Hipnoza Klucz Do Magazynu Rzeczy Zapomnianych - Artykul.pdf

(256 KB) Pobierz
HIPNOZA
KLUCZ DO MAGAZYNU RZECZY ZAPOMNIANYCH
Tekst opublikowano w "Magazynie do Gazety Wyborczej" nr 27 (331) Czwartek 8 VII 1999.Autorami
tekstu są Artur Włodarski i Agnieszka Rychwalska.Link do internetowej witryny "Gazety Wyborczej"-
patrz http://www.gazeta.pl/ tutaj .
E-mail do redaktora Artura Włodarskiego: a.wlodarski@gazeta.pl artur.wlodarski@gazeta.pl
bonet@gazeta.pl
Wstęp:
To miał być kolejny naukowy tekst. tyle że o hipnozie. Wydawało się, że nie będzie bardziej kłopotliwy,
ani bardziej pracochłonny niż artykuły o mózgu, genach czy makakach. Szybko przekonaliśmy się
jednak, że z hipnozą sprawa nie jest prosta. W Polsce para się nią garstka naukowców i przynajmniej
10 razy więcej osób z nauką nie związanych. I jedni, i drudzy potrafią hipnotyzować. Jedni i drudzy
wykorzystują hipnozę do zupełnie innych celów: naukowcy - psycholodzy i lekarze - prowadzą
hipnoterapię; pozostali - rozwijają jesnowidzenie i telepatię, odnajdują zagubione przedmioty i ludzi,
itp. Ci pierwsi prawie nie ogłaszają się w prasie, ci drudzy - często. Ci pierwsi sądzą, że ci drudzy w
ogóle nie powinni się brać za hipnozę, a już pod żadnym pozorem nie hipnoterapię. Ci drudzy nie
przyjmują tego do wiadomości - wielu z nich hipnozą zarabia na życie. Wybierając rozmówców,
mogliśmy poprzestać na naukowcach. Ale nie chcieliśmy stworzyć wrażenia, że odsądzamy
pozostałych od czci i wiary. A poza tym hipnoza nie kończy się za progiem gabinetów i laboratoriów;
wynajęte sale szkolne, prywatne mieszkania pełne bibelitów - tam też jest praktykowana. Głównie tam.
Dlatego rozmówców jest aż czworo: dwoje naukowców i dwoje "nienaukowców?. W dodatku z różnych
miast. Ale nawet gdyby mieszkali na jednej ulicy i tak nie doszłoby do wymiany zdań przy jednym
stole. Powód?jeden z naukowców nie chciał się znaleźć w towarzystwie "nienaukowców". Protestował.
Wtedy też stał się "pewnym naukowcem". Z każdym z rozmówców rozmawialiśmy więc osobno.
Każdemu zadaliśmy te same pytania. Żaden nie słyszał odpowiedzi pozostałych. Powstało coś, co
można nazwać wywiadem równoległym. Nie widzieliśmy innego sposobu, by uzyskać możliwie pełny
(a jak się później okazało nie całkiem spójny) obraz hipnozy.
Zasadniczy tekst artykułu, który jest wywiadem z kilkoma osobami:
Pani Lidia zapaliła świece i kadzidełko. Włączyła magnetofon. Z głośników popłynęła nastrojowa
muzyka. Spoglądałem wyczekująco na leżankę. Jednak pani Lidia, o dziwo, kazała mi stać.- Zamknij
oczy - powiedziała miękko. Odpręż się. Rozluźnij wszystkie mięśnie. Zacznijmy od czubka głowy.Po
kolei wymieniała różne partie ciała. Rozkurczałem więc mięśnie twarzy, szyi, ramion, przedramion,
nadgarstków, dłoni, itd. Kiedy doszliśmy do kolan, lekko pchnęła mnie do tyłu. Opadłem na krzesło. -
Jesteś w przytulnym, luksusowym hotelu. wchodzisz do windy, a ta bezszelestnie zwozi cię na parter.
idziesz przez szykowny, przestronny hall. Widzisz przed sobą dwoje drzwi: lewe prowadzą na łąkę,
prawe na plażę. Skiń głową, jeśli chcesz wyjść na łąkę ... Nie drgnąłem. Myślami byłem już na plaży. -
Wybierasz drugie drzwi? - Po chwili moje stopy brodziły w rozgrzanym słońcem pasku. Zdjąłem
koszulę. Czułem, jak promienie słońca piszczą moje plecy. Szedłem dalej. Minąłem kępę trawy i
nachylone nad nią drzewo. Spostrzegłem, że piasek staje się coraz chłodniejszy. jeszcze krok i
usłyszałem chlupot wody. Rzuciłem się w przejrzystą toń. Ogarnął mnie niebiański spokój. Piasek,
woda i ja - wszystko inne przestało się liczyć. Byłem sam i było mi niewiarygodnie dobrze. Położyłem
się w cieniu drzewa. Moje ciało powoli zastygało w bezruchu. Wraz z nim nieruchomiały moje myśli.
jeszcze chwila i zatrzymał się czas. Był tylko spokój, który trwał, trwał i trwał. Z oddali usłyszałem głos
kobiety. - Unieś ręce - poleciła. Musiała upłynąć dłuższa chwila, nim dotarło do mnie, o co jej chodzi. -
Po co? - pomyślałem leniwie. Czyżby źle im było tam, gdzie są - I jakby czytając w moich myślach,
powiedziała: - Są tak ciężkie, że choćbyś nie wiem, co robił, to i tak nie zdołasz ich podnieść. Mimo to
- spróbuj. Spróbowałem. Zdołałem unieść dłonie może na centymetr. Zaraz potem opadły bezwładnie.
Nie sądziłem, że aż tyle ważą. Kobieta ma rację. Nic nie zdoła mnie stąd ruszyć. Znowu pogrążyłem
się w bezczynności. Mój znieruchomiały mózg wypełniło wielkie, rozkoszne NIC. - Tak, oto chwila, dla
której się urodziłem - pomyślałem. Zapragnąłem, by była to ostatnia ogarniająca mnie myśl. I
rzeczywiście - pozostała czysta błogość. - Teraz proszę liczyć do dziesięciu - powiedziała kobieta
zupełnie niepotrzebnie. - Na "dziesięć"obudzi się pan i będzie panu bardzo dobrze. - ... - Proszę liczyć
do dziesięciu i otworzyć oczy. - Mnie już jest dobrze, po co mam liczyć, nie chcę liczyć, nie chcę nic
zmieniać. - Proszę liczyć. Zacząłem, ale czułem, że źle robię. wymieniałem po cichu kolejne liczby, a
ich nazwy parzyły mnie w język. Coraz wolniej i wbrew sobie zbliżałem się do końca. "Dziesięć"- ni to
pomyślałem, ni to wyszeptałem i mechanicznie uniosłem powieki. Wszystko było po staremu: świeca,
obrazy, sofa. I wszystko było brzydkie, niepotrzebne i nieprzyjazne. W uszach ciągle słyszałem szum
fal, czułem gorący piach pod stopami i gorejące słońce na głową. Dlaczego nie mogłem tam zostań?
...
ARTRUR WŁODARSKI, "GAZETA": Czy ja naprawdę byłem zahipnotyzowany?
PANI LIDIA: - Tak. To był najprostszy z przykładów hipnozy. Żadnych akrobacji, żadnego grzebania w
podświadomości. Czysty relaks.
"GAZETA": A myślałem, że nie uda się mnie zahipnotyzować.
PANI LIDIA: Ha! Już po minucie wiedziałam, że z panem nie będzie żadnych problemów. Poszło jak z
płatka. A proszę pamiętać, że z osobą, która nigdy wcześnie nie była hipnotyzowana, zawsze jest
najtrudniej.
ANGIESZKA RYCHWALSKA, "GAZETA": Właśnie. Czy widać tak na oko, że ktoś jest szczególnie
podatny lub oporny na hipnozę?
LECH EMFAZY STEFAŃSKI: Określenie "podatność" źle się kojarzy. podatni jesteśmy na wpływy, na
nałogi, na sugestie ... Ale nie na hipnozę. W odróżnieniu do niej poprawniejsze jest sformułowanie
"zdolność". I tę zdolność mają wszyscy. Z tym, że niektórzy zapadają w głęboki trans hipnotyczny za
pierwszym razem, inni dopiero za setnym. Proszę nie wierzyć zapewnieniom, że ktoś jest "całkiem
odporny" na hipnozę. Takich nie ma.
MGR DOROTA STOLARSKA: To nieprawda, że najłatwiej hipnotyzuje się ludzi słabych, uległych,
niedojrzałych. Jest dokładnie na odwrót. osoby mocno stąpające po ziemi, zebrane w sobie,
racjonalne i trzeźwo myślące - one najłatwiej wchodzą w hipnozę. Bo są najbardziej otwarte na
doświadczenia, bo nie boją się kontaktu ze sobą i z drugim człowiekiem.
PANI LIDIA: Do szczególnie podatnych należą biznesmeni, przedsiębiorcy, dziennikarze, aktorzy i
pisarze. Dlaczego akurat oni? Bo pracują wyobraźnią. A hipnoza, jak sam się pan przekonał, jest
właśnie grą wyobraźni.
PEWIEN NAUKOWIEC: Czasem mówię studentom, że z podatnością na hipnozę jest tak, jak z ilością
pigmentu w skórze. Są osoby o ciemniej karnacji, są albinosi i są ci pośredni. Po latach praktyki
skłaniam się do stwierdzenia, że podatność na hipnozę jest cechą wrodzoną. I nie można jej w żaden
sposób rozwinąć czy wytrenować. Ludzi bardzo podatnych jest nie więcej ni 7-8 procent, średnio
podatnych jest połowa, a absolutnie nie podatnych około 5-8 procent.
"GAZETA": Jak można opisać idealny "obiekt" hipnozy?
P.N.: To człowiek inteligentny, otwarty, obdarzony bogatą wyobraźnią i pozbawiony lęków. Krótko
mówiąc, im lepsze zdrowie psychiczne, tym większa podatność na hipnozę. Bez trudu osoby takie
znajdujemy wśród studentów. Z innymi bywa gorzej.
"GAZETA": Jaka jest definicja hipnozy?
P.N.: Z tym jest problem. Część naukowców uważa, że hipnoza obejmuje kilka różnych stanów
psychicznych i w związku z tym jednolita jej definicja jest niemożliwa.
"GAZETA": A na czym właściwie polega hipnotyzowanie? I jaki jest mechanizm hipnozy?
L.E.S.: Rola hipnotyzera sprowadza się do tego, że odwołuje się on do wyobraźni osoby
hipnotyzowanej. Musi jej jednak jakoś pomóc, jakoś ją pobudzić. Robi to za pomocą kilku środków.
Jakich? Ponad sto lat temu opisał je dr Julian Ochorowicz. jednym z ważniejszych jest oddziaływanie
monotonnych bodźców powodujących znużenie któregoś ze zmysłów osoby hipnotyzowanej,
zwłaszcza słuchu i wzroku. wymieniał też ideoplastię, czyli realizację tego, czego się oczekuje. Na
przykład oczekiwanie na zapadnięcie w trans hipnotyczny sprzyja ... zapadnięciu w trans hipnotyczny.
Podobnie jak oczekiwanie na ziewnięcie, z pewnością spowoduje ziewnięcie. To jest właśnie
ideoplastia.
P.L.: Ze wszystkich sposobów zmieniania świadomości hipnoza jest najbardziej znana i najmniej
zrozumiała. Tak naprawdę nikt nie wie, jak i dlaczego hipnoza działa, mimo że stosuje się ją tak długo
i z takim powodzeniem.
"GAZETA": Kiedy "wynaleziono" hipnozę?
L.S.E.: Dawno. Ale jak dawno"Zachowały się dokumenty z czasów starożytnego Egiptu świadczące
bezspornie, że stosowali ją już kapłani egipscy. Tak więc to, co pisze Bolesław Prus w "Faraonie",
należy traktować poważnie. A opisał w nim, jak kapłani hipnotyzowali Greka Likona, wywołując u
niego stany jasnowidcze. Prus, jako blisko przyjaciel Juliusza Ochorowicza, mógł często uczestniczyć
w seansach hipnotycznych.
"GAZETA": Hipnozę często porównuje się ze snem, czy słusznie?
L.S.E.: Badania elektroencefalograficzne ujawniły, że hipnoza, choć niekiedy bardzo przypomina sen -
snem nie jest: inną częstotliwość mają fale mózgowe człowieka śpiącego, a inną zahipnotyzowanego.
D.S. : Obserwując pracę "zahipnotyzowanego" mózgu, trudno stwierdzić coś szczególnego, wskazać
na jakąś charakterystyczną jego cechę. Więc albo takich cech jeszcze nie odkryto, albo ich po prostu
nie ma.
"GAZETA": Do czego zatem można ją porównać?
D.S. : To stan silnej koncentracji i rozbudzonej wyobraźni. Podobny do tego, w jakim znajduje się
człowiek zaczytany w pasjonującej książce lub zapatrzony w porywający film. Nic innego nie widzi i nie
słyszy - nie wie, co się dzieje wokół.
"GAZETA": Co jest najbardziej irytującego w powszechnych wyobrażeniach o hipnozie?
L.E.S.: Jeden z najgłębiej zakorzenionych zabobonów głosi, że osoba zahipnotyzowana jest bezwolna
w rękach hipnotyzera. Absurd. przecież nikt nigdy nikogo nie hipnotyzuje na siłę. wszelkie tego typu
seanse odbywają się na zasadzie współpracy.
D.S.: Namolnie podkreślam, że z hipnozą jest jak z lekarstwem: nie leczy wszystkiego. I nie może być
celem samym w sobie - musi czemuś służyć. Ale pacjenci często tego nie rozumieją. Zgłaszają się do
nas i mówią: "Ja chcę hipnozy". Bez sensu! przecież hipnoza to tylko jedna z technik stosowanych w
terapii, a nie terapia sama w sobie.
P.N.: Irytujące bywają skrajności: sceptycyzm tych, którzy programowo w hipnozę nie wierzą i
naiwność tych, którzy oczekują od niej zbyt wiele. Do jednych i drugich z trudem docierają rzeczowe
argumenty. Częściej mam do czynienia z drugimi. Dzwonią do mnie na przykład rodzicie
rozbrykanego nastolatka i proszą: niech go pan zahipnotyzuje, żeby był z niego dobry, kochany
chłopak, żeby się pilnie uczył i szanował rodziców. A ów chłopak jest po prostu zaniedbany
wychowawczo. Oni zaś sądzą, że dzięki hipnozie w pięć minut uda się nadrobić stracone lata.
"GAZETA": A co jest w niej intrygującego?
L.E.S.: To, że ujawnia nieprawdopodobną potęgę ludzkiej wyobraźni. Dzięki niej realizują się nawet
najdziwniejsze sugestie hipnotyzera.
"GAZETA": Jak choćby ...
L.E.S.: ... halucynacje pozytywne, tzn. takie, że się dziwi, słyszy bądź czuje nieistniejące przedmioty
lub nieobecne osoby. "O jaki miły rudy koteczek. I jak ładnie mruczy! Weź go do rąk, pogłaszcz,
zobacz, jakie ma miękkie futerko"- to mówiąc, podaję hipnotyzowanemu powietrze. On bierze je i ...
zaczyna przytulać i głaskać. jest przy tym święcie przekonany, że trzyma w rękach najprawdziwszego
kota. Ale może być coś jeszcze dziwniejszego, świadczącego o najgłębszej hipnozie. Halucynacje
negatywne. Mówię do hipnotyzowanego: "pożegnajmy Jolę". I czekamy chwilę, aż Jola wyjdzie. A Jola
siada na krześle obok wyjścia. Hipnotyzowany jest jednak przekonany, że naprawdę sobie poszła.
Każę mu wtedy usiąść na krześle przy drzwiach. On zaś podnosi się, idzie i ... siada na kolanach Joli,
sądząc, że ma pod sobą puste krzesło. Ech! To po prostu trzeba zobaczyć! halucynacje negatywne są
bardzo efektowne.
"GAZETA": Czyli można sprawić, że z otoczenia hipnotyzowanej osoby "ubędzie" ktoś lub coś?
L.E.S.: Tak. ze wszystkimi tego konsekwencjami. Choć oczywiście ów ubytek dokona się tylko w
świadomości zahipnotyzowanego.
"GAZETA": Najbardziej chyba oklepaną i spektakularną zarazem ilustracją możliwości hipnozy jest
taka scenka: wyprostowany jak deska człowieka zawieszony pomiędzy dwoma krzesłami
podpierającymi tylko jego szyję i łydki. Czasami ktoś jeszcze siada na nim, jak na ławce ...
P.N.: Nazywamy to mostem hipnotycznym. Stara sztuczka, nie ma w niej żadnego cudu. W zasadzie
każdy, kto przechodził profesjonalne szkolenie, robił ją kiedyś. Teraz już nie.
"GAZETA": Dlaczego?
P.N.: Nie lubimy jej. Taka próba naraża mięśnie i ścięgna na ogromne przeciążenia, zmusza je do
olbrzymiego wysiłku. Owszem, osoba szczupła, wysportowana i bez hipnozy może zrobić most
hipnotyczny, ale tylko przez kilka sekund. Natomiast jeśli powisi pięć minut albo ktoś ciężki usiądzie jej
na brzuchu - kontuzja jest niemal pewna. Myślę, że na podobnej zasadzie dochodzi do nadużyć
hipnozy w sporcie: człowiek zostaje zmuszony do wysiłku, którego normalnie by się nie podjął.
organizm wykształcił różne zabezpieczenia i systemy ostrzegawcze, jak choćby ból, które
podpowiadają nam, czego unikać, by sobie nie zaszkodzić. W hipnozie zaś te zabezpieczenia można
wyłączyć.
"GAZETA": Nadużyć hipnozy w sporcie ... To znaczy, że hipnotyzuje się sportowców?
P.N.: Mam na myśli sportowców byłej NRD, tych zwłaszcza, którzy startowali w dyscyplinach
wymagających krótkotrwałego, acz intensywnego wysiłku. Z nie do końca potwierdzonych doniesień
wynika, że hipnotycznie ograniczano u nich poczucie bólu i zmęczenia. Pamiętam taką sytuację: tuż
przed startem w sztafecie 4 x 400 metrów zawodnicy byli na zapleczu przygotowywani przez lekarza
reprezentacji. Nagle ogłoszono, że bieg sztafetowy przełożono na później. I wtedy ekipa NRD
podniosła niesamowity rwetes. Było to tym dziwniejsze, że przecież przesunięcie startów na dużych
zawodach nie jest niczym nadzwyczajnym. wszyscy inni zawodnicy przyjęli to ze zrozumieniem. Ci
nie.
"GAZETA": Co się tak naprawdę stało?
P.N.: Ich z pozoru irracjonalny sprzeciw wynikał - jak sądzę - z obawy, że utracą krótkotrwałą
gotowość do nadzwyczajnego wysiłku. Gotowość, którą zawdzięczali hipnotyzerowi.
"GAZETA": To chyba niedopuszczalne!?
P.N.: Nie fair. Ci zawodnicy byli na dopingu, tyle że nie farmakologicznym, ale psychologicznym. Co
innego stosowanie głębokiej relaksacji hipnotycznej podczas przerw w meczu. Takie rzeczy robi się w
siatkówce, koszykówce i innych grach zespołowych. I jest to całkiem dobry pomysł.
"GAZETA": Czy można zahipnotyzować kogoś tak, by nie było tego po nim widać?
L.E.S.: Ba, wielokrotnie miałem do czynienia z zahipnotyzowanymi, którzy otwierali oczy, wstawali i
poruszali się tak, jakby byli w zwykłym stanie czuwania. To bardzo głęboka faza hipnozy. Nazywamy
ją sztucznym somnambulizmem. Człowiek pozornie wygląda na przebudzonego, a jednak jest
zahipnotyzowany, i to głęboko.
"GAZETA": A czy zahipnotyzowany może stawiać opór? Na przykład wtedy, gdy uzna, że hipnotyzer
posuwa się za daleko?
L.E.S.: Odpowiem przykładem. W latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia wybitny francuski
uczony Jean-Martin Charcot hipnotyzował dziewczynę w obecności studentów. Wezwano go do
nagłego wypadku. przed wyjściem polecił dokończyć seans młodemu asystentowi. Rozkazał
dziewczynie, by się rozebrała. Daremnie. Dziewczyna przez chwilę milczała, potem rozpłakała się,
wypadła z transu i na koniec dała mu w twarz. O czym to świadczy? Opowieści, że hipnotyzowany jest
całkowicie bezwolny w rękach hipnotyzującego, są fantazjami literackimi. Podobnie też filmy
pokazujące, jak to w hipnozie wyjmuje się dusze dwóch ludzi i zamienia miejscami. W tym przypadku
nawet dokładnie wiadomo, kto był autorem takich fantazji: Théophile Gautier, czołowy prozaik
romantyzmu francuskiego.
"GAZETA": Gdzie leżą granice hipnozy? Co można zrobić z człowiekiem będącym w tym stanie?
P.L.: Prawie wszystko, ale nie wszystko. Nie można na przykład skłonić go do zrobienia czegoś - w
jego mniemaniu - bardzo złego lub mogącego mu zaszkodzić. gdyby tak polecić, by wyskoczył przez
okno - oczywiście nie zrobi tego. Ale można inaczej: można mu wmówić, że jest potworny upał, a za
oknem znajduje się basen pełen krystalicznie czystej wody. Wówczas może się skusić. Podobnie z
morderstwem. jeśli ktoś nie jest do niego zdolny, nie popełni go także pod hipnozą. Co nie oznacza,
że w pewnych przypadkach nie jest to możliwe. przynajmniej teoretycznie.
"GAZETA": A więc możliwe jest dokonanie zbrodni zdalnie, cudzymi rękami, i wbrew woli i
świadomości jej bezpośredniego wykonawcy?
P.L.: Wbrew woli - nie, poza świadomością - tak. Można zadbać o to, by owa zdalnie sterowana osoba
natychmiast zapomniała o całym zdarzeniu. Nazywa się to inhibicją.
"GAZETA": Czy to możliwe, by ktoś z hipnozy robił taki właśnie użytek?
D.S.: Chyba tylko w "Archiwum X". Ale mówiąc poważnie, to nigdy nie słyszałem o takim przypadku.
Stosunkowo niewiele osób opanowało do tego stopnia sztukę hipnozy, a ci, którzy potrafią się nią
posługiwać - wolą raczej pomagać niż szkodzić.
"GAZETA":A co dobrego można zdziałać hipnozą?
P.L.: O, bardzo wiele. Można wyleczyć człowieka z lęków, poprawić jego samoocenę, obrzydzić mu
papierosy, alkohol, skłonić do otwarcia się na innych, nauczyć go relaksacji i regeneracji sił,
panowania nad emocjami. Hipnozę stosuje się w leczeniu bulimii, anoreksji czy bólów fantomowych.
jej działanie polega zazwyczaj na pogłębieniu wrodzonych umiejętności zapanowania nad bólem czy
stresem, na przykład przy poparzeniach, gdzie zabiegi pielęgnacyjne są często bardziej bolesne niż
sam moment urazu. Bywa również stosowana podczas borowania i ekstrakcji zębów, a nawet przy
przyjmowaniu porodów. Lekarz hipnotyzer może sprawić, by rodząca nie dostrzegała instrumentów
chirurgicznych, nie odczuwała bólu i nie widziała krwi. Może nawet na czas porodu "wysłać" ją na
krótkie wakacje na Karaiby.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin