30.Żydzi i komunizm-Wchodząc w ideologię komunistyczną.pdf

(73 KB) Pobierz
Wchodząc w ideologię komunistyczną
Wchodząc w ideologię komunistyczną
Jidełe: Kiedy pierwszy raz zetknął się pan z komunizmem?
Pan Jerzy: Pierwszy raz zetknąłem się z komunizmem w 1939 roku. Moja rodzina
mieszkała w Mostach koło Żółkwi. W naszym miasteczku byliśmy jedną z najbogatszych
rodzin. Od trzech tygodni trwała wojna, kiedy Niemcy wycofali się i Związek Radziecki
zajął Zachodnią Ukrainę. Byłem wtedy w cegielni, którą dzierżawił wówczas mój ojciec.
Na początku przyjechało na koniach paru takich "chłopczyków", młodo wyglądających
żołnierzy Armii Czerwonej. To było moje pierwsze zetknięcie z nimi. Później przez dwa
lata mielimy władzę radziecką.
Jaka była reakcja pana rodziny i innych Żydów w Mostach na wkroczenie Armii
Czerwonej?
To oczywiście zależy czyja reakcja. Było sporo lewicowców, bundowców, trochę
proletariuszy, którzy bardzo oczekiwali tej chwili. Zdarzało się, że zadowoleni z tego byli
również syjoniści. Miałem kuzyna, który przyjechał do nas przed wojną, kiedy miałem
jakieś 13 lat. On był zadeklarowanym syjonistą. Przez jaki czas pracował w tartaku
mojego ojca. Pamiętam, jak kiedyś powiedział mi, że "gdy przyjdą Ruscy to my się za to
wszystko zabierzemy". Myślał oczywiście o tartaku i jego włacicielu.
Pierwsze dni po wkroczeniu Armii Czerwonej były ciężkie. Nam na początku zabrano
wszystkie materiały budowlane: belki, deski, cegły. Dostawaliśmy za to od oficerów
jakieś świstki papieru potwierdzaj+/-ce, że wzięli te rzeczy. Potem mój ojciec kazał mi z
tym iść do GORKOMU, czy czego tam, z tym świstkiem. Tam zaczęli się ze mnie śmiać,
bo to była przecież straszna głupota. To było nasze pierwsze zetknięcie.
Ludzie często się z tego wszystkiego podśmiewali, bo w Rosji było wówczas bardzo źle i
żony oficerów, czy nawet sami żołnierze, przyszli zupełnie z innego świata. Byli inaczej
ubrani, nie pasowali do tej kultury.
Jaka była sytuacja Żydów w miasteczku po tak wielkich zmianach?
Była względnie normalna. Żydzi poczuli się równouprawnionymi członkami społeczności
Mostów. Wielu młodych chłopców poszło do władz radzieckich, byli tam bardzo aktywni.
Brali teraz czynny udział w życiu społecznym, czego dotychczas nie mogli robić. My
patrzyliśmy na to inaczej. W ówczesnej nomenklaturze byliśmy "burżuazyjną rodziną" i
baliśmy się, że wywiozą nas na Sybir. Bez przerwy byliśmy straszeni, więc musieliśmy
się stale okupywać. Stale nosiliśmy "padarki" dla majora Gusiewa, szefa lokalnego
NKWD, i w ten sposób udało się nam przetrwać ten pierwszy okres. Bardzo często
dowiadywaliśmy się o nocnych łapankach i wtedy nie spaliśmy w domu, ukrywalśimy się.
W tym czasie wywożono wielu Polaków, Ukraińców, ale również Żydów, uciekinierów z
zachodu, Czech. Rosjanie mówili, że to są elementy wrogie i z jakiegoś powodu bali się,
1
że będą przeszkadzać na granicy. Myśleli, że mogą być wśród nich również szpiedzy
niemieccy. Dlatego też wywozili na Sybir masowo ludzi z bardzo różnych środowisk.
My, żeby nie mieć już tego stresu, wyjechaliśmy do Żółkwi - większego miasteczka, z
którego pochodziła moja matka. Tam ojciec został stróżem nocnym w szkole, bo
wprawdzie mieliśmy z czego żyć, ale wówczas każdy musiał pracować. Słyszeliśmy, że
"kto nie pracuje ten nie je", więc ojciec musiał pójć do pracy. Podkreślam to, żeby
pokazać, jak człowiek myślący, przedsiębiorca, który zawsze pracował głową, w nowym
systemie dostawał pracę, w której jedynym zajęciem było siedzenie nocą w szkole.
Ja z początku rozumiałem niesprawiedliwość, jakiej doświadczyła nasza rodzina. Miałem
czternaście lat, byłem wychowany w zamożnej rodzinie i nagle pozbawiono nas
wszystkiego. Miałem też jednak marzenia. Bardzo chciałem grać w orkiestrze dętej,
jednak w Polsce, jako chłopiec żydowski, nie mogłem być przyjęty do zespołu. Przedtem
moja żydowskość była poważną barierą, a w ZSRR narodowość nie wydawała się żadną
przeszkodą w rozwoju. Liczyło się tylko pochodzenie klasowe, a ja byłem już dzieckiem
proletariusza - stróża nocnego. Teraz, w Żółkwi, przyjęto mnie do zespołu muzycznego,
mogłem grać na trąbce. Stopniowo wciągałem się do kółek teatralnych i różnych innych.
W gimnazjum to, że jestem Żydem, nie było już żadnym problemem. Zacząłem powoli
wchodzić w ideologię radziecką, ideologię komunistyczną.
Dlaczego? Widział pan przecież, co stało się z pańskim ojcem, rodziną.
Pamiętaj, że wiedzieliśmy, że tam, za granicą, są Niemcy i to był nasz jedyny ratunek.
Związek Radziecki był jedynym ratunkiem, który dał nam te dwa lata życia. Kiedy
zaproponowano mi, żebym wstąpił do Komsomołu, oczywiście zgodziłem się. Nawet nie
wiem, czy powiedziałem to moim rodzicom. Pewnie nie opowiadałem im o tym. Przecież
w domu, w czasie wojny fińsko-radzieckiej, kibicowało się Finlandii. Już jako dziecko
cieszyłem się, że ten "kolos na glinianych nogach" dostaje w skórę od Finów. Nie
potrafiłem jednak zdać sobie sprawy, w czyim interesie oni walczą. Trzeba jednak
powiedzieć, że to właśnie wtedy zacząłem być wierzącym komunistą. Już jako dziecko
byłem więc zmuszony do podwójnego życia. W domu byłem kim innym niż w gimnazjum
czy w Komsomole.
Czyli poczuliście wówczas równość, która kierowała was w stronę komunizmu...
Dla mnie to, że każdy w dowodzie osobistym miał napisaną narodowość, świadczyło, że
ten system był od pierwszej chwili nacjonalistyczny. Wówczas jednak tak nie myślałem.
Potem, po wojnie, kiedy byłem na studiach w Leningradzie, czułem już ten narastający
antysemityzm. Były to czasy, kiedy zaczęły wychodzić rzeczy takie, jak sprawa lekarzy i
na każdym kroku widać było, że polityka jest antysemicka. I to w taki perfidny sposób, bo
przecież był to okres, kiedy ZSRR, jako pierwsze państwo, uznało Izrael. Wtedy właśnie
wybuchła sprawa lekarzy. I wtedy już nie trzeba było niczego maskować, antysemityzm
był wszechpotężny. Przeszedł on póżniej również na kraje demokracji ludowej. Procesy
2
Slansky'ego w Czechosłowacji czy Komara w Polsce, to była przecież nagonka
sterowana z Moskwy. Trudno jest mi więc odpowiedzieć na pytanie, czy Żydzi co zyskali,
jakąś równość. Już sam fakt, że zmuszano Żydów do wyjazdu do Birobidżanu, był
straszny.
Przecież do Birobidżanu jechało mnóstwo dobrowolnych osadników. Powstawał
drugi, "komunistyczny Izrael", do którego przyjeżdżali ludzie nawet z USA czy
Palestyny...
Żydów z ZSRR głównie zmuszano. Oczywiście przyjeżdżali ludzie z Ameryki i innych
państw. To była straszna ślepota ówczesnych komunistów spoza ZSRR. Wielu
komunistów zachodnich jechało do Związku Radzieckiego tylko po to, żeby później
zginąć z rąk stalinowców. Mimo że burżuazyjne gazety zachodnie pisały o tym
wszystkim, nikt nie wierzył. Oni wciąż jechali do ZSRR, żeby skrócono ich o głowę. I jeśli
mam mieć pretensję o co do ówczesnych polskich komunistów, to właśnie o to, że wielu
z tych, którzy stracili na wschodzie mężów, ojców, rodziny, wracało do Polski z myślą, że
stworzą coś lepszego. Powodem mogły być uszczelnione już granice, które
uniemożliwiały wyjazd. Z drugiej strony prości Żydzi, którzy przeżyli Sybir, natychmiast
uciekali na Zachód.
Ja wróciłem po wojnie, bo chciałem się dowiedzieć, co z moimi rodzicami. Może jeszcze
miałbym okazję uciekać stamtąd, ale tego nie zrobiłem, bo wierzyłem. Wierzyłem w tą
piękną Polskę Ludową.
I co pan robił zaraz po wojnie?
Jak tylko wróciłem z Niemiec, od razu poszedłem do wojska, do szkoły oficerskiej. To
państwo było naszą nadzieją, kolejną nadzieją na to, że będziemy równouprawnieni. W
Polsce Ludowej Żyd mógł być oficerem, to było możliwe. My wciąż pamiętaliśmy
przedwojenną Polskę, w której o szkole oficerskiej Żydzi nie mogli nawet marzyć.
Staliśmy się równi, jak wszyscy inni. Jednak to wszystko trwało do czasu. Mówią: "Jak
bida to na Żyda", a ta gospodarka to przecież była żadna gospodarka, to była
gospodarka nie z tego świata.
Czy wy też nie wierzyliście w reformy Minca, to nie miało żadnych szans?
Te reformy mogły coś dać. W pierwszych latach Polska zaczęła się całkiem ładnie
rozwijać. Związek Radziecki jednak dyktował wszystko, również drogę rozwoju
gospodarki. Pewnie gdyby nasze władze nie były marionetkami w rękach Moskwy,
wszystko mogłoby się jakoś rozwijać. Wówczas jednak wyboru nie było. Musiałeś wejść
w tryby tego systemu. Albo wchodziłeś, albo szedłeś do więzienia czy w najlepszym
razie byłeś zdegradowany. Twoje dzieci nie mogły się wówczas uczyć, iść na studia. A
Żydzi zawsze przykładali wielką wagę do kształcenia dzieci. I do dzisiaj tak jest.
3
Największy kapitał jaki może być, to studia dla dzieci. Nie było więc wyboru, trzeba było
tworzyć nowe społeczeństwo.
Czyli dla pańskiego pokolenia komunizm był najpierw ostatnią deską ratunku
przed faszyzmem, a później smutną koniecznocią. To znaczy, że nie był to dla was
alternatywny, sprawiedliwy model społeczeństwa?
To była ostatnia i jedyna deska ratunku przed faszyzmem. Potem - jedyna alternatywa
jaka nam pozostała. Byliśmy tam, to był nasz język i nie było możliwości ucieczki za
granicę. A już na pewno nie było możliwości uciekania z rodziną. Ja miałem taką okazję.
Byłem raz w Berlinie Wschodnim, kiedy nie było jeszcze muru i niechcący przeszedłem
przez granicę. Zobaczyłem znaki, że tu jest amerykańska strefa, byłem po stronie
amerykańskiej. I co zrobiłem? Oczywiście wróciłem. Tego systemu ja na pewno nie
wybierałem. To nie był system socjalistyczny, to był system terroru, gdzie człowiek był
absolutnie uzależniony od władzy, często od bardzo małych ludzi. Człowiek lewicuje
tylko dlatego, że chciałby słabszym pomagać. Ja teraz jestem przekonany, że
socjaldemokracja na zachodzie dała robotnikom dużo więcej niż kapitalistom. I choć
kiedyś myślałem inaczej, to teraz uważam, że gdyby komunizm był gdzie indziej, na
zachodzie, we Włoszech, byłoby tam tak samo jak w Polsce.
Czy nie uważa pan, że popularność komunizmu wśród Żydów była tak duża
dlatego, że komunizm oferował Żydom sposób myślenia podobny do ich tradycji?
Myślenie dialektyczne zawsze przecież było bardzo ważne w judaizmie.
Nie sądzę. To raczej inny problem, o którym już mówiliśmy. Polscy Żydzi przez długi
czas nie byli do niczego dopuszczeni. W XIX wieku, gdy zaczęli się emancypować, to
szybko część z nich stała się "zagrożeniem". Okazali się zdolniejsi od innych. Od tego
czasu trzeba było ustawami ograniczać ich obecność na uniwersytetach, w urzędach.
Komunizm zaś gwarantował równość wszystkich narodów. To raczej dlatego tak wielu
Żydów wybrało tę ideę.
Jak wyglądało pana otoczenie po wojnie? Czy wielu spośród Żydów-komunistów
faktycznie wierzyło w budowę lepszej przyszłości w Polsce i wiązało te nadzieje ze
stalinizmem? A jak dużo było cyników, karierowiczów, którzy komunizm traktowali
tylko jako drogę do realizacji własnych, partykularnych celów? Którzy stanowili
większość?
To jest bardzo trudne pytanie. Było wielu takich, którzy wierzyli, że ta Polska Ludowa jest
czymś, co daje nam równe prawa. Nie nam - Żydom, ale nam - obywatelom polskim.
Czuliśmy się już normalnymi obywatelami Polski Ludowej. Co to znaczy cynik? Taki,
który dawał wówczas łapówkę, kiedy widział, że to pomagało? Takich było wielu, ale
niezależnie od narodowości; byli i Żydzi, i Polacy. To był system, do którego trzeba się
było dostosować. Oczywiście Polacy często zarzucali nam tworzenie sitwy, mówili, że
"Żyd Żyda zawsze wspomaga". Jednak ja sam znałem wielu ludzi na wysokich
4
stanowiskach, którzy gdy potrzebowali kogo do pracy, specjalnie wybierali nie-Żydów,
tylko po to żeby nie być posądzonymi. Od nas żądano, żebyśmy nosili nazwiska polskie.
Żądano?
Pewnie, że żądano. Żądano, żebyśmy nosili nazwiska polskie. A oprócz tego ja się o
wiele lepiej czułem pod swoim polskim nazwiskiem niż pod starym nazwiskiem Szteger.
Gdybym ja się nazywał Szteger, to ja bym w żadnej dziedzinie nie zaszedł daleko. Nie
miałbym żadnych szans. A dlaczego ja się starałem, żeby w moim otoczeniu nikt nie
wiedział, że jestem Żydem? I moi koledzy nie wiedzieli, że jestem Żydem. Czy wasze
nazwisko Bilewicz jest waszym rodzinnym nazwiskiem?
Mój dziadek zmienił je przed wojną, żeby dostać pracę jako prawnik. Babcia
wróciła jednak po wojnie do swojego żydowskiego nazwiska i nie przeszkadzało jej
ono w karierze.
Ja zostałem przy nazwisku z moich fałszywych dokumentów. Jeszcze w więzieniu
obiecałem mojej matce, że będę żył jak człowiek, pójdę na studia, będę się uczył. Tak jak
ona chciała. Nawet moi najbliżsi współpracownicy nie wiedzieli, że jestem Żydem. Nikt mi
więc nie zarzuci, że dostawałem pracę, awansowałem dlatego, że jestem Żydem. Kto mi
zarzuci, że ja chciałem zrobić maturę, chciałem studiować? W Polsce Ludowej "sitwa
żydowska" nie istniała. Przecież nawet tu, na zachodzie, ktoś, kto ma władzę, otacza się
swoimi znajomymi, kolegami ze studiów. I to jest w równym stopniu "sitwa". Tak jest już
świat zbudowany.
A jak Polacy się do was odnosili po tym, co przeżyliście?
To był temat tabu. Przecież były Kielce... Sprawa żydowska była pomijana. Nikomu nie
mówiliśmy, że przeżyliśmy gehennę, że nam wymordowano całe rodziny. W Polsce,
gdzie tyle milionów zginęło, nikt się tym nie przejmował. Zarzucano Żydom, że wrócili ze
wschodu i zabierają się do rządzenia. Mówiło się, że naród polski był tak samo
prześladowany, a Oświęcim był w pierwszym rzędzie miejscem martyrologii polskiej, a
nie żydowskiej.
Czy Żydzi, którzy wracali ze wschodu do swoich miasteczek i okazywało się, że
tam nie mają już czego szukać, uciekali do miast i tam wiązali się z komunizmem,
który dawał im szansę życia, pracy i bezpieczeństwa?
Nie mówmy, że się wiązali z komunizmem. Oni po prostu chcieli pracować. Chcieli z
czegoś żyć. W moim miasteczku kobieta ukrywana przez Ukraińca, która po wojnie
wyszła za niego za mąż, została zabita wraz z mężem i dzieckiem. Zabili ją okoliczni
chłopi. W naszych miasteczkach, szczególnie na kresach, nie czulimy się bezpiecznie.
Oficjalnie o Holokauście się nie mówiło. Nikogo to nie obchodziło, a niektóre państwa, jak
np. Szwajcaria, korzystały z tego.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin