Milburne Melanie - Ślub w Rzymie.pdf

(373 KB) Pobierz
282498648 UNPDF
Melanie Milburne
Ślub w Rzymie
282498648.002.png
Rozdzia ł 1
Anna z przerażeniem patrzyła na poważną twarz lekarza.
– Chce pan powiedzieć, że... on umrze?
– Bez prywatnego ubezpieczenia, w publicznym systemie opieki
zdrowotnej syn pani będzie musiał poczekać na operację co najmniej rok,
a może nawet półtora.
– Ale mnie nie stać na prywatne ubezpieczenie – wykrztusiła Anna
przez zaciśnięte gardło. – Już teraz z trudem radzę sobie nawet z
utrzymaniem nas obydwojga!
– Zdaję sobie sprawę z trudności, jakie napotykają samotne matki, takie
jak pani – odrzekł lekarz bez śladu współczucia, którego w tej chwili tak
bardzo potrzebowała. – Ale publiczny system opieki zdrowotnej jest
przeciążony i bliski całkowitej zapaści. Życie pani syna na krótką metę nie
jest zagrożone, ale tę dziurę w sercu trzeba załatać, zanim doprowadzi do
trwałych szkód. – Przerzucił notatki na biurku i dodał jeszcze: – Jeśli uda
się pani znaleźć jakiegoś sponsora i zebrać fundusze, to operacja mogłaby
się odbyć w ciągu miesiąca w Centrum Chirurgii Serca w Melbourne.
Anna nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Ledwie było ją stać na
bilet tramwajowy do miasta. Co tu mówić o operacji przeprowadzonej w
jednym z najlepszych szpitali w kraju!
– Ile... to by kosztowało? – wyjąkała, nieświadomie zsuwając się na
brzeżek krzesła.
Lekarz przez chwilę milczał, jakby obliczał coś w myślach, po czym
wymienił sumę. Gdy Anna ją usłyszała, zaparło jej dech i omal nie spadła
z krzesła.
282498648.003.png
– Aż tyle? – wykrztusiła.
– Obawiam się, że tak. Sammy musiałby pozostać w szpitalu co
najmniej przez dziesięć dni. To znacznie podwyższa koszty. A jeśli będą
jakieś komplikacje...
Anna z przerażeniem przełknęła ślinę.
– Jakie komplikacje?
– Pani Stockton, każda operacja to ryzyko, a operacja serca u
trzyletniego dziecka, to szczególnie delikatna sprawa. Zagrożeń jest wiele:
na przykład infekcja, niepożądane reakcje na leki i tak dalej. – Lekarz
zamknął teczkę leżącą na biurku i, odchylając się na oparcie krzesła,
przesłał jej uśmiech, który chyba miał jej dodać otuchy. – Proponuję, by
poszła pani teraz do domu, podzwoniła po znajomych i krewnych i
poszukała kogoś, kto mógłby pokryć koszty. W ten sposób pani syn
miałby szansę na szybkie i szczęśliwe rozwiązanie sytuacji.
Anna westchnęła w duchu, podnosząc się z miejsca. Poza siostrą miała
bardzo niewielu krewnych. A znajomi?
Gdy przed czterema laty wróciła do kraju, ostatnią rzeczą , o jakiej
myślała, było zbudowanie sieci wspierających przyjaciół; wtedy myślała
tylko o tym, by stworzyć jak największy dystans między sobą a rodziną
Ventressich. Niemal każdego dnia myślała o swoim byłym narzeczonym
Franku i jego bracie Carlu... Teraz też z trudem odganiała te myśli od
siebie. Okropne oskarżenia wciąż dźwięczały jej w głowie i wiedziała, że
gdyby tylko poddała się im.
Po ulicy przelewał się tłum ludzi wędrujących od sklepu do sklepu, od
biura do biura. Niezwykły jak na listopad upał powiększał jeszcze ogólne
zniecierpliwienie. Marzyła o czymś zimnym do picia. Zerknęła na
282498648.004.png
zegarek: jeszcze przez godzinę nie musiała wracać do domu, gdzie pod
opieką Jenny, jej młodszej siostry, czekał na nią synek. Zauważyła w
pobliżu kawiarnię i ruszyła w tę stronę. Gardło miała wyschnięte, tania
bawełniana bluzka na plecach była zupełnie mokra od potu. Przechodząc
obok szyby wystawowej, zauważyła, że jej jasne włosy opadają na
ramiona w strąkach. Wyglądała niechlujnie i przygnębiająco.
Tylko jeden stolik był wolny. Znajdował się na samym końcu kawiarni,
w ciemnym kącie, toteż gdy Anna dostrzegła sylwetkę wysokiego
mężczyzny przy sąsiednim stoliku, było już za późno. Mężczyzna patrzył
wprost na nią. Było już za późno, by się wycofać... o wiele za późno.
Podniósł się z niedbałym wdziękiem, charakterystycznym dla
wszystkich mężczyzn z jego rodziny, i stanął tuż przy jej stoliku.
– Witaj, Anno – odezwał się aksamitnym głosem, na dźwięk którego
przeszył ją dreszcz i natychmiast powróciły wspomnienia czasu, gdy przez
chwilę życie wydawało jej się wielką obietnicą niezmąconego szczęścia.
– Franko... – wykrztusiła. Samo wypowiedzenie jego imienia sprawiało
jej ból.
– Czy mogę się do ciebie przysiąść? – Nie czekając na odpowiedź,
odsunął sobie krzesło i usiadł.
Anna zresztą i tak nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Miała
wrażenie, że usta zamarzły jej na lód.
– Ile to już lat? – zapytał, przebiegając wzrokiem po jej postaci. – Trzy?
Cztery?
Te słowa, rzucone lekkim tonem, kompletnie wytrąciły ją z równowagi.
Ona sama mogła mu dokładnie podać liczbę dni, które minęły od ich
rozstania; pamiętała to dokładnie niemal co do minuty. Pamiętała również
282498648.005.png
ostatnie słowa, jakie wykrzyczał do niej w gniewie. Podniosła wyżej
głowę i spojrzała na niego ponad stolikiem.
– Nie pamiętam. To było tak dawno.
– To prawda. – Siedział rozluźniony i taksującym spojrzeniem obrzucał
jej oblaną rumieńcem twarz. – Co u ciebie słychać? Wyglądasz na...
przygnębioną.
– Wszystko w porządku, dziękuję – odrzekła, spuszczając wzrok.
Podeszła do nich kelnerka i, zanim Anna zdążyła otworzyć usta, Franko
już zamówił sok ze świeżych pomarańczy dla niej i kawę ristretto dla –
Mogłeś mnie przynajmniej zapytać o zdanie – prychnęła, gdy kelnerka
odeszła. – Skąd wiesz, że nie chciałam czegoś innego?
– A chciałaś coś innego? – zapytał bez żadnych emocji.
– Nie, ale nie w tym rzecz!
– A w czym?
No właśnie, zastanowiła się. Nie było sensu się z nim spierać;
wiedziała, że bez względu na to jaką taktykę obierze, Franko zawsze
będzie górą.
Zatrzymała wzrok na wazoniku z kwiatkami i zapytała z udawaną
obojętnością:
– Co cię sprowadziło do Melbourne?
– Interesy. Nasza firma rozwinęła się. Mamy teraz filie zarówno tutaj,
jak i w Sydney. Hossa na rynkach nieruchomości bardzo nam się
przysłużyła. Przyjechałem, żeby rozejrzeć się w tym, co mamy.
Zerknęła na niego ukradkiem. Zauważyła, że on nie spuszcza z niej
wzroku, i poczuła się jak jedna z kontrolowanych nieruchomości. Gdy
kelnerka przyniosła im zamówienie, Anna skorzystała z okazji i
282498648.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin