S�ycha� by�o krzyki, wrzask, otwieranie wagon�w, ujadanie ps�w. To miejsce we wspomnieniach moich nazwa�bym momentem, w kt�rym ko�czy�em ze wszystkim, co by�o dotychczas na ziemi i zacz��em co�, co by�o chyba gdzie� poza ni�. Nie jest to silenie si� na jakie� dziwne s�owa, okre�lenia. Przeciwnie - uwa�am, �e na �adne s��wko �adnie brzmi�ce, a nieistotne, wysila� si� nie potrzebuj�. Tak by�o. W g�owy nasze uderza�y nie tylko kolby esesman�w - uderza�o co� wi�cej. Brutalnie kopni�to we wszystkie nasze poj�cia, do kt�rych my�my si� na ziemi przyzwyczaili (do jakiego� porz�dku rzeczy - prawa). To wszystko wzi�o w �eb. Usi�owano uderzy� mo�liwie radykalnie. Za�ama� nas psychicznie jak najszybciej. Zgie�k i jazgot g�os�w zbli�a� si� stopniowo. Nareszcie gwa�townie otwarto drzwi naszego wagonu. O�lepi�y nas reflektory skierowane we wn�trze. - Heraus! rrraus! rrraus! - pada�y wrzaski, a kolby esesman�w spada�y na ramiona, plecy i g�owy koleg�w. Nale�a�o szybko znale�� si� na zewn�trz. Skoczy�em i wyj�tkowo nie dosta�em kolb�; staj�c w pi�tki trafi�em w �rodek kolumny. Zgraja esesman�w bi�a, kopa�a i robi�a niesamowity wrzask: �zu F�nfe!� Na stoj�cych na skrzyd�ach pi�tek, rzuca�y si� psy, szczute przez �o�dak�w. O�lepieni reflektorami, pchani, bici, kopani, szczuci psami, raptownie znale�li�my si� w warunkach, w jakich w�tpi�, by kto� z nas by� kiedykolwiek. S�absi byli oszo�omieni do tego stopnia, �e naprawd� tworzyli bezmy�ln� grup�. P�dzono nas przed siebie, ku wi�kszej ilo�ci skupionych �wiate�. W drodze kazano jednemu z nas biec do s�upa w bok od drogi i zaraz w �lad za nim puszczono seri� z peema. Zabito. Wyci�gni�to z szeregu dziesi�ciu przygodnych koleg�w i zastrzelono w marszu z pistolet�w, w ramach �odpowiedzialno�ci solidarnej� za �ucieczk�, kt�r� zaaran�owali sami esesmani. Wszystkich jedenastu ci�gni�to na rzemieniach uwi�zanych do jednej nogi. Dra�niono psy skrwawionymi trupami i szczuto je na nich. Wszystko to robiono przy akompaniamencie �miechu i kpin. Zbli�ali�my si� do bramy, umieszczonej w ogrodzeniu z drut�w, na kt�rej widnia� napis: �Arbeit macht frei�. P�niej dopiero nauczyli�my si� go dobrze rozumie�. Za ogrodzeniem, rz�dami ustawione by�y murowane budynki, w�r�d kt�rych widnia� rozleg�y plac. Stoj�c w�r�d szpaleru esesman�w, przed sam� bram�, doznali�my na moment wi�kszego spokoju. Odp�dzono psy, kazano nam wyr�wna� pi�tki. Tutaj liczono nas skrupulatnie - na ko�cu doliczaj�c ci�gnione trupy. Wysoki, wtedy jeszcze pojedynczy p�ot z drutu kolczastego i brama pe�na esesman�w nasun�y mi mimowolnie, czytany kiedy� aforyzm chi�ski: �Wchodz�c, pomy�l o odwrocie, a wychodzi� b�dziesz ca�o...� U�miech ironiczny zrodzi� si� gdzie� we mnie i przygas�... na co to tutaj si� przyda... Za drutami, na wielkim placu, uderzy� nas inny widok. W nieco fantastycznym, pe�zaj�cym po nas ze wszystkich stron �wietle reflektor�w, widoczni byli jacy� niby-ludzie. Z zachowania podobni raczej do dzikich zwierz�t (bezwzgl�dnie obra�am tu zwierz�ta - nie ma jeszcze w naszym j�zyku okre�lenia na takie stwory). W dziwnych ubraniach w pasy, jakie si� widzia�o na filmach o Sing-Sing, z orderami na kolorowych wst��kach (tak mi si� wtedy w migaj�cym �wietle wydawa�o), z dr�gami w r�ku, rzucili si� z dzikim �miechem na pojedynczych naszych koleg�w. Bij�c ich po g�owach, kopi�c le��cych ju� na ziemi w nerki i w inne czu�e miejsca, wskakuj�c butami na piersi, brzuch - zadawali �mier� z niesamowitym jakim� entuzjazmem. �Ach! Wi�c zamkn�li nas w zak�adzie dla ob��kanych!...�- przemkn�a mi my�l. - Co za pod�o��! - rozumowa�em jeszcze kategoriami ziemi. Ludzie z �apanki - a wi�c nawet w poj�ciu Niemc�w nie obci��eni �adn� win� wobec Trzeciej Rzeszy. W g�owie zab�ys�y mi s�owa Janka W., wyrzeczone do mnie po pierwszej �apance (sierpie�) w Warszawie: �Ot, widzisz, nie skorzysta�e� z tak dobrej okazji - ludziom z�apanym na ulicy nie zarzuc� �adnej sprawy politycznej - w ten spos�b najbezpieczniej mo�na si� dosta� do obozu.� Jak�e naiwnie, hen tam w Warszawie podchodzili�my do sprawy Polak�w wywo�onych do oboz�w. Tu nie potrzeba by�o mie� �adnej sprawy politycznej, �eby zgin��. Zabijano pierwszego lepszego z brzegu. Zaczyna�o si� od pytania rzuconego przez pasiastego cz�eka z dr�giem: �Was bist du von zivil?� Odpowied�: ksi�dz, s�dzia, adwokat w�wczas powodowa�a bicie i �mier�. Przede mn� w pi�tce sta� jaki� kolega, kt�ry na to pytanie, rzucone mu z r�wnoczesnym uj�ciem go gar�ci� za ubranie pod gard�em, odpowiedzia�: �Richter�. Fatalny pomys�! Po chwili by� na ziemi bity i kopany. Wi�c wyka�czano specjalnie inteligencj�. Po tym spostrze�eniu zmieni�em nieco zdanie. To nie ob��ka�cy, to jakie� po...
weldon1