Romanse Sprzed Lat 12 - Karen Robards - Zielonooka.pdf

(1410 KB) Pobierz
Green eyes
39756440.001.png
Karen Robards
Zielonooka
Christopherowi Scottowi - Witaj na świecie: 7 kwiet­
nia 1990 r.! - oraz, jak zawsze, z miłością Dougowi
i Peterowi
1
Nie mam wielkiego wyboru, rozmyślała posępnie An­
na Traverne. Mogę tylko zostać kochanką Grahama al­
bo umrzeć z głodu.
Gdyby tylko o nią chodziło, wybrałaby raczej śmierć
głodową... ale była przecież Chelsea! Anna dobrze wiedzia­
ła, że miłość macierzyńska ostatecznie okaże się silniejsza
od dumy, oporów moralnych i fizycznego wstrętu. Nie
mogła przecież pozwolić, by jej pięcioletnia córka została
wydana na łaskę i niełaskę bezlitosnego świata.
Jednak na samą myśl o pójściu do łóżka ze szwagrem
Annie zbierało się na mdłości.
- Dobry Boże, pomóż mi znaleźć jakieś wyjście! - Jako
córka pastora Anna odruchowo szukała ratunku w modli­
twie; tym razem jednak nie było w niej wiele nadziei.
Ostatnio Pan Bóg nie miał widać czasu na wysłuchiwanie
próśb osoby tak mało znaczącej jak ona, toteż modlitew­
ny szept był raczej owocem długoletniego nawyku niż pły­
nącym z głębi serca wołaniem o boską interwencję. Anna
tak wytrwale, tak żarliwie modliła się o życie męża w ostat­
nim okresie jego choroby... A teraz utraciła już chyba zdol­
ność do gorącej modlitwy. Kompletnie się załamała pod­
czas pogrzebu Paula. Potem zaś wszystkie uczucia w niej
wygasły. Nie czuła już prawie nienawiści, strachu, miło­
ści... nawet bólu po stracie męża. Miała wrażenie, że jej ży­
cie spowiła lodowata szara mgła.
Była wdową od sześciu miesięcy; ostatnie trzy zaś -
wskutek nalegań szwagra - spędziła w Anglii. Od chwili
7
powrotu do Gordon Hall Graham nie dawał jej spokoju.
Początkowo czynił to dyskretnie i Anna wmawiała sobie,
że po prostu opacznie pojmuje intencje, kryjące się za je­
go natrętnymi pocałunkami i uściskami. Była ostatecznie
wdową po jego młodszym, jedynym bracie. Może piesz­
czoty, którymi ją obsypywał, są wyrazem współczucia po
śmierci Paula? Ale nawet łudząc tak samą siebie, czuła in­
stynktownie, że prawda wygląda całkiem inaczej. Znała
Grahama zbyt dawno, zbyt dobrze, by w to wierzyć.
Graham miał na nią chętkę już wówczas, gdy wszy­
scy troje bawili się ze sobą jako dzieci. Była to jednak
tylko zachcianka, nie miłość. To Paul naprawdę poko­
chał ją, córkę miejscowego proboszcza, choć on i Gra­
ham byli synami bogatego i wpływowego hrabiego Ri-
dleya. Anna odpowiedziała miłością na miłość. Starszy
od niej o miesiąc Paul był od dzieciństwa najdroższym
przyjacielem Anny. Małżeństwo w niewielkim stopniu
zmieniło ich wzajemne stosunki. Był to szczęśliwy zwią­
zek, pełen wzajemnego przywiązania i szacunku. Anna
ufała, że łączące ich więzi z biegiem lat staną się jeszcze
silniejsze i doskonalsze. I nagle, w niewiarygodnie mło­
dym wieku: w dwudziestym czwartym roku życia, Paul
zmarł. Z jego śmiercią życie Anny i małej Chelsea roz­
trzaskało się jak kruche szkło.
W odróżnieniu od niedźwiedziowatego Grahama,
Paul był szczupły, miał jasną cerę i włosy koloru lnu tak
podobne do włosów Anny, że nieznajomi brali ich ra­
czej za rodzeństwo niż za małżonków. Mimo swej deli­
katnej budowy Paul wydawał się całkiem zdrów. No cóż,
pozory często mylą, powtarzał niejednokrotnie ojciec
Anny. Po śmierci Paula doktor powiedział, że miał on
zapewne wrodzoną niedomogę serca.
Gdybyż o tym wiedziała! Gdyby oboje byli tego świa­
domi! Nigdy by nie wyruszyli na spotkanie szalonej
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin